niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 6...

Rozdział 6...
Leżałam pod Justinem,wpatrując się w jego karmelowe tęczówki.Śliczne tęczówki.Chłopak również wpatrywał się prosto we mnie.Leżeliśmy w takiej ciszy dobrą chwilę.Nic nie mówiąc,po prostu patrząc.Muszę przyznać,że serce biło mi mocniej,niż zazwyczaj.To dobrze ? Nie wiem,nie mam pojęcia.
Swoją drogą,Justin ślicznie pachniał...
Nagle usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi.Zepchnęłam Justina z siebie,po czym usiadłam i poprawiłam bluzkę.Szatyn zaśmiał się cicho,podchodząc do jednej z półek.Drzwi pokoju otworzyły się,a w progu stanęła Joanna z uśmiechem na utach.
-Przepraszam,że wam przeszkadzam...-zaczęłam,na co Justin prychnął pod nosem.Posłałam mu karcące spojrzenie,nie chcąc,aby Joanna źle o mnie pomyślała.-Chciałam ci tylko przekazać,Justin,że od jutra zaczynasz terapię.Przyjdę po ciebie o dwunastej.-skończyła,w dalszym ciągu uśmiechając się przyjaźnie.
-O dwunastej to ja śpię.-skomentował szatyn,nawet na nią nie patrząc.
-No to dzisiaj pójdziesz spać wcześniej,aby jutro udało ci się wstać.-sprostowała,wzruszając ramionami.-Jak chcesz,Bree z chęcią opowie ci bajkę na dobranoc.-uśmiechnęła się do niego słodko,a ja zaśmiałam się na widok miny Justina.-Prawda Bree ?-zwróciła się do mnie.
-Oczywiście,że tak.-odparłam słodko.
-No to was zostawiam.Bree,dopilnuj,aby Justin o dwudziestej leżał w łóżeczku,przykryty kołderką.-posłała mi znaczące spojrzenie,na co ja zaśmiałam się cicho.
Joanna wyszła,zostawiając nas samych.W dalszym ciągu miałam na ustach ten głupi uśmiech.
-Wiesz...-zaczął Justin,kierując się w moją stronę.-Jest inny sposób na to,abym wcześnie poszedł spać...-poruszył znacząco brwiami.
Wywróciłam teatralnie oczami,rzucając w niego poduszką.Znowu.
-Zapamiętam,żeby w twoim otoczeniu nie zostawiać żadnych poduszek.-zaśmiał się,rzucając się koło mnie na łóżku.
-Hm,mam inny pomysł...-udałam,że poważnie się nad tym zastanawiam.-Nie rzucaj do mnie żartów na tle erotycznym.-spojrzałam na niego sceptycznie.
Chłopak kolejny raz się zaśmiał,łaskocząc mnie po brzuchu.Próbowałam złapać jego ręce,lecz był zbyt szybki.
-Jus-Justin...-wydusiłam w końcu.-Przestań.-błagałam przez śmiech.
-A co będę z tego miał...?-uniósł jedną brew,uśmiechając się chytrze.
-A co byś chciał...?-odparłam pytaniem na pytanie,szepcząc uwodzicielsko.Nachyliłam się lekko,wystawiając dla jego głodnych oczu swoje cycki.Zauważyłam,że Justin gapił się w mój dekolt z lekko rozchylonymi wargami.Z jego ust wydobył się cichy pomruk.Chwilę później poprawił się na swoim miejscu,przez co z moich ust wydobył się cichy chichot.
Usadowiłam się po drugiej stronie łóżka,obserwując szatyna,który podrapał się karku,chwilę później opadając na łóżko.
-Ty mnie kiedyś wykończysz...-westchnął,zakrywając twarz poduszką.
-Być może...-odparłam powoli,uśmiechając się pod nosem.
-No,a teraz mów,czym tak sprowokowałaś swojego...tatusia.-ostatnie słowo wypowiedział z obrzydzeniem w głosie.
-Powiedzmy,że powiedziałam parę słów za dużo.-wzruszyłam ramionami,lecz chłopaka to nie usatysfakcjonowało,ponieważ uniósł pytająco brwi,czekając na moją kontynuację.
-No więc...-zaczęłam swoją historię.-Moja matka wbiła dzisiaj do Jake'a,zastając nas razem w łóżku.-usłyszałam cichy chichot szatyna,na co przewróciłam jedynie oczami.-Ale my...nie tego.-skwitowałam.-No i później rodzice urządzili mi straszną awanturę,w trakcie której powiedziałam chyba troszeczkę za dużo.Dowiedzieli się,że nie jestem dziewicą,a oni na prawdę nie lubią Austina.I dodatkowo byłam...odrobinkę zbyt bezczelna.-pokiwałam głową,wpatrując się w swoje różowe skarpetki.
Justin patrzył na mnie z uznaniem,uśmiechając się łobuzersko.
-Ale to jeszcze nie koniec.W pewnym momencie moja mama wspomniała coś o tym,że robię się tak bezczelna jak ty i...-spuściłam głowę uśmiechając się pod nosem.Uznałam,że w tym momencie zakończę swoją opowieść.
-I co ? I co ?-Justin był wyraźnie zainteresowany,ponieważ podparł się na łokciach,wpatrując się we mnie ze swoim słynnym uśmieszkiem.
-No i...-zaczęłam niezręcznie,ponieważ nie wiedziałam,jak na to zareaguje.-Powiedziałam,że dla mnie byłeś bardzo miły i...-zacięłam się,nie wiedząc,czy dokończyć zdanie,czy lepiej zachować to dla siebie.Justin uniósł brwi,szerzej się uśmiechając.-I powiedziałam,że masz zajebiste tatuaże pod koszulką.-dodałam na jednym tchu.
Uśmiech szatyna poszerzał się z każdą chwilą.
-Tak przy okazji...-wspięłam się na kolana i podczołgałam się do Justina.Moje dłonie wylądowały ma krańcach jego koszulki.Chwilę później uniosłam ją,ukazując jego cudownie umięśniony brzuch.-Wiedziałam.-na moich ustach pojawił się chytry uśmiech,kiedy zobaczyłam kilka tatuaży.Zaczęłam delikatnie badać je opuszkami palców,przyglądając się każdemu w skupieniu.Dopiero po kilku chwilach zorientowałam się,co robię.Pospiesznie poprawiłam koszulkę Justina,przyklepując ją lekko na koniec.Już zabierałam swoje ręce z jego brzucha,kiedy złapał moje dłonie swoimi,przyciągając je z powrotem do swojego umięśnionego torsu.
-Nie przerywaj.-powiedział,unikając mojego wzroku.-To było przyjemne...
Spojrzałam na niego niepewnie,przygryzając dolną wargę.Ostrożnie ułożyłam dłonie na jego brzuchu,wsuwając je pod koszulkę szatyna.Zaczęłam delikatnie sunąć opuszkami palców po jego mięśniach,przyglądając im się dokładnie.Muszę przyznać,że były na prawdę imponujące.Miał idealny sześciopak,który aż prosił się,aby go dotykać.I to mi przypadł ten zaszczyt...
Justin leżał z głową ułożoną na poduszce,a jego powieki były przymknięte.Widziałam,że relaksował się pod wpływem mojego dotyku,dlatego nie przerywałam badania powierzchni jego skóry.Była tak idealnie gładka i delikatna,że aż nie chciało się zabierać z niej rąk.
W pewnym momencie dłonie Justina,które do tej pory znajdowały się za jego głową,przeniosły się wzdłuż jego ciała,aż w końcu znalazły się na moich biodrach.Złapał je stanowczo i przyciągnął mnie,sprawiając,że usiadłam na nim okrakiem.Podczas gdy górowałam nad leżącym Justinem,moje dłonie w dalszym ciągu spoczywały na jego brzuchu,natomiast jego,trzymały moje biodra.Chwilę później przeniósł się do pozycji siedzącej,nadal trzymając mnie nad swoim kroczem.W tym momencie twarz szatyna znajdowała się bardzo blisko mojej.Patrzył mi prosto w oczy,oblizując wargi.Zaczął się do mnie przybliżać,tak,że teraz dzieliło nas parę centymetrów.
Nagle w pokoju rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu.Szatyn przewrócił oczami,poluźniając uścisk,abym mogła z niego zejść.Zsunęłam się z chłopaka i na kolanach przeszłam do swojej torby,wyjmując z niej komórkę.
-Halo ?-spytałam lekko rozdrażnionym głosem.
-Hej mała.-w telefonie rozległ się głos Jake'a.
-No hej.-odparłam od razu,siadając na swoich kolanach.
-Dużą awanturę ci zrobili ?-przeszedł od razu do sedna sprawy.
-Oj tak.Szlaban na tydzień...-westchnęłam,przypominając sobie rozwścieczone miny rodziców.
-Serio ? Tylko za ten jeden numer ?-spytał z niedowierzaniem,na co zaśmiałam się cicho.
-Nie Jake.Szczerze mówiąc,to za wszystko.-odparłam wymijająco,nie chcąc zagłębiać się teraz w szczegóły.
-Więc niestety nie wychodzisz dzisiaj z nami ? Siedzisz w domu ?-zapytał,wzdychając cicho.
-Żartujesz sobie ? Nie mam zamiaru siedzieć w domu !-prychnęłam do słuchawki.-Ale nie chce mi się nigdzie iść.-mruknęłam,podpierając się na łokciach.
-Spoko.-rzucił krótko.-I jeszcze jedno,Bree.
-No to słucham.-dałam mu znak,aby kontynuował.
-Nie masz się co obawiać.Między nami do niczego nie doszło.-uspokoił mnie.
-Ufam ci,Jake.Wiem,że nic byś nie zrobił.-powiedziałam spokojnym tonem,jednak w głębi duszy poczułam ulgę.Jak już mówiłam,byłoby to niezręczne.
Nagle poczułam,jak szatyn kolejny raz zaczyna mnie łaskotać.Próbowałam się od niego odsunąć,lecz złapał mnie w pasie i przyciągnął bliżej siebie.Starałam się powstrzymać śmiech lecz było to na prawdę trudne.
-Justin.-syknęłam przez śmiech,lecz ten jedynie wypiął do mnie język,kontynuując swoje dalsze poczynania.
-Widzę,że kolejny raz zdzwonię w złym momencie...-Jake zagwizdał do telefonu,na co ja przewróciłam teatralnie oczami.
-Oj,zamknij się.-warknęłam rozbawiona.
-No to ja już nie przeszkadzam.-zaśmiał się.-Tylko pamiętaj-uważaj na siebie.-powiedział z lekką troską.
-Dobrze,tato...-westchnęłam,śmiejąc się cicho z jego nadopiekuńczości.Swoją drogą,fajnie jest mieć przy sobie kogoś,kto martwi się o ciebie,chociaż wcale nie musi.
Nacisnęłam czerwony przycisk,a następnie schowałam komórkę do torby.Spojrzałam na szatyna,który miał na twarzy wymalowany uśmiech zwycięzcy.Starałam się,aby mój wzrok wyglądał groźnie,jednak chwilę później po prostu wybuchłam śmiechem.Chłopak pokręcił z rozbawieniem głową,kolejny raz przyciągając mnie do siebie.
-Chciałem zauważyć,że cały czas ode mnie uciekasz.-zrobił minę zbitego psa,a ja musiałam przyznać,że wyglądał na prawdę słodko.
-Sam się o to prosisz.-wypięłam do niego język,zakładając ręce na klatce piersiowej.
Chłopak z uśmiechem na ustach położył się na łóżku, układając ręce za głową.Poklepał miejsce obok siebie,dając mi do zrozumienia,żebym zrobiła to samo,co on.Z westchnieniem położyłam się koło niego,zginając nogi w kolanach.
-Wiesz,co ci powiem ?-spytał,odwracając się w moją stronę.Uniosłam brwi,czekając na ciąg dalszy.-Pierwszy raz leżę na łóżku z dziewczyną,nie posuwając jej.-dodał,a na jego usta wkradł się łobuzerski uśmiech.
Sapnęłam,udając zażenowanie.Ech,faceci...
-Serio,Justin ? Musiałeś mi o tym mówić ?-spytałam z niedowierzaniem,jak i rozbawieniem.
-Nie mogłem się powstrzymać.-wyszczerzył się do mnie,za co miałam ogromną ochotę rzucić w niego poduszką.
-Dobra,Justin.Żarty żartami,ale wiesz,jaki jest główny cel tego,że tu przychodzę.-popatrzyłam na niego sceptycznie.-I tym razem postaraj się opanować nerwy.-dodałam,przypominając sobie jego ostatni wybuch.
-Niczego nie obiecuję.-mruknął pod nosem.Od raz wyczułam,że jest to ostatni temat na jaki chce rozmawiać.
-Masz przez to same problemy,Justin.Nie dość,że to cię niszczy,to jeszcze sprawia,że musisz siedzieć zamknięty tutaj.-starałam się go przekonać.-Jak wyjdziesz z tego gówna,wypuszczą cię stąd.
-Tak.-zaśmiał się pod nosem.-A wtedy znowu wrócę do ćpania i upijania się co noc.-westchnął rozmarzony.
-Nie możesz,Justin.To cię niszczy od środka.Nie pozwala normalnie funkcjonować.Chcesz się zupełnie stoczyć i być jak ci zaniedbani i...przerażający kolesie,którzy śpią na ławkach w parku i straszą małe dziewczynki,takie,jak ja ?-spytałam,powodując u niego wybuch śmiechu.-To wcale nie jest śmieszne.-dodałam,udając urażoną,choć tak na prawdę,miałam ochotę dołączyć do szatyna.
-Bree.Ty żyjesz w zupełnie innym świecie.Kolorowe tęcze,kwiatki i inne duperele.Nie miałaś do czynienia z narkotykami.Nie znasz tego świata.
-I tu się mylisz,Justin.Mój były,Austin,jest uzależniony od narkotyków.Jego zachowanie odbijało się na mnie.Był agresywny,uderzył mnie,wyzywał i nawet próbował zgwałcić pod wpływem.W końcu nie wytrzymałam i zerwałam z nim,ale chcę ci uświadomić,że jednak odrobinę znam świat w którym żyjesz i właśnie dlatego tak go nienawidzę.-skończyłam swoją przemowę,spoglądając na szatyna,którego wzrok ukazywał lekkie zdziwienie.
-Ale Bree,ty nic nie rozumiesz.Myślisz,że jak mi powiesz,żebym skończył z ćpaniem,to następnego dnia będę święty jak aniołek ?-uniósł brwi,patrząc prosto na mnie.-To tak nie działa.Z tego nie da się wyjść.
-Oczywiście,że się da.Trzeba tylko chcieć.-przerwałam mu nagle.
-Ale ja nie chcę.-odparł łagodnie.-Nie chcę się zmieniać.Niby po co ? Taki styl życia mi odpowiada.-wzruszył ramionami,mając cały świat głęboko w dupie.
-Ale kiedyś,kiedy będziesz chciał to zmienić,może być już za późno.Wylądujesz albo za kratkami,albo w grobie,bo właśnie do tego prowadzą narkotyki.
-Po co miałbym chcieć to zmienić ?-spytał,jakby na prawdę nie wierzył w moje słowa.
-Ponieważ kiedyś dojrzejesz.Będziesz chciał założyć rodzinę,mieć żonę,dzieci.Nie zdobędziesz tego ćpając.
-Po co komu rodzina ?-wzruszył ramionami,wyraźnie unikając mojego wzroku.
-Jak to po co ?-spytałam z niedowierzaniem.-Rodzina jest po to,żeby sobie pomagać,żeby się wspierać i o siebie troszczyć.Rodzina jest jedną z najważniejszych wartości,Justin.Jestem niemalże przekonana,że twoim marzeniem będzie,aby za kilka lat,zobaczyć małego brzdąca biegającego po twoim domu oraz dziewczynę,którą pokochasz i która pokocha ciebie.-czy te słowa na prawdę wydostają się z mich ust ?
Szatyn patrzył na mnie w skupieniu,jakby analizując w głowie moje słowa.
-Ja nie wierzę w miłość,Bree.Ci których kochamy,w końcu od nas odchodzą i nic na to nie poradzimy.O wiele prościej byłoby żyć od samego początku samemu.-mówiąc to,wpatrywał się w ścianę za mną.Muszę przyznać,że jego słowa ukłuły mnie lekko w serce.I nie mam tu na myśli tego,że Justin nie wierzy w miłość,tylko to,dlaczego tak się dzieje.Nie podejrzewałam,że może coś takiego powiedzieć.Nie spodziewałam się tego po nim.
-Mogę ci zadać dość osobiste pytanie ?-spytałam,przyglądając mu się uważnie.Chłopak uniósł brwi,dając mi do zrozumienia,abym kontynuowała.-Byłeś kiedyś zakochany ?-spytałam,obserwując jego reakcję.
-Nie.-odpowiedział krótko,lecz byłam pewna,że szczerze.
W takim razie,nie wiedziałam,o czym mówił,wypowiadając swoje wcześniejsze słowa.Na początku byłam przekonana,że chodziło o jakąś dziewczynę,która kochał,lub kocha nadal,lecz,jak widać,pomyliłam się.
-Musisz z tego wyjść.Zrób to dla ludzi,których kochasz,bo na pewno tacy są.
-Właśnie w tym rzecz.Nie ma osób,dla których mógłbym się starać.Nie ma osób,które kocham.-zakończył,patrząc prosto w moje oczy.
-A ci,dzięki którym jesteś na tym świecie ?-spytałam cicho,ponieważ czułam,że za głęboko wnikam w jego sprawy prywatne.
-Nie mam rodziców,Bree.Zginęli w wypadku samochodowym trzy lata temu.-i teraz już wszystko jasne.
Spuściłam wzrok,czując się strasznie głupio.Nie potrzebnie zagłębiałam się w jego życie.Nie miałam pojęcia,że ten chłopak tyle przeszedł.To musiał byś dla niego niesamowity wstrząs.Z sekundy na sekundę dowiedzieć się o śmierci własnych rodziców...
-Przepraszam...-wyszeptałam,bojąc się,że mój głos się załamie.Nagle poczułam,że w moich oczach zbierają się łzy.Nie wiem dlaczego,ponieważ nie jestem typem osoby,którą wzrusza każda,chociażby najdrobniejsza historia.Już po chwili,dwie,pojedyncze łzy wypłynęły spod moich powiek.Spuściłam głowę,nie chcąc,aby szatyn zobaczył moje chwilowe załamanie.
Nagle poczułam dłonie na moich policzkach,które ostrożnie uniosły mój podbródek.Mój wzrok spotkał się z tęczówkami Justina,z których nie potrafiłam w tej chwili wyczytać zupełnie nic.Chłopak delikatnie przejechał kciukami po moich policzkach,ścierając z nich pojedyncze łzy.
-Przepraszam...-wyszeptałam ponownie,lekko zachrypniętym głosem.
-To już nie boli,Bree.Nie masz za co przepraszać.-odparł,cały czas patrząc mi prosto w oczy.
Po chwili przeniósł swoje ręce niżej,oplatając moją drobną talię.Przyciągnął mnie do siebie,wtulając moje ciało w swoje.Sama nie wiedziałam,jak bardzo tego potrzebowałam.Objęłam Justina ramionami w psie i ułożyłam głowę na jego torsie.Prawdę mówiąc,znaliśmy się dwa dni,jednak czułam się w jego towarzystwie niesamowicie swobodnie,jakbyśmy byli starymi znajomymi.
Właściwie,sama nie wiedziałam,co było przyczyną mojego chwilowego załamania.Może fakt,że właśnie przez ten pieprzony wypadek Justin zaczął ćpać.Ten jeden dzień odmienił jego życie.Przez to jedno wydarzenie,stracił zaufanie i wytworzył wokół siebie barierę.
Poczułam jak szatyn delikatnie głaszcze mnie po plecach,dzięki czemu szybko mogłam się uspokoić.Czułam,że zaczynam go poznawać,a on poznaje mnie.W pewnym sensie otworzył się przede mną.Wiadomo-nie ujawnił swoich emocji,ale jednak zawsze coś.Po tym wydarzeniu jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu,że muszę mu pomóc i nic nie stanie mi na przeszkodzie.
-Ja się będę już zbierać,Justin.-odsunęłam się lekko od niego,aby móc spojrzeć mu w oczy.-Robi się późno,a nie chcę wracać po nocach.
-Dobrze.-przytaknął głową.-Chodź,odprowadzę cię.-dodał,posyłając mi delikatny uśmiech.
-Nie fatyguj się,Justin.Poradzę sobie.-również się uśmiechnęłam.
-To żaden problem.Chętnie się przejdę.-zapewnił mnie,podnosząc się z łóżka.
-Dziękuję.-odparłam,podchodząc do krzesła,na którym wisiały moje rzeczy.Podniosłam kurtkę,zakładając ją na siebie,a następnie wsunęłam buty.Przewiesiłam przez ramię swoją torbę i skierowałam się w stronę drzwi,przy których stał szatyn.Otworzył mi je,przepuszczając mnie pierwszą.Posłałam mu delikatny uśmiech,przechodząc przez próg.Chłopak zamknął drzwi na klucz,chowając go do kieszeni swoich,nisko opuszczonych,spodni.Udaliśmy się w kierunku wyjścia z budynku.
***Oczami Justina***
-Justin ? Dokąd ty się wybierasz ?-w drodze zatrzymał na głos Joanny,która wyłoniła się zza rogu.
-Idę odprowadzić Bree.-wzruszyłem ramionami,spoglądając na nią.-Chyba nie chce pani,żeby chodziła sama po nocy.Detroit nie jest bezpiecznym miejscem,zwłaszcza dla niej.-zakończyłem swoją krótką przemowę,posyłając szatynce delikatny uśmiech,który odwzajemniła.
-No dobrze,ale masz być za godzinę.-ostrzegła mnie,na co przytaknąłem głową.Nie miałem zamiar dzisiaj nigdzie wychodzić,co było na prawdę dziwne.
Skierowałem Bree w stronę drzwi,przez które chwilę później wyszliśmy.Nie chciałem,żeby szła sama o tej porze.W naszym mieście więcej było ćpunów niż normalnych ludzi,dlatego też...bałem się puścić ją samą.Nigdy nie wiadomo,co takim może strzelić do głowy,a Bree była na prawdę seksowną dziewczyną,tak więc,jak już mówiłem,trochę się o nią bałem.
Udaliśmy się w stronę parku,przez który prowadziła droga do domu dziewczyny.
-I ty chcesz mi powiedzieć,że tędy wracasz ?-spytałem z lekkim niedowierzaniem.
-Innej drogi nie ma.-wzruszyła ramionami,chowając dłonie do kieszeni kurtki.
-To jest najbardziej niebezpieczne miejsce w mieście.-spojrzałem na nią z dezaprobatą.
Weszliśmy do parku,w którym na prawie każdej ławce siedzieli jacyś kolesie z trawką w rękach.Musiałem się niesamowicie kontrolować,ponieważ również byłem uzależniony,a przecież nie mogłem się teraz naćpać.Gdybym zostawił Bree,wolę nie myśleć,co mogliby jej zrobić jacyś idioci.
Szliśmy ścieżką,przez słabo oświetloną część parku,prowadzącego na obrzeża miasta.Nagle wzrok Bree zatrzymał się na grupce chłopaków,stojących pod jednym z drzew.Widziałem,że zamarła,wpatrując się tępo w przestrzeń.
-Nie,nie,proszę nie.-zaczęła gadać sama do siebie,a ja przenosiłem wzrok z niej,na chłopaków,stojących nieopodal.
-Bree,co się stało ?-spytałem,przyglądając się jej uważnie.
-Austin.-wyszeptała.-A tak nie chciałam go spotykać.-dodała,spuszczając głowę.
-Bree ! Słonko moje !-krzyknął jeden z frajerów,wyłaniając się z otaczającego go tłumu.
Podszedł do nas z uśmiechem wymalowanym na twarzy i rzucił się Bree na szyję.Dziewczyna zachwiała się lekko,a w jej oczach widziałem zdezorientowanie.
-Austin,zostaw mnie.-powiedziała stanowczo.-Wyraźnie dałam ci do zrozumienia,że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.-warknęła odpychając go od siebie.Teraz wyraźnie mogłem zobaczyć jego twarz.Miał może z dwadzieścia lat i był dobrze zbudowany.
-Ale skarbie...-przeciągnął ten wyraz.-Ja cię kocham.Wróć do mnie.-wywróciłem oczami,czując mdłości.
-Nie,Austin.Powiedziałam ci,żebyś dał mi spokój.-kolejny raz odparła stanowczo.
-No proszę cię...-wybełkotał.
Nagle Bree podeszła do niego maksymalnie blisko i spojrzała mu w oczy.Chwilę później prychnęła pod nosem,zakładając ręce na piersi.
-Znowu jesteś naćpany.No tak,czego mogłam się po tobie spodziewać.-powiedziała z ironią.
-Kotuś,no wróć do mnie,kurwa.Chcę,żeby było tak jak kiedyś...
-Ale ja nie chcę,Austin.Dobrze wiesz,że to ty wszystko spieprzyłeś,a teraz prosisz mnie,żebym do ciebie wróciła,chociaż wcale nie starasz się zmienić.
-Kurwa ! Przepraszam ! Daj mi szanse.-w desperacji wyrzucił ręce w powietrze.
-Za późno,Austin.Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej.-syknęła,starając się wyminąć chłopaka.
-Nie dam ci kolejny raz odejść.-warknął przez zaciśnięte zęby,łapiąc Bree za nadgarstki i przyciągając do siebie.Szatynka próbowała się wyrwać z jego uścisku,lecz był zbyt silny.
-Puść ją.-warknąłem do niego,zaciskając ręce w pięści i podchodząc bliżej.Brunet odepchnął od siebie Bree,odwracając się w moją stronę.
-Nie wpieprzaj się w nie swoje sprawy.-wysyczał,stając na przeciwko mnie.
-Nie będziesz jej tak traktował.-odparłem,równie stanowczo co wcześniej.
-Nie będziesz mi mówił,co mam robić.
-Właśnie,że będę.
-To jest sprawa między mną,a nią.-skinął głową na stojącą z boku dziewczynę.
-Mam wrażenie,że ona nie chce z tobą rozmawiać.
-Obrońca się znalazł.-prychnął pod nosem.-Jemu też dupy dajesz,kochanie ?-zwrócił się z pogardą do Bree.
Dziewczyna momentalnie podeszła do niego i uderzyła go w twarz.Chłopak złapał się za obolałe miejsce,patrząc na nią z mordem w oczach.
-Pożałujesz tego,dziwko.-wysyczał przez zaciśnięte zęby,zbliżając się do przestraszonej dziewczyny.
Już miał ją uderzyć,kiedy stanąłem mu na drodze,łapiąc go za koszulkę.
-Powiedziałem ci już kiedyś,że jak masz jakiś problem,to możemy go rozwiązać między sobą.-kopnąłem go z kolana w brzuch,przez co zgiął się w pół.Popchnąłem go jeszcze,a następnie podszedłem do roztrzęsionej Bree.
-Wszystko w porządku ?-spytałem,obejmując jej drobne ciało ramieniem.
-Tak,dziękuję.-zapewniła,uśmiechając się delikatnie.
-Chodź,idziemy.-złapałem ją za rękę i razem skierowaliśmy się w stronę wyjścia z parku.
-Przepraszam.-powiedziała cicho,kiedy oddaliliśmy się trochę od jej "znajomych".
Spojrzałem na nią jak na idiotkę,kompletnie nie wiedząc,za co ona mnie przeprasza.Uniosłem brwi,dając jej do zrozumienia,że nie mam pojęcia,o czym mówi.
-Przepraszam za to,że musiałeś to oglądać i w ogóle...-wyjaśniła cicho,unikając mojego wzroku.
Przystanąłem na chwilę,łapiąc ją za ramiona.
-Spójrz na mnie.-powiedziałem łagodnie.Dziewczyna niepewnie wykonała moje polecenie.-Nie masz mnie za co przepraszać.Po prostu zrobiłem to,co powinienem.A tak poza tym,miło było skopać komuś dupę...-zrobiłem minę niewiniątka,czym trochę ją rozbawiłem.
-Dziękuję.-powiedziała,patrząc mi prosto w oczy.
-Nie pozwolę,żeby tak cię traktował.-odparłem,nadal trzymając dłonie na jej ramionach.
Po chwili ruszyliśmy dalej.Nie wracaliśmy już do tego wydarzenia,a wręcz przeciwnie.Rozmawialiśmy o głupotach i zupełnie nie ważnych rzeczach.
Po jakimś czasie doszliśmy pod duży dom,w którym mieszkała Bree.
-Zaprosiłabym cię,ale musiałbyś wejść przez okno,więc wybór należy do ciebie.-uśmiechnęła się do mnie nieśmiało.Na moje usta wkradł się łobuzerski uśmiech,kiedy zauważyłem jej lekkie zdenerwowanie.
-Bardzo chętnie,ale innym razem.Nowa mamusia Joanna kazała mi wrócić za godzinę.-wywróciłem teatralnie oczami,dzięki czemu do moich uszu dobiegł dźwięk jej słodkiego śmiechu.
-Czy przypadkiem nie ja miałam przykryć cię kołderką i opowiedzieć bajkę na dobranoc ?-spytała,na co tym razem to ja się zaśmiałem.
-No widzisz ? Ciągle ode mnie uciekasz.-zrobiłem minę zbitego psa.
-W takim razie,dziękuję za odprowadzenie i...za wszystko.-uśmiechnęła się przyjaźnie,co odwzajemniłem.
-To dla mnie przyjemność.-odparłem zgodnie z prawdą.
-No to do zobaczenia.-powiedziała cicho,po czym tak po prostu mnie przytuliła.
Objąłem ramionami jej drobne,zziębnięte ciało,oddając uścisk.Ułożyłem głowę w zagłębieniu jej szyi,przyciągając ją bliżej siebie.Mogę powiedzieć,że poczułem się w tym momencie...dziwnie.Nie wiedziałem,że tak bardzo tego potrzebowałem.Najnormalniej w świecie przytulić się do kogoś,kto nie osądza cię za to,jakim jesteś człowiekiem.
Po chwili dziewczyna odsunęła się ode mnie,oplatając się ramionami.
-A teraz szybko do domu,zanim całkiem mi tu zamarzniesz.-powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem,po czym klepnąłem ją lekko w tyłek.Szatynka obdarowała mnie śmiertelnym spojrzeniem,lecz już po chwili wybuchła śmiechem,sprawiając,że ja również zacząłem się śmiać.
-Pa,Justin.-powiedziała jeszcze na koniec,po czym stanęła na palcach i delikatnie pocałowała mnie w policzek.Na moich ustach rozkwitł mały,lecz na prawdę szczery uśmiech.-Uważaj na siebie.
Bree szybko przeszła przez bramkę i po cichu skierowała się na tył domu.Obserwowałem uważnie jej poczynania,cały czas uśmiechając się do siebie.
Sprawnie wspięła się do jednego z otwartych okien,przeskakując przez parapet.Pomachała mi jeszcze na koniec,po czym zamknęła okno od swojego pokoju.
Skierowałem się z powrotem w stronę parku,zastanawiając się nad dzisiejszymi wydarzeniami.Dlaczego w pewnym stopniu dotarły do mnie słowa wypowiedziane przez Bree ? Dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiam ? I dlaczego zrobiło mi się tak cholernie miło na myśl,że jest ktoś,kto chce mi pomóc,bez względu na to,kim jestem...?
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !!!
Udało mi się dodać rozdział dzisiaj !
Co sądzicie o rozdziale ? Jakaś słodka wyszła mi ta końcówka...;D
Nie martwcie się,nie będzie tak słodko do końca,bo,jak wiecie,Justin zaczyna terapię...
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział,proszę,skomentuj go.Chcę poznać Twoją opinię...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam wszystkich na mojego aska ! Z chęcią odpowiem na wasze pytania...;-*
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;-*
Ps.Wow ! To najdłuższy rozdział,jaki napisałam...

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 5...

Rozdział 5...
Uchyliłam powoli jedną powiekę,po chwili dołączając drugą.Zamrugałam kilka razy,aby przyzwyczaić się do promieni słonecznych,wpadających przez okno.Po paru sekundach mój wzrok zaczął wyłapywać szczegóły otoczenia.
Pierwsze,co udało mi się zauważyć to to,że nie byłam przykryta swoją pościelą,co oznaczało,że nie leżałam w swoim łóżku,w nie swoim pokoju.Dopiero po chwili zorientowałam się,w jakiej pozycji się aktualnie znajduję.Otóż leżałam na Jake'u,a moje ręce spoczywały na jego umięśnionych ramionach.Próbowałam zmienić pozycję,lecz uniemożliwiały mi to dłonie bruneta,ułożone na moim tyłku.
O nie,Jake.Oberwiesz za to...
Ponownie starałam się wyswobodzić z jego objęć,lecz przyciągnął mnie do siebie stanowczo,nadal śpiąc.Przewróciłam teatralnie oczami,starając sobie przypomnieć jakiekolwiek wydarzenia z wczorajszego wieczoru,jednak bezskutecznie,ponieważ film urwał mi się zapewne po kilku drinkach.Dyskretnie zsunęłam z nas kołdrę.Chłopak leżał pode mną w samych bokserkach,natomiast ja w jakiejś bokserce i bieliźnie,
Hm,ciekawe...
Mam nadzieję,że między mną,a Jake'iem do niczego nie doszło.Chociaż z drugiej strony,obydwoje byliśmy pewnie nawaleni w trzy dupy,więc szczerze mówiąc,nie zdziwiłabym się zbytnio.
-Jake.-uniosłam się na łokciach,w dalszym ciągu leżąc na chłopaku.-Jake !-potrząsnęłam jego ramieniem,lecz nadal bezskutecznie.
Przyjrzałam się uważnie jego twarzy.Kilka czarnych,niesfornych kosmyków opadała na jego czoło,sprawiając,że jego włosy ułożyły się w tak zwany "artystyczny nieład".Miałam tylko nadzieję,że jego fryzura nie była spowodowana "nocnymi zabawami"...
Muszę przyznać,że wyglądał nawet słodko,gdy tak leżał.Przypatrywałam mu się w skupieniu,całkowicie zapominając,że praktycznie leżałam na nim okrakiem,stykając się z jego sporym "kolegą".
Pieprzyć to !
-Jake !-kolejny raz zwróciłam się do śpiącego bruneta,tym razem głośniej.
Chłopak zaczął powoli uchylać powieki,tak samo jak ja,przyzwyczajając się do światła dziennego.
-Hej maleńka.-uśmiechnął się łobuzersko.-Takie pobudki to ja lubię.-spojrzał na mnie znacząco,na co jedynie przewróciłam oczami.
-Nie mogę się ruszyć,ponieważ trzymasz mnie za tyłek,zboczeńcu...-spojrzałam na niego z dezaprobatą.
Chłopak zaśmiał się,specjalnie ściskając moje pośladki.Ja natomiast z premedytacją otarłam się o jego krocze.
Tak.Nasze relacje były na prawdę bliskie,dlatego nie chciałam ich zniszczyć seksem po pijaku.
To byłoby niezręczne...
Nagle usłyszeliśmy głosy na korytarzu,a chwilę później drzwi do sypialni Jake'a otworzyły się z impetem.Jak na zawołanie spojrzeliśmy w tamtą stronę,aby zobaczyć w progu...moją mamę.
No to pięknie.Mam przesrane...
Patrzyła to na mnie,to na Jake'a,a ja uświadomiłam sobie,że nadal na nim leżę.Zsunęłam się więc z niego,uśmiechając się słodko do mamy.
-Widzę,że w czymś przerwałam.-wypowiedziała każde słowo z takim jadem w głosie,na jaki tylko było ją stać.
-Przecież my nie...-nie dane było mi jednak skończyć.
-Masz pięć minut.Czekam w samochodzie.-rzuciła krótko.-A ty,młody człowieku,łapy z dala od mojej córki.-warknęła,po czym szybkim tempem wyszła z pokoju.
-No to przyznajcie się...-zaśmiał się Nick,który właśnie wszedł do pokoju.-W czym wam przeszkodziła ?-zacytował moją matkę.
Przewróciłam teatralnie oczami,rzucając w niego poduszką.
Serio ? Co ja mam z tymi poduszkami...Najpierw Justin,teraz Nick...
Wygrzebałam się spod kołdry,kierując się w stronę obrotowego krzesła.Chwyciłam swoje rurki i w szybkim tempie wsunęłam je na siebie,czując wzrok chłopaków na swoim ciele.Następnie wzięłam do ręki bluzkę,przewracając ją na drugą stronę.
-Na co czekacie ?-rzuciłam z rozdrażnieniem.-Odwróćcie się.
-Jakoś wczoraj ci to nie przeszkadzało.-Jake zrobił minę rozkapryszonego pięciolatka,zakładając ręce na piersi.
Momentalnie odwróciłam się twarzą do niego.
-Co chcesz przez to powiedzieć !?-zapytałam w desperacji.-My chyba nie...
-Spokojnie.-zaśmiał się pod nosem,na co posłałam mu karcące spojrzenie.-Nie zrobiłbym ci tego...-zapewnił.-Chociaż niewiele brakowało...-szepnął do Nick'a,niestety na tyle głośno,że zdołałam to usłyszeć.
Pospiesznie ściągnęłam bokserkę chłopaka i założyłam na siebie bluzkę,a następnie kurtkę.
Zbiegłam po schodach,wpadając prosto na Mike'a.Chłopak trzymał w ręce tabletkę przeciwbólową i szklankę wody,którą właśnie miał połknąć.
Zgadza się,"miał",ponieważ wyprzedziłam go,wyrywając mu tabletki z ręki i popijając wodą.
-Ej !-posłałam mu najsłodszy uśmiech i pocałowałam w policzek na pożegnanie,po czym ruszyłam w stronę wyjścia z budynku.-Pozdrów swojego Justina !-krzyknął za mną,wprawiając mnie w kompletne osłupienie.Nie dane było mi jednak dokończyć tej rozmowy,ponieważ usłyszałam klakson samochodu.Przewróciłam oczami,opuszczając dom Jake'a i udając się do auta mamy.Otworzyłam drzwi,niepewnie wsiadając do środka.Kobieta odpaliła silnik i bez słowa ruszyła z podjazdu.
Całą drogę przejechałyśmy w milczeniu.To była tak zwana "cisza przed burzą"...Gdy zaparkowałyśmy przed naszym domem,bez słowa opuściła samochód,czekając,aż zrobię to samo.Dołączyłam do niej i razem weszłyśmy do budynku.Zdjęłam buty i jak najszybciej chciałam przedostać się do swojego pokoju,jednak zatrzymał mnie surowy głos ojca.
-A dokąd to,przepraszam ? Do salonu ! Musimy poważnie porozmawiać.-spuściłam głowę i nie kryjąc swojej niechęci,udałam się do pokoju.
Zajęłam miejsce na sofie i założyłam nogę na nogę,czekając na rodziców.
-Możesz nam to wszystko wytłumaczyć ?-zaczęła matka,wyraźnie starając się powstrzymać wybuch gniewu.
Wzruszyłam jedynie ramionami,nie odzywając się ani słowem.
-Spójrz na nas,jak do ciebie mówimy !-w pokoju rozbrzmiał głos ojca.
Niechętnie podniosłam wzrok,przenosząc go na rodziców.
-A co mam wam niby powiedzieć ?-spytałam bezczelnie.
Tak.Byłam typem osoby,która potrafiła postawić na swoim i nie dbała o kulturalny język.
-Innym tonem.-syknął ojciec.-Dlaczego nie wróciłaś wczoraj na noc ?
-Moja sprawa.-rzuciłam obojętnie.
-Zawsze kiedy nie wracałaś na noc mówiłaś nam gdzie idziesz.Czy to do koleżanki czy kończyłaś jakiś projekt do szkoły,a te...
Nie dałam im dokończyć,ponieważ parsknęłam ironicznym śmiechem.Wiem,że byłam wredna i wiem,że to moi rodzice,jednak byłam w tym momencie tak wkurwiona,że postanowiłam iść na całość.
W końcu,co miałam do stracenia.
-Wy na prawdę byliście tak naiwni,żeby w to wierzyć ?-spytałam kpiąco.
Rodzice wymienili między sobą znaczące spojrzenia,czym tylko mnie rozbawili.
-Co ty chcesz przez to powiedzieć...?-spytała moja matka.Po jej głosie mogłam poznać,że była na prawdę wkurwiona.
-Moja koleżanka miała na imię...Austin.-posłałam im słodkie spojrzenie,czym rozwścieczyłam ich jeszcze bardziej.Oni na prawdę nie cierpieli Austina.
Mój ojciec uderzył ręką w stół,a ja na prawdę starałam się nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
-Co ty u niego robiłaś,do cholery jasnej !?-wrzasnęła moja mama,całkowicie wyprowadzona z równowagi.
-Na prawdę mam tłumaczyć wam takie rzeczy ?-uniosłam pytająco brwi,z bezczelnym uśmieszkiem na twarzy.
-Chyba nie chcesz powiedzieć że wy...
-Pieprzyliśmy się ?-przerwałam jej arogancko.-Tak,dokładnie.
Mój tata kolejny raz uderzył pięścią w stół,a mama złapała się za czoło.
-Co,zaskoczeni ? Nie sądziliście,że wasza mała córeczka może nie być już dziewicą ?-zrobiłam słodkie oczka.
-Dziecko ! Ty masz piętnaście lat ! Jesteś zdecydowanie za młoda na seks !-wrzasnął mój ojciec,doprowadzając mnie do kolejnego wybuchu śmiechem.
-Nie wydaje mi się.-pokręciłam z rozbawieniem głową.-A tak poza tym,miałam czternaście lat kiedy PIERWSZY raz się z nim bzykałam.-tak,kurwa.Byłam cholernie bezczelna,ale o to mi właśnie chodziło.Brakowało tylko jakiegoś punktu kulminacyjnego.Może przyjdzie z czasem...
Widziałam,że moi rodzice toczyli w środku walkę,zastanawiając się,czy nie powinni mnie w tym momencie zabić.
-Ty się zachowujesz jak zwykła dziwka ! Pieprzysz się z Austinem,a teraz znajduję cię w bardzo dwuznacznej pozycji z Jake'iem ! Może z nim też uprawiałaś seks !?-wrzasnęła na mnie moja rodzicielka.
-Nie pamiętam...-prychnęłam kpiąco,odpowiadając zgodnie z prawdą.
-Co to,kurwa,znaczy,że nie pamiętasz !?-ryknął ojciec.
-Nachlana byłam.-wzruszyłam ramionami.
-Może każdemu dupy dajesz !?
Założyłam nogę na nogę,wpatrując się w swoje paznokcie.
-Tak poza tym,to się nazywa zdrada,moja droga.-wtrąciła mama,wskazując na mnie palcem.
-Nikogo nie zdradziłam ! Poza tym,nie jestem już z Austinem...
-To oznacza,że teraz możesz pieprzyć się na prawo i lewo,tak !?-tata prychnął ironicznie.
-Może...-odparłam bezczelnie.
-Nie ! Zrobiłaś się tak arogancka,jak za przeproszeniem ten pieprzony Justin Bieber !
I to było to !
Wybuchnęłam głośnym śmiechem,nie potrafiąc go nawet pohamować.
-I co ciebie tak śmieszy,do jasnej cholery !?
-No wiecie...-zaczęłam powoli.-Dla mnie był bardzo...miły...-parsknęłam śmiechem.
Miny moich rodziców były po prostu bezcenne.Mogłabym tak siedzieć i wpatrywać się w nie kilka godzin.
-A tak przy okazji...-na mojej twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek,ponieważ poczułam,że to właśnie jest ten moment kulminacyjny.-Justin ma zajebiste tatuaże...pod koszulką.-dodałam,po czym pospiesznie wstałam z kanapy i pobiegłam do swojego pokoju.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi,wybuchając śmiechem.Wiedziałam,że będę miała przez to przesrane,jednak było warto.Chyba nigdy tego nie zapomnę...
-Bree !-rozległ się donośny głos ojca.-Natychmiast zejdź na dół !
-Nie chce mi się !-odparłam,niczym pięcioletnie dziecko.
Już po chwili usłyszałam odgłos kroków na schodach.Drzwi od mojego pokoju otworzyły się z impetem,ukazując rozwścieczonych rodziców.
-Skąd znasz Biebera !?-krzyknęła moja kochana mamusia,zakładając ręce na piersi.
-To moja sprawa.-odparłam bezczelnie.
-Nie będziesz się spotykać z tym kryminalistą ! Może jemu też do łóżka wskoczyłaś !?
Zaśmiałam się pod nosem,siadając na łóżku.
-Będę robiła to,co mi się podoba,a wy nie będziecie wpieprzać się w moje życie.
I w tym momencie mój ojciec uniósł rękę i uderzył mnie w twarz.Spojrzałam na niego z niedowierzaniem,jak i rozwścieczeniem.
-To dziwne...-udałam,że intensywnie nad czymś myślę.-Wiecie dlaczego zerwałam z Austinem ?-spytałam,chociaż i tak wiedziałam,że nie mieli zielonego pojęcia.-Właśnie dlatego,że mnie uderzył...-wysyczałam im prosto w twarz.-Co za zbieg okoliczności...-rzuciłam w ich kierunku,zamykając się w łazience.Nie miałam najmniejszego zamiaru siedzieć tam z nimi i kontynuować tej rozmowy.
-Masz szlaban na tydzień !-krzyknął ojciec,po czym razem z matką wyszli z pokoju,zatrzaskując za sobą drzwi.
Podeszłam do umywalki i oparłam się o nią,patrząc w swoje odbicie w lustrze.Na moim policzku widniał duży,czerwony ślad.Podejrzewam,że z czasem zamieni się w siniaka.
Austin uderzył mnie mocniej,lecz i tak nie zrobiło to na mnie wrażenia.Z ojcem jest tak samo-nie spodziewałam się tego po nim,lecz nie mam najmniejszego zamiaru rozpaczać z tego powodu.
Różnica była tylko w tym,że siniaka,którego zrobił mi Austin,zakryłam jakimś podkładem,natomiast tego nie miałam zamiaru niczym maskować.Niech świat zobaczy,do czego zdolny jest mój tatuś.
A co do szlabanu,oni są chyba śmieszni,jeśli myślą,że przez tydzień będę siedziała w domu.
Co to,to nie...
Wyszłam z łazienki,zamykając za sobą drzwi.Podeszłam do szafy,z której wyciągnęłam bardzo obcisłe rurki,a do tego dopasowaną bluzkę z dużym dekoltem.Z szuflady natomiast wyjęłam różową,koronkową bieliznę,udając się z przyszykowanymi ubraniami z powrotem do łazienki.Rozebrałam się i weszłam pod prysznic,oblewając swoje ciało chłodną wodą.Wtarłam w siebie żel pod prysznic o zapachu owoców leśnych,a następnie spłukałam go,wychodząc z pod prysznica.Wytarłam się różowym,puchowym ręcznikiem i podeszłam do półki z moimi ubraniami.Mój wzrok wylądował na koronkowej bieliźnie,którą dostałam od Austina na urodziny.Zaśmiałam się pod nosem,na wspomnienie jego miny,kiedy mnie w tym zobaczył.Jego oczy świeciły i o mało co nie wypadły z orbit.Od razu się na mnie "rzucił",reszty chyba nie muszę mówić...
Faceci...
Założyłam na siebie ubrania,po czym wyszłam z łazienki.Podniosłam z podłogi torbę i włożyłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy.Wyjęłam z szafy krótką,skórzaną kurtkę oraz moje ulubione buty za kostkę.Podeszłam do drzwi i zamknęłam je na klucz,na wypadek,gdyby rodzicom zachciało się mnie odwiedzić.
Otworzyłam balkon,wychodząc na niego,a następnie podeszłam do balustrady,przechodząc przez nią.Zeskoczyłam na trawę i od razu ukucnęłam,aby przypadkiem rodzice mnie nie zobaczyli.Chwilę później przeszłam przez bramkę,oddychając z ulgą,ponieważ nikt mnie już teraz nie zatrzyma.
Wyjęłam z torby komórkę,aby sprawdzić godzinę.Mój zegarek wskazywał siedemnastą trzydzieści.
Cholera ! O której ja się dzisiaj obudziłam !?
Udałam się w stronę parku,w którym jak zwykle na ławkach siedziało pełno ćpunów.I murzyni i biali-po prostu wszyscy.
Szłam wąską alejką,czując na sobie wzrok facetów.W duchu modliłam się,aby nie spotkać teraz Austina.Nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
Po około pół godziny doszłam w końcu do ośrodka uzależnień.
Tak.Postanowiłam odwiedzić Justina.Z jednej strony,byłam wolontariuszką i to było moim zadaniem.Z drugiej jednak,chciałam jeszcze bardziej wkurzyć rodziców.
Tak,wiem.Jestem wredna.
Otworzyłam szklane drzwi budynku,wchodząc do pustego pomieszczenia.Ani jednej żywej duszy.
-Bree !-do moich uszu doszedł dźwięk głosu Joanny.Odwróciłam się więc w jej kierunku,posyłając promienny uśmiech.
-Dzień dobry.-przywitałam się grzecznie.Co jak co,ale na niej chciałam zrobić dobre wrażenie.
-Widzę,że przyszłaś odwiedzić Justina,mam rację ?-spytała,zerkając na zegarek.
-Zgadza się.-uśmiechnęłam się słodko.-Jest u siebie ?
Joanna jedynie skinęła głową,kiedy w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk dzwoniącego telefonu.Posłała mi przepraszające spojrzenie,odbierając połączenie.
Cieszyłam się,że nasza rozmowa dobiegła końca, zanim Joanna mogłaby zobaczyć siniaka na moim lewym policzku.Zaraz zaczęłyby się pytania z serii kto mi to zrobił i tym podobne.
Udałam się w stronę pokoju Justina.Stanęłam przed drzwiami,cicho pukając.Do moich uszu doszło słówko "proszę",więc nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka.
-Nie przeszkadzam ?-rzuciłam na dzień dobry.
-Ty nigdy,słonko.-odparł ze szczerym uśmiechem na twarzy.
-Widzę,że znowu masz dobry humor...-spojrzałam na niego sceptycznie,ponieważ oznaczał to,że niedawno się naćpał.
-To chyba dobrze...-posłał mi łobuzerski uśmiech.
Nagle wyraz jego twarzy zmienił się o 180 stopni.Spoważniał,a jego oczy pociemniały.Podniósł się łóżka,podchodząc do mnie.Wzrok cały czas wbity miał w mój policzek.Stanął dosłownie parę centymetrów ode mnie,podnosząc dłonią moją brodę,aby mieć lepszy widok na zaczerwienione miejsce.
-Kto ci to zrobił ?-syknął przez zaciśnięte zęby.-Jeśli to ten twój były...
-Nie,to nie Austin.-uspokoiłam go.
-Jeden z tych twoich przyjaciół ?-drążył temat.
-Nie,no coś ty...
-Więc pytam się kto ?-przysunął się do mnie jeszcze bliżej,patrząc mi prosto w oczy.
-Mój kochany tatuś.-rzuciłam sarkastycznie.
Między nami nastała chwilowa cisza,podczas której Justina wzrok wbity był w mój policzek.
-Zabiję gnoja...-w jego głosie dało się słyszeć nutę desperacji.Położył ręce na karku i odetchnął głęboko.
-Justin,uspokój się.Sprowokowałam go.-ponownie zbliżyłam się do Justina.
-Ale to go,kurwa,nie usprawiedliwia !
-Wiem,ale szczerze mówiąc,nic sobie z tego nie robię.To nie boli-ani psychicznie,ani fizycznie.Daj spokój,to nic nie da...
Chłopak usiadł na łóżku,opierając łokcie o kolana.Widziałam,że zaczął się uspokajać,co uspokoiło również mnie.Nie chciałam,aby z mojego powodu pakował się w kolejne gówno.W ogóle nie chciałam,żeby pakował się w kłopoty.
Zdjęłam z siebie kurtkę,wieszając ją na oparciu krzesła.Justin przeniósł na mnie wzrok,oblizując wargi.Błądził oczami po całym moim ciele,przygryzając wargę.
Mówiłam już,że ta bluzka bardzo dobrze eksponowała mój pełny biust...?
Chłopak potrząsnął głową,uśmiechając się łobuzersko.
-To czym go tak sprowokowałaś ?-uniósł pytająco brwi.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech,na wspomnienie rozmowy z rodzicami.Może to idiotyczne,ale to dało mi pewnego rodzaju cholerną satysfakcję.
-Długa historia...-zaśmiałam się,kręcąc głową.
-Mamy czas.-wzruszył ramionami.
Nagle na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek.
-Może ma to coś wspólnego ze wczorajszym wieczorem i dzisiejszą nocą.-moje źrenice rozszerzyły się nienaturalnie.-Potrafisz zaszaleć,maleńka.-popatrzył na mnie z podziwem.
Ja natomiast wpatrywałam się w niego z otwartymi ustami,starając się przyswoić to,co przed chwilą powiedział.
-Zamknij usta,kochanie,bo zrobię się zbyt napalony.-oblizał wargi,uśmiechając się cwaniacko.
A ja cały czas wpatrywałam się w niego,jakby miał siedem głów.
-Skąd...-zaczęłam,kręcąc głową z niedowierzaniem.
-Podejrzewałem,że urwał ci się film...
-Justin ! Ty mi wytłumacz,skąd wiesz o...-posłałam mu znaczące spojrzenie.
-Spotkaliśmy się wczoraj w parku jak wracałaś z tymi frajerami i...
-Nie nazywaj ich tak.-posłałam mu karcące spojrzenie,na co uniósł ręce w obronnym geście.
-Akurat szedłem z kumplami przez park i...tak wyszło,że się spotkaliśmy.-badałam go wzrokiem,czy aby na pewno mówi prawdę.Sama nie mogłam nic na ten temat powiedzieć,ponieważ w mojej pamięci wyryła się gigantyczna dziura,obejmująca wczorajszą noc.-A tak poza tym,dowiedziałem się,że nosisz koronkową bieliznę.Idealnie...-posłał mi cwany uśmiech,natomiast mnie kompletnie zatkało.
Szatyn miał ze mnie niezły ubaw,co chwilę wybuchając śmiechem.Wpatrywałam się niego,trzykrotnie rozszerzonymi źrenicami,nie poruszając się ani o centymetr.W głowie cały czas analizowałam jego słowa,które nie chciały dotrzeć do mojego mózgu.Jakby jakaś wewnętrzna bariera stanęła im na drodze...
Pokręciłam głową z niedowierzaniem,uśmiechając się pod nosem.Był to jednak uśmiech z serii "chyba sobie ze mnie jaja robisz".
Tak,nie potrafię tego inaczej nazwać.
Nagle zerwałam się z krzesła,spoglądając na niego z rozbawieniem.Chwyciłam pierwszą-lepszą poduszkę i rzuciłam nią w Justina.
-Ty jebany idioto !-wybuchnęłam śmiechem,chociaż sama nie wiedziałam do końca dlaczego.Chyba uznałam,że nic innego mi nie pozostało...
-Powiem ci szczerze,że cholernie mnie to pociąga.Jeszcze tylko pozbyć się tych ubranek...-szatyn nie przestawał się śmiać.Momentalnie zeskoczył z łóżka,abym nie mogła go dorwać.Przeszedł na drugą stronę pokoju,uśmiechając się do mnie bezczelnie.
-Pożałujesz,że się urodziłeś,Bieber...-starałam się brzmieć groźnie,lecz tak na prawdę,miałam ogromną ochotę wybuchnąć śmiechem.
-Tylko na to czekam,skarbie !-rzucił,rozbawiony moimi groźbami.
Już miałam kolejny raz rzucić w niego poduszką,którą trzymałam w ręce,kiedy poczułam,że chłopak wyrwał mi przedmiot i przerzucił mnie sobie przez plecy.
-Justin,idioto ! Puszczaj mnie !-pisnęłam przez śmiech,uderzając swoimi drobnymi piąstkami w jego umięśnione ciało.
W odpowiedzi usłyszałam jedynie śmiech szatyna i poczułam jedną z jego rąk na moim tyłku.
-Puszczaj mnie,zboczeńcu !-kolejny raz pisnęłam i kolejny raz otrzymałam w odpowiedzi chichot.
Nagle chłopak położył mnie na łóżku i umieszczając moje ręce za głową,zawisł nade mną,napierając swoim ciałem na moje.
-I kto jest teraz górą,kochanie ?-warknął seksownie,tuż przy moim uchu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka Kochani !!!
To nic,że poszłam spać o drugiej i pewnie zasnę w szkole-postanowiłam,że dodam rozdział,więc dodaję...;-*
Czyżbyście zmienili swoje zdanie o Bree...?
Myślę,że nie spodziewaliście się takiej rozmowy z rodzicami...
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i wyświetlenia.To na prawdę cholernie miłe.Właściwie to opowiadanie miało być takie "dodatkowe",dla wprowadzenia różnorodności.A tu się okazuje,że to opowiadanie czyta i komentuje więcej osób niż pierwsze ;D
Ciekawe...
Chociaż dla mnie i tak zawsze pozostanie tamto na pierwszym miejscu...(nie powiem dlaczego...xD)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Odpowiadając na jeden komentarz pod ostatnim rozdziałem-tak,mam już zamówiony trailer tego i mojego pierwszego opowiadania.Powinno pojawić się najpóźniej za dwa tygodnie ;-*
Zapraszam na mojego aska :
ask.fm/Paulaaa962  
Chciałam Was również zaprosić (mam na myśli"koniecznie wchodźcie i komentujcie") na zajebiście zapowiadający się blog ! Ja już się zakochałam...
http://shwatyissexy.blogspot.com/

Kocham Was i do następnego ;-*

środa, 13 listopada 2013

Rozdział 4...

Rozdział 4...
***Oczami Justina***
W momencie,kiedy poinformowali mnie,że będzie mnie odwiedzać jakaś pieprzona wolontariuszka,wyobrażałem sobie starą babę,która codziennie będzie mi wmawiać,jakie to narkotyki są straszne.
Jakież było moje zdziwienie,kiedy zobaczyłem na korytarzu seksowną nastolatkę.
Jednak ten ośrodek nie jest taki zły...
Mogliby mnie w nim zamknąć,byleby z nią w środku.
Oj,działoby się...
Usiadłem na łóżku,ponieważ uznałem za głupie stać w dalszym ciągu na środku pokoju,jak jakiś skończony idiota.
Tak swoją drogą,miły byłem dla niej,a to dziwne.Narkotyki musiały jeszcze działać.
Myślami wróciłem do spotkania z brunetką.Muszę przyznać,że zrobiła na mnie wrażenie.Jej postawa wobec świata i sposób odzywania się do mnie.Nie bała się,a mi to imponowało.Z drugiej jednak strony,nie będzie pozwalała mi ćpać.Zresztą,w dupie mam to,na co ona mi pozwoli,a na co nie.Jestem Justin Bieber,a Justin Bieber robi to,na co ma ochotę.
Jestem ciekawy,jak trzymają się beze mnie moi kumple.Pewnie się nawet nie zorientowali,że mnie zabrali.Oni nie trzeźwieją,a pod wpływem,nie dociera do nich nic.
Rozłożyłem się wygodnie na łóżku,układając ręce za głową.Przed oczami pojawił mi się obraz Bree,a w głowie usłyszałem jej słowa.
Ja wkurzyłem jej matkę ? W takim razie mogła to być tylko jedna osoba-moja kochana pani adwokat.
Coś tam wspominała o swojej córce,teraz wiem,że miała rację.Dziewczynka ma charakterek...
Tak swoją drogą,nie pieprzyłem jeszcze piętnastolatki.Będzie ciekawie...
***Oczami Bree***
Wyszłam z pokoju Justina,zamykając za sobą drzwi trochę głośniej,niż zamierzałam.Udałam się w stronę dobrze znanego mi gabinetu Joanny.Zapukałam parę razy w drzwi,a słysząc ciche "proszę",weszłam do środka.
-Usiądź,Bree.-pani dyrektor wskazała mi krzesło na przeciwko biurka.Wykonałam jej polecenie,kładąc torbę na kolanach.
-Postanowiłam się już zbierać,więc przyszłam do pani.-powiedziałam,patrząc na Joannę.
-Dobrze.-skinęła głową.-Powiedz mi,jakie jest twoje pierwsze wrażenie,jak chodzi o Justina.-zapytała,skupiając na mnie całą swoją uwagę.
-Wydaje się miły.-wzruszyłam ramionami.
-Nie zachowywał się dziwnie ? Nie był wredny,czy chamski w stosunku do ciebie ?-cały czas patrzyła mi prosto w oczy,aby uchwycić każdą moją reakcję,jednak ja miałam kłamanie wyćwiczone do perfekcji,a nie zamierzałam informować ją o tym,że Justin naćpał się parę godzin temu.Wtedy kompletnie nie miałby do mnie zaufania.
-Wszystko w porządku.-posłałam jej uspokajający uśmiech,aby moje słowa brzmiały bardziej realnie.
-Pamiętaj,że gdyby tylko coś się działo,masz się do mnie zwrócić.-popatrzyła na mnie surowo.
-Oczywiście.-przytaknęłam z entuzjazmem.-Jeśli mogę,będę się już zbierać.
-Tak,tak...-przytaknęła szybko,przeglądając coś w papierach.
-W takim razie dobranoc i do zobaczenia.-pożegnałam się i nie czekając na odpowiedź,opuściłam pokój,a następnie wyszłam z budynku.
Udałam się w kierunku parku,w którym umówiłam się z chłopakami.Zapewne dostane od nich serię pytań.No cóż,postaram się z tego jakoś wybrnąć.
Piętnaście minut później,siedziałam na naszej ławce,czekając na przyjaciół.W oddali zobaczyłam sylwetki trzech chłopaków,w których od razu rozpoznałam Jake'a,Nick'a i Mike'a.Pomachali mi,co od razu odwzajemniłam.
-Siema,mała.-rzucił Jake,pochodząc bliżej.Przytuliłam go na powitane,co chwilę później uczyniłam również z Nickiem i Mikiem.
-To gdzie idziemy ?-spytałam,wkładając ręce do kieszeni kurtki.
-Proponuję ten klub.-wskazał ręką na migające światła w oddali.
-Mi pasuje.-przytaknęłam głową,ruszając razem z chłopakami w stronę klubu.
Po niecałych pięciu minutach staliśmy pod drzwiami.Ochroniarz tylko popatrzył na nas przez chwilę,bez słowa wpuszczając nas do środka.
W środku dało się słyszeć głośną muzykę,wydobywającą się z,rozstawionych po całym pomieszczeniu,głośników.Zaczęłam kierować się w stronę baru.Zamówiłam sobie drinka,zajmując miejsce przy jednym ze stolików.Po chwili dołączyli do mnie przyjaciele.
-No to teraz powiedz,Bree.-zaczął Jake,uśmiechając się głupkowato.-W czym ci...a może wam,przeszkodziłem,kiedy do ciebie zadzwoniłem...?-wszyscy wpatrywali się we mnie,oczekując na odpowiedź.
-Chyba raczej uratowałeś...-mruknęłam pod nosem,sącząc swojego drinka.
Chłopaki parsknęli śmiechem,na co posłałam im karcące spojrzenie.
-A tak dokładniej,kochanie ?-cały czas powstrzymywali się od śmiechu.Przewróciłam oczami,biorąc kolejnego łyka mojego napoju.
-Miałam wczoraj to spotkanie w ośrodku uzależnień.-zaczęłam,a chłopcy skupili na mnie swój wzrok.-Mam pomóc jednemu chłopakowi skończyć z ćpaniem.-skróciłam historię.
Nagle chłopaki wybuchnęli głośnym śmiechem,a ja popatrzyłam na nich,unosząc pytająco brwi.
-Już rozumiemy,jak mu pomagałaś...-wydusił Jake prze kolejne napady śmiechu.
-No,to na pewno pomaga...-dodał Nick,a ja momentalnie uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło.
-O Jezu.Nie tak...-sprostowałam,lecz do moich przyjaciół w tym momencie nie dotrze chyba nic.
-My już tam swoje wiemy...-prychnął Mike.
-Na prawdę macie mnie za zwykłą dziwkę !?-spytałam z niedowierzaniem.
Chłopaki uspokoili się momentalnie,patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem.Kolejny raz przewróciłam oczami na ich dziecinność.
-A co z Austinem ?-spytał Mike.
-Dzwonił do mnie dzisiaj,przepraszał,mówił że mnie kocha,a na koniec wyzwał.Całe szczęście Justin go spławił.-chłopaki jak na zawołanie popatrzyli na mnie uważnie.
-Justin ?-Jake poruszył teatralnie brwiami.
-Tak.-wypięłam im język.
-A ile on ma lat ?-spytał Nick,a ja zastanawiałam się,czy powiedzieć prawdę,czy skłamąć.Zaraz znowu zaczną gadać o...a zresztą.Co mi tam...
-21.-odparłam,biorąc kolejnego łyka napoju.
Kątem oka widziałam,jak chłopaki z trudem powstrzymują się on śmiechu.
-No,to jego można wyleczyć tylko...-przerwał,pod wpływem mojego wzroku.-Nic nie mówiłem...-zrobił minę niewiniątka.
-Tylko,mała.Uważaj na siebie.Wiesz,co Austin potrafił robić pod wpływem narkotyków.Nie znasz tego Justina i nie wiesz,do czego jest zdolny.-pokiwałam ze zrozumieniem głową.
-Idę zamówić sobie drinka.Chcecie coś ?-spytałam po chwili,wstając od stolika.Chłopaki przecząco pokręcili głowami,pokazując swoje,jeszcze pełne,puszki z piwem.Udałam się więc w stronę baru,zdobywając uśmiechy wielu ludzi w moim otoczeniu.
*
Po kilku kolejnych drinkach byłam już na prawdę nieźle wstawiona.No dobrze.Powiedzmy sobie szczerze.Byłam nachlana w trzy dupy.Ledwo trzymałam się na nogach,cały czas zataczając się na boki.Moi przyjaciele nie wyglądali wcale dużo lepiej...
Siedziałam właśnie na jednym z krzeseł,śmiejąc się sama do siebie.W pewnym momencie podszedł do mnie wysoki brunet,wyglądający na jakieś 20 lat.
-Może zatańczymy,skarbie ?-zapytał,z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
Wstałam z krzesła,starając się utrzymać równowagę.Chłopak,którego imienia nawet nie znam,objął mnie od tyłu,prowadząc na parkiet.Z głośników leciała piosenka idealnie nadająca się do tańca.Nie mogłam jednak powiedzieć,co to był za utwór,przez zdecydowanie za dużą ilość alkoholu.Chłopak złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie.Zaczęłam poruszać się w rytm muzyki,ocierając tyłkiem o jego krocze.Chłopakowi zdecydowanie się to podobało,ponieważ jęczał prosto do mojego ucha.Przysunął mnie jeszcze bliżej,dociskając do swojego przyrodzenia.Po chwili obróciłam się twarzą do niego,zarzucając mu ręce na szyję.Nie przestałam jednak poruszać biodrami,sprawiając przy tym przyjemność mojemu partnerowi.Ponownie stanęłam do niego tyłem,ocierając się o jego krocze mocno i zdecydowanie.Chłopak trzymał ręce zaciśnięte na moich biodrach,a głowę schowaną w zagłębieniu mojej szyi,szepcząc mi do ucha słowa,których nie przyswajałam przez alkohol w mojej krwi.Właściwie to nic do mnie teraz nie docierało.Byłam jakby w innym świecie.Najlepsze było to,że jutro rano i tak nie będę nic pamiętała.
Po pewnym czasie znudził mi się taniec i postanowiłam wrócić do stolika.Odsunęłam się od chłopaka,jednak złapał mnie w talii,uniemożliwiając odejście.
-Idziemy na górę ?-szepnął mi do ucha,a przez całe moje ciało przeszły dreszcze.
-Nie,dzięki.-odparłam przez śmiech,starając się wyswobodzić z jego uścisku.
-Nie tak szybko,kotku.Chyba musimy coś dokończyć...-warknął prosto do mojego ucha.
Muszę przyznać,że w tamtym momencie przestraszyłam się,a z mojej krwi wyparowało przynajmniej pół promila alkoholu.
-Puść mnie.-powiedziałam łagodnie,starając się zachować równowagę.
-Oczywiście,ale jeszcze nie teraz...-objął mnie ramionami w talii i zaczął prowadzić w nieznanym mi kierunku.
-Powiedziałam,żebyś mnie zostawił.-mruknęłam już nieco głośniej,odwracając się przodem do niego.
Chłopak przyparł mnie do ściany i zaczął wkładać swoje ręce pod moją obcisłą bluzkę.
Nagle znalazł się przy nas Jake z mordem w oczach.
-Spierdalaj od niej.-warknął prosto w jego twarz.
Chłopak zaśmiał się kpiąco,zerkając na mnie.
-Może następnym razem lepiej pilnuj swojej laski.Jeszcze chwila,a bym ją przeleciał.-rzucił w kierunku Jake'a,odchodząc w stronę baru.
-Dziękuję...-powiedziałam powoli,nadal nie do końca kontaktując.
-Ty już dzisiaj lepiej nigdzie nie odchodź,mała.-Jake pokręcił głową z dezaprobatą,łapiąc mnie z rękę i ciągnąc w stronę stolika,przy którym siedzieli Nick i Mike.
*
Posiedzieliśmy w klubie jeszcze jakąś godzinę,kiedy postanowiliśmy się zbierać.Założyłam moją skórzaną kurtkę,a torbę przewiesiłam przez ramię.Kosztowało mnie to niesamowicie dużo wysiłku i skupienia.Po pijaku nawet najdrobniejsze czynności wydawały się niezwykle trudne i męczące.
Wyszliśmy z zatłoczonego klubu prosto na ciemną,opuszczoną uliczkę.Jestem niemalże pewna,że gdybym wracała teraz sama,źle by się to dla mnie skończyło.Wyobraźcie sobie taką sytuację : pijana piętnastolatka o północy w Detroit.Nie brzmi za ciekawie,prawda ?
-Idziemy do mnie.Moich starych nie ma.-poinformował Jake.
-Ale ja muszę wracać do domu,bo rodzice...-starałam się,aby to zdanie zabrzmiało w miarę logicznie,lecz język plątał mi się niemiłosiernie.
-Jesteś pewna,że chcesz się pokazać starym w takim stanie ? Słońce,jesteś nachlana w trzy dupy i ledwo trzymasz się na nogach.-wśród moich przyjaciół rozległ się szmer cichego śmiechu.
Założyłam ręce na piersi,udając obrażoną.
-Wcale nie jestem pijana,tylko...lekko wstawiona.-odparłam po chwili namysłu.
Tym razem,chłopcy nie próbowali pohamować swojego śmiechu.
-Nazwij to,jak chcesz,kochanie...-wydusił Mike.
Ruszyliśmy prosto uliczką,równoległą do parku.Po paru minutach marszu i gadaniu o głupotach,skręciliśmy w stronę opuszczonego parku,wchodząc do niego.Odwróciłam się przodem do chłopaków,idąc tyłem.Potykałam się oczywiście o każdy,leżący na drodze,patyk i kamień.
-Koniecznie musimy to wkrótce powtórzyć.-wydukałam,śmiejąc się sama do siebie.
-Coś mi się zdaje,że zmienisz zdanie,kiedy rano obudzisz się z cholernym bólem głowy...-zaśmiał się Jake.
-Przeżyję...-mruknęłam,cały czas śmiejąc się,jak skończona idiotka.
-Mała ? Kim był ten facet w klubie ?-spytał Jake,unosząc brwi.
-Nie mam pojęcia.Koleś przystawiał się do mnie,to poszłam z nim zatańczyć,a potem wyszło tak,że mu stanął,ale czy to moja wina...-przerwałam,czując silne ramiona,oplecione wokół mojej drobnej talli.
-Hej laleczko...-usłyszałam głos,tuż przy uchu.
Justin...
***Oczami Justina***
Nie miałem najmniejszego zamiaru przesiedzieć w tym pieprzonym ośrodku całego swojego życia.Jestem młody i moim celem jest się dobrze bawić.
Kiedy wszyscy poszli spać i zgasły ostatnie światła,wymknąłem się z budynku,wchodząc na słabo oświetloną uliczkę.Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybierając numer do kumpla,przyłożyłem komórkę do ucha.
-No siema,stary.-powitał mnie Dany.
-Fajnie,że się zainteresowałeś,gdzie jestem i co robię...-rzuciłem krótko,nieco rozbawiony całą tą sytuacją.
-Sorki,kochanie moje.Gdzie jesteś i co robisz ?-spytał,a ja momentalnie parsknąłem śmiechem.-Jestem w parku i czekam na ciebie.-odparłem obojętnym tonem.
-Będziemy za pięć minut.-rzucił pospiesznie,po czym zakończył połączenie.Zaśmiałem się pod nosem,chowając komórkę z powrotem do kieszeni.
Usiadłem na jednej z ławek,opierając się o jej oparcie.Po chwili spostrzegłem zbliżające się postacie.Od razu rozpoznałem w nich Dany'ego oraz Nate'a.
-Siema,stary.Gdzie byłeś,jak cię nie było ?-spytał z entuzjazmem Dany.
-Zamknęli mnie,kurwa,w jakimś ośrodku uzależnień.-mruknąłem,wkładając ręce do kieszeni.
Ruszyliśmy jedną z alejek w kierunku centrum miasta.
-Bieber na odwyku !?-krzyknął Nate.-Serio !? Ich pojebało ?-dodał,po czym wyciągnął z kieszeni skręta,podając mi go.Wyjąłem zapalniczkę i podpaliłem jego końcówkę.Już po chwili do moich płuc dotarła rozluźniająca moc marihuany.
-Na to wygląda...-odparłem,zgadzając się z kumplem.-Ale,jak widać,nie jest najgorzej.Wychodzę w nocy,nikt mnie nie widzi i...-urwałem,a na moje usta wkradł się łobuzerski uśmiech.W oddali zobaczyłem cztery postacie,idące w naszą stronę.Jedną z nich była...Bree.
-No i co,bo nie dokończyłeś.-przypomniał mi Dany.
Skinąłem głową w kierunku dziewczyny.
-I ona jest wolontariuszką,która ma mi pomóc wyjść z nałogu.
Chłopak spojrzel na Bree,a ja spostrzegłem,że na ich twarzach zaczyna kształtować się łobuzerski uśmiech.
-Kurwa ! Mnie też mogą zamknąć w jakimś jebanym ośrodku.
Cała nasza trójka zaśmiała się cicho.Przeniosłem wzrok na Bree,która szła tyłem,gadając coś do przyjaciół.Już z daleka widziałem,że była nieźle schlana.
Kurwa ! Czemu ci jej koledzy muszą za nią iść.
Gdyby była sama...
-Nie mam pojęcia.Koleś przystawiał się do mnie,to poszłam z nim zatańczyć,a potem wyszło tak,że mu stanął,ale czy to moja wina...-zaśmiałem się z jej doboru słów.
Tak,kochanie.Tylko i wyłącznie twoja wina...
Objąłem jej drobne ciało ramionami,kładąc głowę w zagłębieniu jej szyi.Skręta natomiast trzymałem między palcami prawej ręki.
-Hej,laleczko...-szepnąłem jej do ucha.
Dziewczyna powoli odwróciła się twarzą do mnie,uśmiechając się pod nosem.
Tak,była porządnie nachlana...
-Justin !-pisnęła,wtulając się we mnie.Objąłem ją ramionami,kładąc dłonie na jej tyłku.
Cudownie...
I pomyśleć,że poznaliśmy się trzy godziny temu...
Opowiem wam pewną historię...
Pewnego razu spotkały się dwa,ubóstwiane przez ludzi,przedmioty pożądania-marihuana i alkohol.Zakochały się w sobie od pierwszego wejrzenia-bez słów,bez zbędnych gestów.Pasowały do siebie niemal idealnie,tworząc wybuchową mieszankę.Alkohol-dobrze.Marihuana-w porządku.Lecz razem stanowiły coś o niezaprzeczalnie ogromnym efekcie.
Tak jest do dzisiaj-pijany i naćpany=niepokonany.
Istnieją również inne sytuacje,a my jesteśmy ich przykładem.
Ona-nachlana,ja-zjarany.
Lepiej nie zostawiać nas teraz samych...
-Widzę,maleńka,że potrafisz nieźle zaszaleć.-mruknąłem cicho,jednak tak,żeby wszyscy mnie usłyszeli.Dziewczyna oderwała się ode mnie,lecz ja nie wypuściłem jej ze swoich objęć.Za bardzo podobała mi się ta pozycja.
Tak przy okazji,dowiedziałem się,że Bree nosi koronkową bieliznę.
No co ? Miałem idealną okazję,żeby to "zbadać" swoimi dłońmi...
Nie bierzcie mnie za pedofila.Ta dziewczyna była po prostu cholernie gorąca i pociągająca...
-Ona tak sama,czy dosypaliście jej czegoś do drinka ?-zwróciłem się do jej przyjaciół.
-No coś ty ! Ona potrafi...-jeden z chłopaków posłał mi znaczące spojrzenie,na co zaśmiałem się pod nosem.
-Chce mi sie spać...-mruknęła brunetka,układając głowę na moim torsie.
-Idziemy do mnie ?-szepnąłem jej do ucha,łobuzersko się przy tym uśmiechając.
-Ej,ej ! Stary ! Nie tak szybko !-zaśmiał się jeden z jej przyjaciół.Od razu wyczułem,że również nie był trzeźwy,jednak nikt nie równał się z Bree.
-A szkoda...-westchnąłem,zatapiając twarz we włosach dziewczyny.Moi kumple prychnęli śmiechem,wyrzucając niedopałki skrętów.-W takim razie,widzimy się wkrótce...-szepnąłem jej do ucha.
Dziewczyna odsunęła się ode mnie.Jej wzrok był nieprzytomny,była teraz w innym świecie.Film urwał jej się zapewne kilka godzin temu,więc nie będzie pamiętać,jak zmacałem jej cholernie seksowny tyłeczek.
Na razie,może to i lepiej...
***Oczami Bree***
Doszliśmy do domu Jake'a niecałe pół godziny później.Pierwsze co zrobiłam po przekroczeniu progu,położyłam się na kanapie w salonie,rzucając torbę na podłogę.Chłopaki zaśmiali się z mojego obecnego stanu.Nagle w pokoju rozbrzmiał dźwięk dzwoniącego telefonu.Niechętnie zwlekłam się z kanapy i wyjęłam z torby komórkę.
-Halo ?-zaśmiałam się do słuchawki,nie patrząc nawet,kto wpadł na pomysł,żeby dzwonić do mnie o pierwszej w nocy.
-Bree ! Do jasnej cholery,gdzie ty jesteś !?-wrzasnęła do telefonu moja matka.No tak,teraz rozumiem,dlaczego wpadła na pomysł dzwonienia do mnie w środku nocy.
-Spokojnie...-wybełkotałam.-Przecież nic...
-Ty jesteś kompletnie pijana !-wrzasnęła,na co odsunęłam telefon od ucha.
-I co z tego...?-zaśmiałam się głupio.-Przecież jest cudownie !-zaćwierkałam wesoło,zakręcając kosmyk włosów na palcu.
-Bree ! Natychmiast wracaj do domu !-ponownie krzyknęła do telefony,na co przewróciłam oczami.Już miałam jej odpowiedzieć,kiedy Jake wyrwał mi telefon z ręki.
-Dobry wieczór,kochana pani !-przywitał się,wyraźnie nietrzeźwym głosem,na co wszyscy parsknęliśmy śmiechem.-Maleńka zostaje u mnie.A teraz dobranoc.Czas spać ! Słodkich snów !-zaćwierkał,bełkocząc,po czym rozłączył się,oddając mi telefon.
-Chce mi się spać.-poinformowałam wszystkich,po czym wstałam z kanapy i udałam się na górę.Weszłam do pierwszego lepszego pokoju,nie zwracając nawet uwagi na to,do kogo należał.Liczyło się to,że było w nim łóżko.Inne sprawy nie miały w tym momencie najmniejszego znaczenia.Zaczęłam powoli ściągać kurtkę,chustkę i buty,zostając w samej bluzce i rurkach.Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi,a do pokoju wszedł Jake,lekko zataczając się na boki.
-Daj mi jakąś koszulkę.-rzuciłam krótko,czując,jak moje powieki powoli się zamykają.
Chłopak podszedł do jednej z szuflad i wyciągnął z niej czarną bokserkę,podając mi ją.
-Dziękuję...-zdołałam wydukać.
Złapałam za guzik od swoich jeansów i odpięłam go,zsuwając z siebie spodnie.Czułam na sobie wzrok Jake'a,ale kogo by to w tej chwili obchodziło.
Chwyciłam za krawędzie bluzki,po czym ściągnęłam ją z siebie,zostając w samej bieliźnie.Wzięłam ubrania i przewiesiłam je przez oparcie obrotowego krzesła,stojącego po drugiej stronie pokoju.
Nagle poczułam ręce,oplatające moją talię i ciepły oddech,tuż przy uchu.
-Na pewno chce ci się spać...?-szepnął Jake,przyciągając mnie do swojego ciała.
-Tak.-prychnęłam,wyraźnie nie kontaktując,po czym wyswobodziłam się z jego uścisku i podeszłam do łóżka.Chwyciłam bokserkę chłopaka,zakładając ją na siebie,a następnie wsunęłam się pod kołdrę,nie zastanawiając się w ogóle nad tym,że zajęłam Jake'owi łóżko.
Do moich uszu doszedł cichy chichot bruneta,a następnie poczułam,jak wchodzi pod kołdrę z drugiej strony.
-Dobranoc,maleńka.-to ostatnie,co usłyszałam,ponieważ chwilę później,dryfowałam już w całkowicie innym świecie...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !!!
Ja na prawdę jestem nienormalna ;D
Jutro mam sprawdzian z matematyki,niemieckiego,edb i na dodatek egzamin z teakwondo,a i tak dodaję rozdział.I zamiast się uczyć,piszę kolejny na the-other-side...
Widzicie,jak bardzo Was kocham...?
Mam nadzieję,że rozdział chociaż trochę się Wam podoba...;-*
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska :
ask.fm/Paulaaa962
Jak obiecałam,wstawiam materiały z naszą Bree...
Debiutancki singiel Madison Beer (Bree)  
A tutaj Madison z Justinem (czyż nie słodka z nich para...;-*)
http://www.youtube.com/watch?v=NRX3jbVmKBc
I jeszcze parę zdjęć...






Możecie być zdziwieni,ponieważ ona ma 14 lat...
Chyba po raz pierwszy zdarza się,że trzeba "postarzyć" bohaterkę ;D
Kocham Was i do następnego ;-*

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 3...

Rozdział 3...
Przenosiłam wzrok z Joanny na Justina,przypatrując im się dokładnie.Chłopak spoglądał na mnie z wyraźnym rozbawieniem,natomiast ja nie widziałam w tym nic śmiesznego.
-Poznajcie się.-krępującą ciszę przerwała Joanna.-Justin,to jest Bree.-wskazała na mnie.-Bree,to Justin.
Chłopak podniósł wzrok,a na jego ustach widniał łobuzerski uśmieszek.
-Panowie,zostawcie go teraz.-Joanna zwróciła się do ochroniarzy,którzy cały czas trzymali Justina za ramiona.
Mężczyźni niechętnie puścili chłopaka,odchodząc korytarzem.
-Powiedz ty mi,Justin.Co znowu zrobiłeś ?-westchnęła kobieta,patrząc na szatyna.
-Ja ?-zaśmiał się głupio,a w mojej głowie,nie wiedząc czemu,pojawił się obraz Austina.-Nic,oczywiście.
Joanna pokręciła głową z dezaprobatą,po czym zwróciła się do mnie.
-Bree,chodźmy do pokoju Justina.-wskazała dłonią długi korytarz,prowadzący do drugiej części budynku.
Ruszyłam prosto za nią,czując na sobie wzrok szatyna.
-Justin ? A ty co ?-stanęła nagle Joanna.-Czekasz na zaproszenie ?
Chłopak zaśmiał się pod nosem i wkładając ręce do kieszeni nisko opuszczonych jeansów,ruszył korytarzem.
Doszliśmy do drzwi pokoju numer 26,po chwili wchodząc do środka.Pomieszczenie nie było duże.Niedaleko okna stało spore,dwuosobowe łóżko,a po prawej stronie pokoju znajdowały się drzwi-jak sądzę,do łazienki.
-Justin,co to ma być ?-spytała Joanna podniesionym głosem,spoglądając na przewrócone krzesło i kilka rzeczy zrzuconych z szafki nocnej.
Chłopak jedynie wzruszył ramionami,rozkładając się na łóżku.
-Usiądź,Bree.-kobieta wskazała mi krzesło,na przeciwko łóżka.-A więc jak już wiesz,Justin.-zaczęła.-Bree jest wolontariuszką,która ma pomóc ci wyjść z nałogu.Mam nadzieję,że będziecie się dobrze dogadywać.-posłała nam serdeczny uśmiech,a my,jak na zawołanie,spojrzeliśmy na siebie.
-Justin.-ponownie odezwała się Joanna,tym razem bardziej surowo.-Masz być miły i słuchać się Bree.-chłopak parsknął śmiechem,na co ja przewróciłam teatralnie oczami.
W jakim świecie żyła ta Joanna,skoro myślała,że 21 latek będzie się słuchał piętnastolatki...
-Zostawię was samych,żebyście mogli się lepiej poznać.-dodała po chwili,po czym skierowała się w stronę drzwi.-Bądźcie grzeczni.-posłała nam ostatni przyjazny uśmiech,znikając za drzwiami.
-Bądźcie grzeczni...-zaśmiał się chłopak,a ja w tym momencie przeniosłam na niego wzrok.-Więc ty jesteś moją niańką,tak ?-uniósł swoje brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Nie jestem twoją opiekunką tylko...osobą do towarzystwa.-odparłam z lekkim rozgoryczeniem.
Nagle chłopak wybuchnął głośnym śmiechem,wprawiając mnie w całkowite zdezorientowanie.
-A więc dziewczynka do towarzystwa,tak ?-i w tym momencie mnie olśniło.
-Kurwa ! Nie tak to miało zabrzmieć.-uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło.
-No właśnie zabrzmiało to bardzo interesująco.Jestem jak najbardziej za.-powiedział Justin,nadal śmiejąc się do rozpuku.
Pokręciłam głową,po czym złapałam pierwszą-lepszą poduszkę,leżącą obok mnie i rzuciłam nią w szatyna,trafiając prosto w twarz.
Tym razem to ja parsknęłam,na widok jego zdezorientowanej miny,którą chwilę później zastąpił cwaniacki uśmieszek.Jednym,szybkim ruchem podniósł się z łóżka,poprawiając swoje ubrania.Zaczął zmierzać w moim kierunku,a ja momentalnie przybrałam udawanie poważną minę.
-Nikt nie będzie we mnie rzucał jakąś jebaną poduszeczką,skarbie...-starał się brzmieć groźnie,lecz zdradzał go,jego łobuzerski uśmieszek,który,swoją drogą,chyba nigdy nie schodził mu z twarzy.Pospiesznie wstałam z krzesła,chcąc znaleźć się jak najdalej od niego.Jednak nie udało mi się to,ponieważ już sekundę później poczułam,że oplata swoje ramię wokół mojej talii i przyciąga mnie do siebie.
-Nie ze mną te numery,kotku...-mruknął mi do ucha.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się,a w progu stanęła Joanna,z lekko zdziwioną miną.Nie chciałam,żeby źle to odebrała i straciła do mnie zaufanie.
Ale co ja mogłam zrobić w tej sytuacji.
Jego ręka dalej owinięta była wokół mojej talii,jakby w ogóle nie przejął się przyjściem Joanny.
-Mówiłam,że macie być grzeczni.-posłała nam chytry uśmieszek,a ja już wiedziałam,że nie odebrała tego w zły sposób.-Zapomniałam torebki.-rzuciła szybko,chwytając przedmiot,wiszący na oparciu krzesła.-Bree,jak będziesz się zbierała ,przyjdź jeszcze do mojego gabinetu.
-Ale ona tu zostaje.-wtrącił się Justin.-Nie można mnie zostawiać samego.
-Skoro brakuje ci towarzystwa,poproszę ochroniarzy,żeby z tobą posiedzieli.-nie zdążyłam nawet mrugnąć,gdy Joanna zabrała głos.-To do zobaczenia,Bree.-powiedziała na odchodne,zamykając za sobą brwi.
-Dla mnie nie jest taka miła...-mruknął cicho szatyn,niczym obrażony pięciolatek.-Na czym żeśmy skończyli...-podrapał się po karku,udając,że poważnie nad tym rozmyśla.
-Na tym,że ty leżałeś na łóżku,a ja siedziałam na krześle.-odparłam szybko,wyswabadzając się z jego uścisku,posyłając mu przy tym bezczelny uśmiech.Chłopak zaśmiał się cicho,nie zmieniając swojej pozycji.
-Taka jesteś ? Dobrze,zapamiętam to sobie.-rzucił krótko,udając obrażonego.-A więc Bree...-z powrotem rozłożył się na swoim łóżku,zakładając ręce za głowę.-Ile masz lat ?-zadał pierwsze pytanie,a ja już wtedy wiedziałam,że nie będzie ono ostatnim.
-15.-odparłam krótko.
Justin przez cały czas obserwował mnie z przymrużonymi oczami.
-To teraz powiedz mi...-przerwałam mu moim odkaszlnięciem.
-Nie sądzisz,że teraz moja kolej na zadanie pytania ?-spytałam,uśmiechając się przesłodko.
-Więc gramy w 21 pytań ?-odparł pytaniem na pytanie.
-Zgoda,ale teraz moja kolej.-szatyn uniósł w górę ręce,dając mi wolne pole do popisu.
-Ale odpowiadamy szczerze.-upomniał mnie,na co skinęłam głową.Jeśli chciałam,żeby był szczery ze mną,musiałam być również z nim.
-Dlaczego bierzesz ?-zadałam pierwsze pytanie.
-Bo lubię.-odpowiedział,niewzruszony.
-Ej,takie odpowiedzi się nie liczą.-wydęłam dolną wargę,zakładając ręce na piersi.
-Ale taka jest prawda.-bronił się.-Biorę,bo lubię.Fajnie jest czuć maksymalne odprężenie i nie myśleć o problemach.
-I taka odpowiedź jest w porządku.-odparłam,usatysfakcjonowana.
-Dlaczego jesteś wolontariuszką ?-zadał kolejne pytanie,na co ja lekko się uśmiechnęłam.
-Ponieważ chcę pomagać ludziom.-odparłam z wielkim uśmiechem na twarzy.Nie sposób było go ukryć.
-Nawet takim jak ja ?-spytał unosząc brwi.Właściwie,podchodziło to pod kolejne pytanie,jednak postanowiłam odpowiedzieć.
-Justin,niczym się nie różnisz.Jesteś po prostu zagubiony,tak jak wielu.I tak jak wszyscy zasługujesz na pomoc.-przez ten cały czas,chłopak przyglądał mi się w skupieniu.
-Teraz moja kolej.Kiedy pierwszy raz wziąłeś ?
Szatyn nic nie mówił,zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Pierwszy raz,jak miałem 14 lat.Ale tak nałogowo zacząłem ćpać po skończeniu 18 lat.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową,zastanawiając się nad pytaniem,które za chwilę usłyszę.
-Masz chłopaka ?-zapytał,a ja momentalnie wbiłam wzrok w swoje buty.
-Nie.-burknęłam.Chłopak musiał to wyczuć,ponieważ wstał z łóżka i podszedł do mnie,chwytając moją rękę.
-Nie będziemy rozmawiać tak na odległość.-pociągnął mnie w kierunku swojego łóżka.Zdjęłam buty i kurtkę,a następnie wdrapałam się na jego łóżko.To dziwne,ale na prawdę dobrze mi się z nim rozmawiało.Tak,jakbyśmy znali się od wieków.
Usiadłam na przeciwko Justina,wpatrując się w niego uważnie.
-A ty masz dziewczynę ?-odpłaciłam się.
-Dłużej niż na jedną noc ?-zaśmiał się.-Nie,nie przypominam sobie.
Przewróciłam teatralnie oczami,zirytowana zachowaniem takich chłopaków.Wiele dziewczyn robi sobie nadzieję,żeby później usłyszeć,że są tylko zabaweczkami na godzinę,czy dwie.
-A czemu nie masz ? Bo z tego co mi się wydaje,jeszcze nie dawno miałaś.-zmarszczyłam brwi,zastanawiając się,skąd on ma takie informacje.-Widziałem po twojej minie.-dodał,jakby czytał w moich myślach.
-Okazał się strasznym idiotom...-nie odrywałam wzroku od swoich kolan,które w tej chwili wydały mi się strasznie interesujące.
-To znaczy ?
-Na początku wszystko było dobrze,ale pod wpływem narkotyków i alkoholu człowiek potrafi się bardzo zmienić...-spojrzałam na niego,lecz nadal nie rozumiał do końca,o co mi chodzi.-Uderzył mnie i wyzwał od dziwek.Miałabym być dalej z człowiekiem,który próbował mnie zgwałcić ? A potem słuchać,jak bardzo mnie kocha ?-zaśmiałam się ironicznie,kręcąc przy tym głową.
Justin wpatrywał się we mnie w skupieniu,obserwując każdy mój ruch.Ja również wpatrywałam się w jego oczy,starając się wyczytać z nich wszystkie emocje.
Siedzieliśmy w takiej ciszy dobre parę minut.Nie była to taka krępująca cisza,jaka zdarza się często.To było przyjemne milczenie.Swoją drogą,miał na prawdę piękne tęczówki.
Niestety,naszą piękną ciszę przerwał dźwięk mojego telefonu.Uklęknęłam i nachyliłam się,sięgając po swoją torbę.Usłyszałam lekki pomruk ze strony chłopaka.Odwróciłam się szybko,marszcząc brwi.Dopiero po chwili zorientowałam się,że szatyn wpatruje się w mój, wypięty w jego stronę,tyłek.Ponownie złapałam poduszkę i cisnęłam nią w chłopaka.Wyjęłam z torby komórkę,spoglądając na wyświetlacz.Moje źrenice rozszerzyły się gdy zobaczyłam na wyświetlaczu imię "Austin".
-To on ?-spytał Justin,a w jego głosie można było wyczuć nutkę złości.
Pokiwałam twierdząco głową,ponownie wpatrując się w wyświetlacz..
-Odbierz.-poinstruował,a ja,nie wiedząc czemu,przejechałam palcem po ekranie.Justin szybko przysunął się bliżej,żeby słyszeć naszą rozmowę.
-Czego chcesz ?-zapytałam,nie dbając o kulturę.
-Słoneczko,przepraszam cię...-westchnął,a szatyn,siedzący koło mnie wywrócił oczami.
-Ty sobie chyba żartujesz !-krzyknęłam na niego.
-Ale maleńka...-próbował coś powiedzieć,lecz przerwałam mu w pół zdania.
-Najpierw mnie bijesz i wyzywasz,a teraz wyjeżdżasz z jakimiś jebanymi przeprosinami !?-nie wytrzymałam.Za kogo on się,kurwa,uważa ? Myśli,że nazwie mnie swoim słoneczkiem i wszystko będzie po staremu ?
-Kotuś,byłem naćpany i pijany.Nie wiedziałem,co robię...-próbował się usprawiedliwić.
-Wczoraj też nie wiedziałeś co robisz !?-kolejny raz wyprowadził mnie z równowagi.
-Wczoraj to było coś innego...-no trzymajcie mnie,bo zaraz nie wytrzymam.
-Jak,kurwa,coś innego !? Czy ty w ogóle siebie słyszysz !? Człowieku ! Ty chciałeś mnie zgwałcić ! Do ciebie to w ogóle dociera ?
-Ale kochanie,to nie tak....
-Weź ty mi kurwa nie wyjeżdżaj z jakimś "kochanie" ! Ty nawet nie wiesz,co to znaczy.
-Ale ja cię kurwa kocham !-krzyknął do mnie,przez co lekko drgnęłam.
-Nie wiesz,co mówisz,Austin...-westchnęłam,kręcąc głową.-Obiecałeś mi coś,nie dotrzymałeś obietnicy.
-To nie takie proste.-jęknął,zdesperowany.
-Ja to rozumiem,ale ty nawet nie chciałeś spróbować...Zresztą dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam.Dla mnie to jest temat skończony.Z nami koniec i żadne twoje słowa tego nie zmienią.W moich oczach straciłeś cały szacunek...
-Skarbie,proszę cię.Daj nam szansę...-błagał do telefonu.Nie wiedziałam,dlaczego to robi.Przecież mógł mieć każdą.
-Nie.-odparłam krótko i stanowczo.
-Kurwa ! Czemu nie !? Ja pierdole,jaka z ciebie idiotka ! No co ci szkodzi !?-wydarł się na mnie.
Nagle Justin wyrwał mi telefon z ręki,przykładając go sobie do ucha.
-Kurwa ! Czy ty nie słyszysz,co ona do ciebie mówi.Nie chce cie znać ! Więc przestań pieprzyć i skończ tę swoją żałosną przemowę,bo i tak nic tym,kurwa,nie zdziałasz.Jak masz jakiś problem,to możemy się,kurwa,spotkać na solo,a nie zawracasz jej głowę !-wrzasnął do telefonu,po czym odsunął go od ucha i jednym ruchem zakończył połączenie,oddając mi komórkę.
-Dzięki...-mruknęłam cicho,chowając urządzenie z powrotem do torby.Byłam mu wdzięczna,że przerwał naszą ostrą wymianę zdań.
-Nie ma sprawy.-posłał mi lekki uśmiech,kładąc się na łóżku.-Debil i tyle.Jeśli nie zostawi cię w spokoju,powiedz mi od razu.Zajmę się nim.
-Nie pakuj się w kolejne kłopoty,Justin.Nie warto,dla niego ?-uspokoiłam go.Nie chciałam,żeby wpakował się w jeszcze większe gówno.
-Dla ciebie-warto...-uśmiechnął się po raz kolejny,na co ja odwzajemniłam jego gest.-Z tego co pamiętam,nie skończyliśmy jeszcze naszej gry.
-No niby tak...-odparłam niepewnie,nie wiedząc,do czego on zmierza.
-Więc,powiedz mi...-zaczął powoli.-Jesteś dziewicą ?
Otworzyłam szerzej oczy,wpatrując się w niego z niedowierzaniem.
-Nie powiedziałeś tego...-pokręciłam powoli głową.-Nie powiedziałeś...
-Właśnie tak !-odparł uradowany.-Więc...? Jesteś dziewicą...?
Prychnęłam śmiechem,a moje włosy zakryły mi twarz.Po chwili poczułam dłonie szatyna na swoich policzkach.Odgarnął mi włosy z twarzy,patrząc uważnie w moje oczy.
-Ja pytałem serio.Jesteś dziewicą ?-po raz trzeci zadał to samo pytanie,a ja wiedziałam,że nie odpuści.
-Nie.-odparłam krótko,a na ustach chłopaka zaczął kształtować się łobuzerski uśmiech.Oblizał wargi,przypatrując mi się dokładnie.-No nie patrz się tak na mnie...-mruknęłam cicho.
Nie byłam typem dziewczyny,która zawstydza się na każdym kroku,więc również teraz nie czułam skrępowania.
Chłopak ostatni raz się zaśmiał,posyłając mi bezczelne spojrzenie.
-Zawsze możemy to sprawdzić...-zwrócił się do mnie,robiąc niewinną minę.
Po raz kolejny rzuciłam w niego poduszką,lecz tym razem złapał ją centymetr przed swoją twarzą.Spojrzał na mnie z mordem w oczach.
-Serio ? Trzeci raz !?-spytał,nie dowierzając.
Wzruszyłam tylko ramionami,wywracając oczami.
-Już mówiłem,nie ze mną te numery,skarbie.-zaczął się do mnie przybliżać,na co ja się cofałam.Po kilku chwilach znalazłam sina samym końcu łóżka,bez możliwości "ucieczki".
-Gdzie się wybierasz,kotku ?-spytał,uśmiechając się cwaniacko.Był już na prawdę blisko mnie.Nasze ciała zaczęły się stykać.Chłopak pochylał się nade mną,będąc coraz bliżej.
Nagle zadzwonił mój telefon,ratując mnie z opresji.Posłałam szatynowi bezczelny uśmieszek,sięgając po komórkę.
-Przysięgam,że jeśli to znowu ten skurwiel,urwę mu jaja...-warknął,zirytowany.
Zaśmiałam się pod nosem z jego doboru słów.Zerknęłam na wyświetlacz,a na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
-No witam,witam.-przywitałam się z przyjacielem.
-Siemka,mała.Masz jakieś plany na wieczór ?-spytał Jake.
-Zależy o której godzinie.
-No nie wiem,20:00 ?-zapytał z nadzieją.-A w ogóle co teraz robisz,że nie możesz się spotkać z takimi cudownymi chłopakami,jak my.-oczami wyobraźni widziałam,jak uśmiecha się łobuzersko.
-Siedzę z pewnym debilem i rzucam w niego poduszką.-wyszczerzyłam się do Justina,który natychmiast sięgnął po pierwszą lepszą poduszkę i wycelował nią we mnie.
-Odpłacę się !-krzyknęłam do niego,na co jedynie wypiął mi język.
-Ja nie chciałem wam przeszkadzać...-przerwał rozbawiony Jake,a w oddali mogłam usłyszeć również śmiechy innych chłopaków.-20:00 w parku.Pa-dodał,po czym szybko się rozłączył.
Pokręciłam ze śmiechem głową,odkładając telefon.
-Na czym to my skończyliśmy...-zaczął szatyn.
-Teraz moja kolej na pytanie.-posłałam mu słodki uśmiech,odpychając od siebie.-Powiedz mi,skąd u ciebie taki dobry humor.Ja bym się nie cieszyła,mając na głowie prokuraturę.
-To proste.-odparł wzruszając ramionami.-Naćpałem się parę godzin temu,więc jestem szczęśliwy.
Wyraz mojej twarzy zmienił się momentalnie.
-Jak to naćpałeś.Justin,przecież wiesz,że nie możesz.Chyba nie chcesz trafić do więzienia.-patrzyłam na niego z niedowierzaniem
-Szczerze mówiąc,mam to wszystko w dupie.Zresztą oni i tak się nie zorientują.-odparł,jakby na prawdę nie zależało mu na wolności.
-Przestaniesz brać,Justin.Jestem tego pewna.-stwierdziłam lekko zdeterminowana.
-Przykro mi,ale się zawiedziesz.Nie zamierzam przestać.-jego oczy przybrały kolor o jeden odcień ciemniejszy,a ja już wiedziałam,że denerwuję go tą rozmową.
-Przestaniesz,Justin.Ja ci pomogę.-odparłam łagodnie,starając się go w jakiś sposób uspokoić.
-Kurwa ! Czy wy nie widzicie,że ja nie potrzebuję waszej jebanej pomocy !?-krzyknął,na co ja podskoczyłam.-Wszyscy myślicie,że jestem biednym,zagubionym ćpunem,potrzebującym pomocy ! A prawda jest taka,że potrafię sam sobie poradzić !-ryknął.
Podeszłam do niego maksymalnie blisko i spojrzałam mu w oczy.
-Zapamiętaj jedno.Ja się nie poddam.-rzekłam,po czym odwróciłam się i chwytając swoją torbę,skierowałam się w stronę drzwi.-I jeszcze jedno.Dziękuję,że wkurzyłeś moją matkę.Dzięki tobie nie musiałam słuchać jej pieprzenia.-odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju,zostawiając Justina w kompletnym osłupieniu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !!!
Mam nadzieję,że rozdział nie wyszedł najgorzej...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Jeśli chodzi o rozdział na http://the-other-side-jb.blogspot.com/ ,powinien pojawić się jutro.
Nad tym rozdziałem siedziałam wczoraj do drugiej w nocy i nie chciało mi się już pisać 23 rozdziału.
Mam nadzieję,że to zrozumiecie...
Ale zaczęłam pisać rozdziały w szkole,więc nie powinno być tak źle (z czasem).
Kocham Was i do następnego...;-*
Ps.Od następnego rozdziału będę dodawać prawdziwe zdjęcia Bree :-*

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 2...

***Oczami Bree***
Szłam pustą,ciemną i opuszczoną uliczką Detroit.Tak wiem,najgłupszy pomysł na świecie.Wielu ludzi nawet boi się zbliżyć do tego miejsca,zwanym jednym z najbardziej niebezpiecznych miast na świecie.Tutaj nikogo nie dziwi widok naćpanych kolesi na ulicach.Rodzice wielokrotnie ostrzegali mnie,abym nie chodziła sama,zwłaszcza w tak późnych godzinach.Była bowiem 21:00,a do domu miałam jeszcze dobre 1,5 godziny drogi.
Musiałam tu przyjść,przemyśleć ostatnie wydarzenia,które jeszcze do końca do mnie nie docierały.
Jak ten idiota mógł mnie uderzyć !?
No jak !?
Mówię oczywiście o moim chłopaku.Poprawka,byłym chłopaku.Ma na imię Austin,ma 19 lat,jest mega przystojny,jak i mega chamski i pojebany.
To wydarzyło się dokładnie tydzień temu...
***Wspomnienie***
Siedziałam na kanapie w salonie,czekając na mojego chłopaka,który miał zjawić się lada chwila.Naraz usłyszałam dzwonek do drzwi.Zerwałam się jak oparzona i szybkim krokiem podeszłam do drzwi wejściowych.Miałam szczęście,że rodziców nie było w domu,ponieważ nie przepadali oni za Austinem.W ogóle nie podobało im się,że kręcą się koło mnie jacykolwiek kolesie.
Złapałam za klamkę,otwierając drzwi.
-Słonko moje !-od razu rzucił mi się na szyję,a ja od razu wyczułam,że coś jest nie tak.
-No cześć...-odpowiedziałam niepewnie,próbując uwolnić się z uścisku Austina,jednak od razu pożałowałam tego,kiedy spojrzałam mu w oczy.
-Co ty znowu brałeś ?!-podniosłam lekko głos,patrząc na niego z niedowierzaniem.-Przecież mi obiecałeś...-dodałam już szeptem.
-Ja ?-zaśmiał się głupkowato,podchodząc bliżej.-Nic,kochanie.-świetnie,oprócz tego,że był naćpany,to jeszcze pijany.
-Nie rozśmieszaj mnie !-prychnęłam,zakładając ręce na piersi.-Po co tu w ogóle przyszedłeś ?
-Mam na ciebie straszną ochotę.-wyszeptał mi do ucha i ułożył swoje ręce na moich biodrach,przysuwając mnie bliżej siebie.
-Idź stąd ! Pogadamy,jak wytrzeźwiejesz !-warknęłam,odpychając go od swojego ciała.Chłopak lekko się zachwiał,lecz po chwili ponownie odzyskał równowagę,łapiąc mnie za oba nadgarstki.
-Chodź się pieprzyć,maleńka.-wydyszał mi do ucha,a z jego twarzy nie schodził ten idiotyczny uśmieszek.
Mogłam kopnąć go kolanem w krocze,lecz nie zrobiłam tego,ponieważ mu ufałam.Wiedziałam,że nawet pod wpływem alkoholu,nic by mi nie zrobił.
-Spieprzaj stąd.-wysyczałam przez zaciśnięte zęby,starając się uwolnić z jego żelaznego uścisku.
I wtedy stało się coś,czego nie zapomnę chyba nigdy.
Chłopak puścił mnie gwałtownie,a następnie uniósł prawą rękę i uderzył mnie w twarz.Momentalnie złapałam się za piekący policzek wpatrując się w martwy punkt.
Nie byłam typem dziewczyny,która po takim zdarzeniu zalewałaby się łzami i użalała nad sobą.U mnie smutek,zastępowała złość.
-Nie wierzę...-uniosłam wzrok,wpatrując się w jego powiększone źrenice.-Nie wierzę,że to zrobiłeś...-powtórzyłam,tym razem trochę głośniej.-Nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej...-wysyczałam mu prosto w twarz.
-Mi się nie odmawia,dziwko...-warknął do mnie,a ja w tym momencie straciłam nad sobą kontrolę.Zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam go w twarz.
-Nikt nie będzie tak do mnie mówił.-odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę schodów.-Z nami koniec !-wykrzyczałam jeszcze do niego,po czym zatrzasnęłam drzwi swojego pokoju...
***Koniec wspomnienia***
Nadal szłam ciemną,wąską uliczką,otoczoną obskurnymi kamienicami.Weszłam jednak w bardziej ruchliwą część Detroit,a mówiąc "ruchliwą" mam na myśli większą ilość naćpanych chłopaków.
Żadna nowość...
-Ej laleczka !-usłyszałam krzyk jednego z chłopaków stojących przy ścianie.-Przyłącz się do nas ! Chętnie byśmy się zabawili z taką ślicznotką,jak ty !
Przewróciłam teatralnie oczami,po czym z westchnieniem obróciłam się w ich stronę.Stało pięciu chłopaków.Na oko mogli mieć jakoś między 18 a 22 lata.
-A czy ja,przepraszam bardzo,wyglądam na dziwkę ?!-krzyknęłam do nich.
-No nie daj się prosić !-nie poddawał się.
-Może innym razem.-pokręciłam głową z dezaprobatą,po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam we wcześniejszym kierunku.
-Będę pamiętał !-usłyszałam jeszcze,lecz postanowiłam to zignorować i kontynuować drogę do domu.
Niektórzy mają jutro pieprzoną szkołę i muszą wstać z samego rana,a nie ćpać pod blokami...
Nadal szłam ciemną,wąską i znów opustoszałą uliczką.
Cholera ! To zaczyna robić się nudne...
Wyjęłam z kieszeni moich obcisłych rurek komórkę i odblokowałam ją,sprawdzając godzinę. W oczy rzuciło mi się kilka nieodebranych połączeń,wszystkie od mojej kochanej mamusi,która jak co dzień wygłosiłaby mi swoją pieprzoną gadkę o tym,że nie powinnam chodzić po ciemku po mieście.
Czy ona na prawdę myśli,że mnie to interesuje ?
Cóż,myli się...I to bardzo...
Jutrzejszy dzień zapowiada się ciekawie.No,to znaczy druga połowa,bo pierwszą zajmuje oczywiście znienawidzona chyba przez wszystkich szkoła.
Wspominałam już,że jestem wolontariuszką ? Poświęcam się pomocy innym,co daje mi ogromną satysfakcję.Każdy,nawet najmniejszy gest wywołuje uśmiech na twarzy potrzebujących.
I to jest w tym piękne...
Jutro ma się zacząć największy,jak na razie,sprawdzian moich "umiejętności". Mam nadzieję,że wszystko pójdzie po mojej myśli i również uda mi się...
Nie.
Błagam,nie.
Tylko nie to...
W oddali zobaczyłam grupę chłopaków,zmierzającą w moim kierunku.Nie wywołałoby to u mnie żadnych emocji,gdyby nie fakt,że wśród nich był...
Zgadliście-mój były...
Austin szedł wraz ze swoimi kumplami.Razem było ich chyba z ośmiu.Nie rozmawialiśmy z Austinem od czasu tego zajścia,u mnie w domu.Spuściłam głowę,chcąc przejść niezauważoną.
Odgłos kroków,śmiechów i przekleństw był coraz bliżej.Nie myślcie,że się go bałam.Ależ skąd !
Po prostu nie chciałam mieć z nim już nic do czynienia.
Nagle poczułam,że ktoś łapie mnie w talii i przyciąga do siebie.
Austin.
Nie musiałam nawet unosić wzroku,aby rozpoznać chłopaka.
-Co,skarbie.Już się nawet ze mną nie przywitasz ?-zapytał,łobuzersko się przy tym uśmiechając.
-Zejdź mi z drogi.-warknęłam do niego,starając się ominąć bruneta.
-Chyba powinniśmy porozmawiać.-również warknął,bliżej mojego ucha,na co lekko zadrżałam.
-Nie mamy o czym.-wypowiedziałam dosadnie każde z tych słów,po czym położyłam obie dłonie na klatce piersiowej chłopaka i używając całej siły,odepchnęłam od siebie jego ciało.
Po chwili jednak tego pożałowałam.Poczułam ostry ból w nadgarstkach,a następnie mocne szarpnięcie.Austin przyparł mnie do muru,napierając swoim ciałem na moje.
-Jesteś pewna,kochanie ?-mocniej docisnął mnie do ściany,a w powietrzu rozległy się gwizdy i śmiechy jego kolegów.
Próbowałam się wyrwać,cokolwiek,lecz nic nie dawało efektu.Był silny,to trzeba było mu przyznać.
-A może się zabawimy,co ? Jak za starych dobrych czasów...-przysunął swoją twarz bliżej mojej,a ja nie miałam możliwości się cofnąć.-Powiem ci szczerze,że jesteś zajebista w łóżku,kochanie...-kumple Austina wybuchnęli głośnym śmiechem.
-Coś czuję,że będzie ostry seks !-krzyknął jeden z chłopaków,na co mi momentalnie zrobiło się niedobrze.
Austin jedną ręką trzymał moje nadgarstki,przyciśnięte do muru,a drugą zaczął odpinać guziki mojej jeansowej kurtki.Nie pozostało mi nic innego...
Kopnęłam Austina z kolana w krocze,przez co chłopak zgiął się w pół,łapiąc za swoje przyrodzenie.
-Ty pieprzona dziwko!-krzyknął do mnie,na co tylko prychnęłam pod nosem.
-Nie jestem twoją zabawką,skurwielu.-wysyczałam mu prosto w twarz,po czym,jak gdyby nigdy nic,odwróciłam się i dalej szłam ciemną,wąską uliczką.
Nie byłam smutna,czy przerażona.
Byłam wkurwiona.
Po drodze słyszałam jeszcze gwizdy naćpanych idiotów,które jeszcze bardziej podnosiły mi ciśnienie.
Jak on mógł ? Myślałam,że do czegoś takiego nigdy w życiu by się posunął,a tu proszę.
Nie dość,że ćpun,to jeszcze gwałciciel.
Ludzie ! W kim ja się zakochałam...
Żałuję,że to właśnie z nim straciłam dziewictwo.Wielu ludzi powiedziałoby,że 15 lat to zdecydowanie za mało na seks.Ja uważałam inaczej-nieważne,ile ma się lat,ważne z kim...
W dniu,kiedy pierwszy raz współżyłam z Austinem,myślałam,że on jest...odpowiednim chłopakiem.
Nie powiem "tym jedynym",ponieważ to nie była jakaś wielka miłość...
Teraz widać,jak bardzo się myliłam.
Szkoda,że tak późno dowiedziałam się,że dla Austina liczył się tylko i wyłącznie seks,nie ja...
Doszłam do domu pół godziny później,a zegar w salonie pokazywał godzinę 22:30.
Będzie opieprz...
Jak na zawołanie z kuchni wyszła mama z tatą,z wiecznie towarzyszącymi im surowymi minami.
-Gdzie ty się szwendasz po nocach !?-krzyknęła moja rodzicielka.
Swoją drogą,miłe przywitanie,nieprawdaż ?
W świetle tego,że przed chwilą omal nie zostałam...zgwałcona,przez swojego najukochańszego ex chłopaka,znanego również jako damski bokser,zrobiło mi się na prawdę miło.
-Najważniejsze,że już jestem.-odparłam wymijająco,zresztą tak,jak zawsze.
-Proszę cię,Bree.Chociaż ty mnie dzisiaj nie denerwuj...-pokiwała głową z dezaprobatą,a ja z tatą,jak na zawołanie unieśliśmy brwi.
-Tak mnie dzisiaj zdenerwował ten gówniarz...Myśli,że wolno mu dosłownie wszystko.-odparła,jakby czytając nam w myślach.
-Jaki gówniarz ?-spytałam,udając zainteresowaną.
-Justin Bieber.Zawsze wszystko uchodzi mu na sucho.Jest tak bezczelny,że to aż się w głowie nie mieści.-miałam dość wyżaleń mamy,więc udałam się na górę,do swojego pokoju.
Dziękuję ci Bieber-kimkolwiek jesteś-że wkurzyłeś moją matkę.Dzięki tobie nie prawiła mi znowu tych swoich idiotycznych wywodów...
Rzuciłam torbę na podłogę,po drugiej stronie mojego gigantycznego łóżka.Postanowiłam od razu wykonać czynności toaletowe.Podeszłam do jednej z szafek i wyciągnęłam z niej różową,koronkową bieliznę i luźną bokserkę,która miała służyć mi,jako prowizoryczna piżama.
Taką właśnie lubiłam najbardziej.
Skierowałam się do łazienki,znajdującej się w moim pokoju.Zamknęłam za sobą drzwi na klucz,po czym rozebrałam się i weszłam pod prysznic.Dokładnie umyłam się moim ulubionym żelem pod prysznic o zapachu jagód,a następnie spłukałam go z mojego nagiego ciała.Wytarłam się ręcznikiem,po czym włożyłam na siebie przygotowaną "piżamę".Umyłam jeszcze zęby i rozczesałam włosy,wchodząc z powrotem do swojego pokoju.
Teraz została najgorsza część...
Podeszłam do plecaka szkolnego,rozwalonego pod łóżkiem,niechętnie schylając się po niego.Przejrzałam szybko książki i zadania domowe na jutro,po czym zrezygnowana,spakowałam wszystko z powrotem do plecaka.Nie mam zamiaru siedzieć teraz nad tymi zadaniami.Wybieram opcję numer dwa : spisać jutro w szkole.
Rzuciłam plecak na podłogę przy drzwiach,sięgając po laptopa,leżącego na szafce nocnej.Włączyłam go,po czym weszłam w folder z filmami,losowo wybierając jeden z nich.Nie patrząc nawet na tytuł,włączyłam film,rozkładając się wygodnie na łóżku.Na samym początku zorientowałam się,że mój wybór padł na "Resident Evil"-jeden z lepszych horrorów,jakie widziałam.
Mniej więcej w połowie filmu moje powieki zaczęły robić się ciężkie,aż w końcu,zmęczona próbami rozbudzenia się,wyłączyłam laptopa,odkładając go na bok.Opatuliłam się kołdrą po samą szyję,ponieważ w pokoju panował lekki chłodek.
Nazwijcie mnie idiotką,ale zawsze muszę mieć otwarte okno : wiosna,lato,jesień,zima...Nieważne...
Musiało być świeże powietrze i koniec !
Podsumowując dzisiejszy dzień : W szkole,jak zwykle,nudy,po szkole trening-nic specjalnego,wieczorny spacerek po jakże bezpiecznym miejscu zwanym Detroit,mój były,próbujący dobrać się do moich majtek-znowu,a na koniec jakiś Bieber ,ratujący mnie przed paplaniną mamy.
Tak,jakże udany dzień...
Pogrążona w swoich myślach,zamknęłam oczy,by zaraz przenieść się do lepszego świata,zwanego snem...
***
Obudził mnie rano dźwięk wkurzającego budzika w telefonie.Złapałam komórkę i rzuciłam ją na drugą stronę pokoju.Dzięki Bogu,wylądowała ona na miękkim fotelu.
Zakryłam głowę poduszką,modląc się,aby budzik przestał dzwonić.Po jakiś dwóch minutach,zrezygnowana zwlekłam się z łóżka,siadając na dywanie.Byłam całkowicie zaspana i nie sposób było mnie w tym momencie obudzić.Siedziałam tak,wpatrując się w jeden martwy punkt przez jakiś czas,aż w końcu podniosłam się z ziemi i skierowałam w stronę fotela,po komórkę.Wskazywała ona godzinę 7:25,czyli miałam jeszcze jakieś 20 minut do wyjścia.Podeszłam powoli do szafy,ziewając przy tym głośno.Otworzyłam ją,wyciągając ze środka ciemne,obcisłe rurki koloru jaskrawo pomarańczowego,a do tego białą,dopasowaną bluzkę z rękawami 3/4.Wciąż nieprzytomna udałam się do łazienki,aby wykonać poranne czynności toaletowe i włożyć na siebie,wcześniej przygotowane ubrania.
Po pięciu minutach,gotowa,schodziłam na dół do kuchni.Moich rodziców jak zwykle nie było.Chodzili do pracy na 7:00,a wracali wieczorem.Mi taki układ jak najbardziej pasował...
Pośpiesznie zjadłam śniadanie,a następnie złapałam swój plecak i ubierając jeansową kurtkę oraz moje ulubione buty za kostkę,wyszłam z domu,zamykając go na klucz.
Droga do szkoły prowadziła przez park.Pieszo,zajmowała mi ona jakieś 15 minut normalnym marszem.
Nie opowiadałam wam jeszcze o szkole...
A więc tak,moi rodzice wysłali mnie do szkoły rok wcześniej,przez co,mimo że mam piętnaście lat,chodzę do liceum.Najgorszy (a może najlepszy...) z tego wszystkiego jest fakt,że jestem tam najmłodsza.I wszyscy o tym wiedzą.Nie miałam przyjaciółki.Właściwie,to nie miałam nawet koleżanek.Nie wiedzieć czemu,dziewczyny w szkole...nie przepadały za mną.
Miałam za to kilku kolegów,którzy nie byli fałszywi,jak te wszystkie lalki ze szkoły.Wszyscy byli ode mnie o dwa lata starsi,lecz,jak widać,nie przeszkadzało im przyjaźnienie się z młodszą.
Po chwili doszłam do budynku szkoły,zastając przed nim grupy rozmawiających ze sobą uczniów.Gdy wchodziłam po schodach,wiele par oczu zwróciło się w moim kierunku,mierząc mnie od stóp do głów.Tak samo było,kiedy weszłam do środka placówki.Byłam jednak do tego przyzwyczajona i jedynie wywróciłam teatralnie oczami.Podeszłam do swojej szafki z numerem 126,po czym odblokowałam ją kodem.Nagle poczułam parę silnych rąk oplatających mnie w talii.
-No proszę,kogo my tu mamy.-zaczął chłopak,a ja od razu rozpoznałam w nim mojego kumpla,Mike'a.
-Już myśleliśmy,że się nie pojawisz,mała.-dodał Jake,na co lekko się zaśmiałam.
-Było ciężko,ale jakoś udało mi się zwlec z łóżka.-westchnęłam,wyjmując książkę od matematyki.
-Coś się stało ? Wydajesz się...wkurzona ?-zapytał Nick,unosząc brwi.
-Nawet nic nie mów.-westchnęłam.-Spotkałam wczoraj Austina...-dodałam,a krew w moich żyłach zaczęła płynąć szybciej.Chłopaki wiedzieli o wszystkim,więc nie miałam zamiaru ukrywać przed nimi naszego wczorajszego "spotkania".
-O kurwa !-zaklął Jake.-I co ?
-Ja nie wiem,jak mogłam być z takim idiotom,jak on.-złapałam się za czoło,kręcąc z niedowierzaniem głową.-Wracałam wczoraj ze spaceru,jakoś przed dziesiątą.Szedł ze swoimi "kolegami" na przeciwko mnie.Myślałam,że mnie nie zauważy,jednak przeliczyłam się.Przyparł mnie do muru i ...próbował nawet zgwałcić...-zauważyłam jak źrenice chłopaków rozszerzają się nienaturalnie.-Oberwał z kolana w jaja i na tym się skończyło.Może się w końcu nauczy,że nie jestem jakąś pieprzoną seks-zabawką.-warknęłam,po czym z impetem zamknęłam drzwiczki szafki.
-Skurwiel.-syknęłam Mike,uderzając pięścią w szafkę.
-Wyobrażam sobie jego minę,jak zwijał się z bólu.-zaśmiał się Jake,rozluźniając tym samym napiętą atmosferę.
-Niezapomniany widok...-westchnęłam cicho.
Chwilę później rozbrzmiał dzwonek,informujący o pierwszej lekcji.Pożegnałam się z chłopakami buziakiem w policzek,po czym odwróciłam się w stronę drugiej części szkoły i ruszyłam do klasy matematyki.
*
Po strasznie nudnych lekcjach wróciłam do domu,aby przygotować się na spotkanie.Mogę powiedzieć,że się lekko stresowałam.Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z tak poważnymi sprawami.
Weszłam do domu,rzucając plecak w kąt.Udałam się do kuchni w celu zjedzenia szybkiego obiadu.Wyjęłam potrzebne składniki,po czym zrobiłam sobie tosty.Wzięłam przyżądzone danie na górę i położyłam je na szafce nocnej.Włączyłam pierwszy-lepszy program w telewizji,a następnie zabrałam się za pałaszowanie moich tostów.
Po zjedzeniu,spojrzałam na zegarek,który wskazywał godzinę 16:20.Postanowiłam powoli przygotowywać się do wyjścia.Umyłam zęby,przeczesałam włosy,a następnie spakowałam do torby najpotrzebniejsze rzeczy,czyli portfel,klucze,komórkę itp.
Zeszłam na dół,po czym założyłam buty,chustkę oraz cienką,jaskrawo-pomarańczową czapkę,a na ramiona zarzuciłam skórzaną kurtkę.Złapałam torbę i opuściłam budynek,zamykając go na klucz.
Kierowałam się do ośrodka uzależnień,znajdującego się jakieś 20 minut drogi od mojego domu.Nigdy wcześniej tam nie byłam i szczerze mówiąc,nie wiedziałam,czego mam się spodziewać.Z jeden strony byłam podekscytowana nowym wyzwaniem,z drugiej jednak zawładnęła mną pewnego rodzaju niepewność.
Po pewnym czasie znalazłam się przed wejściem do budynku.Złapałam za klamkę,wchodząc prze duże,szklane drzwi.Pomieszczenie wyglądało podobnie do poczekalni w szpitalu.Z prawej strony znajdowała się recepcja,a z lewej kilka krzeseł ustawionych pod ścianą.
-Bree Marks ?-zapytała z entuzjazmem średniego wzrostu brunetka,która wyglądała na jakieś czterdzieści pięć lat.
-Dzień dobry.-przywitałam się grzecznie.Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze.
-Joanna Jones.-przedstawiła się,wycągając w moim kierunku dłoń,którą chwilę później uścisnęłam.
-Bardzo mi miło.-uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Zapraszam do mojego biura,Bree.Omówimy wszystkie szczegóły.-wskazała ręką na korytarz prowadzący do gabinetu.
Po chwili znalazłam się w pokoju dyrektorki ośrodka.Joanna wskazała mi krzesło,a ja posłusznie usiadłam.
-Przejdźmy od razu do konkretów.-zajęła swoje miejsce,układając ręce na biurku.-Jest to na prawdę odpowiedzialne zajęcie.Masz bardzo dobrą opinię wystawioną przez wiele instytucji,dlatego zdecydowaliśmy się dać ci szansę.Twoim zadaniem będzie...-wzięła głęboki oddech,natomiast ja go wstrzymałam.-Pomożesz pewnemu chłopakowi wyjść z nałogu...
Muszę przyznać,że tego się nie spodziewałam.Nie sądziłam,że zaufają mi w takim stopniu.
-Jesteś pewnie zaskoczona...-powiedziała,jakby czytała mi w myślach.
-Szczerze powiedziawszy,to tak...-odparłam cicho.
-Chłopak uniknął więzienia i trafił do naszego ośrodka.Był karany za bójki,posiadanie oraz zażywanie narkotyków.-no proszę,robi się coraz ciekawiej.-I jeszcze jedno.Ma 21 lat.-i właśnie w tym momencie dostałam zawału.Serio ? 21 lat ?
No pięknie...
-Chodź.-pani Joanna przerwała moje przemyślenia.-Zapoznam cię z nim.
Wstałam,lekko zestresowana i udałam się za panią dyrektor.Szłyśmy w stronę recepcji,lecz przerwały nam krzyki i przekleństwa.Odwróciłam się gwałtownie w stronę źródła dźwięku.
To co ujrzałam,całkowicie mnie zaskoczyło.
Dwuch strażników trzymało za ramiona jakiegoś chłopaka.
-Głuchy jesteś !? Puść mnie,kurwa !-wrzasnął chłopak,na co lekko podskoczyłam.Kierowali się w naszym kierunku.Kątem oka zobaczyłam,że pani dyrektor kręci z politowaniem głową.Przeniosłam wzrok z powrotem na chłopaka.On również podniósł głowę,a nasze spojrzenia się spotkały.Szatyn posłał mi łobuzerski uśmiech i oblizał wargi.Momentalnie odwróciłam wzrok,skupiając go na Joannie.
-Tak...-westchnęła.-To właśnie on...-posłała mi znaczące spojrzenie.-Justin Bieber...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !!!
Udało mi się dodać rozdział chwilę wcześniej...;-*
I jak się podoba ?
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Ps.Zapraszam na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Przepraszam za jakiekolwiek błędy,ale dla mnie ortografia to najgorsza rzecz na świecie... ;D
Pierwsze opowiadanie:
the-other-side-jb.blogspot.com
Kocham Was i do następnego ;-*