***Oczami Justina***
Obudziłem się bardzo wczesnym rankiem, kiedy na dworze było jeszcze ciemno. Czułem, że kac rozsadza mi czaszkę, co oznaczało, że byłem już prawie trzeźwy. Z poprzedniego wieczoru pamiętałem tylko fragmenty, jakieś przebłyski. Jednak było coś, co zapamiętałem w najdrobniejszych szczegółach. Bajka, którą opowiedziałem Bree na dobranoc. W tym momencie mój wzrok powędrował na drobną istotkę, leżącą zaraz koło mnie. Na moje usta mimowolnie wkradł się szczery uśmiech, kiedy przejechałem wierzchem dłoni po jej policzku. Wyglądała tak słodko i niewinnie, że człowiek nie chciał odrywać od niej wzroku.
Ja nie potrafiłem...
Dziewczyna w dalszym ciągu wtulona była we mnie. Czułem ciepło jej ciała i miarowy, spokojny oddech na klatce piersiowej. Gładziłem ją po włoskach i ramionkach, a moje oczy nie opuszczały jej prześlicznej twarzyczki.
I w tym momencie powróciłem myślami do historii, którą opowiedziałem Bree, a właściwie do części, kiedy dziewczyna już zasnęła. Te wszystkie słowa wyleciały ze mnie tak po prostu. Kiedy mówiłem, czułem ciepło w miejscu, zwanym sercem. Każdy wypowiedziany wyraz był szczery. I chociaż sam w to nie mogłem uwierzyć, właśnie taka była prawda.
To ona otworzyła mi oczy i pozwoliła oglądać świat z innej perspektywy. To dzięki niej poczułem, że mam serce. I co najważniejsze, zrozumiałem, że w tym sercu jest miejsce.
Miejsce dla Bree...
Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, ponieważ nigdy wcześniej nie czułem się tak jak teraz. Nigdy nie czułem się na prawdę szczęśliwy. A teraz, wystarczyło, że popatrzyłem na jej piękny uśmiech, na jej roześmiane oczy.
Kurwa! Nie miałem pojęcia, co mam zrobić! Kiedy teraz leżałem, podparty na jednym łokciu, i patrzyłem na Bree czułem, że... nie potrzeba mi niczego innego. Nie mam pojęcia, kiedy zdążyłem się tak zmienić. To, jaki wpływ na mnie ma ten dzidziuś, śpiący obok mnie, doprowadzało mnie do szaleństwa. Ja po prostu nie potrafiłem przestać o niej myśleć, zająć umysłu czymś innym.
To nienormalne, ale... boję się jej. Boję się piętnastolatki. Boję się tego, co ona może ze mną zrobić. Boję się tego, co ja zrobię...
To wszystko spadło na mnie dzisiaj w nocy. Dopiero teraz to zrozumiałem i przyjąłem do wiadomości...
Wyplątałem się ostrożnie z objęć szatynki i podszedłem do okna, za którym widać było jedynie ciemność. Wpatrywałem się w lekko pochylające się drzewa, słabe światło ulicznych lamp oraz falującą wodę w basenie. Byłem jakby w innym świecie, gdzie biłem się z własnymi myślami. Nie liczyło się dla mnie kto, co i jak. Była tylko ona.
I właśnie w tym momencie podjąłem jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu...
Podszedłem do śpiącej Bree i ukucnąłem po jej stronie, obok łóżka. Pogładziłem ją delikatnie po policzku i po ramieniu.
-Bree... - szepnąłem jej do ucha, lecz dziewczyna w żaden sposób nie zareagowała. - Bree... - ponowiłem próbę, całując ją delikatnie w czółko. Szatynka jedynie przewróciła się na drugi bok, przez co z moich ust uciekł cichy chichot.
Wsunąłem ręce pod kołdrę, a następnie zacząłem wkładać je pod koszulkę, którą dziewczyna miała na sobie. Moje dłonie wylądowały na jej idealnie płaskim brzuchu.
-Bree, obudź się, bo pójdę jeszcze dalej. - mruknąłem, wywracając oczami.
-Nawet nie próbuj. - odparła, przez co na moich ustach zagościł mały uśmiech.
Dziewczyna otworzyła oczy, mrugając nimi parę razy. Jej wzrok padł na mnie. Posłała mi delikatny uśmiech, siadając po turecku na łóżku. Założyłem kosmyk jej włosów za ucho, podziwiając anioła przede mną.
-Jesteś w miarę trzeźwa? - spytałem z cichym chichotem.
-Myślę, że tak... - złapała się za głowę pocierając swoje skronie.
-A możesz iść ze mną na chwilę na dwór? Tu jest za gorąco. - mruknąłem cicho, podając jej rękę.
Bree z lekkim zdziwieniem na twarzy złapała ją i wstała z łóżka. Założyłem na siebie dresy, obserwując uważnie szatynkę. Obciągnęła trochę moją koszulkę, którą miała na sobie, zakrywając swój śliczny tyłeczek. Zaśmiałem się pod nosem, zdobywając od szatynki mrożące spojrzenie. Zeszliśmy po schodach do salonu, gdzie na kanapie leżał Brian. Po cichu udaliśmy się do kuchni. Wyjąłem z szafki tabletki przeciwbólowe, a następnie napełniłem dwie szklanki wodą. Podałem dziewczynie lek, sam popijając swoją tabletkę.
Już po chwili kierowaliśmy się w stronę wyjścia na taras. Otworzyłem przed szatynką szklane drzwi, przepuszczając ją pierwszą. Przeszliśmy parę metrów, aż w końcu zatrzymałem się, co zaraz po mnie uczyniła Bree, spoglądając na mnie pytająco.
-Chcę ci coś powiedzieć. Postanowiłem coś i sądzę, że chciałabyś o tym wiedzieć... - zacząłem, nabierając głęboko powietrze.
-Słucham. - posłała mi zachęcający uśmiech.
Ostatni raz spojrzałem na jasno świecący księżyc, wypuszczając z płuc powietrze.
-Chcę przestać ćpać... - wyrzuciłem na jednym tchu.
Obserwowałem jak jej mina zmienia się z każdą sekundą.
-Na - na pra - na prawdę? - wydukała w końcu, spoglądając na mnie z nadzieją w oczach.
-Tak. - przytaknąłem, nie odrywając wzroku od jej tęczówek.
W tym momencie dziewczyna rzuciła mi się na szyję, stając na palcach. Objąłem jej ciało ramionami, podpierając brodę na ramieniu szatynki.Gładziłem ją delikatnie po pleckach, składając pojedyncze pocałunki na jej ramieniu oraz szyi.
-Mówisz serio? - spytała po raz kolejny, obejmując moją twarz dłońmi.
-Tak. - odparłem przez śmiech. - Chcę skończyć z ćpaniem. - powtórzyłem.
Dziewczyna ponownie stanęła na palcach i, zarzucając mi ręce na szyję, zatopiła twarz w zagłębieniu mojej szyi.
-Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy... - wyszeptała mi do ucha, a przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze.
-Muszę spróbować i wierzę, że mi się uda. - wychrypiałem, mocniej wtulając w siebie ciało szatynki.
-Ja też w ciebie wierzę, Justin. - mruknęła prosto w moje usta, bawiąc się moimi włosami. - Nie masz pojęcia, jak się cieszę. - dodała, a ja zauważyłem, że w jej oczach zbierają się pierwsze łzy.
-Ale ty nie masz płakać. - zagroziłem, całując ją w czółko.
-Dobrze. - odparła szybko, ścierając z policzków pojedyncze łzy.
-Przepraszam, Bree... - mruknąłem cicho, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi.
-Za co? - spytała, układając głowę na mojej klatce piersiowej.
-Za wszystko, skarbie...
Trwaliśmy w takiej pozycji jeszcze przez jakiś czas. To dziwne, ale czułem, że nie brakuje mi niczego więcej. Nagle nawet odeszła mi ochota na wciągnięcie paru działek. Trzymałem w objęciach Bree, a to było o wiele ważniejsze...
-Pomożesz mi? - spytałem, patrząc prosto w jej oczy.
-Tak, Justin. Zrobię wszystko, żeby ci się udało... - odparła, posyłając mi delikatny uśmiech.
-Wiesz, że teraz ty będziesz musiała zastąpić mi narkotyki? - uniosłem jedną brew, uśmiechając się łobuzersko.
-Jestem gotowa. - odparła dumnie, po chwili chichocząc pod nosem.
-Jesteś gotowa znosić moje ciągłe zmiany nastrojów? - dopytywałem dalej, układając rękę na talii dziewczyny.
-Jestem gotowa. - odpowiedziała nieco poważniej, jednak nadal na jej ustach widniał uśmiech.
-A jak stracę nad sobą kontrolę? - ułożyłem na jej drobniutkiej talii drugą dłoń, przyciągając ją do siebie.
-Dopóki będziesz to robił ze względu na narkotyki, ja cię zrozumiem. - odparła, posyłając mi znaczące spojrzenie.
-A obiecasz, że przy mnie zostaniesz? - dopiero po chwili zrozumiałem, że moje myśli wypowiedziałem na głos.
-Obiecuję, Justin... - mruknęła, a następnie delikatnie musnęła moje wargi.
Chwilę później ponownie oparłem czoło o ramię szatynki, czując, jak dziewczyna sunie delikatnie dłońmi po moich nagich plecach. Owinąłem ciasno ramiona wokół jej pasa, przytulając ją do siebie.
-Justin... - wydusiła po chwili. - Zgnieciesz mnie...
Z moich ust uciekł cichy chichot, kiedy poluzowałem uścisk wokół kruchego ciałka Bree.
-A teraz ja muszę cię o coś spytać. Skąd ta nagła zmiana? - spojrzała mi prosto w oczy, a ja starałem się unikać jej spojrzenia jak tylko mogłem. - Justin, spójrz na mnie. - położyła mi dłoń na policzku, odwracając moją głowę w swoją stronę. - Jeszcze wczoraj ćpałeś, a teraz mówisz, że chcesz z tym skończyć. Coś się stało? - spytała, gładząc mnie po policzku.
Wiecie, co czułem w tym momencie? Miałem ochotę najnormalniej w świecie się rozpłakać. Wtulić się w nią i nigdy nie puścić. Zamknąć ją w swoich objęciach i wyszeptać do ucha, jak wiele dla mnie znaczy. Dziękować jej za to, ile dla mnie robi, jak się poświęca. Przepraszać za wszystko, co jej zrobiłem. I w końcu prosić ją o to, aby nigdy nie odeszła...
-Kiedyś się dowiesz, kotuś... - odparłem, a następnie delikatnie złapałem ją za nadgarstek i, podnosząc go do swoich ust, zacząłem składać na rozcięciach delikatne pocałunki.
-Cholernie trudno jest z ciebie cokolwiek wyczytać. - mruknęła po chwili, układając ręce na biodrach.
-Z ciebie jeszcze trudniej. Uwierz mi. - posłałem jej znaczący uśmiech.
Spostrzegłem stojącą na tarasie butelkę whisky. Podszedłem do stolika i podniosłem ją, wracając do stojącej kawałek dalej Bree.
-Musimy to uczcić. - podałem piętnastolatce butelkę z uśmiechem na ustach.
Dziewczyna przechyliła butelkę, biorąc z niej kilka łyków, a następnie oddała mi przedmiot. Zrobiłem to samo, co Bree, tylko że ja wlałem w siebie dwa razy więcej alkoholu. Postawiłem butelkę na ziemi, oblizując powoli wargi.
-Chłopaki wstaną jutro z kacem, a my nadal będziemy pijani... - zachichotałem pod nosem, czym od razu zaraziłem szatynkę.
Wziąłem kolejne parę łyków z butelki, siadając nad brzegiem basenu. Chwilę później Bree usiadła obok mnie, zginając nogi w kolanach.
-Teraz twoja kolej. - rzuciłem do niej, a następnie ułożyłem ręce na jej klatce piersiowej, delikatnie ją popychając. - Proszę bardzo. Już, kładziemy się, słonko. - mruknąłem słodko, przyglądając się roześmianej dziewczynie.
Wziąłem do ręki butelkę i przechyliłem ją lekko, wlewając alkohol do ust szatynki. Wypiłem kolejne parę łyków, czując przyjemne pieczenie w gardle. Położyłem się koło niej, układając ręce za głową.
-Wiesz co? - zacząłem, czując, jak szatynka opiera się na łokciu, przyglądając mi się uważnie. - Cieszę się, że umieścili mnie w tym ośrodku. - mruknąłem, wpatrując się w gwiazdy.
-Dzięki temu w końcu przestaniesz brać. - uśmiechnęła się do mnie.
-Nie, Bree. - odparłem, kręcąc przecząco głową. - Cieszę się dlatego, że poznałem ciebie... - spojrzałem prosto w jej śliczne tęczówki.
Dziewczyna posłała mi swój najpiękniejszy uśmiech, muskając delikatnie mój policzek.
Nagle podniosłem się z ziemi, a na moich ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek. Czułem, że alkohol który wypiłem wcześniej miesza się z tym, który dołożyłem teraz. Ściągnąłem swoje dresy, zostając jedynie w czerwonych bokserkach.
-Justin, co ty robisz? - Bree wybuchnęła śmiechem, kiedy zaplątałem się w nogawki swoich dresów.
-Idę pływać. - wzruszyłem ramionami, z głośnym krzykiem wskakując do basenu. Wypłynąłem parę chwil później z wielkim uśmiechem na twarzy, przeczesując swoje włosy. - No już. Wskakuj, kicia. - rzuciłem do Bree, siedzącej na brzegu.
-Ale ja nie mam stroju. - mruknęła słodko, zakładając ręce na piersi.
-To będziesz pływać w bieliźnie. No chodź... - przeciągnąłem ostatni wyraz.
-A nie będziesz podglądał? - wydęła dolną wargę, unosząc pytająco brwi.
-Oczywiście, że nie, kotek. Jakbym mógł... - zrobiłem minkę niewiniątka, przez co oboje parsknęliśmy śmiechem.
Dziewczyna spojrzała na mnie, a następnie na butelkę whisky. Wzięła ją do ręki i wypiła parę łyków, a następnie wstała, chwytając za krańce mojej koszulki, którą miała na sobie. Oblizałem powoli wargi, przyglądając się uważnie dziewczynie. Bree zaczęła unosić materiał, odkrywając swoje idealne ciało moim głodnym oczom. Już po chwili ściągnęła koszulkę przez głowę, rzucając ją na moje, leżące na ziemi, dresy. Z głośnym piskiem wskoczyła do wody, wypływając obok mnie. Zaplątałem ramiona wokół jej nagiej talii, przyciągając ją do siebie. Mój wzrok zjechał na jej pełne piersi, a ja poczułem, że mój kolega po raz kolejny daje o sobie znać.
-Powiedziałam ci coś, Justin. - wybełkotała, podnosząc moją głowę. - Oczki mam na górze. - posłała mi słodki uśmiech, stając tak blisko mnie, że częściowo ograniczyła mi widok na jej cycki.
-Oj, kicia... - szepnąłem jej do ucha. - Wiesz dobrze, że ja tego nie kontroluję...
Dziewczyna wyplątała się z moich objęć, a następnie stanęła za mną, wchodząc mi na plecy.
-Chce mi się spać. Jak chcesz pływać, to pływaj, a ja się zdrzemnę. - mruknęła, obejmując moją szyję ramionami. Ułożyła główkę na moim karku, wtulając się we mnie od tyłu. Wsunąłem ręce pod uda szatynki, uśmiechając się pod nosem. Poczułem, jak Bree składa delikatne pocałunki na mojej szyi, ramionach i karku, przez co moje mięśnie się spięły. Z jednej strony jej dotyk mnie uspokaja, a z drugiej cholernie podnieca.
-Rozluźnij się, Justin... - mruknęła, sunąc dłońmi po mojej nagiej klatce piersiowej.
Przymknąłem powieki, relaksując się pod wpływem jej dotyku. Najchętniej nie przerywałbym tego już nigdy.
I w tym momencie przez myśl przeszło mi powiedzenie prawdy. Może lepiej byłoby, gdybym przyznał się, że ją posuwałem. Nie wiem, dlaczego, ale miałem wrażenie, że wszystko prędzej czy później wyjdzie na jaw. Bałem się, że przez to mogę ją stracić, a ja cholernie mocno chciałem, żeby była cały czas przy mnie, żeby cały czas mnie dotykała. Chciałbym 24 godziny na dobę czuć jej usta na swoich. Nie ukrywam również, że ponownie chciałbym w nią wejść, czując to, co wtedy.
Odgoniłem z głowy erotyczne myśli, chociaż było to niesamowicie trudne, zważając na to, że na moich plecach siedziała właśnie prawie naga nastolatka, a moje dłonie znajdowały się niebezpiecznie blisko jej tyłka.
Podpłynąłem do brzegu i oparłem się rękoma o kafelkową podłogę na tarasie. Bree zsunęła się z moich pleców, stając obok mnie. W tym momencie miałem idealną widoczność na jej przepiękne ciało. Różowa, koronkowa bielizna ukazywała wszystkie jej atuty. Stanik idealnie opinał się na pełnych piersiach dziewczyny, przez co oblizałem powoli wargi.
-Czy ty musisz być tak seksowna...? - mruknąłem, okręcając jej ciało tak, że dziewczyna stała tyłem do ściany basenu, a ja napierałem na jej delikatne ciało od przodu. Ułożyłem dłonie na jej biodrach, mocniej zaciskając na nich palce. - Przez ciebie nie potrafię się kontrolować. - warknąłem cicho, w dalszym ciągu skanując jej ciało.
-Zamknij oczy, a będzie ci łatwiej. - zaśmiała się cicho, wyplątując się z moich objęć.
Prychnąłem pod nosem, słysząc jej słowa. Niby jak miałem zamknąć oczy, skoro przede mną stała najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek widziałem?
Moje mięśnie automatycznie się spięły, co nie uszło uwadze Bree. Położyła dłonie na moich ramionach i zaczęła sunąć po nich delikatnie.
-Musisz się odstresować. Jesteś cały spięty... - mruknęła słodko, wpatrując się w mój nagi tors.
-Pamiętasz, jak obiecałaś, że mi pomożesz? - uniosłem jedną brew.
-Tak. - przytaknęła szatynka, wpatrując się prosto we mnie.
-Musisz mnie odstresować, skarbie... - szepnąłem uwodzicielsko.
-Zapomnij, Bieber. - rzuciła od razu, przez co z moich ust uciekł cichy chichot.
-Zrobiłabyś mi masaż, kicia? - przybliżyłem się do niej, oczekując reakcji ze strony Bree.
-W takim razie, chodź na górę. - mruknęła, łapiąc mnie za rękę.
Z uśmiechem na ustach wyszedłem z basenu, otrzepując lekko mokre włosy. Podniosłem z ziemi dresy i założyłem na siebie, a mój wzrok automatycznie wylądował na Bree. Dziewczyna z wdziękiem - pomimo tego, że była wstawiona - wyszła z wody, siadając na skraju basenu, tyłem do mnie.
-Justin, podasz mi koszulkę? - spytała, w czasie kiedy zebrała wszystkie swoje włosy na jedną stronę, próbując pozbyć się z nich wody.
Podniosłem z ziemi czarną bokserkę i udałem się w stronę dziewczyny. Ukucnąłem przy niej i, ostatni raz spoglądając na jej piersi, założyłem koszulkę na lekko zziębnięte ciało Bree. Złapałem dziewczyną za rękę i pomogłem jej wstać, obejmując drobne ciałko w talii. Podparłem brodę na jej ramieniu i, zostawiając pustą już butelkę po whisky, skierowałem nas w stronę drzwi tarasowych. Zacząłem składać na szyi szatynki delikatne pocałunki, przez co z jej ust ciekł cichy chichot.
-Justin, przestań no... - mruknęła, kręcąc lekko głową.
Ja natomiast zacząłem wkładać dłonie pod koszulkę dziewczyny, delektując się jej idealnie gładką skórą na brzuchu. Szatynka odwróciła się przodem do mnie i objęła moje dłonie swoimi malutkimi.
-Rączki przy sobie, Justin. Nie obmacuje się małych dzieci. - mruknęła, czym spowodowała u mnie wybuch śmiechu.
-A duże dzieci? - szepnąłem z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy, ponownie wsuwając ręce pod jej koszulkę, tylko tym razem wylądowały one na pleckach dziewczyny.
Bree zawiesiła mi ręce na szyi, przybliżając się do mnie.
-Dużych dzieci też się nie obmacuje, chyba że one tego chcą. - szepnęła prosto w moje usta, a następnie wyplątała się z moich objęć, kierując się w stronę schodów.
Jeszcze przez chwilę patrzyłem na nią z uśmiechem na twarzy, a następnie sam ruszyłem na górę. Po paru chwilach dotarliśmy do mojej sypialni. Zamknąłem za nami drzwi, a następnie ściągnąłem dresy, rzucając je na oparcie fotela.
-Zabieraj się do roboty, maleńka. - rzuciłem do Bree, na co ta przewróciła jedynie oczami.
-Kładź się. - rozkazała, wskazując ręką na łóżko.
-Z przyjemnością. - położyłem się na brzuchu na materacu, układając ręce pod jednym z policzków.
Dziewczyna podeszła do łóżka, a następnie wdrapała się na nie. Usiadła okrakiem na dolnej części moich pleców, przez co na moich ustach zagościł łobuzerski uśmiech.
-Bree, czy ty coś w ogóle ważysz? - uniosłem jedną brew, spoglądając na nią.
-Całe 45 kilo. - wypięła się dumnie, a ja momentalnie prychnąłem śmiechem.
-Acha, rozumiem. Czyli jedynie 30 kilogramów mniej niż ja. - zaśmiałem się, z powrotem układając głowę na rękach.
-Dobra, a teraz przestań gadać i się rozluźnij. - mruknęła blisko mojego ucha, a przez moje ciało mimowolnie przeszły przyjemne dreszcze.
Przymknąłem powieki i wziąłem głęboki oddech. Poczułem chłodne dłonie Bree na swoich plecach. Sunęła delikatnie opuszkami palców po mojej rozgrzanej skórze, a przez moje ciało ponownie przeszły dreszcze.
-Nie przestawaj, kochanie... - mruknąłem do niej, czując ogarniające mnie odprężenie.
Dziewczyna w dalszym ciągu masowała i sunęła delikatnie po moich plecach. Co jakiś czas kreśliła na nich niewidzialne wzorki.
-Ja pierdole... - mruknąłem pod nosem.
-Justin, mogę się do ciebie przytulić? - spytała słodko, przez co na moich ustach od razu pojawił się szczery uśmiech.
-Nie musisz się pytać, dzidzia... - odparłem, sunąc delikatnie po nagim udzie szatynki.
Odwróciłem się na plecy, nie "zdejmując" z siebie Bree. Dziewczyna ponownie usiadła na mnie, tym razem w okolicach mojego krocza, przez co przygryzłem dolną wargę. Ułożyła główkę na mojej nagiej klatce piersiowej. Objąłem ramionami jej drobne ciałko, wtulając ją w siebie. Gładziłem delikatnie jej plecki, a następnie przeniosłem swoje dłonie na jej włosy. Wplątałem w nie palce, przeczesując co jakiś czas.
I w tym momencie poczułem, że moim szczęściem nie są narkotyki, tylko ona...
Obudziłem się bardzo wczesnym rankiem, kiedy na dworze było jeszcze ciemno. Czułem, że kac rozsadza mi czaszkę, co oznaczało, że byłem już prawie trzeźwy. Z poprzedniego wieczoru pamiętałem tylko fragmenty, jakieś przebłyski. Jednak było coś, co zapamiętałem w najdrobniejszych szczegółach. Bajka, którą opowiedziałem Bree na dobranoc. W tym momencie mój wzrok powędrował na drobną istotkę, leżącą zaraz koło mnie. Na moje usta mimowolnie wkradł się szczery uśmiech, kiedy przejechałem wierzchem dłoni po jej policzku. Wyglądała tak słodko i niewinnie, że człowiek nie chciał odrywać od niej wzroku.
Ja nie potrafiłem...
Dziewczyna w dalszym ciągu wtulona była we mnie. Czułem ciepło jej ciała i miarowy, spokojny oddech na klatce piersiowej. Gładziłem ją po włoskach i ramionkach, a moje oczy nie opuszczały jej prześlicznej twarzyczki.
I w tym momencie powróciłem myślami do historii, którą opowiedziałem Bree, a właściwie do części, kiedy dziewczyna już zasnęła. Te wszystkie słowa wyleciały ze mnie tak po prostu. Kiedy mówiłem, czułem ciepło w miejscu, zwanym sercem. Każdy wypowiedziany wyraz był szczery. I chociaż sam w to nie mogłem uwierzyć, właśnie taka była prawda.
To ona otworzyła mi oczy i pozwoliła oglądać świat z innej perspektywy. To dzięki niej poczułem, że mam serce. I co najważniejsze, zrozumiałem, że w tym sercu jest miejsce.
Miejsce dla Bree...
Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, ponieważ nigdy wcześniej nie czułem się tak jak teraz. Nigdy nie czułem się na prawdę szczęśliwy. A teraz, wystarczyło, że popatrzyłem na jej piękny uśmiech, na jej roześmiane oczy.
Kurwa! Nie miałem pojęcia, co mam zrobić! Kiedy teraz leżałem, podparty na jednym łokciu, i patrzyłem na Bree czułem, że... nie potrzeba mi niczego innego. Nie mam pojęcia, kiedy zdążyłem się tak zmienić. To, jaki wpływ na mnie ma ten dzidziuś, śpiący obok mnie, doprowadzało mnie do szaleństwa. Ja po prostu nie potrafiłem przestać o niej myśleć, zająć umysłu czymś innym.
To nienormalne, ale... boję się jej. Boję się piętnastolatki. Boję się tego, co ona może ze mną zrobić. Boję się tego, co ja zrobię...
To wszystko spadło na mnie dzisiaj w nocy. Dopiero teraz to zrozumiałem i przyjąłem do wiadomości...
Wyplątałem się ostrożnie z objęć szatynki i podszedłem do okna, za którym widać było jedynie ciemność. Wpatrywałem się w lekko pochylające się drzewa, słabe światło ulicznych lamp oraz falującą wodę w basenie. Byłem jakby w innym świecie, gdzie biłem się z własnymi myślami. Nie liczyło się dla mnie kto, co i jak. Była tylko ona.
I właśnie w tym momencie podjąłem jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu...
Podszedłem do śpiącej Bree i ukucnąłem po jej stronie, obok łóżka. Pogładziłem ją delikatnie po policzku i po ramieniu.
-Bree... - szepnąłem jej do ucha, lecz dziewczyna w żaden sposób nie zareagowała. - Bree... - ponowiłem próbę, całując ją delikatnie w czółko. Szatynka jedynie przewróciła się na drugi bok, przez co z moich ust uciekł cichy chichot.
Wsunąłem ręce pod kołdrę, a następnie zacząłem wkładać je pod koszulkę, którą dziewczyna miała na sobie. Moje dłonie wylądowały na jej idealnie płaskim brzuchu.
-Bree, obudź się, bo pójdę jeszcze dalej. - mruknąłem, wywracając oczami.
-Nawet nie próbuj. - odparła, przez co na moich ustach zagościł mały uśmiech.
Dziewczyna otworzyła oczy, mrugając nimi parę razy. Jej wzrok padł na mnie. Posłała mi delikatny uśmiech, siadając po turecku na łóżku. Założyłem kosmyk jej włosów za ucho, podziwiając anioła przede mną.
-Jesteś w miarę trzeźwa? - spytałem z cichym chichotem.
-Myślę, że tak... - złapała się za głowę pocierając swoje skronie.
-A możesz iść ze mną na chwilę na dwór? Tu jest za gorąco. - mruknąłem cicho, podając jej rękę.
Bree z lekkim zdziwieniem na twarzy złapała ją i wstała z łóżka. Założyłem na siebie dresy, obserwując uważnie szatynkę. Obciągnęła trochę moją koszulkę, którą miała na sobie, zakrywając swój śliczny tyłeczek. Zaśmiałem się pod nosem, zdobywając od szatynki mrożące spojrzenie. Zeszliśmy po schodach do salonu, gdzie na kanapie leżał Brian. Po cichu udaliśmy się do kuchni. Wyjąłem z szafki tabletki przeciwbólowe, a następnie napełniłem dwie szklanki wodą. Podałem dziewczynie lek, sam popijając swoją tabletkę.
Już po chwili kierowaliśmy się w stronę wyjścia na taras. Otworzyłem przed szatynką szklane drzwi, przepuszczając ją pierwszą. Przeszliśmy parę metrów, aż w końcu zatrzymałem się, co zaraz po mnie uczyniła Bree, spoglądając na mnie pytająco.
-Chcę ci coś powiedzieć. Postanowiłem coś i sądzę, że chciałabyś o tym wiedzieć... - zacząłem, nabierając głęboko powietrze.
-Słucham. - posłała mi zachęcający uśmiech.
Ostatni raz spojrzałem na jasno świecący księżyc, wypuszczając z płuc powietrze.
-Chcę przestać ćpać... - wyrzuciłem na jednym tchu.
Obserwowałem jak jej mina zmienia się z każdą sekundą.
-Na - na pra - na prawdę? - wydukała w końcu, spoglądając na mnie z nadzieją w oczach.
-Tak. - przytaknąłem, nie odrywając wzroku od jej tęczówek.
W tym momencie dziewczyna rzuciła mi się na szyję, stając na palcach. Objąłem jej ciało ramionami, podpierając brodę na ramieniu szatynki.Gładziłem ją delikatnie po pleckach, składając pojedyncze pocałunki na jej ramieniu oraz szyi.
-Mówisz serio? - spytała po raz kolejny, obejmując moją twarz dłońmi.
-Tak. - odparłem przez śmiech. - Chcę skończyć z ćpaniem. - powtórzyłem.
Dziewczyna ponownie stanęła na palcach i, zarzucając mi ręce na szyję, zatopiła twarz w zagłębieniu mojej szyi.
-Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy... - wyszeptała mi do ucha, a przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze.
-Muszę spróbować i wierzę, że mi się uda. - wychrypiałem, mocniej wtulając w siebie ciało szatynki.
-Ja też w ciebie wierzę, Justin. - mruknęła prosto w moje usta, bawiąc się moimi włosami. - Nie masz pojęcia, jak się cieszę. - dodała, a ja zauważyłem, że w jej oczach zbierają się pierwsze łzy.
-Ale ty nie masz płakać. - zagroziłem, całując ją w czółko.
-Dobrze. - odparła szybko, ścierając z policzków pojedyncze łzy.
-Przepraszam, Bree... - mruknąłem cicho, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi.
-Za co? - spytała, układając głowę na mojej klatce piersiowej.
-Za wszystko, skarbie...
Trwaliśmy w takiej pozycji jeszcze przez jakiś czas. To dziwne, ale czułem, że nie brakuje mi niczego więcej. Nagle nawet odeszła mi ochota na wciągnięcie paru działek. Trzymałem w objęciach Bree, a to było o wiele ważniejsze...
-Pomożesz mi? - spytałem, patrząc prosto w jej oczy.
-Tak, Justin. Zrobię wszystko, żeby ci się udało... - odparła, posyłając mi delikatny uśmiech.
-Wiesz, że teraz ty będziesz musiała zastąpić mi narkotyki? - uniosłem jedną brew, uśmiechając się łobuzersko.
-Jestem gotowa. - odparła dumnie, po chwili chichocząc pod nosem.
-Jesteś gotowa znosić moje ciągłe zmiany nastrojów? - dopytywałem dalej, układając rękę na talii dziewczyny.
-Jestem gotowa. - odpowiedziała nieco poważniej, jednak nadal na jej ustach widniał uśmiech.
-A jak stracę nad sobą kontrolę? - ułożyłem na jej drobniutkiej talii drugą dłoń, przyciągając ją do siebie.
-Dopóki będziesz to robił ze względu na narkotyki, ja cię zrozumiem. - odparła, posyłając mi znaczące spojrzenie.
-A obiecasz, że przy mnie zostaniesz? - dopiero po chwili zrozumiałem, że moje myśli wypowiedziałem na głos.
-Obiecuję, Justin... - mruknęła, a następnie delikatnie musnęła moje wargi.
Chwilę później ponownie oparłem czoło o ramię szatynki, czując, jak dziewczyna sunie delikatnie dłońmi po moich nagich plecach. Owinąłem ciasno ramiona wokół jej pasa, przytulając ją do siebie.
-Justin... - wydusiła po chwili. - Zgnieciesz mnie...
Z moich ust uciekł cichy chichot, kiedy poluzowałem uścisk wokół kruchego ciałka Bree.
-A teraz ja muszę cię o coś spytać. Skąd ta nagła zmiana? - spojrzała mi prosto w oczy, a ja starałem się unikać jej spojrzenia jak tylko mogłem. - Justin, spójrz na mnie. - położyła mi dłoń na policzku, odwracając moją głowę w swoją stronę. - Jeszcze wczoraj ćpałeś, a teraz mówisz, że chcesz z tym skończyć. Coś się stało? - spytała, gładząc mnie po policzku.
Wiecie, co czułem w tym momencie? Miałem ochotę najnormalniej w świecie się rozpłakać. Wtulić się w nią i nigdy nie puścić. Zamknąć ją w swoich objęciach i wyszeptać do ucha, jak wiele dla mnie znaczy. Dziękować jej za to, ile dla mnie robi, jak się poświęca. Przepraszać za wszystko, co jej zrobiłem. I w końcu prosić ją o to, aby nigdy nie odeszła...
-Kiedyś się dowiesz, kotuś... - odparłem, a następnie delikatnie złapałem ją za nadgarstek i, podnosząc go do swoich ust, zacząłem składać na rozcięciach delikatne pocałunki.
-Cholernie trudno jest z ciebie cokolwiek wyczytać. - mruknęła po chwili, układając ręce na biodrach.
-Z ciebie jeszcze trudniej. Uwierz mi. - posłałem jej znaczący uśmiech.
Spostrzegłem stojącą na tarasie butelkę whisky. Podszedłem do stolika i podniosłem ją, wracając do stojącej kawałek dalej Bree.
-Musimy to uczcić. - podałem piętnastolatce butelkę z uśmiechem na ustach.
Dziewczyna przechyliła butelkę, biorąc z niej kilka łyków, a następnie oddała mi przedmiot. Zrobiłem to samo, co Bree, tylko że ja wlałem w siebie dwa razy więcej alkoholu. Postawiłem butelkę na ziemi, oblizując powoli wargi.
-Chłopaki wstaną jutro z kacem, a my nadal będziemy pijani... - zachichotałem pod nosem, czym od razu zaraziłem szatynkę.
Wziąłem kolejne parę łyków z butelki, siadając nad brzegiem basenu. Chwilę później Bree usiadła obok mnie, zginając nogi w kolanach.
-Teraz twoja kolej. - rzuciłem do niej, a następnie ułożyłem ręce na jej klatce piersiowej, delikatnie ją popychając. - Proszę bardzo. Już, kładziemy się, słonko. - mruknąłem słodko, przyglądając się roześmianej dziewczynie.
Wziąłem do ręki butelkę i przechyliłem ją lekko, wlewając alkohol do ust szatynki. Wypiłem kolejne parę łyków, czując przyjemne pieczenie w gardle. Położyłem się koło niej, układając ręce za głową.
-Wiesz co? - zacząłem, czując, jak szatynka opiera się na łokciu, przyglądając mi się uważnie. - Cieszę się, że umieścili mnie w tym ośrodku. - mruknąłem, wpatrując się w gwiazdy.
-Dzięki temu w końcu przestaniesz brać. - uśmiechnęła się do mnie.
-Nie, Bree. - odparłem, kręcąc przecząco głową. - Cieszę się dlatego, że poznałem ciebie... - spojrzałem prosto w jej śliczne tęczówki.
Dziewczyna posłała mi swój najpiękniejszy uśmiech, muskając delikatnie mój policzek.
Nagle podniosłem się z ziemi, a na moich ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek. Czułem, że alkohol który wypiłem wcześniej miesza się z tym, który dołożyłem teraz. Ściągnąłem swoje dresy, zostając jedynie w czerwonych bokserkach.
-Justin, co ty robisz? - Bree wybuchnęła śmiechem, kiedy zaplątałem się w nogawki swoich dresów.
-Idę pływać. - wzruszyłem ramionami, z głośnym krzykiem wskakując do basenu. Wypłynąłem parę chwil później z wielkim uśmiechem na twarzy, przeczesując swoje włosy. - No już. Wskakuj, kicia. - rzuciłem do Bree, siedzącej na brzegu.
-Ale ja nie mam stroju. - mruknęła słodko, zakładając ręce na piersi.
-To będziesz pływać w bieliźnie. No chodź... - przeciągnąłem ostatni wyraz.
-A nie będziesz podglądał? - wydęła dolną wargę, unosząc pytająco brwi.
-Oczywiście, że nie, kotek. Jakbym mógł... - zrobiłem minkę niewiniątka, przez co oboje parsknęliśmy śmiechem.
Dziewczyna spojrzała na mnie, a następnie na butelkę whisky. Wzięła ją do ręki i wypiła parę łyków, a następnie wstała, chwytając za krańce mojej koszulki, którą miała na sobie. Oblizałem powoli wargi, przyglądając się uważnie dziewczynie. Bree zaczęła unosić materiał, odkrywając swoje idealne ciało moim głodnym oczom. Już po chwili ściągnęła koszulkę przez głowę, rzucając ją na moje, leżące na ziemi, dresy. Z głośnym piskiem wskoczyła do wody, wypływając obok mnie. Zaplątałem ramiona wokół jej nagiej talii, przyciągając ją do siebie. Mój wzrok zjechał na jej pełne piersi, a ja poczułem, że mój kolega po raz kolejny daje o sobie znać.
-Powiedziałam ci coś, Justin. - wybełkotała, podnosząc moją głowę. - Oczki mam na górze. - posłała mi słodki uśmiech, stając tak blisko mnie, że częściowo ograniczyła mi widok na jej cycki.
-Oj, kicia... - szepnąłem jej do ucha. - Wiesz dobrze, że ja tego nie kontroluję...
Dziewczyna wyplątała się z moich objęć, a następnie stanęła za mną, wchodząc mi na plecy.
-Chce mi się spać. Jak chcesz pływać, to pływaj, a ja się zdrzemnę. - mruknęła, obejmując moją szyję ramionami. Ułożyła główkę na moim karku, wtulając się we mnie od tyłu. Wsunąłem ręce pod uda szatynki, uśmiechając się pod nosem. Poczułem, jak Bree składa delikatne pocałunki na mojej szyi, ramionach i karku, przez co moje mięśnie się spięły. Z jednej strony jej dotyk mnie uspokaja, a z drugiej cholernie podnieca.
-Rozluźnij się, Justin... - mruknęła, sunąc dłońmi po mojej nagiej klatce piersiowej.
Przymknąłem powieki, relaksując się pod wpływem jej dotyku. Najchętniej nie przerywałbym tego już nigdy.
I w tym momencie przez myśl przeszło mi powiedzenie prawdy. Może lepiej byłoby, gdybym przyznał się, że ją posuwałem. Nie wiem, dlaczego, ale miałem wrażenie, że wszystko prędzej czy później wyjdzie na jaw. Bałem się, że przez to mogę ją stracić, a ja cholernie mocno chciałem, żeby była cały czas przy mnie, żeby cały czas mnie dotykała. Chciałbym 24 godziny na dobę czuć jej usta na swoich. Nie ukrywam również, że ponownie chciałbym w nią wejść, czując to, co wtedy.
Odgoniłem z głowy erotyczne myśli, chociaż było to niesamowicie trudne, zważając na to, że na moich plecach siedziała właśnie prawie naga nastolatka, a moje dłonie znajdowały się niebezpiecznie blisko jej tyłka.
Podpłynąłem do brzegu i oparłem się rękoma o kafelkową podłogę na tarasie. Bree zsunęła się z moich pleców, stając obok mnie. W tym momencie miałem idealną widoczność na jej przepiękne ciało. Różowa, koronkowa bielizna ukazywała wszystkie jej atuty. Stanik idealnie opinał się na pełnych piersiach dziewczyny, przez co oblizałem powoli wargi.
-Czy ty musisz być tak seksowna...? - mruknąłem, okręcając jej ciało tak, że dziewczyna stała tyłem do ściany basenu, a ja napierałem na jej delikatne ciało od przodu. Ułożyłem dłonie na jej biodrach, mocniej zaciskając na nich palce. - Przez ciebie nie potrafię się kontrolować. - warknąłem cicho, w dalszym ciągu skanując jej ciało.
-Zamknij oczy, a będzie ci łatwiej. - zaśmiała się cicho, wyplątując się z moich objęć.
Prychnąłem pod nosem, słysząc jej słowa. Niby jak miałem zamknąć oczy, skoro przede mną stała najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek widziałem?
Moje mięśnie automatycznie się spięły, co nie uszło uwadze Bree. Położyła dłonie na moich ramionach i zaczęła sunąć po nich delikatnie.
-Musisz się odstresować. Jesteś cały spięty... - mruknęła słodko, wpatrując się w mój nagi tors.
-Pamiętasz, jak obiecałaś, że mi pomożesz? - uniosłem jedną brew.
-Tak. - przytaknęła szatynka, wpatrując się prosto we mnie.
-Musisz mnie odstresować, skarbie... - szepnąłem uwodzicielsko.
-Zapomnij, Bieber. - rzuciła od razu, przez co z moich ust uciekł cichy chichot.
-Zrobiłabyś mi masaż, kicia? - przybliżyłem się do niej, oczekując reakcji ze strony Bree.
-W takim razie, chodź na górę. - mruknęła, łapiąc mnie za rękę.
Z uśmiechem na ustach wyszedłem z basenu, otrzepując lekko mokre włosy. Podniosłem z ziemi dresy i założyłem na siebie, a mój wzrok automatycznie wylądował na Bree. Dziewczyna z wdziękiem - pomimo tego, że była wstawiona - wyszła z wody, siadając na skraju basenu, tyłem do mnie.
-Justin, podasz mi koszulkę? - spytała, w czasie kiedy zebrała wszystkie swoje włosy na jedną stronę, próbując pozbyć się z nich wody.
Podniosłem z ziemi czarną bokserkę i udałem się w stronę dziewczyny. Ukucnąłem przy niej i, ostatni raz spoglądając na jej piersi, założyłem koszulkę na lekko zziębnięte ciało Bree. Złapałem dziewczyną za rękę i pomogłem jej wstać, obejmując drobne ciałko w talii. Podparłem brodę na jej ramieniu i, zostawiając pustą już butelkę po whisky, skierowałem nas w stronę drzwi tarasowych. Zacząłem składać na szyi szatynki delikatne pocałunki, przez co z jej ust ciekł cichy chichot.
-Justin, przestań no... - mruknęła, kręcąc lekko głową.
Ja natomiast zacząłem wkładać dłonie pod koszulkę dziewczyny, delektując się jej idealnie gładką skórą na brzuchu. Szatynka odwróciła się przodem do mnie i objęła moje dłonie swoimi malutkimi.
-Rączki przy sobie, Justin. Nie obmacuje się małych dzieci. - mruknęła, czym spowodowała u mnie wybuch śmiechu.
-A duże dzieci? - szepnąłem z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy, ponownie wsuwając ręce pod jej koszulkę, tylko tym razem wylądowały one na pleckach dziewczyny.
Bree zawiesiła mi ręce na szyi, przybliżając się do mnie.
-Dużych dzieci też się nie obmacuje, chyba że one tego chcą. - szepnęła prosto w moje usta, a następnie wyplątała się z moich objęć, kierując się w stronę schodów.
Jeszcze przez chwilę patrzyłem na nią z uśmiechem na twarzy, a następnie sam ruszyłem na górę. Po paru chwilach dotarliśmy do mojej sypialni. Zamknąłem za nami drzwi, a następnie ściągnąłem dresy, rzucając je na oparcie fotela.
-Zabieraj się do roboty, maleńka. - rzuciłem do Bree, na co ta przewróciła jedynie oczami.
-Kładź się. - rozkazała, wskazując ręką na łóżko.
-Z przyjemnością. - położyłem się na brzuchu na materacu, układając ręce pod jednym z policzków.
Dziewczyna podeszła do łóżka, a następnie wdrapała się na nie. Usiadła okrakiem na dolnej części moich pleców, przez co na moich ustach zagościł łobuzerski uśmiech.
-Bree, czy ty coś w ogóle ważysz? - uniosłem jedną brew, spoglądając na nią.
-Całe 45 kilo. - wypięła się dumnie, a ja momentalnie prychnąłem śmiechem.
-Acha, rozumiem. Czyli jedynie 30 kilogramów mniej niż ja. - zaśmiałem się, z powrotem układając głowę na rękach.
-Dobra, a teraz przestań gadać i się rozluźnij. - mruknęła blisko mojego ucha, a przez moje ciało mimowolnie przeszły przyjemne dreszcze.
Przymknąłem powieki i wziąłem głęboki oddech. Poczułem chłodne dłonie Bree na swoich plecach. Sunęła delikatnie opuszkami palców po mojej rozgrzanej skórze, a przez moje ciało ponownie przeszły dreszcze.
-Nie przestawaj, kochanie... - mruknąłem do niej, czując ogarniające mnie odprężenie.
Dziewczyna w dalszym ciągu masowała i sunęła delikatnie po moich plecach. Co jakiś czas kreśliła na nich niewidzialne wzorki.
-Ja pierdole... - mruknąłem pod nosem.
-Justin, mogę się do ciebie przytulić? - spytała słodko, przez co na moich ustach od razu pojawił się szczery uśmiech.
-Nie musisz się pytać, dzidzia... - odparłem, sunąc delikatnie po nagim udzie szatynki.
Odwróciłem się na plecy, nie "zdejmując" z siebie Bree. Dziewczyna ponownie usiadła na mnie, tym razem w okolicach mojego krocza, przez co przygryzłem dolną wargę. Ułożyła główkę na mojej nagiej klatce piersiowej. Objąłem ramionami jej drobne ciałko, wtulając ją w siebie. Gładziłem delikatnie jej plecki, a następnie przeniosłem swoje dłonie na jej włosy. Wplątałem w nie palce, przeczesując co jakiś czas.
I w tym momencie poczułem, że moim szczęściem nie są narkotyki, tylko ona...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Jak obiecałam, dodaję szybciutko.
Cholercia, muszę przyznać, że w ogóle nie planowałam tego rozdziału, ale cholernie mi się podoba.
Czekam na Wasze opinie.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska. Z chęcią odpowiem na Wasze pytania ;-*
Kocham Was i do następnego ;-*
o jezuuuu.
OdpowiedzUsuńczy ty chcesz mnie zabić ? !
jak on się zmienił... jak słodko to wszystko o niej mówi.
ciesze się ze chce skończyć z cpaniem.
ale cos czuje że szykuje sie grubsza aferka jak Bree się dowie. aż mi się wszystko skręca ..
szał. umieram
kocham cię skarbie
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
Cudowny rozdział!!! Awww... jaki Justin jest słodki ^-^ Czekam nn <3 ;*
OdpowiedzUsuńLoffki ;**
OdpowiedzUsuńBoże kocham <3
OdpowiedzUsuń,,I w tym momencie poczułem, że moim szczęściem nie są narkotyki, tylko ona..." i jeszcze to zakończenie ;pp
Właśnie przez Ciebie umarłam... Nie miej wyrzutów sumienia, ale ten rozdział jest tak piękny, że po prostu no..Agh..
OdpowiedzUsuńPopłakałam się, gdy powiedział, że jego szczęściem jest Bree <3
To takie słodkie i kochane <3 Cieszę się, ze będzie próbował walczyć z nałogiem. :3
Szkoda tylko, że nie powie Bree, o tym co zrobił.. Pewnie to wyjdzie na jaw, ale jakoś nie chciałabym tego, no :( Kurde, kocham ich razem :(
Płaczę, płaczę i płaczę. Uwielbiam Cię dziewczyno. Co tu więcej dodać?
Czekam z niecierpliwością na nn :3
xoxo
~ Drew.
thepastalwayscomesbackx3.blogspot.com
Omg jaki on jest słodki <3 W tak magiczny sposób opisuje te uczucia do Bree, że normalnie jestem zazdrosna hahahahaha Ale jednocześnie nie mogę się doczekać, kiedy Bree dowie się o tym, że Justin ją wykorzystał :O Uwielbiam twój sposób opisywania tych wszystkich uczuć, jest jedyny w swoim rodzaju <3
OdpowiedzUsuńBdkskldbedisksdhjskldjk. UWIELBIAMM ! <3 czekam na nn :D
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie jedno z najlepszyh jakie czytam / Mizu
OdpowiedzUsuńMmmmmmmmm Kochana jestes i masz najlepszego bloga <33
OdpowiedzUsuńGENIALNE
OdpowiedzUsuń<333
Awwwww są słodcy <3
OdpowiedzUsuńZAJEB*STEE : )
OdpowiedzUsuńBrak słów. Nie ma określenia jak bardzo ten blog jest zajebisty :)
OdpowiedzUsuńI jeszcze ta końcówka... Po prostu bomba. Życzę weny! Czekam nn <3
@natalusia99 heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
Awww <3
OdpowiedzUsuńCudowny *.*
OdpowiedzUsuńŚwietne ;)
OdpowiedzUsuńbrak mi słów niesamowity rozdział;)
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa kiedy Justin zdecyduje się powiedzieć jej prawdę, jak ona na to zareaguje ??
czekam na następny <33
Dalej!!!!
OdpowiedzUsuńDalej!!!!
OdpowiedzUsuńDalej!!!!
OdpowiedzUsuńJak słotko ^^ to ostatnie zdanie. Gdy wyszli na zewnątrz miałam nadzieje że powie że ją kocha ale i tak super czekam nn <3
OdpowiedzUsuńjak ja kocham to opowiadanie ! ♥
OdpowiedzUsuńJustin jest cudowny :*
Rozdział spokojny, ale nic dodać nic ująć :)
♥
Świetny rozdział, masz naprawdę wielki talent! ;) Oby tak dalej, nie mogę się doczekac następnego!
OdpowiedzUsuńPS. ZAPRASZAM DO SIEBIE NA NOWE OPOWIADANIE W ROLI GŁÓWNEJ MIĘDZY INNYMI Z JUSTINEM. BĘDZIE SIĘ DZIAŁO!!
http://madman-beginning.blogspot.com/
cudoo!!
OdpowiedzUsuńAwwww ;3 zajebisty rozdział <3 z resztą jak każdy inny ;*** Czekam na nn ! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam oba twoje blogi, są cudowne. JEZUUU NIECH JUSTIN JEJ O TYM POWIE BO MAM ZŁE PRZECZUCIA CO DO ZAYNA
OdpowiedzUsuńO ja pitole njfjnnrjdjdf idealni :')
OdpowiedzUsuń