***Oczami Justina***
Wpatrywałem się w jej rękę z szeroko otwartymi oczami, mając wrażenie, że moja szczęka uderzyła o podłogę. Podtrzymując jej nadgarstki jedną ręką, podciągnąłem rękaw swojej koszulki, przenosząc wzrok ze swojego ramienia na jej. W dalszym ciągu byłem kompletnie oszołomiony tym, co zobaczyłem.
Przypatrywałem się uważnie swoim śladom w okolicach żył, a następnie jej.
-Ty... - zdołałem wydukać, kiedy dziewczyna wyrwała się z mojego uścisku, zsuwając rękawy. Podeszła do krzesła na której leżała jej torba i chwyciła ją, zakładając sobie przez ramię. Skierowała się w stronę drzwi i dopiero wtedy, kiedy położyła swoją maleńką dłoń na klamce, wybudziłem się z mojego stanu osłupienia.
-Nigdzie się nie wybierasz. - mruknąłem, a następnie przerzuciłem jej ciało przez ramię, zanim zdążyłaby opuścić pomieszczenie.
-Justin, kurwa. Puść mnie. Nie żartuję. - warknęła, uderzając swoimi małymi piąstkami o moje plecy.
Nic nie mówiąc, ułożyłem jej drobne ciałko na łóżku.
-Nigdzie nie idziesz, księżniczko, dopóki mi wszystkiego nie wyjaśnisz. - mruknąłem cicho, powstrzymując ją od wstania.
-Nie mam zamiaru nic ci wyjaśniać. - warknęła ponownie.
Przewróciłem oczami, wzdychając ciężko.
-Sory, ale teraz to ty się zachowujesz, jakbyś była na głodzie. - syknąłem. - A może jesteś, co? - zadrwiłem.
Już po chwili poczułem pieczenie na policzku. Zorientowałem się, że Bree uderzyła mnie w twarz...
-Powiedziałem ci, nie denerwuj mnie, bo...
-Bo co? - zakpiła. - Znowu mnie uderzysz? - zaśmiała się drwiąco. - Uwierz, przyzwyczaiłam się do tego.
Zaszła z łóżka, podchodząc do okna. Oparła się o parapet, spoglądając w przestrzeń przed nią.
-Bree, przepraszam, ale jestem kompletnie zdezorientowany. Czemu nic mi nie powiedziałaś...? - podszedłem do niej i objąłem ramionami od tyłu jej drobniutkie ciałko.
-Miałam się tym chwalić? Tak? - zaszydziła, stając ze mną twarzą w twarz.
-Nie o to chodzi. - mruknąłem cicho. - Po prostu mówię, że możesz mi zaufać.
-Chciałam o tym zapomnieć raz na dobre, a nie ciągle wracać. To... - podniosła rękawy, ukazując mi ślady po wkłuciach. - Przeraża mnie, rozumiesz? Przeraża i przerasta.
-Ale mi mogłaś powiedzieć, Bree. Ja bym cię zrozumiał. - tym razem to ja podwinąłem rękawy, ukazując szatynce swoje żyły.
-Nie podejrzewałeś pewnie, że mamy ze sobą tyle wspólnego. - mruknęła cicho, a następnie wybuchnęła głośnym płaczem. Lekko zdziwiony objąłem jej ciało ramionami, wtulając w siebie dziewczynę. Położyła główkę na mojej klatce piersiowej, a jej łzy moczyły moją koszulkę. Głaskałem ją delikatnie po włosach, starając się dodać dziewczynie otuchy. Skierowałem się w stronę łóżka, siadając na nim, a następnie posadziłem Bree na swoich kolanach, układając dłonie na jej bioderkach.
-Strzelam. Amfetamina. - mruknąłem, patrząc prosto w jej śliczne tęczówki.
-To aż tak widać? - spytała, bawiąc się rąbkiem mojej koszulki.
-Jesteś chudziutka, skarbie. - zaśmiałem się cicho. - Znam się na tym trochę i wiem, co wywołuje takie skutki. - wzruszyłem lekko ramionami. - Kiedy zaczęłaś?
-Jak miałam trzynaście lat. - odparła cicho.
Na mojej twarzy na pewno można było zobaczyć teraz spore zaskoczenie.
-Jejku, jaka dzidzia. - objąłem jej twarz dłońmi, robiąc minkę szczeniaczka.
-Nie jestem dzidzią. - podkreśliła ostatnie słowo, zakładając ręce na piersi.
-Dla mnie jesteś, kicia. - odparłem, uśmiechając się pod nosem. - Między nami jest prawie siedem lat różnicy...
Dobra. Nie wspomnę o tym, że uprawiałem ostry seks z "dzidzią". Boże, w ogóle, jak to brzmi. Zdecydowanie lepiej powiedzieć, że pieprzyłem się z seksowną nastolatką...
-To on ci to dał, prawda? - spojrzałem na nią, odrywając się od swoich myśli. - Twój były?
-Tak. - mruknęła cicho. - Byłam tak cholernie głupia. Mówił, że nie mogę się uzależnić po paru razach. A wiesz, po co mi to dał? - spytała, a ja pokręciłem przecząco głową. - Żeby mnie przelecieć. - odparła, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. - Wiesz, że ja nawet nie pamiętam swojego pierwszego razu? - ułożyła głowę na moim ramieniu, a ja błądziłem dłońmi po jej pleckach.
-To możemy go powtórzyć, a ty sobie wyobrazisz, że będzie to twój pierwszy seks. - mruknąłem jej do ucha z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
-Spieprzaj. - zaśmiała się cicho, uderzając mnie lekko w ramię.
-Pamiętaj, że ja jestem zawsze chętny. - puściłem do niej oczko.
-Zapamiętam to sobie. - mruknęła z rozbawieniem.
-A teraz mów, co było dalej. - zmazałem z twarzy głupkowaty uśmiech napalonego skurwysyna, wpatrując się w Bree.
-Wzięłam parę razy, aż w końcu się uzależniłam i nie mogłam żyć bez amfetaminy.
-Brałaś też coś innego? - uniosłem brwi, czekając na jej kontynuację.
-Było trochę skrętów, parę działek kokainy i... heroina... - spuściła głowę.
-Ostro... - pokiwałem lekko głową, mocniej wtulając ją w siebie. - Aż się dziwię, że nie zauważyłem, że bierzesz.
-Bo nie biorę. - odparła, patrząc mi prosto w oczy, przez co ja zmarszczyłem brwi. - Myślisz, że mogłabym tu przychodzić i mówić ci, żebyś skończył z ćpaniem, kiedy sama bym brała? Przecież to bez sensu.
-Chcesz mi powiedzieć, że przestałaś brać? - spytałem z niedowierzaniem.
-Tak. Jestem czysta od prawie dwóch miesięcy. - wzruszyła lekko ramionami. - Nie licząc tego skręta, którego mi dałeś. - popatrzyła na mnie sceptycznie.
-Przepraszam, dzidzia. Gdybym wiedział wcześniej...
-Serio? Ostatnio dzieciaczku, wczoraj mamusiu, a dzisiaj dzidzia? - westchnęła głośno, przez co z moich ust uciekł cichy chichot.
-Dzidzia nie ulega zmianie. Tak już zostaje. - odparłem z zadowoleniem. - Mój dzidziuś... - złapałem ją za policzki, uśmiechając się, jak babcia do swojego wnuczka.
-Chłopczyku, "dzidziusia" to ty sobie możesz zrobić. Ja jestem dla ciebie za stara. - wypięła mi język, przez co zaśmiałem się po raz kolejny.
-To proponuję, żebyśmy od razu przeszli do momentu, w którym robimy "dzidziusia". - wyszczerzyłem się do niej.
-Wyobraź sobie, że nie mam zamiaru robić sobie "dzidziusia" w wieku piętnastu lat. - mruknęła, kręcąc z rozbawieniem głową.
-To możemy robić "dzidziusia", nie robiąc "dzidziusia". - posłałem jej słodki uśmiech, wyciągając z kieszeni prezerwatywy.
Bree momentalnie parsknęła śmiechem, czym zaraziła również mnie.
-Dobrze, skończmy już o tych "dzidziusiach". - wydukała przez śmiech.
-No właściwie nie przemyślałem tego. "Dzidziuś"... - wskazałem na nią. - Miałby mieć "dzidziusia"? - wskazałem na jej brzuszek. - Trochę nie po kolei...
W tym momencie razem parsknęliśmy śmiechem, nie mogąc się opanować.
Naraz do pokoju weszła Joanna, posyłając nam pytające spojrzenie.
-Co wy tu wyprawiacie? - spytała, uśmiechając się delikatnie.
-Robimy dzidziusia. - ponownie parsknąłem śmiechem. Widziałem, jak z oczu Bree wypływają łzy, oczywiście przez nadmiar śmiechu, przez co kolejny raz parsknąłem, nie mogąc się powstrzymać.
-Bree, czy wszystko w porządku? - spytała, spoglądając na nas podejrzliwie.
-Tak, wszystko dobrze. - odparła od razu. - Po prostu humory nam dzisiaj za bardzo dopisują.
-To się cieszę. Róbcie sobie tego dzieciaczka, czy jak tam go nazwaliście...
-Dzidziusia! - odparliśmy równocześnie, kolejny raz wybuchając śmiechem.
Joanna wyszła, zostawiając nas samych, przez co na moich utach kolejny raz pojawił się łobuzerski uśmieszek.
-To co, zabieramy się do pracy? - mruknąłem cicho. - W końcu "dzidziuś" sam się nie zrobi. Musimy mu trochę pomóc. - posłałem jej znaczące spojrzenie.
-W twoich snach, chłopczyku. - szepnęła mi seksownie do ucha, a następnie zeszła z moich kolan...
***Oczami Bree***
Następnego dnia wstałam dość wcześnie, aby móc pobiegać. Pogoda zapowiadała się fantastycznie, ponieważ już od samego rana świeciło pełne słońce i nie zapowiadało się na to, aby miało się to zmienić.
Po południu poszłam z mamą na zakupy. Matko, jak ja tego nie cierpię. Nie dość, że bolały mnie nogi, to jeszcze głowa od tych wszystkich świateł.
Siedząc na łóżku, spojrzałam na zegarek, wskazujący godzinę siedemnastą. Westchnęłam głęboko, opadając na miękkie poduszki. Nagle usłyszałam dźwięk, informujący o nowej wiadomości. Wyciągnęłam rękę w stronę szafki nocnej, podnosząc z niej telefon. Przejechałam pacem po dotykowym ekranie, a moim oczom ukazała się nowa wiadomość od Justina. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się lekki uśmiech, którego prawdę mówiąc, lekko się wystraszyłam.
Przecież to tylko sms...
Ale od Justina...
Otworzyłam wiadomość, wpatrując się w małe literki na ekranie.
"Masz może ochotę na spacer? J."
Wystukałam na klawiaturze odpowiedź, po czym wysłałam ją do szatyna.
"Jasne, czemu nie."
"W takim razie w parku za dwadzieścia minut. Czekam ;* "
Wpatrywałam się przez chwilę w ostatni znak wiadomości, jednak po chwili otrząsnęłam się z mojego tymczasowego stanu. Na ustach nadal miałam leki uśmiech, który nie chciał zniknąć.
Podeszłam do szafy i założyłam przewiewną koszulkę na ramiączka, a do tego parę krótkich, jeansowych, poszarpanych na dole spodenek. Chwyciłam swoją torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami, a następnie wyszłam z pokoju, schodząc schodami na parter.
-Mamo, ja wychodzę. - rzuciłam do rodzicielki, stojącej w kuchni.
-A z kim? - spytała, nie odrywając wzroku od jakiegoś przepisu.
-Z Jake'iem. - skłamałam, wsuwając nogi w krótkie trampki. - Cześć! - rzuciłam na koniec, po czym opuściłam dom...
***Oczami Justina***
Dzisiaj po południu przyszła do mnie Joanna, aby poinformować mnie, że mogę wyjść na jeden dzień "legalnie". Jak najprędzej się dało złapałem wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, chowając je do kieszeni. Opuściłem budynek i skierowałem się w stronę parku, wyjmując z kieszeni telefon.
Postanowiłem napisać do Bree. Nie wiem, dlaczego, ale mam ochotę przebywać nią jak najwięcej i rozmawiać z nią jak najczęściej.
Po paru minutach byliśmy już umówieni w parku, w którym właśnie przebywałem. Usiadłem na jednej z ławek i wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów, a następnie włożyłem jednego z nich między wargi. Podpaliłem koniec zapalniczką, po czym zaciągnąłem się mocno, trzymając w płucach dym. Nikotyna działała na mnie uspokajająco, jednak nic nie mogło się równać z tym, jaki wpływ miała na mnie Bree.
Parę minut później zobaczyłem tę drobną istotkę, zmierzającą w moją stronę, przez co na moich ustach pojawił się uśmiech. Już z daleko wiedziałem, że wyglądała ślicznie, zresztą, to żadna nowość. Ona zawsze wygląda przepięknie. Skanowałem jej ciało, które dzisiaj, ze względu na pogodę, w większej części wystawione było dla moich głodnych oczu. Jej nogi idealnie prezentowały się w krótkich, jeansowych spodenkach, przez co oblizałem powoli wargi. Już po chwili dziewczyna była parę metrów przede mną. Wstałem z ławki, robiąc dwa kroki w jej stronę. Bree stanęła na palcach i pocałowała mnie delikatnie w policzek.
-Hej. - przywitała się, posyłając mi ciepły uśmiech.
-Siema, dzidzia. - mruknąłem, uśmiechając się łobuzersko.
-Juuustin... - jęknęła cicho, kręcąc z rozbawieniem głową.
-Mój dzidziuś. - wyszczerzyłem się do niej, obejmując szatynkę ramieniem.
Ruszyliśmy jedną z alejek, wolno stawiając kroki.
-Uciekłeś o tej porze? - uniosła pytająco brwi.
-Wypuścili mnie na jeden dzień. - westchnąłem, ponownie wyjmując z kieszeni paczkę papierosów. Wystawiłem ją w stronę Bree, która przecząco pokręciła głową.
-Z tym też skończyłam. - wzruszyła ramionami. - Został jeszcze tylko alkohol.
-Byłaś na odwyku? - spytałem nagle.
-Nie. - mruknęła cicho, a moje źrenice momentalnie się rozszerzyły.
-Jak to, nie? Podobno skończyłaś brać. - przyglądałem się jej uważnie.
-No bo skończyłam, ale nie poszłam na odwyk. Sama przestałam brać. Sama, z własnej woli... - przystanęła nagle, patrząc mi prosto w oczy.
-S-sama...? - wydukałem. - Nikt cię nie pilnował, ani nigdzie nie zamknął? - wytrzeszczyłem na nią oczy. - Przecież to niemożliwe...
-Jak widać, możliwe. Nie chciałam, żeby ludzie zaczęli o tym gadać. Moi rodzice nic nie zauważyli. Tylko parę osób wie, że ćpałam. - mruknęła. - Moi przyjaciele, Austin i jego kumple, mój kuzyn, no i ty... Jakoś nie mam ochoty się tym chwalić.
-Podziwiam cię, dzidzia... - pokiwałem z uznaniem głową. - Ja bym nie dał rady.
-Dlatego masz mnie. - wyszczerzyła do mnie swoje śliczne, białe ząbki.
Z cichym chichotem objąłem jej ciało ramieniem, przyciągając do siebie.
-Cieszę się, że trafiłem do tego ośrodka. - mruknąłem cicho, mając nadzieję, że jednak tego nie usłyszy.
-Na prawdę? Myślałam, że nie chcesz skończyć ćpać. - przyglądała mi się uważnie.
-Bo nie chcę przestać, ale dzięki temu, poznałem ciebie. - posłałem jej szczery uśmiech.
-Oh... Jaki ty słodki... - zaćwierkała, przeczesując moje włosy. Westchnąłem cicho, patrząc prosto w jej ciemne tęczówki.
Po chwili ruszyliśmy dalej, gadając o głupotach.
Przy Bree czułem się, jakbym rozmawiał z najlepszym kumplem, a teraz, kiedy dowiedziałem się, że Bree również brała, spojrzałem na nią z całkiem innej perspektywy. Była osobą taką, jak ja. Należała do mojego świata...
-Chodź,idziemy do mnie. - powiedziałem, łapiąc Bree za rękę.
-A w jakim celu? - uniosła brwi, oczekując mojej odpowiedzi.
-Możemy... pograć w karty. - na mojej twarzy automatycznie pojawił się łobuzerski uśmieszek. - W pokera... rozbieranego... - dodałem, robiąc minkę niewiniątka.
-Jasne. - zaśmiała się. - Jeśli mogę zacząć od zdejmowania bransoletek, to nie mam nic przeciwko. - poruszyła znacząco brwiami, a uśmiech na mojej twarzy zmienił się z łobuzerskiego, na uśmiech napalonego dupka.
-Jestem w to dobry, skarbie. W końcu będziesz musiała pokazać te dwa cuda... - przeniosłem wzrok na jej cycki, oblizując powoli wargi.
-Nie pamiętasz już, że dla ciebie jestem dzidzią? - podeszła do mnie na tyle blisko, że nasze ciała zaczęły się stykać. - Oczki mam tutaj, kochanie... - uniosła moją głowę tak, że teraz patrzyłem w jej czekoladowe tęczówki. - Dzidziusia się nie podgląda, bo wtedy mamusia takiego dzidziusia pójdzie na policję i oskarży pewnego chłopca o maltretowanie wzrokiem i pedofilię...
-Ale ten chłopiec zdąży zobaczyć to, co chce... - mruknąłem do niej, uśmiechając się łobuzersko.
Bree parsknęła śmiechem, kręcąc z rozbawieniem głową.
-Chodź, dzidzia... - zachichotałem cicho, obejmując szatynkę ramieniem.
Po dziesięciu minutach dotarliśmy do mojego domu. Otworzyłem drzwi, przepuszczając dziewczynę, a następnie sam wszedłem do środka. Moja dzidzia zdjęła buty i położyła koło nich torbę.
-Ostatnio nie zdążyłam się tutaj rozejrzeć. - mruknęła, wodząc wzrokiem po salonie. - Ładnie tu masz...
-Co byś chciała do picia? - spytałem, idąc w stronę kuchni.
-Obojętnie. - rzuciła krótko. - Ja idę do ogrodu.
Wziąłem do ręki, nie otwartą jeszcze, butelkę wódki oraz sok. Zmieszałem to ze sobą w odpowiednich proporcjach, a następnie dodałem kilka kostek lodu. Wyjąłem z barku butelkę whisky, po czym udałem się za Bree. Postawiłem butelkę z bursztynowym alkoholem na stoliku, a z drinkiem w ręce podszedłem do stojącej obok szatynki.
-Proszę bardzo, księżniczko. - ukłoniłem się przed nią, wręczając Bree szklankę z napojem.
-Dziękuję. - posłała mi swój najpiękniejszy uśmiech, całując krótko w policzek.
-Zaraz wracam. - rzuciłem szybko, po czym zniknąłem za szklanymi drzwiami tarasowymi.
Podszedłem do szafki i otworzyłem jedną z szuflad. Podniosłem znajdujące się w niej jakieś papiery mojego ojca, wyjmując to, przez co krew w moich żyłach płynęła szybciej.
Udałem się do łazienki, opierając swoje ciało o umywalkę.
-Tak bardzo mi tego brakuje... - szepnąłem sam do siebie, a następnie wysypałem biały proszek na półkę, układając z niego idealną kreskę. Wciągałem ją powoli, czując, jak narkotyki rozchodzą się po moim organizmie. Parę sekund później skończyłem ćpać, wyrzucając małe, foliowe opakowanie do śmietnika. Przemyłem twarz wodą, a następnie wytarłem ją w ręcznik. Wyszedłem z łazienki, kierując się prosto na taras, gdzie siedziała Bree.
-To rozumiem, że gramy w pokera, tak skarbie? - puściłem do niej oczko. - Ale bransoletek możesz pozbyć się od razu...
-W twoich snach... - posłała mi znaczące spojrzenie, podnosząc się z krzesła.
-W takim razie, mam lepszy pomysł. - mruknąłem seksownie. - Pójdziemy pod krzaczka, zrobić dzieciaczka... - wybełkotałem powoli.
Bree momentalnie parsknęła śmiechem, nie mogąc się opanować.
-A co z naszym dzidziusiem? - zrobiła słodką minkę.
-Będzie i dzieciaczek i dzidziuś i wszystko, co tylko zapragniesz. Ja jestem otwarty na wszelkie propozycje - wydukałem przez śmiech.
Zdecydowanie kokaina zaczęła działać...
-Ile tego wziąłeś? - spytała nagle, a ja od razu wiedziałem, co miała na myśli.
-Czy to ważne...? - uśmiechnąłem się głupkowato.
-Dla mnie tak, Justin. Przecież wiem, że nie skończysz ćpać z dnia na dzień, ale nie chcę, żebyś mnie okłamywał, dobrze? - spytała, stając tuż przede mną.
-Dobrze. - przytaknąłem, obejmując ją w talii. - A teraz chcę dzieciaczka. - mruknąłem, ponownie się do niej zbliżając.
-Możesz sobie pomarzyć... - zaćwierkała słodko, robiąc kroczek w tył. Na mojej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech, a w głowie układałem chytry plan.
-A może jednak. - nalegałem, robiąc krok w przód.
-A może jednak nie. - odparła, cofając się.
I w tym momencie dotarła do skraju basenu, wpadając do wody z głośnym piskiem. Wybuchnąłem głośnym i niepohamowanym śmiechem, patrząc na zdezorientowaną szatynkę.
-Ty debilu! - wrzasnęła, odgarniając z twarzy mokre włosy, jednak już po chwili parsknęła śmiechem.
-Twoja mina była bezcenna, dzidzia. - wydusiłem przez śmiech, łapiąc się za brzuch.
-Wiesz co, Justin...? - szepnęła uwodzicielsko, przez co moje mięśnie lekko się spięły. - Chodź, zrobimy sobie tego twojego upragnionego dzidziusia... - dodała, podpływając do brzegu basenu.
Wynurzyła się lekko, podpierając ramiona na kafelkowym brzegu.
-Taak...? - mruknąłem, kucając przy niej.
-Tak. - odparła, uśmiechając się łobuzersko. - Musisz tylko podejść odrobinkę bliżej mnie...
Wykonałem jej polecenie tak, że teraz dzieliła nas odległość paru centymetrów. Dziewczyna ułożyła dłonie na mojej klatce piersiowej, delikatnie po niej sunąc. W pewnym momencie zacisnęła swoje małe piąstki na mojej koszulce, wciągając mnie do basenu. Wynurzyłem się po paru chwilach, w dalszym ciągu będąc kompletnie zdezorientowanym.
-Masz swojego dzieciaczka... - szatynka wypięła do mnie język, a ja dopiero teraz wszystko zrozumiałem.
-O nie, kicia... Tego ci nie podaruję... - mruknąłem, a następnie sprawnym ruchem ściągnąłem z siebie koszulkę, odrzucając ją na brzeg.
Zanurkowałem, słysząc jedynie głośny pisk dziewczyny, a następnie wypłynąłem zaraz przed nią.
-I gdzie się wybierasz, maleńka. Mamy chyba jeszcze dzieciaczki do dokończenia. - parsknąłem śmiechem, czym niemal natychmiast zaraziłem Bree.
Mój wzrok zjechał trochę niżej, zatrzymując się na różowym, koronkowym staniku dziewczyny, który widoczny był przez mokrą koszulkę. W tym momencie jej ubranko odsłaniało dosłownie wszystko, narażając mojego sfrustrowanego seksualnie "kolegę" na zawał.
I znowu podniecam się "dzidzią"...
Ułożyłem dłonie na jej talii, dociskając drobne ciałko dziewczyny do brzegu basenu. Spojrzałem prosto w jej śliczne oczy, lecz chwilę później mój wzrok mimowolnie wylądował na jej pełnych piersiach. Oblizałem powoli wargi, zbliżając się do kompletnie przemoczonej dziewczyny. Chwilę później złączyłem nasze spragnione usta w namiętnym pocałunku. Bez żadnego ostrzeżenia wsunąłem język do jej ust. Odszukałem jej i wtedy zaczęła się prawdziwa walka. Żadne z nas nie chciało ustąpić. Oboje chcieliśmy wygrać. To nie był jeden z tych słodkich i romantycznych pocałunków. Ten był zdecydowanie agresywny...
Moje dłonie powędrowały do krańców jej koszulki, podwijając ją lekko. Dziewczyna, o dziwo, nie zaprotestowała i nie zatrzymała tego, więc sunąłem dłońmi coraz wyżej. Chwilę później ściągnąłem z szatynki koszulkę, odrzucając ją w miejsce, gdzie leżała moja. Moja dłonie zaczęły błądzić po jej cudownym ciele, delektując się delikatnością jej skóry. Wsunąłem ręce pod uda piętnastolatki, podnosząc jej ciało na wysokość moich bioder. Dziewczyna oplątała nogi wokół mojego pasa, zawieszając mi ręce na szyję. Jednak w dalszym ciągu nie przerwaliśmy naszego cholernie gorącego pocałunku.
Czułem jej ciało, dociśnięte do mojego krocza, przez co z moich ust uciekł cichy jęk. Bardziej naparłem na dziewczynę, chcąc być jak najbliżej szatynki.
-Nie chciałbym wam przerywać, ale, Bieber, bardzo cię proszę, nie obmacuj mojej kochanej kuzyneczki, bo wam z tego dzieciak wyjdzie...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Tak, to miał być najdłuższy rozdział w historii rozdziałów, ale rozbiłam go na dwie części i dodałam dzisiaj. W ogóle to wszystko zawdzięczam mojej kochanej Gosi ;-*
Dziękuję Wam za 20 komentarzy i to w tak krótkim czasie ;)
Zapraszam na mojego aska :
Zapraszam Was również na wspaniałego bloga :
Kocham Was i do następnego ;-*
hahahaha po prostu nie mogę się przestać śmiać
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę się doczekać następnego rozdziału
Aaaaw, ja chce seksu tu w basenie, ahahahahaha :D
OdpowiedzUsuńCodziennie odwiedzam tego bloga, żeby zobaczyć czy nie ma nowycj rozdz.
Boże uwielbiam Cię kobieto. Uwielbiam Justina i Bree. Śmieję się z nimi, płacze z nimi, denerwuje sie z nimi. A wszystko zawdzięczam Tobie. Dziękuje i kocham Cię <3
~Drew.
http://thepastalwayscomesbackx3.blogspot.com/?m=1
http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/?m=1
hahaha, ja pieprze..
OdpowiedzUsuńjuż myślałam, ze będzie *.*
nie mogę z "dzidzi" i z tych całych "dzidziusiów"
albo jak on chciał rb tego dzidziusia. hahah
nie no rozdział meeega śmieszny.
megaa wspaniały
meeega zajebisty w chuj
Jak ja ich kocham <3
wgl tak domyślałam się, że Bree brała, ale to i tak
było zaskoczenie
zajebiście piszesz.
ten blog jest obłędny.
nic dodać nic ująć to jak oni rozmawiają jest oh.
takie cudowne <3
nie mogę się otrząsnąć z tego wszystkiego.
to jest takie idealne <3
czekam z niecierpliwością na nn <3
true-big-love-jb.blogspot.com
kocham cię :*
OdpowiedzUsuńGosia
Dlaczego przerwalas w takim momencie? :-D
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie Ciebie, dziękuję, że to piszesz <3
Z niecierpliwością /jak zawsze/ czekam na nn :-D
Brzuch mnie boli od smiechu HAHAHAH kocham to jak piszesz /Mizu
OdpowiedzUsuńMmmmmmmm nie moge sie doczekac kolejnego <33
OdpowiedzUsuńŚwietny, zapraszam do mnie ;* http://it-only-remains-to-believe.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńŚwietne ;)
OdpowiedzUsuńOmg UŚMIECH NAPALONEGO SKURWYSYNA hahahahahhahhahahahahaha to jest kozackie hahahahahaha :D Nie wiem skąd bierzesz takie pomysły, ale uwielbiam cię za to hahahahahhahha! Serio, nie wolałabym na to, że Bree mogła ćpać :OOO No to nas zaskoczyłaś :D Oni są tacy słodcy aww <3
OdpowiedzUsuńOmg, jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak ciekawa. Nie mogę się doczekać następnego. Dokładnie skacze po domu i krzyczę, a z tym dzidziusiem to dobrze trafiłaś, bo ja tez chce dzidziusia :D Po przeczytaniu tego rozdziału kolega żyć mi nie daje z tym dzidziusiem...
OdpowiedzUsuńCzekam na nn.
Zapraszam do siebie. http://shwatyissexy.blogspot.com/
Aaaaaaaaa szybko nowyyy !! <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny,tak samo jak i 14,kocham to opowiadanie,czekam niecierpliwie na kolejny rozdział <33
OdpowiedzUsuńfhgyugfiwuehduis,czekam nn <3
OdpowiedzUsuńjdhasfsehfg genialny rozdział :) o mało się nie posikałam ze śmiechu
OdpowiedzUsuńkońcówki to się nie spodziewałam. myślałam że tu dojdzie do czegoś a tu coś takiego :)
czekam na następny <33
OMG OMG OMG :-D
OdpowiedzUsuńSorry ale więcej nie wydukam ;-)
no w takim momencie przerwałaś :o no nie ładnieee :c
OdpowiedzUsuńale rozdział cudowny *.*
O.o
OdpowiedzUsuń