***Oczami Bree***
Obudził mnie przyjemny dotyk, sunący po mojej nagiej skórze. Uśmiechnęłam się delikatnie, nie otwierając jednak oczu. Poczułam, jak chłopak przeczesuje moje włosy, podpierając się na łokciu.
-Wstawaj, śpiochu. - mruknął cicho, zawijając sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
-Nie chce mi się. - odparłam, w dalszym ciągu nie podnosząc powiek.
-Właściwie, to mi też nie... - mruknął blisko mojego ucha, po czym z powrotem opadł na poduszki, przymykając powieki.
Wsparłam się na jednym łokciu, obserwując idealną twarz szatyna. Przejechałam opuszkami palców po jego idealnie zarysowanej szczęce, następnie po policzku, aż wreszcie dotarłam do rozciętego łuku brwiowego, który również delikatnie pogładziłam.
Chłopak otworzył jedno oko, spoglądając na mnie, kiedy ja w dalszym ciągu gładziłam jego gładką skórę. Poczułam, jak przez ciało chłopaka przechodzą dreszcze, przez co z moich ust wydobył się cichy chichot.
-Chyba nie przywykłeś do tak delikatnego dotyku. - mruknęłam cicho, przejeżdżając opuszkami palców po lini jego szczęki. Przez ciało chłopaka ponownie przeszły dreszcze, więc nie przestałam gładzić delikatnie jego twarzy.
-Zdecydowanie nie. - odparł, oddychając łagodnie. Widziałam i czułam, że pod wpływem mojego dotyku jego ciało rozluźnia się i uspokaja.
Przeniosłam swoją dłoń, zjeżdżając po szyi chłopaka, aż do nagiej klatki piersiowej. Odsłoniłam lekko kołdrę, zsuwając ją do pasa chłopaka. Przejeżdżałam delikatnie opuszkami palców po mięśniach szatyna, które z każdą sekundą rozluźniały się. Dotarłam do jednego z tatuaży szatyna, kreśląc wzorki dookoła niego. Sunęłam dłońmi po jego nagim torsie, czując idealnie gładką skórę.
W pewnym momencie chłopak powoli przeniósł ręce zza głowy, kierując je w stronę moich. Schował w swoich dużych dłoniach moje małe piąstki, a ja przyglądałam mu się zaciekawieniem. Przybliżył do swoich ust moje dłonie i zaczął składać na nich delikatne pocałunki. Przeniósł usta na moje nadgarstki, sunąc po nich wargami.
-Nie chcę, żebyś to robiła. - mruknął, przejeżdżając po moich rozcięciach.
-Dlaczego? - spytałam, a na moich ustach mimowolnie zakwitł lekki uśmiech.
Wzbudziłam w nim poczucie winy. O to mi właśnie chodziło...
-Nie chcę, żebyś cierpiała przeze mnie. - mruknął, układając moje ciało na poduszkach. Oparł się na łokciach po obu stronach mojej głowy, patrząc prosto w oczy.
-Ale to mnie nie boli. - odparłam pewnie, spoglądając na swój pocięty nadgarstek.
-Ale ja nie chcę, rozumiesz? - pogładził mnie delikatnie po policzku, cały czas patrząc mi w oczy. Pocałował mnie prosto w nos, uśmiechając się łagodnie.
Nagle usłyszeliśmy kroki na schodach, należące do mojej mamy.
-Proszę, powiedz, że zamknąłeś drzwi. - jęknęłam cicho, przenosząc wzrok na wejście do pokoju.
Chłopak skinął głową, chichocząc cicho.
-I co się śmiejesz, debilu? - rzuciłam z rozbawieniem. - Miałabym przesrane, gdyby zastała ciebie leżącego na mnie. - dodałam, przewracając oczami.
Chwilę później usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
-Bree, śpisz? - spytała przez drzwi.
-Nie. Obudziłam się przed chwilą. - odparłam, starając się nie myśleć o tym, że dłonie Justina błądzą po moim ciele.
-Dobrze. My z tatą wychodzimy do pracy, będziemy wieczorem. - odparła, a następnie odeszła, schodząc na parter. - Postaraj się nie przeleżeć całego dnia w łóżku! - krzyknęła, abym ją usłyszała.
Przewróciłam oczami, wzdychając ciężko. Z ust szatyna uciekł kolejny chichot. Spojrzałam mu prosto w oczy, które utkwione były w moich tęczówkach. Przeczesałam palcami jego włosy, które opadały lekko na czoło chłopaka.
-Twój tata też jest adwokatem? - spytał w pewnym momencie.
-Tak. - odparłam. - I kuratorem.
Przytaknął lekko głową, zawijając sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
-Przypomniał mi się dzień rozprawy, kiedy umieszczono cię w tym ośrodku. - zachichotałam cicho. - Moja mama była na ciebie tak cholernie wkurzona... - posłałam mu znaczące spojrzenie. Chłopak opadł na mnie ze śmiechem, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.
-Na mnie? - zapytał głupkowato. - A co ja takiego zrobiłem? - wyszczerzył się do mnie, po chwili znowu kładąc się na mnie.
-Ty nic. Oczywiście. Jak zawsze... - mruknęłam z rozbawieniem, gładząc szatyna po plecach.
Chłopak zaczął niezwykle delikatnie całować moją szyję, przez co przymknęłam lekko powieki. Schodził swoimi pocałunkami niżej, przez moje obojczyki, do skóry na dekolcie. Jego usta sunące po mojej ciele wysyłały dziwne uczucie.
Przyjemne uczucie...
Wplątałam palce we włosy chłopaka, delektując się jego dotykiem. Chwilę później szatyn zaczął ssać i delikatnie przygryzać skórę na moim dekolcie. Podniósł się lekko spoglądając na mnie z uśmiechem.
-Tylko nie mów, że...
-Dokładnie. - odparł, przerywając mi. Na jego ustach w dalszym ciągu widniał łobuzerski uśmiech, a ja wiedziałam, co jest w tym momencie powodem jego radości.
Zrobił mi malinkę...
-Idiota... - mruknęłam z rozbawieniem.
Justin zachichotał, ponownie się na mnie kładąc.
Nagle usłyszeliśmy odgłos trzaskających drzwi wejściowych. Uniosłam lekko brwi, ponieważ nie miałam pojęcia, kto tak po prostu bez zapowiedzi wchodzi do mojego domu.
-Bree!!! - krzyknął chłopak, a ja momentalnie zorientowałam się, że to Jake.
-Już idę!!! - odparłam również krzykiem, zsychając z siebie ciało szatyna.
Zeszłam z łóżka i podeszłam do biurka, biorąc z niego książkę. Otworzyłam drzwi, po czym zeszłam na parter, zastając bruneta, siedzącego na kanapie w salonie.
-Hej. - przywitałam się, podchodząc do niego i całując chłopaka w policzek.
-Siema, mała. Ty jeszcze w piżamie? - zaśmiał się cicho, spoglądając na moje ubranie. Miałam na sobie jedynie luźną koszulkę na ramiączka i koronkową bieliznę.
-No tak wyszło. - westchnęłam, przewracając oczami.
Usłyszeliśmy na schodach kroki, a już po chwili naszym oczom ukazała się postać Justina, który był bez koszulki
-Sory, nie chciałem wam przeszkadzać. - rzucił z rozbawieniem Jake, po chwili razem z szatynem wybuchając śmiechem.
-Nie martw się. Dokończymy później. - zaśmiał się Justin, puszczając do mnie oczko.
-Jezu, ludzie. Wy ciągle o jednym i tym samym. - westchnęłam, odrzucając do tyłu włosy.
-Faceci... - westchnęli jednocześnie, przez co już po chwili cała nasza trójka wybuchnęła śmiechem.
-Na trzeźwo się chyba jeszcze nie poznaliśmy. - przerwał szatyn, podchodząc do Jake'a. - Justin. - wyciągnął dłoń w stronę bruneta.
-Jake. - odparł, uścisnąwszy jego rękę.
W międzyczasie, kiedy chłopcy rozmawiali ze sobą, poszłam do kuchni, aby nalać sobie wody. Po chwili wróciła z na wpół pełną szklanką, stawiając ją na stoliku.
-Dobra, Bree. Ja wpadłem tylko po książkę i muszę spadać. - mruknął mój przyjaciel.
Podałam mu przedmiot, za co podziękował mi uśmiechem, a następnie, przytulając mnie, udał się w stronę wyjścia.
-Siema. - rzucił na koniec, po czym zniknął za drzwiami.
-To w takim razie, idziemy dokończyć, co kicia? - mruknął Justin z łobuzerskim uśmiechem, podchodząc do mnie.
-Chciałbyś... - posłałam mu znaczące spojrzenie, odpychając lekko od siebie.
Chłopak zachichotał pod nosem, obejmując mnie od tyłu w pasie, a następnie ułożył głowę w zagłębieniu mojej szyi.
-Masz ładny dom. - mruknął po chwili.
-Dziękuję. - odparłam grzecznie.
Udałam się z powrotem do kuchni, wyciągając z lodówki jogurt owocowy.
-Co chciałbyś zjeść? - spytałam, nie odwracając się w stronę Justin.
Ponownie poczułam jego dłonie na swojej talii.
-Ciebie, kochanie. - mruknął mi seksownie do ucha, a przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze.
Podsadził mnie i usadowił na blacie kuchennym, a następnie rozsunął moje nogi, stając pomiędzy nimi.
-Czy ty coś w ogóle ważysz, maleńka? - spytał, uśmiechając się delikatnie.
-Oczywiście, że tak. - odparłam od razu.
-Niech ci będzie. - westchnął cicho, układając dłonie na moich biodrach.
Pokręciłam ze śmiechem głową, kładąc ręce na jego ramionach. Sunęłam po nich delikatnie, obserwując uważnie, jak jego spięte mięśnie powoli się rozluźniają.
-Ale teraz pytam tak na prawdę. Co chcesz na śniadanie? - ponowiłam moje pytanie.
-Dziękuję, ale nie jestem głodny. Nigdy nie jem śniadań. - wzruszył lekko ramionami. - Moim zdaniem śniadania można jeść do dziesiątej. - spojrzał na mnie znacząco, wskazując na zegarek. Przeniosłam spojrzenie na poruszające się wskazówki, wskazujące godzinę 11:30.
-Ja nie wyobrażam sobie nie zjeść śniadania. I ty też powinieneś jeść. - postukałam w jego nagą klatkę piersiową. - Jeśli będziesz coś chciał, nie krępuj się i bierz. - dodałam, sięgając po swój jogurt. Otworzyłam go po czym poprosiłam Justina, aby wyjął mi łyżeczkę z szuflady.
Nagle usłyszeliśmy odgłos otwieranych drzwi wejściowych.
-Boże, czy ludzie nie potrafią pukać? - westchnęłam, zastanawiając się, kto kolejny raz wchodzi do mojego domu bez żadnego "ostrzeżenia".
-Bree, kochanie. Jesteś? - spytała starsza kobieta, a a momentalnie zorientowałam się, że to moja babcia.
-To ja...
-Spokojnie, możesz zostać. Ona ma zaniki pamięci i nie będzie pamiętać prawie nic z tego, co jej powiemy. - wyjaśniłam, chichocząc cicho.
Zeskoczyłam z blatu, poprawiając koszulkę, a następnie razem z Justinem udaliśmy się do salonu.
-Cześć, babciu. - podeszłam do niej i pocałowałam w policzek.
-Witaj, skarbie. - uśmiechnęła się ciepło, kierując się w stronę kanapy.
-Dzień dobry. - przywitał się Justin, stojący zaraz obok.
-Dzień dobry, kochanie. - odparła kobieta, na co ja zachichotałam cicho na dźwięk słowa "kochanie". - Bree, co to za uroczy młodzieniec?
-To Justin. - odparłam od razu. - Mój...
-Chłopak. - dokończył za mnie szatyn, przez co posłałam mu niedowierzające spojrzenie.
Podszedł do mnie i objął moje ciało ramieniem, całując mnie w głowę.
-To cudownie. - powiedziała uradowana babcia.
Usiedliśmy razem z Justinem na kanapie, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że jestem jedynie w koszulce na ramiączkach i bieliźnie, a szatyn bez koszulki.
No cóż... Miejmy nadzieję, że babcia nie zwróci na to uwagi...
-Co cię do nas sprowadza? - spytałam grzecznie, uśmiechając się ciepło.
-Twoja mama miała zostawić mi recepty. - odparła, kładąc swoją torebkę obok.
-A tak. Coś mi o tym wspominała. - mruknęłam, starając się przypomnieć słowa mamy. - Napijesz się czegoś, babciu?
-Dziękuję, kochanie. Za chwilę mam umówioną wizytę u lekarza. - odparła.
-W takim razie ja pójdę poszukać tych recept. - powiedziałam, a następnie wstałam z kanapy, udając się na górę.
***Oczami Justina***
Obserwowałem, jak Bree wstaje z kanapy i udaje się w stronę schodów.
Tak, zgadliście. Mój wzrok od razu wylądował na jej tyłku, który poruszał się kusząco z każdym krokiem szatynki. Mimowolnie oblizałem wargi, rozkoszując się tym widokiem.
-Powiedz mi, chłopcze... - zaczęła Pani Babcia, przez co mój wzrok wylądował na kobiecie. - Ile masz lat? - spytała, uważnie mi się przyglądając.
-Osiemnaście. - skłamałem, ponieważ nie miałem zamiaru wysłuchiwać, że Bree jest za młoda i tak dalej...
Przypomniała mi się pewna dziewczyna z którą "podobno" chodziłem. Nasz "związek" był na takiej zasadzie, że ona była mi potrzebnie jedynie w łóżku, a laska się we mnie zakochała. Postanowiła mnie przedstawić swoim rodzicem, a ja, ze względu na to, że nie chciałem stracić zabawki, zgodziłem się. Miałem wtedy może z osiemnaście lat. Musiałem odpowiadać na jakieś idiotyczne pytania, od których mnie mdliło. Wyszedłem w momencie, kiedy spytali o moich rodziców.
Nieżyjących rodziców...
Chociaż Pani Babcia zadała tylko jedno pytanie, mi od razu przypomniała się ta historia. Jednak była pewna ogromna różnica. Tamta dziewczyna nic dla mnie nie znaczyła, a na Bree mi... zależało...?
Tak. Dokładnie...
Chwilę później szatynka, o której właśnie rozmyślałem zeszła po schodach, trzymając w rękach jakieś kartki.
-Znalazłam. - pomachała nimi, podchodząc do babci. - Proszę. - wręczyła recepty z uśmiechem na twarzy.
-Dziękuję ci, dziecko. - kobieta odwzajemniła gest. - To ja będę się zbierać. - dodała, podnosząc się z kanapy.
Bree odprowadziła ją do drzwi, wracając po chwili do salonu.
-Mam nadzieję, że nie zacznie opowiadać tego moim rodzicom. - mruknęła, opadając na kanapę. - I jestem ciekawa, czy zorientowała się, że praktycznie jestem pół naga...
-Byłaby wkurzona...? - posłałem jej łobuzerski uśmiech.
-Wiesz, jak to jest ze starszymi ludźmi i ich poglądami... - mruknęła, kręcąc lekko głową. - Seks dopiero po ślubie...
Wybuchnąłem głośnym śmiechem przez słowa, wypowiedziane przez Bree.
-Boję się nawet pomyśleć, co by zrobiła, gdyby dowiedziała się, że już od roku nie jestem dziewicą. - zaśmiała się cicho, podnosząc się z kanapy.
Czyli że ta laska miał czternaście lat, kiedy straciła dziewictwo? W takim razie nie dziwię się, że jest tak zajebista...
***Następnego dnia***
Szłam właśnie przez park, kierując się do ośrodka uzależnień. Od wczoraj moje myśli zaprzątała tylko i wyłącznie jedna osoba.
Justin...
Mogę śmiało powiedzieć, że jest moim przyjacielem, chociaż z drugiej strony, przyjaciele się nie całują. To strasznie pomieszane, już sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Zależy mi tylko na tym, żeby Justin przestał ćpać czy może zależy mi ogólnie na Justinie? Z każdym dniem, z każdą chwilą jest mi coraz bliższy. Dobrze się dogadujemy, rozumiemy, a ja czuję, że mogę mu zaufać. Chociaż znam go dosyć krótko, to wiem, że jest na prawdę wspaniałym chłopakiem. Pomimo tego, że jest narkomanem, tak samo, jak Austin, czuję się przy Justinie... bezpieczniej...? Wiem, że nie skrzywdziłby mnie. Najgorsze jest to, że mam wrażenie, jakbym zaczynała czuć do niego coś odrobinę więcej niż sama przyjaźń. Widzę, jak zmienia się w moim towarzystwie, zwłaszcza, kiedy jest na głodzie. Wszyscy dookoła mówią, że jest złym człowiekiem, a tak na prawdę go nie znają. Ja wiem, że jest po prostu zagubiony i potrzebuje kogoś, kto podniesie go z dna. Jestem niemal przekonana, że lepiej się stało, że tą osobą jestem ja, a nie dorosły człowiek. Potrafię go lepiej zrozumieć. To, co myśli, co czuje. Ja wierzę, że mu się uda. Zacznie normalnie żyć, założy rodzinę. Musi tylko dać sobie pomóc, a moim zdaniem jest na najlepszej drodze...
***Wspomnienie***
-Proszę cię, nie rób tego. - mruknął, sunąc opuszkami palców po moim pociętym nadgarstku.
-Po raz kolejny pytam, dlaczego? - na moich ustach znowu pojawił się cień uśmiechu.
-Bo mnie to boli. Ty się tniesz, a ból pozostawiasz mi. - uśmiech na mojej twarzy powiększył się lekko.
-Wiesz, że chcę wzbudzić w tobie poczucie winy. - powiedziałam, patrząc prosto w czekoladowe tęczówki szatyna.
-I wiesz co ci powiem? - uniósł wysoko brwi. - Chyba ci się to udało. - mruknął, ponownie wpatrując się w mój nadgarstek.
-To dobrze. - odparłam, przygryzając lekko wargę.
-Nie dobrze, bo przez ciebie nie wiem, co się ze mną dzieje. - mruknął, wpatrując się tępo w jeden martwy punkt. - Mieszasz mi w głowie, kicia. - dodał, obejmując moją twarz dłońmi.
-To dobrze. - ponowiłam swoją odpowiedź, szczerząc się do niego.
Chłopak zaśmiał się cicho, kręcąc z rozbawieniem głową.
-Nie dobrze. - sprzeczaliśmy się jak dzieci w podstawówce. - A wiesz dlaczego? - uniosłam brwi, dając mu do zrozumienia, aby kontynuował. - Bo przez ciebie miałem wczoraj wyrzuty sumienia, kiedy wkładałem skręta do ust. - mruknął, a ja w tym momencie rzuciłam mu się na szyję. Szatyn był lekko zdziwiony moją reakcją, ale objął mnie ramionami w pasie, przytulając do siebie.
-Wiedziałam... - mruknęłam cicho, zdobywając pytające spojrzenie od Justina. - Kiedyś to zrozumiesz. - mruknęłam, ponownie się w niego wtulając...
***
Justin właśnie zakładał swoje buty, a następnie to samo zrobił ze skórzaną kurtką.
-Obiecujesz, że pójdziesz prosto do ośrodka? - spytałam patrząc mu prosto w oczy.
Wiem, że w tym momencie zachowywałam się jak nadopiekuńcza matka, ale musiałam mieć pewność.
-Tak. - mruknął, wyraźnie rozbawiony moim gadaniem.
-I nic po drodze nie zapalisz, nie wciągniesz, ani nie wstrzykniesz sobie w żyłę? - pytałam dalej, obejmując twarz chłopaka dłońmi.
-Tak. - odparł po raz kolejny. - Nie musisz się o mnie tak martwić.
-Ale się martwię i koniec. - założyłam ręce na piersi, udając rozkapryszone dziecko.
-Obiecuję, mamo, że pójdę najkrótszą drogą, będę przechodził przez ulicę na pasach i na zielonym świetle, nie będę rozmawiał z nieznajomymi i nie będę brał od nich cukierków, nie wdam się po drodze w żadną bójkę, nie przelecę żadnej panienki, nie będę zabierał lizaków grzecznym dzieciom, nie wezmę żadnych narkotyków, nie będę płoszył zwierząt w parku, nie będę wyrzucał śmieci na trawę, nie będę przeklinał, nie będę palił, nie będę pił i nie dam się zgwałcić w krzakach żadnemu pedofilowi... - już na samym początku pękałam ze śmiechu, a pod koniec siedziałam na ziemi z twarz schowaną w kolanach. Po moich policzkach spływały "słodkie łzy", spowodowane nadmiarem śmiechu.
-Trzy- trzymam cię za słowo. - wydukałam, nadal nie mogąc się opanować.
Poczułam, że Justin kuca koło mnie i kładzie mi rękę na ramieniu.
-Mamusiu, nie płacz. Ja będę grzeczny. - w dalszym ciągu udawał głos pięcioletniego chłopczyka, przez co kolejny raz wybuchnęłam śmiechem. -Dasz mi buziaka na pożegnanie, mamusiu? - zrobił minkę szczeniaczka, wpatrując się we mnie swoimi słodkimi oczkami.
-Skoro będziesz grzeczny... - westchnęłam, a następnie objęłam twarz swojego "synka" dłońmi i musnęłam krótko jego wargi. - Do zobaczenia. - mruknęłam prosto w jego usta, a następnie wstałam, zaczesując do tyłu swoje włosy...
***Koniec wspomnienia***
Zachichotałam cicho, kiedy oczami wyobraźni zobaczyłam słodką minkę Justina. Ten chłopak potrafi być tak uroczy, a jednocześnie tak agresywny. Mam wrażenie, że oblicze, które pokazuje przy mnie, jest najbardziej zbliżone do jego prawdziwych uczuć i emocji. Chciałabym ściągnąć z niego wszystkie maski, które zmienia w zależności od sytuacji.
Nie powiem, że taki agresywny Justin mnie nie pociąga, bo byłoby to kłamstwem, jednak chciałam, aby zachowywał się naturalnie, żeby nie musiał nikogo udawać.
Doszłam do ośrodka i pchnęłam ciężkie, szklane drzwi. Rozglądając się po pierwszym pomieszczeniu, poszłam dalej. Wiedziałam, że Justin prawdopodobnie znowu będzie na głodzie. Muszę przyznać, że ostatnio trochę się go wystraszyłam i nie wiedziałam, co może zrobić tym razem. Znowu mnie uderzy? Wyzwie?
Nie wiem, ale cokolwiek by to nie było, prawdopodobnie bym mu wybaczyła. On w tym momencie nie myśli logicznie i prawdopodobnie nad sobą nie panuje...
Zapukałam cicho w drzwi od pokoju chłopaka, po czym nacisnęłam metalową klamkę i weszłam do środka. Zastałam szatyna, siedzącego na skraju łóżka z rękoma opartymi o kolana.
-Hej... - mruknęłam cicho, zamykając za sobą drzwi.
-Siema. - odparł, a ja mogłam wyczuć w jego głosie mieszaninę negatywnych emocji.
Zauważyłam, że jego ręce lekko się trzęsą, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że był na głodzie.
Chłopak spojrzał na mnie przelotnie, a ja nadal stałam w jednym miejscu.
-Ślicznie wyglądasz. - mruknął, przecierając twarz dłońmi.
-Dziękuję. - odparłam cicho, siadając na krześle. - Spałeś dzisiaj w nocy chociaż chwilę? - spytałam, patrząc na niego sceptycznie.
-Jak miałem spać, skoro cały czas myślę o tym, żeby wziąć. Nie potrzebnie cię wczoraj posłuchałem. Mogłem się naćpać i mieć wszystko w dupie. - warknął pod nosem.
W tym momencie zyskałam pewność, że to przy mnie się uspokaja. To ja sprawiam, że chociaż na chwilę wymazuje z pamięci narkotyki.
-Justin... - mruknęłam cicho, układając dłoń na jego ramieniu.
-Zostaw mnie. - syknął, odwracając się twarzą do mnie.
***Oczami Justina***
Wpatrywałem się w jej lekko przestraszoną twarz. W tym momencie nic do mnie nie docierało i myślałem tylko o dragach.
-Uspokój się, proszę... - szepnęła, starając się do mnie zbliżyć.
Wściekły, popchnąłem jej ciało na ścianę, stając centymetr przed szatynką.
-Nie denerwuj mnie. - wysyczałem, układając nadgarstki dziewczyny nad jej głową.
I w tym momencie rękawy od jej bluzki zsunęły się na dół, ukazując mi coś, przez co ugięły się pode mną kolana.
Jej żyły...
Obudził mnie przyjemny dotyk, sunący po mojej nagiej skórze. Uśmiechnęłam się delikatnie, nie otwierając jednak oczu. Poczułam, jak chłopak przeczesuje moje włosy, podpierając się na łokciu.
-Wstawaj, śpiochu. - mruknął cicho, zawijając sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
-Nie chce mi się. - odparłam, w dalszym ciągu nie podnosząc powiek.
-Właściwie, to mi też nie... - mruknął blisko mojego ucha, po czym z powrotem opadł na poduszki, przymykając powieki.
Wsparłam się na jednym łokciu, obserwując idealną twarz szatyna. Przejechałam opuszkami palców po jego idealnie zarysowanej szczęce, następnie po policzku, aż wreszcie dotarłam do rozciętego łuku brwiowego, który również delikatnie pogładziłam.
Chłopak otworzył jedno oko, spoglądając na mnie, kiedy ja w dalszym ciągu gładziłam jego gładką skórę. Poczułam, jak przez ciało chłopaka przechodzą dreszcze, przez co z moich ust wydobył się cichy chichot.
-Chyba nie przywykłeś do tak delikatnego dotyku. - mruknęłam cicho, przejeżdżając opuszkami palców po lini jego szczęki. Przez ciało chłopaka ponownie przeszły dreszcze, więc nie przestałam gładzić delikatnie jego twarzy.
-Zdecydowanie nie. - odparł, oddychając łagodnie. Widziałam i czułam, że pod wpływem mojego dotyku jego ciało rozluźnia się i uspokaja.
Przeniosłam swoją dłoń, zjeżdżając po szyi chłopaka, aż do nagiej klatki piersiowej. Odsłoniłam lekko kołdrę, zsuwając ją do pasa chłopaka. Przejeżdżałam delikatnie opuszkami palców po mięśniach szatyna, które z każdą sekundą rozluźniały się. Dotarłam do jednego z tatuaży szatyna, kreśląc wzorki dookoła niego. Sunęłam dłońmi po jego nagim torsie, czując idealnie gładką skórę.
W pewnym momencie chłopak powoli przeniósł ręce zza głowy, kierując je w stronę moich. Schował w swoich dużych dłoniach moje małe piąstki, a ja przyglądałam mu się zaciekawieniem. Przybliżył do swoich ust moje dłonie i zaczął składać na nich delikatne pocałunki. Przeniósł usta na moje nadgarstki, sunąc po nich wargami.
-Nie chcę, żebyś to robiła. - mruknął, przejeżdżając po moich rozcięciach.
-Dlaczego? - spytałam, a na moich ustach mimowolnie zakwitł lekki uśmiech.
Wzbudziłam w nim poczucie winy. O to mi właśnie chodziło...
-Nie chcę, żebyś cierpiała przeze mnie. - mruknął, układając moje ciało na poduszkach. Oparł się na łokciach po obu stronach mojej głowy, patrząc prosto w oczy.
-Ale to mnie nie boli. - odparłam pewnie, spoglądając na swój pocięty nadgarstek.
-Ale ja nie chcę, rozumiesz? - pogładził mnie delikatnie po policzku, cały czas patrząc mi w oczy. Pocałował mnie prosto w nos, uśmiechając się łagodnie.
Nagle usłyszeliśmy kroki na schodach, należące do mojej mamy.
-Proszę, powiedz, że zamknąłeś drzwi. - jęknęłam cicho, przenosząc wzrok na wejście do pokoju.
Chłopak skinął głową, chichocząc cicho.
-I co się śmiejesz, debilu? - rzuciłam z rozbawieniem. - Miałabym przesrane, gdyby zastała ciebie leżącego na mnie. - dodałam, przewracając oczami.
Chwilę później usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
-Bree, śpisz? - spytała przez drzwi.
-Nie. Obudziłam się przed chwilą. - odparłam, starając się nie myśleć o tym, że dłonie Justina błądzą po moim ciele.
-Dobrze. My z tatą wychodzimy do pracy, będziemy wieczorem. - odparła, a następnie odeszła, schodząc na parter. - Postaraj się nie przeleżeć całego dnia w łóżku! - krzyknęła, abym ją usłyszała.
Przewróciłam oczami, wzdychając ciężko. Z ust szatyna uciekł kolejny chichot. Spojrzałam mu prosto w oczy, które utkwione były w moich tęczówkach. Przeczesałam palcami jego włosy, które opadały lekko na czoło chłopaka.
-Twój tata też jest adwokatem? - spytał w pewnym momencie.
-Tak. - odparłam. - I kuratorem.
Przytaknął lekko głową, zawijając sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
-Przypomniał mi się dzień rozprawy, kiedy umieszczono cię w tym ośrodku. - zachichotałam cicho. - Moja mama była na ciebie tak cholernie wkurzona... - posłałam mu znaczące spojrzenie. Chłopak opadł na mnie ze śmiechem, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.
-Na mnie? - zapytał głupkowato. - A co ja takiego zrobiłem? - wyszczerzył się do mnie, po chwili znowu kładąc się na mnie.
-Ty nic. Oczywiście. Jak zawsze... - mruknęłam z rozbawieniem, gładząc szatyna po plecach.
Chłopak zaczął niezwykle delikatnie całować moją szyję, przez co przymknęłam lekko powieki. Schodził swoimi pocałunkami niżej, przez moje obojczyki, do skóry na dekolcie. Jego usta sunące po mojej ciele wysyłały dziwne uczucie.
Przyjemne uczucie...
Wplątałam palce we włosy chłopaka, delektując się jego dotykiem. Chwilę później szatyn zaczął ssać i delikatnie przygryzać skórę na moim dekolcie. Podniósł się lekko spoglądając na mnie z uśmiechem.
-Tylko nie mów, że...
-Dokładnie. - odparł, przerywając mi. Na jego ustach w dalszym ciągu widniał łobuzerski uśmiech, a ja wiedziałam, co jest w tym momencie powodem jego radości.
Zrobił mi malinkę...
-Idiota... - mruknęłam z rozbawieniem.
Justin zachichotał, ponownie się na mnie kładąc.
Nagle usłyszeliśmy odgłos trzaskających drzwi wejściowych. Uniosłam lekko brwi, ponieważ nie miałam pojęcia, kto tak po prostu bez zapowiedzi wchodzi do mojego domu.
-Bree!!! - krzyknął chłopak, a ja momentalnie zorientowałam się, że to Jake.
-Już idę!!! - odparłam również krzykiem, zsychając z siebie ciało szatyna.
Zeszłam z łóżka i podeszłam do biurka, biorąc z niego książkę. Otworzyłam drzwi, po czym zeszłam na parter, zastając bruneta, siedzącego na kanapie w salonie.
-Hej. - przywitałam się, podchodząc do niego i całując chłopaka w policzek.
-Siema, mała. Ty jeszcze w piżamie? - zaśmiał się cicho, spoglądając na moje ubranie. Miałam na sobie jedynie luźną koszulkę na ramiączka i koronkową bieliznę.
-No tak wyszło. - westchnęłam, przewracając oczami.
Usłyszeliśmy na schodach kroki, a już po chwili naszym oczom ukazała się postać Justina, który był bez koszulki
-Sory, nie chciałem wam przeszkadzać. - rzucił z rozbawieniem Jake, po chwili razem z szatynem wybuchając śmiechem.
-Nie martw się. Dokończymy później. - zaśmiał się Justin, puszczając do mnie oczko.
-Jezu, ludzie. Wy ciągle o jednym i tym samym. - westchnęłam, odrzucając do tyłu włosy.
-Faceci... - westchnęli jednocześnie, przez co już po chwili cała nasza trójka wybuchnęła śmiechem.
-Na trzeźwo się chyba jeszcze nie poznaliśmy. - przerwał szatyn, podchodząc do Jake'a. - Justin. - wyciągnął dłoń w stronę bruneta.
-Jake. - odparł, uścisnąwszy jego rękę.
W międzyczasie, kiedy chłopcy rozmawiali ze sobą, poszłam do kuchni, aby nalać sobie wody. Po chwili wróciła z na wpół pełną szklanką, stawiając ją na stoliku.
-Dobra, Bree. Ja wpadłem tylko po książkę i muszę spadać. - mruknął mój przyjaciel.
Podałam mu przedmiot, za co podziękował mi uśmiechem, a następnie, przytulając mnie, udał się w stronę wyjścia.
-Siema. - rzucił na koniec, po czym zniknął za drzwiami.
-To w takim razie, idziemy dokończyć, co kicia? - mruknął Justin z łobuzerskim uśmiechem, podchodząc do mnie.
-Chciałbyś... - posłałam mu znaczące spojrzenie, odpychając lekko od siebie.
Chłopak zachichotał pod nosem, obejmując mnie od tyłu w pasie, a następnie ułożył głowę w zagłębieniu mojej szyi.
-Masz ładny dom. - mruknął po chwili.
-Dziękuję. - odparłam grzecznie.
Udałam się z powrotem do kuchni, wyciągając z lodówki jogurt owocowy.
-Co chciałbyś zjeść? - spytałam, nie odwracając się w stronę Justin.
Ponownie poczułam jego dłonie na swojej talii.
-Ciebie, kochanie. - mruknął mi seksownie do ucha, a przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze.
Podsadził mnie i usadowił na blacie kuchennym, a następnie rozsunął moje nogi, stając pomiędzy nimi.
-Czy ty coś w ogóle ważysz, maleńka? - spytał, uśmiechając się delikatnie.
-Oczywiście, że tak. - odparłam od razu.
-Niech ci będzie. - westchnął cicho, układając dłonie na moich biodrach.
Pokręciłam ze śmiechem głową, kładąc ręce na jego ramionach. Sunęłam po nich delikatnie, obserwując uważnie, jak jego spięte mięśnie powoli się rozluźniają.
-Ale teraz pytam tak na prawdę. Co chcesz na śniadanie? - ponowiłam moje pytanie.
-Dziękuję, ale nie jestem głodny. Nigdy nie jem śniadań. - wzruszył lekko ramionami. - Moim zdaniem śniadania można jeść do dziesiątej. - spojrzał na mnie znacząco, wskazując na zegarek. Przeniosłam spojrzenie na poruszające się wskazówki, wskazujące godzinę 11:30.
-Ja nie wyobrażam sobie nie zjeść śniadania. I ty też powinieneś jeść. - postukałam w jego nagą klatkę piersiową. - Jeśli będziesz coś chciał, nie krępuj się i bierz. - dodałam, sięgając po swój jogurt. Otworzyłam go po czym poprosiłam Justina, aby wyjął mi łyżeczkę z szuflady.
Nagle usłyszeliśmy odgłos otwieranych drzwi wejściowych.
-Boże, czy ludzie nie potrafią pukać? - westchnęłam, zastanawiając się, kto kolejny raz wchodzi do mojego domu bez żadnego "ostrzeżenia".
-Bree, kochanie. Jesteś? - spytała starsza kobieta, a a momentalnie zorientowałam się, że to moja babcia.
-To ja...
-Spokojnie, możesz zostać. Ona ma zaniki pamięci i nie będzie pamiętać prawie nic z tego, co jej powiemy. - wyjaśniłam, chichocząc cicho.
Zeskoczyłam z blatu, poprawiając koszulkę, a następnie razem z Justinem udaliśmy się do salonu.
-Cześć, babciu. - podeszłam do niej i pocałowałam w policzek.
-Witaj, skarbie. - uśmiechnęła się ciepło, kierując się w stronę kanapy.
-Dzień dobry. - przywitał się Justin, stojący zaraz obok.
-Dzień dobry, kochanie. - odparła kobieta, na co ja zachichotałam cicho na dźwięk słowa "kochanie". - Bree, co to za uroczy młodzieniec?
-To Justin. - odparłam od razu. - Mój...
-Chłopak. - dokończył za mnie szatyn, przez co posłałam mu niedowierzające spojrzenie.
Podszedł do mnie i objął moje ciało ramieniem, całując mnie w głowę.
-To cudownie. - powiedziała uradowana babcia.
Usiedliśmy razem z Justinem na kanapie, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że jestem jedynie w koszulce na ramiączkach i bieliźnie, a szatyn bez koszulki.
No cóż... Miejmy nadzieję, że babcia nie zwróci na to uwagi...
-Co cię do nas sprowadza? - spytałam grzecznie, uśmiechając się ciepło.
-Twoja mama miała zostawić mi recepty. - odparła, kładąc swoją torebkę obok.
-A tak. Coś mi o tym wspominała. - mruknęłam, starając się przypomnieć słowa mamy. - Napijesz się czegoś, babciu?
-Dziękuję, kochanie. Za chwilę mam umówioną wizytę u lekarza. - odparła.
-W takim razie ja pójdę poszukać tych recept. - powiedziałam, a następnie wstałam z kanapy, udając się na górę.
***Oczami Justina***
Obserwowałem, jak Bree wstaje z kanapy i udaje się w stronę schodów.
Tak, zgadliście. Mój wzrok od razu wylądował na jej tyłku, który poruszał się kusząco z każdym krokiem szatynki. Mimowolnie oblizałem wargi, rozkoszując się tym widokiem.
-Powiedz mi, chłopcze... - zaczęła Pani Babcia, przez co mój wzrok wylądował na kobiecie. - Ile masz lat? - spytała, uważnie mi się przyglądając.
-Osiemnaście. - skłamałem, ponieważ nie miałem zamiaru wysłuchiwać, że Bree jest za młoda i tak dalej...
Przypomniała mi się pewna dziewczyna z którą "podobno" chodziłem. Nasz "związek" był na takiej zasadzie, że ona była mi potrzebnie jedynie w łóżku, a laska się we mnie zakochała. Postanowiła mnie przedstawić swoim rodzicem, a ja, ze względu na to, że nie chciałem stracić zabawki, zgodziłem się. Miałem wtedy może z osiemnaście lat. Musiałem odpowiadać na jakieś idiotyczne pytania, od których mnie mdliło. Wyszedłem w momencie, kiedy spytali o moich rodziców.
Nieżyjących rodziców...
Chociaż Pani Babcia zadała tylko jedno pytanie, mi od razu przypomniała się ta historia. Jednak była pewna ogromna różnica. Tamta dziewczyna nic dla mnie nie znaczyła, a na Bree mi... zależało...?
Tak. Dokładnie...
Chwilę później szatynka, o której właśnie rozmyślałem zeszła po schodach, trzymając w rękach jakieś kartki.
-Znalazłam. - pomachała nimi, podchodząc do babci. - Proszę. - wręczyła recepty z uśmiechem na twarzy.
-Dziękuję ci, dziecko. - kobieta odwzajemniła gest. - To ja będę się zbierać. - dodała, podnosząc się z kanapy.
Bree odprowadziła ją do drzwi, wracając po chwili do salonu.
-Mam nadzieję, że nie zacznie opowiadać tego moim rodzicom. - mruknęła, opadając na kanapę. - I jestem ciekawa, czy zorientowała się, że praktycznie jestem pół naga...
-Byłaby wkurzona...? - posłałem jej łobuzerski uśmiech.
-Wiesz, jak to jest ze starszymi ludźmi i ich poglądami... - mruknęła, kręcąc lekko głową. - Seks dopiero po ślubie...
Wybuchnąłem głośnym śmiechem przez słowa, wypowiedziane przez Bree.
-Boję się nawet pomyśleć, co by zrobiła, gdyby dowiedziała się, że już od roku nie jestem dziewicą. - zaśmiała się cicho, podnosząc się z kanapy.
Czyli że ta laska miał czternaście lat, kiedy straciła dziewictwo? W takim razie nie dziwię się, że jest tak zajebista...
***Następnego dnia***
Szłam właśnie przez park, kierując się do ośrodka uzależnień. Od wczoraj moje myśli zaprzątała tylko i wyłącznie jedna osoba.
Justin...
Mogę śmiało powiedzieć, że jest moim przyjacielem, chociaż z drugiej strony, przyjaciele się nie całują. To strasznie pomieszane, już sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Zależy mi tylko na tym, żeby Justin przestał ćpać czy może zależy mi ogólnie na Justinie? Z każdym dniem, z każdą chwilą jest mi coraz bliższy. Dobrze się dogadujemy, rozumiemy, a ja czuję, że mogę mu zaufać. Chociaż znam go dosyć krótko, to wiem, że jest na prawdę wspaniałym chłopakiem. Pomimo tego, że jest narkomanem, tak samo, jak Austin, czuję się przy Justinie... bezpieczniej...? Wiem, że nie skrzywdziłby mnie. Najgorsze jest to, że mam wrażenie, jakbym zaczynała czuć do niego coś odrobinę więcej niż sama przyjaźń. Widzę, jak zmienia się w moim towarzystwie, zwłaszcza, kiedy jest na głodzie. Wszyscy dookoła mówią, że jest złym człowiekiem, a tak na prawdę go nie znają. Ja wiem, że jest po prostu zagubiony i potrzebuje kogoś, kto podniesie go z dna. Jestem niemal przekonana, że lepiej się stało, że tą osobą jestem ja, a nie dorosły człowiek. Potrafię go lepiej zrozumieć. To, co myśli, co czuje. Ja wierzę, że mu się uda. Zacznie normalnie żyć, założy rodzinę. Musi tylko dać sobie pomóc, a moim zdaniem jest na najlepszej drodze...
***Wspomnienie***
-Proszę cię, nie rób tego. - mruknął, sunąc opuszkami palców po moim pociętym nadgarstku.
-Po raz kolejny pytam, dlaczego? - na moich ustach znowu pojawił się cień uśmiechu.
-Bo mnie to boli. Ty się tniesz, a ból pozostawiasz mi. - uśmiech na mojej twarzy powiększył się lekko.
-Wiesz, że chcę wzbudzić w tobie poczucie winy. - powiedziałam, patrząc prosto w czekoladowe tęczówki szatyna.
-I wiesz co ci powiem? - uniósł wysoko brwi. - Chyba ci się to udało. - mruknął, ponownie wpatrując się w mój nadgarstek.
-To dobrze. - odparłam, przygryzając lekko wargę.
-Nie dobrze, bo przez ciebie nie wiem, co się ze mną dzieje. - mruknął, wpatrując się tępo w jeden martwy punkt. - Mieszasz mi w głowie, kicia. - dodał, obejmując moją twarz dłońmi.
-To dobrze. - ponowiłam swoją odpowiedź, szczerząc się do niego.
Chłopak zaśmiał się cicho, kręcąc z rozbawieniem głową.
-Nie dobrze. - sprzeczaliśmy się jak dzieci w podstawówce. - A wiesz dlaczego? - uniosłam brwi, dając mu do zrozumienia, aby kontynuował. - Bo przez ciebie miałem wczoraj wyrzuty sumienia, kiedy wkładałem skręta do ust. - mruknął, a ja w tym momencie rzuciłam mu się na szyję. Szatyn był lekko zdziwiony moją reakcją, ale objął mnie ramionami w pasie, przytulając do siebie.
-Wiedziałam... - mruknęłam cicho, zdobywając pytające spojrzenie od Justina. - Kiedyś to zrozumiesz. - mruknęłam, ponownie się w niego wtulając...
***
Justin właśnie zakładał swoje buty, a następnie to samo zrobił ze skórzaną kurtką.
-Obiecujesz, że pójdziesz prosto do ośrodka? - spytałam patrząc mu prosto w oczy.
Wiem, że w tym momencie zachowywałam się jak nadopiekuńcza matka, ale musiałam mieć pewność.
-Tak. - mruknął, wyraźnie rozbawiony moim gadaniem.
-I nic po drodze nie zapalisz, nie wciągniesz, ani nie wstrzykniesz sobie w żyłę? - pytałam dalej, obejmując twarz chłopaka dłońmi.
-Tak. - odparł po raz kolejny. - Nie musisz się o mnie tak martwić.
-Ale się martwię i koniec. - założyłam ręce na piersi, udając rozkapryszone dziecko.
-Obiecuję, mamo, że pójdę najkrótszą drogą, będę przechodził przez ulicę na pasach i na zielonym świetle, nie będę rozmawiał z nieznajomymi i nie będę brał od nich cukierków, nie wdam się po drodze w żadną bójkę, nie przelecę żadnej panienki, nie będę zabierał lizaków grzecznym dzieciom, nie wezmę żadnych narkotyków, nie będę płoszył zwierząt w parku, nie będę wyrzucał śmieci na trawę, nie będę przeklinał, nie będę palił, nie będę pił i nie dam się zgwałcić w krzakach żadnemu pedofilowi... - już na samym początku pękałam ze śmiechu, a pod koniec siedziałam na ziemi z twarz schowaną w kolanach. Po moich policzkach spływały "słodkie łzy", spowodowane nadmiarem śmiechu.
-Trzy- trzymam cię za słowo. - wydukałam, nadal nie mogąc się opanować.
Poczułam, że Justin kuca koło mnie i kładzie mi rękę na ramieniu.
-Mamusiu, nie płacz. Ja będę grzeczny. - w dalszym ciągu udawał głos pięcioletniego chłopczyka, przez co kolejny raz wybuchnęłam śmiechem. -Dasz mi buziaka na pożegnanie, mamusiu? - zrobił minkę szczeniaczka, wpatrując się we mnie swoimi słodkimi oczkami.
-Skoro będziesz grzeczny... - westchnęłam, a następnie objęłam twarz swojego "synka" dłońmi i musnęłam krótko jego wargi. - Do zobaczenia. - mruknęłam prosto w jego usta, a następnie wstałam, zaczesując do tyłu swoje włosy...
***Koniec wspomnienia***
Zachichotałam cicho, kiedy oczami wyobraźni zobaczyłam słodką minkę Justina. Ten chłopak potrafi być tak uroczy, a jednocześnie tak agresywny. Mam wrażenie, że oblicze, które pokazuje przy mnie, jest najbardziej zbliżone do jego prawdziwych uczuć i emocji. Chciałabym ściągnąć z niego wszystkie maski, które zmienia w zależności od sytuacji.
Nie powiem, że taki agresywny Justin mnie nie pociąga, bo byłoby to kłamstwem, jednak chciałam, aby zachowywał się naturalnie, żeby nie musiał nikogo udawać.
Doszłam do ośrodka i pchnęłam ciężkie, szklane drzwi. Rozglądając się po pierwszym pomieszczeniu, poszłam dalej. Wiedziałam, że Justin prawdopodobnie znowu będzie na głodzie. Muszę przyznać, że ostatnio trochę się go wystraszyłam i nie wiedziałam, co może zrobić tym razem. Znowu mnie uderzy? Wyzwie?
Nie wiem, ale cokolwiek by to nie było, prawdopodobnie bym mu wybaczyła. On w tym momencie nie myśli logicznie i prawdopodobnie nad sobą nie panuje...
Zapukałam cicho w drzwi od pokoju chłopaka, po czym nacisnęłam metalową klamkę i weszłam do środka. Zastałam szatyna, siedzącego na skraju łóżka z rękoma opartymi o kolana.
-Hej... - mruknęłam cicho, zamykając za sobą drzwi.
-Siema. - odparł, a ja mogłam wyczuć w jego głosie mieszaninę negatywnych emocji.
Zauważyłam, że jego ręce lekko się trzęsą, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że był na głodzie.
Chłopak spojrzał na mnie przelotnie, a ja nadal stałam w jednym miejscu.
-Ślicznie wyglądasz. - mruknął, przecierając twarz dłońmi.
-Dziękuję. - odparłam cicho, siadając na krześle. - Spałeś dzisiaj w nocy chociaż chwilę? - spytałam, patrząc na niego sceptycznie.
-Jak miałem spać, skoro cały czas myślę o tym, żeby wziąć. Nie potrzebnie cię wczoraj posłuchałem. Mogłem się naćpać i mieć wszystko w dupie. - warknął pod nosem.
W tym momencie zyskałam pewność, że to przy mnie się uspokaja. To ja sprawiam, że chociaż na chwilę wymazuje z pamięci narkotyki.
-Justin... - mruknęłam cicho, układając dłoń na jego ramieniu.
-Zostaw mnie. - syknął, odwracając się twarzą do mnie.
***Oczami Justina***
Wpatrywałem się w jej lekko przestraszoną twarz. W tym momencie nic do mnie nie docierało i myślałem tylko o dragach.
-Uspokój się, proszę... - szepnęła, starając się do mnie zbliżyć.
Wściekły, popchnąłem jej ciało na ścianę, stając centymetr przed szatynką.
-Nie denerwuj mnie. - wysyczałem, układając nadgarstki dziewczyny nad jej głową.
I w tym momencie rękawy od jej bluzki zsunęły się na dół, ukazując mi coś, przez co ugięły się pode mną kolana.
Jej żyły...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!
I jak się podoba rozdział, bo ja uważam, że wyszedł dobrze...
Zapraszam na mojego aska:
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Ps. Chciałam Wam polecić, a właściwie to
powiedzieć,żebyście OBOWIĄZKOWO weszli na przewspaniałego bloga, w
którym ja zakochałam się od prologu. Dziewczyna pisze fantastycznie, a
ma mało czytelników i komentarzy, więc proszę Was - wejdźcie,
przeczytajcie i skomentujcie, a jestem pewna,że nie pożałujecie!
http://shwatyissexy.blogspot.com/
http://shwatyissexy.blogspot.com/
<będę polecać po jednym opowiadaniu pod rozdziałem>
Kocham Was i do następnego ;-*
Uwielbiam to opowiadanie.. a rozdzial jest niesamowity. ;) nie moge sie juz doczekac az przeczytam kolejny ;*
OdpowiedzUsuńDodasz jutro następny proszę
OdpowiedzUsuńPopieram prośbę :-P
Usuńjejkuuuuuuuu BOSKIE !<3<3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuńBoze dziweczyno co ty ze mna robisz.... zamiast uczyc sie to siedze i czytam.. :> kocham cie i to opowiadanie/ Mizu
OdpowiedzUsuńwyszedł dobrze ?
OdpowiedzUsuńwyszedł dobrze?
ty jesteś chora on nie jest dobry, on jest IDEALNY , ZAJEBISTY, WSPANIAŁY, GENIALNY i nie wiem jaki jeszcze .
rozwaliła mnie akcja gdy Justin mówił do Bree "mamusiu"
jezu aż się popłakałam ze śmiechu.
zaczynają coś do siebie czuć AWWWW
jak miło, że Justin nie wziął.. i ta końcówka..
zabiłaś mnie totalnie.
co się teraz stanie ? ; o
chcę już nn bo nie wytrzymam ;o
KOCHAM CIĘ MOCNO <3
true-big-love-jb.blogspot.com
Aww <3 Najlepszy rozdział ! Takiego Justina kocham ,jest miły ,cudowny ,ale gdy trzeba jest agresywny i wredny .Jesteś świetną pisarką ,jedną z najlepszych .Twój blog jest Zaje*isty ! Kocham Cie ,skarbie <33/inez
OdpowiedzUsuńBoskie ;) Nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału
OdpowiedzUsuńUwielbiam wręcz kocham Twój styl pisania, potrafisz świetnie przekazywać emocje i trzymać w napięciu. :-D
OdpowiedzUsuńNie mogę się już doczekać następnego rozdziału :-)
po prostu cudny :* KC dziewczyno hah :* mam nadzieje ze jutro ukaze sie nastepny rozdzial hah :* xD
OdpowiedzUsuńO moj Boze.. To jest genialne. : o Taki slodki rozdzial. Jak lezeli w tym lozku, a ona go rozluzniala dotykiem, aaaw. :3 Albo, jak ja w kuchni na blat posadzil,nooo :D. A koncowka najlepsza :D Ciekawe, jak Justin zareaguje na jej zyly. : o
OdpowiedzUsuńChce juz nn, jejku :3
~Drew.
http://thepastalwayscomesbackx3.blogspot.com/
http://angelsdonotdieyet.blogspot.com
O moj Boze.. To jest genialne. : o Taki slodki rozdzial. Jak lezeli w tym lozku, a ona go rozluzniala dotykiem, aaaw. :3 Albo, jak ja w kuchni na blat posadzil,nooo :D. A koncowka najlepsza :D Ciekawe, jak Justin zareaguje na jej zyly. : o
OdpowiedzUsuńChce juz nn, jejku :3
~Drew.
http://thepastalwayscomesbackx3.blogspot.com/
http://angelsdonotdieyet.blogspot.com
Awww jaki piękny. Jak zwykle genialny czekam na nn <3.
OdpowiedzUsuńOoooo.... Ale suuuper rozdział !!!! Czekam nm ;* <3
OdpowiedzUsuńKc. Ten rozdział jest 100% znakomity nic ująć nic dodać :D
OdpowiedzUsuńMmmmm zgon *_* cudowny <33
OdpowiedzUsuńerhuhgfdswtyjhgfd,czekam nn <3
OdpowiedzUsuńJezu Chryste arcydzieło
OdpowiedzUsuńnic dodać niż ująć
wspaniały rozdział :)
o mało się nie popłakałam ze śmiechu, kiedy Justin mówił do niej "mamusiu" i ta jego przemowa leżę i nie wstaję
nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów
tym zakończeniem mnie zaskoczyłaś :)
czekam z niecierpliwością na następny <33
Kocham to i ciekawe o co w tym wszystkim chodzi? ale pewnie wkrutce się dowiemy czekam nn <3
OdpowiedzUsuńOmgomg to jest chyba jeden z najlepszych rozdziałów tutaj!!! Ten jest naprawdę w pewien sposób magiczny i wyjątkowy ;* Tak bardzo się cieszę, że postanowiłaś zacząć pisać tego bloga :D A końcówka... O mój boże najlepsza z najlepszych!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie będziesz trzymała nas długo w niepewności! <3
*.* <3333333
OdpowiedzUsuń