wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 13...

***Oczami Justina***
Leżałem na łóżku, wpatrując się w sufit. Starałem się zebrać wszystkie myśli, co wcale nie było takie proste, ponieważ skupiały się one na jednej osobie.
Bree...
Ta dziewczyna miała w sobie coś takiego, co nie pozwalało mi się od niej oderwać. Działała na mnie jak magnes, przyciągając mnie do siebie. Również ta cała "tajemnicza otoczka" sprawiała, że chciałem lepiej ją poznać. Przed oczami cały czas miałem jej blizny po cięciu się. Zastanawiałem się, co ją do tego zmusiło, w czym tkwi cały problem. Bree jest osobą niesamowicie zamkniętą w sobie, przez co tak trudno było mi do niej dotrzeć, dowiedzieć się czegoś więcej.
Nagle w pokoju rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Przewróciłem oczami, po czym niechętnie wyciągnąłem rękę w kierunku szafki nocnej, podnosząc komórkę.
-Co jest? - mruknąłem, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
-Siema stary. - usłyszałem rozbawiony głos kumpla. - Co tam słychać? - dodał od razu.
-Nie brałem nic od trzech dni. - warknąłem. - Jak myślisz, co u mnie? - rzuciłem z sarkazmem.
-Masz przejebane stary... - westchnął. - Ale się tak nie denerwuj, bo swoją dziewczynę wystraszyłeś. - dodał śmiejąc się cicho pod nosem.
-Co ty pierdolisz? - mruknąłem, nie mając ochoty grać w te jego pieprzone gierki.
-Widzieliśmy, jak wychodziła z tego całego ośrodka. - zrobił przerwę, prawdopodobnie zaciągając się papierosem. - Mała ma na prawdę zajebisty tyłek. - dodał,a ja mogłem zobaczyć, oczami wyobraźni, jak uśmiecha się łobuzersko.
-Tak, odkrywco. Zdążyłem zauważyć... - westchnąłem, przekręcając się tak, że teraz leżałem na brzuchu.
-Nie dali nam zbyt długo popatrzeć. - mruknął cicho, a ja momentalnie usiadłem prosto na łóżku.
-Co masz na myśli, stary? - spytałem, marszcząc lekko brwi.
-Jacyś kolesie ją ... hmm ... porwali. - zakończył, a mi momentalnie ciśnienie skoczyło do dwustu.
-I ty mówisz mi to, kurwa, teraz!? - ryknąłem, podnosząc się z łóżka.
-Jestem naćpany, facet. Wyluzuj... - zaśmiał się, czym jeszcze bardziej mnie zdenerwował.
Rozłączyłem się, wkładając telefon do kieszeni jeansów. Wiedziałem, że park, przez który zawsze przechodzi jest jednym z najniebezpieczniejszych miejsc, a mimo wszystko pozwoliłem, żeby tamtędy chodziła. To dziwne, ale martwiłem się o nią, bałem się. Nie chciałem, żeby coś jej się stało, a dobrze wiedziałem, że w tych okolicach kręciło się wielu napalonych skurwieli, którzy tylko czekali, aby ich głodnym oczom ukazała się taka dziewczyna, jak Bree.
Jednak moja podświadomość podpowiadała mi, że za tym wszystkim stoi pewna osoba, z którą Bree nie chciała mieć do czynienia...
***Oczami Bree***
Powoli otworzyłam ciężkie powieki, a do głowy zaczęły powracać jakiekolwiek myśli. Moim oczom ukazała się jakaś wielka hala. Nie wiedziałam, gdzie i dlaczego się tu znajduję. Próbowałam sobie przypomnieć, kto mnie tu zabrał.
Z pozycji leżącej podniosłam się do siedzącej, przecierając zaspane oczy. Rozejrzałam się dookoła, lecz nic nie przykuło mojego wzroku. Skierowałam rękę do kieszeni spodni, szukając telefonu. Nic jednak nie znalazłam, przez co na moich ustach pojawił się lekki grymas.
Jestem pewna, że miałam komórkę w kieszeni...
Usłyszałam jakieś głosy, więc wstałam i skierowałam się w stronę czegoś, co przypominało okno. Była to raczej duża szyba, przez którą częściowo można było zobaczyć, co dzieje się na zewnątrz.
Moje oczy rozszerzyły się na widok trzech kumpli Austina, kierujących się do wejścia.
Trzech kumpli, których na prawdę nie lubiłam...
-Nie... - mruknęłam cicho. - Przecież on ma coś z głową... - przyłożyłam rękę do czoła, oddychając głęboko.
Chwilę później drzwi magazynu otworzyły się, a do środka wkroczyli ci trzej kolesie.
-O! - zawołał radośnie jeden z nich. - Nasza kochana Bree się obudziła!
Obdarzyłam ich wściekłym spojrzeniem, kierując się w stronę chłopaków.
-Jakim, kurwa, prawem mnie tu zaciągnęliście!? - krzyknęłam, będąc już wystarczająco blisko. - Czy was kompletnie pojebało?
-Spokojnie, kotku. Nie denerwuj się tak. - mruknął, układając ręce na mojej talii.
-Zabieraj ode mnie te swoje łapy. - warknęłam, robiąc krok w tył.
-Nie udawaj takiej cnotki. - zaśmiał się, czym zaraził również dwóch pozostałych chłopaków, stojących obok. - Austin opowiadał, co robiliście w...
-Daruj sobie. - przerwałam mu, przewracając oczami. - Tak w ogóle, to po jaką cholerę ja tu jestem? - uniosłam pytająco brwi, zakładając ręce na piersi.
-A nie chciałabyś się zabawić? - przygryzł wargę, ponownie zbliżając się do mnie.
-Odwal się ode mnie, Nick. - warknęłam przez zaciśnięte zęby, robiąc kolejny krok do tyłu.
Chłopak zaśmiał się cicho, kolejny raz zbliżając się do mnie.
-Ale wiesz, co ci powiem? Zawsze zazdrościłem Austinowi. - posłał mi łobuzerski uśmiech. Szybko znalazł się zaraz przede mną, przypierając moje ciało do ściany.
-Kurwa, spieprzaj ode mnie, idioto! - krzyknęłam, starając się odepchnąć go od siebie, jednak bezskutecznie. Chłopak złapał mnie za nadgarstki, dociskając je do ściany. - To boli, debilu. - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
-To trzeba było się nie wyrywać. - zakpił, wzruszając ramionami.
-Sam się o to prosiłeś. - mruknęłam cicho, po czym kopnęłam go z kolana w krocze.
-Kurwa! - chłopak zgiął się w pół, łapiąc za swoje przyrodzenie.
-Powiedziałam wyraźnie, żebyś mnie puścił. - rzuciłam w jego stronę, po czym udałam się do wyjścia.
-Ej, laleczko! Gdzie się wybierasz? - w drzwiach stanął, jeśli dobrze pamiętam, Nate.
Przewróciłam oczami, przepychając się koło niego.
-Nie mam najmniejszego zamiaru tu siedzieć. - warknęłam, starając się wyminąć chłopaka.
-A co? - z drugiego końca hali usłyszałam dobrze znany mi głos, przez co zaklęłam cicho pod nosem. - Lepiej ci się siedzi u tego twojego...
-Nie kończ. - warknęłam na tyle głośno, aby mógł mnie usłyszeć.
Odwróciłam się na pięcie, stając twarzą w twarz z Austinem.
-Jaki ty masz problem? - spojrzałam na niego, unosząc wysoko brwi.
-Ty jesteś moim problemem. - mruknął, zaciskając pięści. - A raczej to, że nie mogę o tobie zapomnieć. - dodał, po czym podniósł wzrok, zatrzymując go na moich tęczówkach. Skinął głową w stronę chłopaków, którzy opuścili magazyn, zostawiając mnie i Austina samych.
-Austin, powiedziałam ci, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - mruknęłam, zakładając ręce na piersi.
-Ale ja chcę, Bree. - odparł, podchodząc do mnie.
Jego wzrok wylądował na moim policzku, na którym widniał zaczerwieniony ślad. - Kto ci to zrobił? - warknął, zaciskając szczękę.
-Akurat ciebie nie powinno to interesować. - odparłam, patrząc prosto w jego ciemne oczy.
-Ale interesuje, bo jesteś dla mnie cholernie ważna, rozumiesz? - podszedł jeszcze bliżej i objął moją twarz dłońmi.
-Nie, Austin. Nie rozumiem... - powiedziałam cicho, zdejmując jego ręce. - Dobrze wiesz, co mi zrobiłeś i dobrze wiesz, że ja ci tego nie wybaczę. Straciłeś w moich oczach WSZYSTKO. Ja cię nie kocham, Austin. - zakończyłam głośnym westchnięciem.
-Bree, proszę cię. Daj nam ostatnią szansę. Ostatnią... - spojrzał na mnie błagalnie, przez co spuściłam wzrok, nie będąc w stanie wytrzymać jego.
-Miałeś dużo szans, Austin. - wyszeptałam.
-Proszę... - jęknął.
-A możesz mi obiecać, że przestaniesz ćpać, bić mnie i po prostu się zmienisz? - spytałam, patrząc prosto w oczy chłopaka. Gdy jednak nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, ponownie wlepiłam wzrok w swoje buty.
-Skoro ja nie mogę się zmienić, zostaje druga opcja... - powiedział powoli, sięgając po coś do kieszeni. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy wzrok napotkał mały przedmiot w jego prawej ręce.
-Nie zrobisz mi tego! - krzyknęłam, oddalając się od niego.
-Nie dajesz mi wyboru, skarbie. Jeśli tylko tak mogę cię odzyskać...
Zaczął się do mnie zbliżać. Z każdym jego krokiem w moją stronę, ja robiłam krok w przeciwną.
-Wiesz, że mi nie uciekniesz. - mruknął cicho, przez co moje serce podskoczyło do gardła.
-Austin, proszę cię... - jęknęłam z desperacją w głosie.
-Przykro mi, kochanie... - odparł, kręcąc lekko głową.
Poczułam, jak moje plecy uderzyły o ścianę, a Austin przyparł mnie do niej, podnosząc w górę to, czego tak bardzo się bałam...
***Oczami Justina***
Dzięki pewnym źródłom szybko ustaliłem, gdzie mogę znaleźć tego skurwiela, nazywanego też byłym chłopakiem Bree. Po drodze wypaliłem parę skrętów, dzięki czemu poczułem się trochę bardziej rozluźniony.
Zaparkowałem przed magazynem, wyłączając silnik i wychodząc szybko z samochodu. Skierowałem się do wejścia, otwierając drzwi najciszej, jak umiałem. Na pierwszy rzut oka w hali nie było nikogo, lecz już po chwili mój wzrok wyłapał drobną postać Bree, przypieraną do ściany przez Austina.
Moje oczy rozszerzyły się na widok strzykawki, którą brunet trzymał w prawej ręce. Widziałem przerażony wyraz twarzy Bree, dlatego niezwłocznie ruszyłem w ich stronę.
Dobrze, że przed chwilą wypaliłem parę skrętów, ponieważ będąc na głodzie, mógłbym zareagować całkowicie inaczej...
Ani ona, ani on nie mogli mnie zobaczyć, co w tej chwili było mi na rękę. Po cichu podszedłem do nich. Wzrok Bree wylądował na mnie, przez co również Austin odwrócił się w moją stronę.
-Raz cię ostrzegałem, drugi raz nie zamierzam. - warknąłem, uderzając go z pięści w szczękę. Chłopak zachwiał się, odchodząc kawałek od zdezorientowanej Bree. Podszedłem do niego i uderzyłem, tym razem w brzuch. Brunet oddał mi ciosem w szczękę, przez co skrzywiłem się lekko. Kopnąłem go z kolana w brzuch, odpychając od siebie.
-Odpierdol się od niej. - warknął, ocierając z twarzy krew.
-To ty się od niej odpierdol. - syknąłem, unikając jego ciosu.
"Walka" rozpoczęła się na dobre. Ponownie kopnąłem go w brzuch, zdobywając za to cios w nos. Szybko starłem koszulką krew, rzucając się na niego.
Muszę przyznać, że wdawanie się w bójki to moje hobby...
Złapałem go za koszulkę i uderzyłem ciałem chłopaka o ścianę.
-Nie zbliżaj się... - uderzenie w szczękę. - Kurwa... - uderzenie w nos. - Do niej... - kopnięcie w brzuch.
Chłopak wyprostował się i oddał mi tym samym, przez co zgiąłem się na ułamek sekundy. Zaraz jednak wstałem i z wściekłością zadałem mu dwa ciosy. Poczułem uderzenie w łuk brwiowy, chwilę później ścierając z niego krew.
-Chłopaki, przestańcie... - do moich uszu doszedł cichy głosik Bree. - Proszę...
Zadałem ostatni, nokautujący cios, przez co Austin wylądował na ziemi.
Podszedłem do Bree i przyciągnąłem do siebie jej ciało, starając się nie zwracać uwagi na strzykawkę z narkotykiem, leżącą na ziemi.
-W porządku? - spytałem, całując ją w główkę.
-Tak, dziękuję. - szepnęła, obejmując mnie w pasie.
-Jesteś zwykłą dziwką. - warknął Austin, zwracając na siebie naszą uwagę. - Jedyne, w czym jesteś dobra, to w łóżku.
Zauważyłem, jak w oczach Bree zbierają się łzy. Dziewczyna wyrwała się z moich objęć i podeszła do Austina, uderzając go w twarz. Następnie wybiegła z budynku, potrącając przy okazji jakiegoś kolesia, który spojrzał na nią zdezorientowany.
Ostatni raz podszedłem do leżącego na ziemi Austina i kopnąłem go w brzuch, spluwając na jego ciało z obrzydzeniem.
Wyszedłem przed magazyn, szukając wzrokiem ślicznej szatynki. Zauważyłem ją, siedzącą na krawężniku z głową schowaną w kolanach. Udałem się w jej stronę, spoglądając w międzyczasie na zegarek, wskazujący godzinę dwudziestą pierwszą.
Ukucnąłem przy dziewczynie, obejmując jej drobne ciało ramieniem.
-Nie słuchaj go. - mruknąłem, unosząc jej głowę.
Spojrzała na mnie załzawionymi oczami, pociągając nosem.
-Na prawdę jestem dziwką? - spytała cicho. - Czy na prawdę dla każdego faceta liczy się tylko seks? - dodała, a spod jej powieki wypłynęła kolejna łza.
-Nie płacz, skarbie. Nie słuchaj go.- odparłem, lekko wymijająco.
Bo niby co miałem jej powiedzieć? Tak Bree, faceci myślą tylko o seksie?
No właśnie...
-Chociaż ty jesteś inny, Justin. - szepnęła, zarzucając mi ręce na szyję. - Dziękuję. - dodała, kiedy objąłem jej drobną talię, przyciągając do siebie.
I znowu poczułem to ukłucie poczucia winy. Wykorzystałem ją. Upiłem i przeleciałem, a teraz ją pocieszam, udając świętego.
Zatopiłem twarz w zagłębieniu jej szyi, przygryzając dolną wargę.
Ona nigdy nie może się o tym dowiedzieć...
-Chodź. - mruknąłem jej do ucha. - Zwijamy się stąd.
Podałem jej rękę, którą złapała po chwili i podniosła się z krawężnika. Zaczęła otrzepywać się z piachu, przez co na moich ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek.
-Pozwól, że ja się tym zajmę. - mruknąłem, układając ręce na jej idealnym tyłeczku. Dziewczyna przewróciła oczami, wzdychając głośno, na co z moich ust uciekł cichy chichot. Otrzepałem jej ciałko z piachu, ponownie łapiąc za rękę. Udaliśmy się do mojego czarnego, matowego BMW. Otworzyłem dziewczynie drzwi od strony pasażera, za co podziękowała mi lekkim uśmiechem.
Zająłem miejsce od strony kierowcy, odpalając silnik. Wyjechałem na drogę, prowadzącą do wyjazdu z lasu.
-Dziękuję, Justin. - odezwała się cicho, spoglądając na mnie ukradkiem.
-Nie ma za co, kotuś. - posłałem jej uspokajający uśmiech, gładząc po kolanie.
***
-Siema, musisz odstawić mój samochód. - mruknąłem przez telefon do kumpla.
-Nie ma sprawy. Wyślij mi adres. - odparł szybko.
Rozłączyłem się, wysyłając kumplowi adres szatynki.
-Wiesz, ile będą mnie trzymać w tym  ośrodku? - spytałem, opierając głowę o kierownicę.
-Aż z tego wyjdziesz. - odparła, gładząc mnie po plecach, dzięki czemu moje spięte mięśnie zaczęły się rozluźniać. - A teraz chodź. - mruknęła. - Nie dam ci w takim stanie wracać do ośrodka. - dodała.
Wysiadłem z samochodu, zaparkowanego kawałek od domu szatynki. Udałem się za nią, zerkając na jej tyłek.
No co...?
-A teraz posłuchaj mnie uważnie. Jakkolwiek idiotyczne wyda ci się to, co teraz zrobię, nie śmiej się. - mruknęła, ciągnąc mnie za koszulkę przez bramkę. Skierowaliśmy się na tyły domu.
-Wchodź. - rozkazała, wskazując na otwarte okno w swoim pokoju. Posłusznie wykonałem jej polecenie, po chwili znajdując się u niej w pokoju.Zaraz po mnie Bree przełożyła nogi przez parapet, zeskakując na podłogę. Przypatrywałem jej się, jak wyciąga z szafy podobną bluzkę do tej, którą miała na sobie, a następnie udaje się z nią do łazienki. Parę sekund później wróciła do pokoju, już przebrana.
-Za chwilę ci wszystko wyjaśnię. - rzuciła krótko, podnosząc z ziemi torbę, po czym podeszła do parapetu, przerzucając przez niego nogi.
***Oczami Bree***
Zeskoczyłam z parapetu, udając się do drzwi wejściowych.
-Wróciłam! - krzyknęłam, ściągając buty.
-Bree, co tak późno. - ujrzałam moją rodzicielkę z lekko zaniepokojonym wyrazem twarzy.
-Przepraszam, ale coś mnie zatrzymało. - mruknęłam, wzruszając lekko ramionami. - Źle się czuję, pójdę na górę się położyć.
-Chcesz coś do jedzenia? - spytała z troską, podchodząc do mnie.
-Dziękuję. - odparłam, uśmiechając się delikatnie.
Mama przytuliła mnie do siebie, co odwzajemniłam od razu.
-Bree... - zaczęła, a ja już wiedziałam, że coś jest nie tak. - Dlaczego pachniesz męskimi perfumami? - zmarszczyła brwi, patrząc na mnie sceptycznie.
-Bo ja... - starałam się wymyślić coś na poczekaniu. - Przytuliłam się do Justina na pożegnanie. - odparłam, teoretycznie nie kłamiąc. Pominęłam tylko niektóre fakty.
-No dobrze, to teraz zmykaj na górę. - posłała mi serdeczny uśmiech, który odwzajemniłam, kierując się w stronę schodów.
Po paru chwilach dotarłam do swojego pokoju, wchodząc do środka. Zastałam Justina rozłożonego na moim łóżku z rękoma ułożonymi pod głową.
-No więc jestem. - mruknęłam po zamknięciu drzwi. Chłopak już otwierał usta, aby coś powiedzieć, lecz uciszyłam go gestem ręki. - Mama musiała zobaczyć, że wchodzę do domu, a tutaj przyszłam po to, żeby się przebrać, ponieważ byłam ubrudzona krwią. - wytłumaczyłam, rzucając torbę na fotel. - A teraz chodź. Trzeba coś z tym zrobić. - wskazałam na jego rozcięcia.
***Oczami Justina***
Bree chwyciła mnie za rękę i poprowadziła w stronę łazienki. Zamknęła za nami drzwi, przez co na moich ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek.
-Sami w łazience... - mruknąłem blisko jej ucha.
-Justin. - uderzyła mnie lekko w ramię. - Bo zacznę myśleć, że jesteś taką samą świnią, jak inni.
-Już się zamykam. - zrobiłem minę niewiniątka, przez co szatynka zaśmiała się cicho.
Posadziła mnie na krześle koło zlewu, a sama sięgnęła po kosmetyczkę do jednej z szafek. Wyjęła z niej jakieś waciki oraz wodę utlenioną. Namoczyła watę wodą, po czym przyłożyła do mojej twarzy, ścierając z niej delikatnie zaschniętą krew, jakby bała się, że może zrobić mi krzywdę.
-Nie bój się, skarbie. To nie boli. - mruknąłem, obserwując jej zawzięty wyraz twarzy.
-To zaraz zaboli. - zatrzepotała słodko rzęsami, sięgając po wodę utlenioną. Nalała ją na wacik i już miała przyłożyć do moich rozcięć, kiedy złapałem ją za biodra i posadziłem na swoich kolanach.
-Justin... - westchnęła cicho, przewracając oczami.
-Tak będzie ci wygodniej. - wyszczerzyłem się do niej, na co pokręciła z rozbawieniem głową.
Trzymałem ręce na jej biodrach, natomiast ona jedną rękę położyła na moim karku, a drugą przyłożyła do mojego rozciętego łuku brwiowego. Przejechała po nim wacikiem, nasączonym wodą utlenioną. Poczułem lekkie pieczenie, które zignorowałem. W końcu, bywałem w poważniejszych kłopotach i nie miałem wtedy Bree, która mogłaby mi pomóc.
Obserwowałem, jak marszczy brwi, wpatrując się w moją twarz. Następnie wzięła kolejny wacik, nalewając na niego wodę utlenioną, po czym przyłożyła go do mojej rozciętej wargi. Przejechała po niej delikatnie, a na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmieszek.
-Skończyłam. - mruknęła po chwili, obejmując moją twarz dłońmi. - I nie bij się więcej. - wydęła dolną wargę, patrząc prosto w moje tęczówki. - Jeszcze raz dziękuję. - dodała, po czym pocałowała mnie krótko w policzek.
Wstała z moich kolan, sprzątając rozłożone na umywalce rzeczy. Po chwili schowała kosmetyczkę do szafki, zamykając ją. Wyszedłem do pokoju, z powrotem siadając na jej łóżku.
-A teraz zdejmij koszulkę. - oparła się o ścianę, zakładając ręce na piersi.
-Rozumiem, że chcesz podziwiać mój...
-Nie. - przerwała mi głośnym westchnieniem. - Jest cała we krwi. Wyglądasz, jakbyś kogoś zamordował. - posłała mi karcące spojrzenie.
Z uśmiechem na ustach ściągnąłem z siebie koszulkę, podając ją Bree. Czułem jej wzrok na swoim torsie, przez co na moich ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek.
-Mów co chcesz, skarbie. - mruknąłem, układając się na łóżku.
Szatynka zniknęła za drzwiami łazienki, zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami.
W mojej głowie ponownie pojawił się obraz, kiedy Austin próbował podać Bree narkotyki. Widziałem na jej twarzy przerażenie, co, nie powiem, lekko mnie zszokowało. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć...
Po paru chwilach blondynka wróciła do pokoju.
-Możesz zostać u mnie. Twoja koszulka powinna wyschnąć do rana. - powiedziała, kierując się do szafy.
I tak bym został...
Wyjęła jakąś luźną koszulkę na ramiączka oraz komplet bielizny, po czym z powrotem udała się do łazienki.
-Idę wziąć prysznic. Rozgość się. - rzuciła na koniec, zamykając za sobą drzwi.
Ściągnąłem z siebie spodnie, rzucając je na fotel po drugiej stronie pokoju. Podszedłem do drzwi i zamknąłem je na klucz, nie chcąc, aby jej matka zastała mnie w łóżku swojej córki, na dodatek w samych bokserkach.
Chociaż, jej mina byłaby ciekawa...
Wziąłem z szafki pilota, po czym ułożyłem się na łóżku, włączając telewizor. Przykryłem się kołdrą, szukając odpowiedniego dla mnie kanału. Wreszcie zatrzymałem się na meczu koszykówki, układając ręce za głową. Zsunąłem się niżej, układając głowę na wielkiej, różowej poduszce Bree. Na moich ustach pojawił się uśmiech, kiedy wyczułem jej cudowny zapach.
To niepokojące, jak zaczynam myśleć o tej dziewczynie...
Nagle drzwi od łazienki otworzyły się, a z wnętrza pomieszczenia wyszła Bree, przebrana już w swoją piżamę, z której składała się koronkowa bielizna i luźna koszulka.
Poczułem, jak moja szczęka lekko opada,na widok piękności przede mną. Jej mokre włosy opadały na jej ramiona, tworząc delikatne loki, a twarz anioła była w stu procentach naturalna.
Mój "kolega" dał o sobie znać, przez co poprawiłem się na swoim miejscu. Mój wzrok automatycznie wylądował na tyłku dziewczyny, sprawiając, że "mały Justin" wariował.
Bree podeszła do łóżka i odsłoniła kołdrę po drugiej stronie, wślizgując się pod nią. Objąłem ją ramieniem w talii i przyciągnąłem do siebie tak, że ułożyła główkę na mojej klatce piersiowej. Zacząłem gładzić ją delikatnie po włosach, a moja uwaga, która do tej pory skupiona była na meczu, rozproszyła się pomiędzy telewizorem, a szatynką, leżącą zaraz obok. Cały czas zerkałem na nią, uśmiechając się pod nosem.
Pół godziny później mecz dobiegł końca, więc wyłączyłem telewizor, odkładając pilota na szafkę. Zsunąłem się niżej, układając się wygodnie na łóżku.
Nagle słabe światło oświetliło nadgarstek dziewczyny.
-Bree... - zacząłem, zaciskając szczękę. - Jeszcze niedawno były tu trzy kreski, a teraz są cztery...
-Mam uwierzyć, że nic nie brałeś? - podparła się na łokciu, uważnie mi się przyglądając. - Wtedy inaczej zareagowałbyś na widok tej strzykawki. - dodała cicho.
-No właśnie. - zmieniłem nagle temat. - O co w tym wszystkim chodziło? Widziałem, że byłaś przerażona i...
-Dobranoc, Justin. - przerwała mi, po czym wyłączyła światło i ułożyła głowę na poduszce, zamykając oczy...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Wow! Po raz pierwszy dodaję rozdziały dwa dni z rzędu, ale tak mnie jakoś naszło...
Przepraszam,że nie wyrobiłam się wcześniej, ale to wina moje mamy...
"Kochanie zrób to. Kochanie zrób tamto. Kochanie zrób sramto..."
Nerwicy można dostać...
Mam nadzieję,że rozdział się Wam podoba, bo pisałam go przy krzykach i gadaniu mojej kochanej siostrzyczki...
Jeśli przeczytałaś, skomentuj.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Wpadajcie na mojego aska i pytajcie o co tylko chcecie!
Ps. Chociaż ja sylwestra nie lubię i nie obchodzę, chciałam Wam życzyć 2,5 godziny przed, aby rok 2014 był jeszcze wspanialszy, niż ten. Dla mnie był on spełnieniem marzeń, ponieważ odważyłam się pisać opowiadania i publikować je, a co najważniejsze, znalazłam tak wspaniałych czytelników, jak Wy!
Dziękuję ;-*

18 komentarzy:

  1. Zajebisty kochanie :) Czekam nn <3
    heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. FUCK !
    zajebisty (sory za słownictwo )
    czytam i takie " co to już koniec ? ja chce więcej"
    świetnie to wszystko opisujesz.
    a db, że go dręczą wyrzuty ..
    ciekawe o co chodzi z Bree i narkotykami, czyżby kiedyś brała ; o ?
    nie chce zapeszać..
    Ale wgl to jest tak zajebiste, że się nie chce kończyć.
    ich dialogi są omniomniom.
    asdfghjk.. UMARŁAM i nie wstaje *.*
    Kocham Cie <3
    true-big-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmm cudowny kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. hbshvjhsvjsfdjhiy
    kocham kocham kocham kocham kocham kocham <333
    juz nie moge doczekac sie nn *-*
    szczesliwego nowego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  6. JEZU, TAK SIĘ CIESZĘ, ŻE DODAŁAŚ TAK WCZEŚNIE <3
    Jesteś niesamowita, naprawdę. Boże, głupi Austin. -.- Nienawidzę gościa, Jezu, co za palant. A Justin.. Biedny, pewnie jeszcze nie wie, że pomału się w niej zakochuje :D Szkoda tylko, że wtedy ją wykorzystał i teraz nie chce się przyznać, ale to pewnie wyjdzie na jaw kiedyś. To taki słodki rozdział, że BOOOŻE *.* Aż mnie samej motylki w brzuchu wybuchały, naprawdę.
    Jesteś w czołówce, moich ulubionych blogów. Uwielbiam Cię *.*
    Dziękuję Ci, kochana, że dbasz tak o nas (czytelników).
    <3
    ~ Drew.
    http://thepastalwayscomesbackx3.blogspot.com/
    http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietny jak zawsze / Mizu

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham tooo!!!!!!!!! i zupelnie rozumiem cie z mama :))

    OdpowiedzUsuń
  10. genialne opowiadanie :) sceny Justina i Bree po prostu leżę i nie wstaję. świetny rozdział, jestem strasznie ciekawa co będzie dalej. czekam na następny <33

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialny rozdział. Już nie mogę doczekać się następnego;). Wydaje mi się że Austin kiedyś namówił Bree do ćpania. A ona za każdym razem potem się cieła. Justin w końcu kiedyś się dowie a wtedy...może być ciekawie. Szkoda tylko że nie potrafi się przyznać do tego że ją wykorzystał. No, ale z drugiej strony to mu się nie dziwię, boi się że go zostawi a chyba się w niej pomału zakochuje.

    OdpowiedzUsuń
  12. miałam wcześniej dodać rozdział, zaraz po the-other-side, ale coś mi komputer zepsuł i mogę teraz szybko dodać. xd
    o mój boże ! z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej, rozwijasz się, akcja sobie leci, a oni są tacy słodcy ♥ Szczerze mówiąc myślałam, że Bree zapomni o cięciu się ;o OMG czemu ona ma rany na drugiej ręce ?!?!?! Nie wiem czy wiesz, ale ja chcę widzieć tutaj jutro nowy rozdział <3
    Aww i dziękujemy za życzenia ♥♥♥
    HAHAHAHAHAHHAHAHA i pozdrów swoją mamę :D

    OdpowiedzUsuń
  13. kurcze chce nexta,uwielbiam!!

    OdpowiedzUsuń
  14. kocham <3 <3 a kiedy bedzie nastepny rozdział? mam nadzieje ze jak najszybciej xD

    OdpowiedzUsuń