czwartek, 31 października 2013

Rozdział 1...

Rozdział 1...
-No,Bieber.Znowu się spotykamy.-zaśmiał się policjant,siedzący za biurkiem,na przeciwko chłopaka.
-Jak się cieszę...-rzucił sarkastycznie szatyn.
-Coś mi się wydaje,że tym razem się nie wywiniesz.-oficer pokręcił głową z dezaprobatą.
-Tak ?-chłopak podniósł wzrok,a na jego ustach widniał cwaniacki uśmieszek.-No to coś mi się wydaje-zaakcentował te słowa-że się mylisz,Brad.
-Dla ciebie,oficer Jones.-warknął mężczyzna,czym tylko rozśmieszył Justina.
-Cokolwiek...-mruknął pod nosem,przewracając przy tym oczami.
W innym przypadku,policjant zwróciłby uwagę przesłuchiwanej osobie,lecz Justin nie siedział na tym krześle po raz pierwszy.Oficer dobrze wiedział,że zwracanie uwagi temu chłopakowi i tak do niczego nie prowadzi.
-Dzieciaku...-zaczął,kręcąc głową.-Na prawdę chcesz zmarnować sobie całe życie ? Zastanów się nad tym poważnie.Nie chcesz się ustatkować,znaleźć pracę,założyć rodzinę i najnormalniej w świecie żyć,jak człowiek ?
Nie dostał od szatyna żadnej odpowiedzi,przez co uznał,że rozmowa dobiegła końca.
-Daj sobie pomóc,póki nie jest za późno.-poklepał chłopaka po ramieniu,po czym opuścił pokój.
***
Szatyn siedział w swojej celi,myśląc tylko o tym,gdzie mógłby znaleźć chociarz jedną działkę.Nie obchodziło go,co to miałoby być.Marihuana,kokaina,heroina...cokolwiek,byleby tylko poczuć się lepiej.Kiedy był na głodzie,tracił nad sobą panowanie,stawał się agresywny.Wiedział,że nie może sobie na to teraz pozwolić.Co innego,gdy był sam,w swoim domu,lub w otoczeniu kolegów,lecz tutaj sprawy wyglądały zupełnie inaczej.Obecnie czekał na adwokata,który wyciągnie go z aresztu i-takie miał przynajmniej nadzieje-pozwoli mu wrócić do jego poprzedniego trybu życia...
Drzwi od celi otworzyły się powoli,a do pomieszczenia wszedł adwokat wraz z dwoma strażnikami.Chłopak prychnął pod nosem,podnosząc wzrok na gości.
-Na prawdę aż tak się mnie boicie,żeby przychodzić tutaj w trójkę.-spytał z kpiną,nie odrywając wzroku od przybyłych.
-Zostawcie nas samych.-poprosiła pani adwokat,po czym zajęła miejsce na krześle,obok łóżka chłopaka.Strażnicy skinęli głowami,a następnie wyszli,zamykając za sobą drzwi.
-Powiedz mi,Justin...Dlaczego to robisz ?-spytała kobieta surowym tonem.
-Bo mi się tak podoba...-warknął pod nosem,wpatrując się w swoje buty.
-Mam córkę kilka lat młodszą od ciebie,która równeż przechodzi okres buntu,więc wiem,jak to jest...-chłopak przerwał jej nagłym wybuchem śmiechu.
-To może ją tu pani przysłać.Chętnie bym się z nią zabawił...-na jego ustach widniał łobuzerski uśmiech.
-Uważaj na słowa,młody człowieku.-zagroziła pani adwokat.-Dążę do tego,że chociaż Bree ma swoje gorsze dni,wie kiedy przestać.Ty również powinieneś się tego nauczyć.Chyba nie chcesz zmarnować sobie reszty życia ?
-Gówno mnie to obchodzi.To nie pani życie i byłbym wdzięczny,gdyby zajęła się pani swoją córeczką,a nie wpieprzała w sprawy innych.-syknął do niej z jadem w głosie.
-Czy ty nie widzisz,że my chcemy ci pomóc !?-kobieta podniosła głos,wstając z krzesła.
-A czy wy kurwa nie widzicie,że ja nie potrzebuję waszej pieprzonej litości !?-szatyn wrzasnął jej w twarz,podnosząc się z łóżka.Pani adwokat wzdrygnęła się pod wpływem nagłego ataku agresji chłopaka.
Natychmiast do sali wbiegli strażnicy i złapali  chłopaka za ramiona,przygwożdżając go do ściany.Szatyn zaczął się szarpać i wyrywać.
-Proszę wyjść z sali.-odezwał się jeden z mężczyzn.
-Przemyśl to,Bieber.-powiedziała ostro kobieta,po czym zniknęła za drzwiami celi.
***Oczami Justina***
Czy ci wszyscy ludzie upadli na głowę ? Oni na prawdę myślą,że po kilku rozmowach stanę się aniołkiem,u którego na sam widok narkotyków będzie pojawiał się odruch wymiotny ?
Chyba sobie żartują...
Narkotyki to całe moje życie.Dla mnie nie liczy się nic innego.
Naćpać się i zapomnieć-to mój stały plan dnia.
Ostatnim razem,kiedy zamknęli mnie w areszcie na kilka dni,dostałem jedynie pouczenie.Mam nadzieję,że i tym razem właśnie na tym się skończy.Nie wybierałem się do żadnego pieprzonego więzienia,lub co gorsza-na odwyk.Chyba bym tam ześwirował,dosłownie.Zacznijmy od tego,że ja nie czuję potrzeby leczenia mojego uzależnienia.Nawet gdybym przedawkował,czy ktoś płakałby nad moim grobem ?
Oczywiście,że nie.
A wiecie,co jest jedyną rzeczą,która trzyma mnie na tym świecie ?
Właśnie narkotyki...
Bez nich,świat jest szary i smutny,czyli po prostu realny,lecz po zażyciu choćby małej ilości białego proszku,rzeczywistość zmienia się w raj,z którego wyciągnąć może nas tylko i wyłącznie czas.
Dzisiaj miała odbyć się rozprawa sądowa,stanowiąca o moim dalszym losie.Leżałem właśnie na łóżku w mojej celi,rozmyślając o wszystkich możliwych wyrokach,które mogą zapaść dzisiaj w sądzie.
Byłem również ciekaw,na ile przyda mi się ta suka,nazywana "Panią adwokat".Mogłaby sobie wsadzić te swoje rady w dupę i nie wtrącać się w moje życie.Założę się,że zrobi wszystko,abym poszedł siedzieć.Musiałem więc wymyśleć w miarę skuteczną linię obrony,choć w cale nie było to proste,zważając na fakt,że od kilku dni w moich żyłach nie płynęły narkotyki.
Nagle drzwi celi otworzyły się,a w progu stanęła moja najukochańsza pani adwokat z jednym z ochroniarzy.Zwlekłem się powoli z łóżka,rzucając pod nosem wiązanką przekleństw.Wsunąłem nogi w adidasy,po czym chwyciłem moją czarną,skórzaną kurtkę i trącając ramieniem kobietę,wyszedłem na korytarz.
-Naprawdę masz zamiar iść do sądu w ...tym ?-spytała,wskazując na moje ubrania.
-Coś ci się ne podoba ?-warknąłem do niej,odwracając się na pięcie i kierując się do wyjścia.Poczułem na ramieniu mocny uścisk strażnika,który prawdopodobnie dostał zadanie,aby doprowadzić mnie do radiowozu.
Cholera jasna ! Nie byłem jakimś pieprzonym kryminalistom,żeby przez 24/7 musiała pilnować mnie ochrona.Owszem,trafiłem parę razy na komisariat,ze względu na posiadanie narkotyków,czy bójki uliczne,ale na litość Boską !
Potrafię sam dojść do samochodu !
Z mordem w oczach kierowałem się wąskim korytarzem do drzwi wyjściowych,przy których czekał jeden z policjantów.Dzięki Bogu,był to Brad,a nie któryś z tych gnojków,którzy skłonni są chodzić za mną przez cały dzień,aby tylko mieć na mnie haka.
Ochroniarz przywitał się z policjantem uściskiem dłoni,po czym "przekazał mnie" w jego ręce.
Gdy odeszliśmy kawałek od budynku,oficer zatrzymał się,nakazując,abym zrobił to samo.
-Słuchaj mnie dzieciaku.Rozmawiałem z adwokatem.Powiem ci szczerze-nie wróżą ci nic dobrego.Masz skończone 21 lat,więc będziesz sądzony jak dorosły.Narkotyki,bójki,to wszystko zsumuje się w postaci wyroku.-mówił do mnie,a ja-o dziwo-słuchałem każdego,wypowiedzianego do mnie słowa.-Proszę cię.Chociarz w sądzie zachowaj resztę godności.-dodał,a następnie ruszył w stronę radiowozu.
W drodze do sądu,przeanalizowałem to,co powiedział mi policjant.Cholera ! On na prawdę sprawiał wrażenie,jakby chciał mi pomóc...
Dojechaliśmy do budynku jakieś 15 minut później.Policjanci-tym razem inni-wyprowadzili mnie z samochodu,ciągnąc w kierunku wejścia.
-Macie kurwa jakiś problem !?-warknąłem do tłumu gapiów,którzy stali przed urzędem.Ci ludzie są na prawdę denerwujący.Ich ulubionym zajęciem jest wpieprzanie się w sprawy innych ludzi.
Wprowadzili mnie do budynku,szarpiąc przy tym za ramiona.Najchętniej wpierdoliłbym i jednemu i drugiemu.
Nikt nie będzie mnie tak traktował...
Gdy weszliśmy na piętro,na którym miała odbywać się rozprawa,wyrwałem się z uścisku gliniarzy i usiadłem na ławce przed salą.
Chwilę później z pomieszczenia wyszła jakaś kobieta.
-Justin Bieber proszony na salę.-powiedziała,po czym ponownie weszła do środka.
Prychnąłem pod nosem,podnosząc swój ciężki tyłek z ławki.Przekroczyłem próg w towarzystwie policjantów,od razu kierując się na miejsce oskarżonego.Na krześle obok czekała już moja "najukochańsza" pani adwokat.Z impetem odsunąłem swoje krzesło i rozsiadłem się na nim.
-Jesteś w sądzie,a nie w jednej z tych swoich melin.-warknęła kpiąco pani adwokat,mierząc mnie wzrokiem.
Na jej słowa jedynie prychnąłem pod nosem,zsuwając się jeszcze niżej na krześle.Chciałem jeszcze bardziej ją wkurzyć.Obdarowałem ją najsłodszym uśmiechem na jaki było mnie stać.
-Myliłam się.Ty nie zasługujesz na pomoc.-mruknęła tak,aby nikt jej nie usłyszał.
-Sam potrafię o siebie zadbać.-zaśmiałem się cicho,skupiając swój wzrok na ściane przede mną.
-Proszę wstać.Sąd idzie.-usłyszałem głos kobiety,która wprowadziła nas na salę.
Spojrzałem na zgromadzonych,którzy właśnie podnosili się ze swoich miejsc.Niechętnie zrobiłem to samo,wkładając ręce do kieszeni jeansów.
Sędzia weszła na salę,siadając na swoim miejscu.Po obu jej stronach zasiedli jacyś ludzie.Nie wiedziałem,po co tu są,lecz nie miałem najmniejszej ochoty pytać się o cokolwiek tej szmaty,nazywanej adwokatem.Swoją drogą,współczuję jej córce,że ma taką matkę.Mała musi mieć nieźle przesrane...
-Wyjmij ręce z kieszeni.-usłyszałem głos sędzi.
Spojrzałem na nią i dopiero po chwili zrozumiałem,że mówiła do mnie.
-Rozpatrywana będzie dzisiaj sprawa Justina Biebera,urodzonego 01.03.1992 roku w Detroit.Oskarżony jest o posiadanie oraz zażywanie narkotyków oraz liczne bójki uliczne.Proszę zająć miejsca.-skończyła swoją przedmowę,po czym zwróciła się do mnie.-Czy zrozumiałeś akt oskarżenia ?-zapytała.
-Tak.-mruknąłem pod nosem,kpiąco podnosząc brwi.
-Czy przyznajesz się do zarzucanych ci czynów ?
-Tak.-odparłem ponownie,lekko zirytowany całym tym przedstawieniem.Dla mnie było to czystym idiotyzmem.Robili mi pięć tysięcy różnych badań na obecność narkotyków i znaleźli parę działek w mojej kieszeni,a mimo wszystko pytają,czy się do tego przyznaję.
Czy to nie jest chore ?
-Pouczam,że obowiązuje cię prawo do odmowy składania zeznań.Jaka jest twoja decyzja ?
-Mogę zeznawać.Wszystko mi jedno.-rzuciłem od niechcenia.
-Zeznania masz składać zgodnie z prawdą.Zrozumiałeś to ?
-Kurwa ! Czy wy chcecie ze mnie zrobić kompletnego debila ? Wiem co to znaczy mówić prawdę,do cholery jasnej !-wściekłem się.Ile można słuchać takich bezsensownych pytań.
-Zostaje pan ukarany karą pożądkową w wysokości 200 dolarów.A teraz przejdźmy do wydarzeń sprzed tygodnia.Co pan robił 28.04.2013 roku między godziną 18-23 ?
-Po cholerę mnie o to pytacie,skoro dobrze wiecie ?-odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
-Mimo to,proszę odpowiedzieć.
-Byłem...na spacerze.-odparłem ironicznie,uśmiechając się pod nosem.
-Rozumiem,że "spacerem" nazywasz ćpanie ze swoimi kolegami,tak ?-po raz pierwszy do moich uszu doszedł głos prokuratora.
-Jeśli woli pan takie określenie...-uśmiechnąłem się do niego słodko.
-Od kiedy zażywasz narkotyki ?-sędzia zadała kolejne pytanie.
-Od trzech lat.-odpowiedziałem zgodnie z prawdą.Nie widziałem sensu w tym,żeby kłamać.Może nie byłem idealny,lecz w moim przekonaniu,szczerość to podstawa.Bo nawet najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo...
-Ile razy byłeś na odwyku ?-zadała kolejne pytanie,na co wybuchnąłem śmiechem.
-Co cię tak bawi,młody człowieku ?-spytał prokurator,unosząc w górę brwi.
-Serio ? Odwyk ? Ja nawet nie wiem,co to znaczy.-odparłem ze śmiechem.
-Tak więc rozumiem,że nigdy nie próbowałeś się leczyć ?
-Nie widzę takiej potrzeby.
Sędzia sprawdziła coś w papierach,po czym zwróciła się do adwokata i prokuratora.
-Mają państwo jakieś pytania do oskarżonego ?
Obydwoje przecząco pokiwali głowami.
-W takim razie przypominam,że przysługuje ci prawo do zadawania pytań świadkom jak i wypowiadania się po każdym przeprowadzonym dowodzie.
Szybko skinąłem głową na znak,że zrozumiałem.Nie zniósł bym kolejnego pytania z serii "Czy pan to zrozumiał"...
-W takim razie,proszę poprosić na salę panią-spojrzała w papiery-Mary London.
Zdziwiłem się nieco na dźwięk tego nazwiska.Nie spodziewałem się,że moja sąsiadka zostanie zgłoszona na świadka w mojej sprawie.
Kobieta po 70 weszła do sali,podchodząc do barierki dla przesłuchiwanych.
-Nazywa się pani Mary London,ma pani lat 73 i mieszka pani w Detroit,tak ?
-Zgadza się.-odparła staruszka.
-Z oskarżonym nie jest pani spokrewniona lub spowinowacona.
-Nie.-odparła krótko.
-W takim razie,informuję panią,że składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialnością karną.-nie,błagam nie...-Zrozumiała to pani ?-no i niestety-po raz kolejny usłyszałem moje "ulubione" pytanie.
Zirytowany oparłem głowę na dłoniach.
-Justin.Usiądź normalnie.-upomniała mnie sędzia.
-No ja przepraszam,ale jakim idiotom trzeba być,żeby tego nie zrozumieć ?
Uznała to jako pytanie retoryczne i nie zwracając już na mnie uwagi,kontynuowała prowadzenie rozprawy.
-W takim razie proszę powiedzieć,co pani wie na temat oskarżonego ?
-Justin to dobry chłopak.Jestem jego sąsiadką od wielu lat i nie przypominam sobie,żeby kiedykolwiek były z nim jakieś problemy.Jak go poprosiłam to i pomógł mi zakupy przynieść,i odśnieżył zimą.Od śmierci rodziców,widuję go na prawdę żadko.Lecz,jak już mówiłam,nie ma z nim problemów.Nie urządza imprez,policja nie musi interweniować...Jest dobrym człowiekiem,tylko zagubionym.-spojrzała na mnie smutno,a ja-o dziwo-nie miałem ochoty prychnąć śmiechem.Zawsze miałem dobre stosunki z sąsiadką i nie spieszyło mi się do psucia ich.
-A czy widziała pani może kiedykolwiek Justina pod wpływem narkotyków,czy po bójkach ?-spytała pani adwokat.
-Nie.Nie widziałam.Ogólnie żadko go teraz widuję.
-Dziękuję.Ja już nie mam pytań.
Pani London zajęła miejsce na ławce dla świadków,kładąc swoją torebkę obok.Swoją drogą,nie rozumiem jak kobiety,czy dziewczyny mogą nosić takie torby.To jak wieszać na ramieniu czarną dziurę...
-W takim razie,proszę poprosić kolejnego świadka.-przerwałem wpatrywanie się w torbę sąsiadki,przenosząc wzrok na sędzie.
-Brad Jones proszony na salę.
Uniosłem wysoko brwi,odwracając swój wzrok w stronę drzwi.Do pomieszczenia wszedł oficer,z którym rozmawiałem jesze godzinę temu.
-Nazywa się pan Brad Jones,ma pan 37 lat i mieszka pan w Detroit,tak ?
-Zgadza się.-powiedział,nie patrząc na mnie.
-Nie jest pan spokrewniony,lub spowinowacony z oskarżonym ?
-Nie,nie jestem.-odparł,kolejny raz unikając mojego wzroku.
-Informuję,że ma pan obowiązek składania zeznań zgodnie z prawdą...
O Boże ! Nie ! Proszę nie !
Zatkałem uszy,aby nie usłyszeć po raz kolejny najgłupszego pytania na świecie.
-Co pan może powiedzieć w tej sprawie ?-zapytała sędzie,kiedy było już po wszystkim.
-Dajcie mu szanse.-zaczął,co bardzo mnie zainteresowało.W końcu,kto by się spodziewał,że policjant będzie bronił oskarżonego.-On na prawdę jest dobrym człowiekiem,tylko nie potrafi sobie poradzić z uzależnieniem.Jeśli wsadzicie go do więzienia,jeszcze bardziej się stoczy i nie będzie już w stanie się podnieść.-zakończył swoją przemową,obdarzając mnie zatroskanym spojrzeniem.Natomiast mnie lekko zamurowało.Zawsze byłem dla niego chamski i arogancki,a on przychodzi do sądu i mnie broni.
Dziwne...
-Czy są jakieś pytania ?-zapytała sędzia,poprawiając się na fotelu.
Prawnicy przecząco pokiwali głowami,na co oficer odsunął się od barierki i zajął miejsce koło pani Mary.
-W ostatniej chwili do sądu zgłosiła się niejaka Olivia Johnson.Podobno ma ona informacje w tej sprawie.
Starałem się przypomnieć,skąd ta dziewczyna może mnie znać,lecz bezskutecznie.Pok chwili drzwi otworzyły się,a do środka weszła wysoka blondynka,wyglądająca jak zwykła dziwka.
No tak,teraz już jasne,skąd ją znam.
Po przedstawieniu i zadaniu znienawidzonego przeze mnie pytania,dziewczyna zaczęła opowieść:
-To zwykły ćpun.Powinien zgnić w więzieniu.-nie obwijała w bawełnę.
Postanowiłem przerwać tę jej paplaninę.
-Weź skończ już,dobra ?-podniosłem się z miejsca i warknąłem do blondynki.-Proszę sądu,ona mści się na mnie za to,że ubzdurała sobie,że ją kocham.
Dziewczyna spojrzała na mnie z mordem w oczach.
-Taka prawda.NIC dla mnie nie znaczysz więc odwal się ode mnie i nie niszcz mi życia,bo może się to dla ciebie źle skończyć.-syknąłem,po czym ponownie zająłem swoje miejsce.
-Widzi sąd,jak on się do mnie odzywa ? Jest wrednym i agresywnym damskim bokserem i ćpunem.
-To wszystko,co chciała pani powiedzieć ?-spytała sędzia.
-Tak.-odparła blondynka,po czym zajęła miejsce po drugiej stronie sąsiadki i oficera.
-Przesłuchaliśmy już wszystkich świadków.Proszę teraz o przedstawienie stanowisk końcowych.
-Dziękuję.-prokurator podniósł się ze swojego miejsca.-Ten młody człowiek ma zaledwie 21 lat,lecz czyny których się dopuścił są na prawdę poważne.Oskarżony zażywa narkotyki oraz wdaje się w bójki.Nie widać u niego nawet chęci poprawy.W tym wypadku,proszę,aby sąd uznał go za winnego i wymierzył mu karę 5 lat pozbawienia wolności.Dziękuję.-zakończył swój monolog,siadając na miejscu.
Następna podniosła sie moja "cudowna" pani adwokat.-Chciaż ten młody człowiek dopuścił się wielu czynów karalnych,jest on jeszcze bardzo młody i niedoświadczony zarazem.Zasługuje on więc na łagodny wymiar kary.Dziękuję.
Też mi coś.Sam bym się lepiej obronił...
-Ogłoszenie wyniku odbędzie się po naradzie.-sędzia wstała,co uczyniła również reszta osób znajdujących się na sali.
Siedziałem w milczeniu,czekając na powrót sędzi.Chciałem jak najszybciej się stąd wydostać i wziąć kolejną działkę.Miałem wrażenie,jakby rozsadzało mi mózg pzez brak narkotyków w moim organiźmie.
Po około dziesięciu minutach na salę wróciła sędzia wraz ze swoją świtą.
-Sąd okręgowy po rozpoznaniu sprawy Justina Biebera uznaje go za winnego dokonania zarzucanych mu czynów i wymierza mu karę pobytu w ośrodku uzależnień.-skończyła swoją mowę i usiadła na krześle,a wraz z nią cała sala.
Ja natomiast stałem,nie poruszając się nawet o milimetr i wpatrywałem się w sędzię.Czy oni sobie ze mnie kurwa żartują ? Chcą mnie wysłać na odwyk ?
Po moim trupie.
-Sąd zastosował wobec ciebie nadzwyczajne złagodzenie kary.W normalnych warunkach powinieneś zostać skazany na 5 lat pozbawienia wolności,jednakże jest wiele czynników działających na twoją kożyść.Chociażby zeznania twojej sąsiadki i policjanta.W tym wypadku sąd postanowił umieścić cię w ośrodku uzależnień,abyś mógł wrócić do normalnego życia.To wszystko w tej sprawie.Zamykam rozprawę.Dziękuję państwu.-ponownie wstała i opuściła pomieszczenie.
-Kurwa !-warknąłem na tyle głośno,aby cała sala mogła mnie usłyszeć.
Jeśli myślą,że zmienią mnie w grzecznego chłopca,grubo się mylą.
To dopiero początek...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !!!
I jak podoba się rozdział 1...?
Rozdział może nie należy do najciekawszych,ale dzięki niemu dowiadujemy się trochę o Justinie...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Jakieś pytania ?
ask.fm/Paulaaa962
Zapraszam również na wspaniały blog !!!
http://true-big-love-jb.blogspot.com/ 
A także na moje pierwsze opowiadanie !
the-other-side-jb.blogspot.com 

niedziela, 27 października 2013

Prolog...

Północ.Ciemna,wąska uliczka,z dala od centrum miasta.W powietrzu unosił się tylko cichy podmuch wiatru i odgłos kroków.
Jego kroków.
Szedł powoli chodnikiem.Nie był w tanie na niczym się skoncentrować.Jego źrenice powiększone były kilkukrotnie.Narkotyki,które zażył parę godzin temu,cały czas krążyły w jego żyłach...
Moglibyście przypuszczać,że chłopak ten jest zwykłym ćpunem,mieszkającym w barakach.
Jak bardzo się mylicie...
Kierował się właśnie w stronę swojej willi odziedziczonej po rodzicach.Nigdy,niczego mu nie brakowało.Miał wszystko,co chciał.Pieniądze,samochody,narkotyki...
Lecz brakowało mu czegoś,czego nie da się kupić.
Szczęście i miłość...
Jego rodzice zmarli,dwa tygodnie po 18 urodzinach chłopaka.Od tamtej pory,wychowywała go ulica.
Rzucił szkołę i plany na przyszłość w momencie,kiedy wciągnął pierwszą działkę tego gówna,które nazywają narkotykami.
Znalazł się na dnie i nie miał  ikogo,kto wyciągnąłby do niego pomocną dłoń.
Nagle usłyszał policyjne syreny,tuż za jego plecami.
-Justin Bieber ?-zapytał jeden z oficerów.
Chłopak odwrócił się do niego i powoli skinął głową.
-To już koniec.-powiedział mężczyzna,po czym skinął w stronę swoich towarzyszy.
Złapali chłopaka za ramiona i zakuli w kajdanki.Nie próbował się nawet wyrywać.W tamtym momencie,nie był w stanie trzeźwo myśleć.
Policjanci brutalnie wrzucili go na tylne siedzenia samochodu,po czym zatrzasnęli za nim drzwi.
-Już czas,Bieber.Już czas.-mruknął cicho jeden z oficerów,po czym wsiadł na miejsce kierowcy i ruszył przed siebie...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !!!
A oto i prolog mojego nowego opowiadania...
Mam nadzieję,że również Was zainteresuje...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam także na mojego pierwszego bloga...
the-other-side-jb.blogspot.com
Ps.Jeśli macie jakiekolwiek pytania,zapraszam...
ask.fm/Paulaaa962

Bohaterowie...

Bree Marks (15 lat)
Kiedy zdecydowałam się zostać wolontariuszką,nie wiedziałam do końca,na czym to polega.
Gdy oficjalnie stałam się wolontariuszką,zrozumiałam,że potrzebne jest pełne zaangażowanie i silna wola.
Lecz kiedy wolontariat przestał być zabawą,zmieniło się całe moje życie.
Wtedy zrozumiałam,że nie wystarczą zwykłe chęci,lecz również determinacja.
Wiedziałam również,że właśnie po to żyję...



Justin Bieber (21 lat)
Moglibyście zapytać,dlaczego wciąż żyję.
Odpowiem szczerze-nie mam pojęcia.
Nie wiem również,dlaczego Bóg stworzył takich ludzi,jak ja.Zmieniam świat na gorsze.Nie robię nic dobrego,a mimo wszystko,nadal tu jestem.
Nie chcę się zmienić,nie potrafię.
Całe moje życie opiera się na jednym.
Narkotyki...