Przepraszam za wszystkie błędy, których jest pewnie mnustwo, ale nie miałam czasu sprawdzić rozdziału...
***Trzy miesiące później***
Niepewnie przeszłam przez duże, metalowe drzwi, które otworzył dla mnie strażnik. Tak, właśnie weszłam do więzienia, gdzie od trzech miesięcy przebywał Justin. Prawdę mówiąc, zobaczę go po raz pierwszy od tak dawna. Cholernie się za nim stęskniłam i nie mogłam się doczekać, aż przytulę się do niego, pocałuję.
Po rozprawie sądowej, podczas której skazali Justina na 15 lat pozbawienia wolności, byłam załamana. Nie wiedziałam, jak sobie ze wszystkim poradzę i czy w ogóle sobie poradzę. Zawsze to on był moim wsparciem w trudnych chwilach, a teraz mi go odebrali. Nie byłam na niego zła za to, co zrobił. Wręcz przeciwnie. Byłam mu wdzięczna. Zamiast tego, obwiniałam siebie, że poszedł siedzieć. Naprawdę nie chcę odwiedzać go w więzieniu przez następne kilkanaście lat. Ja chcę go tutaj, przy sobie.
-Proszę za mną. - z zamyśleń wyrwał mnie głos mężczyzny, który prowadził mnie po tym ogromnym budynku, w którym sama zapewne bym się zgubiła.
Po chwili dotarliśmy do jednych z wielu wielkich, ciężkich drzwi. Przełknęłam głośno ślinę, koedy strażnik włożył metalowy klucz do zamka i przekręcił go z charakterystycznym dźwiękiem.
-Proszę. Masz dziesięć minut. - zacisnęłam na moment powieki, a następnie otworzyłam je i weszłam do środka. Justin siedział w środku, na drewnianym krześle, przy niewielkim stoliku. Kiedy jego wzrok wylądował na mnie, od razu podniósł się z miejsca, zrobił dwa kroki w moją stronę i oplątał ramiona wokół mojej talii.
-Tęskniłem, malutka... - wyszeptał mi do ucha, a ja poczułam, jak po moim policzku spływa łza. - Tak cholernie za tobą tęskniłem. Bałem się, że mi nie wybaczysz.
-Nie miałam co ci wybaczać, Justin. Wiem, że zrobiłeś to dla nas. - przeczesałam jego włosy palcami. Chciałam zapamiętać ich miękkość i gęstość, aby nie tęsknić tak bardzo, kiedy znów będziemy musieli się rozstać.
Kiedy chłopak odsunął się ode mnie, mogłam dokładniej mu się przyjrzeć. Na jego twarzy pojawił się lekki zarost, a mięśnie były jeszcze bardziej wyraziste. Może ktoś inny nie zauważyłby u niego zmiany, jednak ja, osoba najbliższa dla niego, widziałam wszystko.
-Troszeczkę się zmieniłaś. - najwidoczniej Justin również dostrzegł jakieś zmiany u mnie, których ja nie potrafiłabym dostrzec.
-Co masz na myśli? - uniosłam brwi, siadając na przeciwko niego przy stole.
-Po pierwsze, widzimy się tylko chwilkę, a ty jesteś zdecydowanie za daleko. - gestem dłoni nakazał mi wstać i zbliżyć się do niego. Następnie przyciągnął mnie na swoje kolana i schował twarz w zaglębieniu mojej szyi. - A po drugie, chodzi mi o to, że doroślejesz. Nadal masz słodką buźkę, ale bardziej poważnie. I wiesz co? - musnął wargami moją szyję, po czym spojrzał mi w oczy. - Podnieca mnie to.
Zachichotałam na dobór jego słów, jednak nie przyszła tutaj wyłącznie po to, aby wymieniać się z Justinem czułościami. Ja chciałam mu pomóc. Uwolnić go z więzienia, mimo tego, iż wiedziałam, że mogę ponieść za to bardzo poważne konsekwencje.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie. - nachyliłam się nad jego uchem, zbliżając do niego wargi. - Masz być gotowy za tydzień w nocy, rozumiesz? Nie zostaniesz tutaj dłużej.
-O czym ty mówisz, słonko? - szatyn zmarszczył brwi, jednak również szeptał.
-Uciekasz stąd, rozumiesz? Za tydzień, w sobotę, wieczorem. Zajmę się wszystkim. Ty masz być tylko gotowy. Zapamiętaj, za tydzień wieczorem. Kocham cię. - po tych słowach wpiłam się w jego usta i przełożyłam kedną nogę tak, że siedziałam na nim okrakiem.
Resztę wyznaczonego czasu spędziliśmy na całowaniu, tak po prostu. Przerwał nam dopiero strażnik więzienny, który bez żadnej zapowiedzi otworzył metalowe drzwi i wszedł do środka, aby wyprosić mnie z pomieszczenia.
***Tydzień później***
Siedzieliśmy razem z chłopakami w salonie, w domu Justina. W końcu nadszedł ten dzień. Dzień, w którym uwolnię mojego chłopaka z tamtego miejsca. Chciałam znów mieć go przy sobie i tylko dla siebie.
-Mała, jesteś pewna, że to wypali? W ogóle jak ty masz zamiar zdobyć klucze od jego celi, co? Jestem przekonany, że cię po prostu zamknął w więzieniu za pomaganie mu. - a ten znowu swoje. Mój brat od kilku tygodni stara się mnie odwieść od mojego pomysłu, jednak ja się nie poddam. Uwolnię Justina, choćbym miała sama za to odpowiedzieć.
-Zaufaj mi, braciszku. Mam swoje sposoby. - uśmiechnęłam się do niego słodko.
-Niby jak masz zamiar tego dokonać? - westchnął Zayn, unosząc brwi i opierając się o swoje kolana. On również był temu przeciwny.
-Zaraz się przekonacie, chłopcy. - wtedy wstałam z kanapy i, ostatni raz zerkając na zegar, wskazujący godzinę 21:30, udałam się schodami na górę, do sypialni Justina.
Nikt nie znał szczegółów mojego planu. Chłopcy, tak samo, jak Justin, wiedzieli tylko, że mam zamiar go uwolnić. Nie wiedzieli jednak, jakim sposobem.
Wszystko miałam już przygotowane, dlatego podeszłam do szafy i wyjęłam z niej przygotowane ubrania. Rozebrałam się do czarnej, koronkowej bielizny i wsunęłam na swoje ciało czerwoną, mocno dopasowaną sukienkę. Prawdę mówiąc, był to raczej kawałek cienkiego materiału, który miał służyć jako sukienka. Była ona bez ramiączek, wiec odsłaniała cały dekolt, a sięgała ledwo za tyłek. Nie czułam się w niej komfortowo, jednak dzisiaj była niezbędna. Ubrałam również skórzaną kurtkę i czarne, najwyższe jakie znalazłam, szpilki. Wiem, wyglądałam teraz bardzo... prowokacyjnie i nieodpowiednio, jednak taki był zamiar. Musiałam zrobić z siebie łatwą i pustą. Taki rodzaj poświęcenia.
Biorąc ostatni, głęboki oddech, wyszłam z sypialni Justina, przerzucając włosy na jedno ramię. Starając się robić jak najmniej hałasu, zeszłam po schodach. Dopiero kiedy odkaszlnęłam cicho, wzrok całej piątki chłopaków zwrócił się w moją stronę. Zayn w jednym momencie upuścił szklankę, którą trzymał w dłoni, a Brady zaksztusił się piwem. Nie schlebiały mi jednak ich reakcje. Czułam się okropnie, wyglądając tak.
-Teraz już rozumiem, jak masz zamiar go uwolnić. - zagwizdał jeden z kumpli Justina. Nic nie powiedziałam, tylko całkiem zeszłam ze schodów. Widziałam, jak Ryan podniósł się z kanapy i podszedł do mnie. Złapał mnie lekko za ramię, wiedząc, że gdyby mocniej zacisnął dłoń, mógłby zrobić mi krzywdę.
-Mała, ty chyba nie zamierzasz...
-Oczywiście, że nie. - przerwałam mu, z lekkim oburzeniem. - Nie mam najmniejszego zamiaru zdradzić Justina. Nawet tak nie myśl. - mówiłam to stanowczo, jednak za osłoną kryła się niepewność. Mimo że byłam przekonana, iż nie zdradzę Justina, po prostu bałam się, jak rozwiną się wydarzenia dzieiejszej nocy.
Razem z Ryanem wyszliśmy z domu Justina, na ciemną, prawie nieoświetloną ulicę. Brat skierował mnie do swojego samochodu i otworzył przede mną drzwi. Zajęłam więc miejsce od strony pasażera, czekając, aż blondyn wsiądzie do samochodu. Bez słowa ruszył z podjazdu. Widziałam, że nie był zadowolony z ubrań, jakie miałam na sobie, lecz nie komentował tego. I dobrze. Nie chciałabym wysłuchiwać jego komentarzy.
-Młoda, a jeśli ci się nie uda? Nie chcę później odwiedzać cię w poprawczaku. - położył dłoń na moim kolanie i poglaskał je delikatnie.
-Wszystko się uda, nie musisz się martwić. Naprawdę. - chciałam go w jakiś sposób uspokoić.
-Jak mam się nie martwić? Masz właśnie zamiar iść do więzienia i robić niewiadomo co, wyglądając jak... - wtedy się zaciął, wiedząc, że mógłby powiedzieć o słowo za dużo. - Przepraszam cię, Bree. Nie powinienem.
-Tak, nie powienieneś, ale rozumiem cię. - posłałam mu delikatny uśmiech, wlepiając wzrok w opustoszałą drogę.
Resztę drogi milczeliśmy. Dopiero, zbliżając się do więzienia, Ryan zaczął niespokojnie kręcić się na fotelu. Chciał coś powiedzieć, jednak powstrzymywał się. Po chwili zaparkował na poboczu przed ogromnym budynkiem z czerwonej cegły. Już miałam wysiąść z samochodu, kiedy brat złapał mnie za nadgarstek. Obróciłam głowę tak, że patrzyłam mu prosto w oczy, w których, w tym momencie, widziałam smutek.
-Skarbie, boję się o ciebie. A jak coś ci się stanie? Co wtedy? Nie idź tam, proszę...
-I co? Mam czekać kilkanaście lat, aż wypuszczą stąd Justina? Mam przez kilkanaście lat żyć sama i czekać na niego? Nie, to nie wchodzi w grę. - wygładziłam materiał sukienki na udach. - Tak więc idę. Czekaj tu na nas za kilkanaście minut. I trzymaj za mnie kciuki. - pocałowałam go w policzek, po czym otworzyłam drzwi od strony pasażera i wysiadłam.
Mimo że z pozoru starałam się grać pewną siebie, niewzruszoną dziewczynę, która zrobi wszystko, aby uwolnić swojego ukochanego, w głębi serca byłam małą, przestraszoną dziewczynką, która najchętniej schowałaby się pod kołdrą i nie wychylała z poza niej głowy. Wiedziałam jednak, że tylko ja mogłam go uwolnić, tylko mnie mogło się udać.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy, łapiąc za klamkę w metalowych drzwiach, otworzyłam je. Przez cały czas obawiałam się, że mogą być zamknięte. Wtedy miałabym prawdziwy problem. Jednak wierzyłam, że strażnik okaże się takim idiotą, że zapomni je zamknąć.
Weszła więc do środka i powoli, starając się nie narobić dużego hałasu, udałam się wgłąb budynku. Po paru krótkich chwilach dotarłam do pomieszczenia, od którego drzwi otworzone były na na oścież. Wiedziałam, że mimo iż bałam się tego cholernie, nie było już odwrotu i mogłam iść tylko w przód, a nie cofać się. Wzięłam więc ostatni, najgłębszy dzisiaj oddech, a następnie poprawiłam sukienkę i stanik, aby moje piersi bardzo dobrze prezentowały się w obcisłej sukience. Następnie zrobiłam mały kroczek w przód, stając w progu pomieszczenia.
-Yhm... - odkaszlnęłam cicho, aby zwrócić na siebie uwagę strażnika. W tym samym czasie oparłam się o futrynę, opierając o nią również jedną, cholernie wysoką, szpilkę. Zaczęłam zakręcać sobie kosmyk włosów wokół palca, obserwując, jak mężczyzna, koło dwudziestu siedmiu lat, odrywa wzrok od gazety i skanuje nim moje ciało.
-Jak tu weszłaś, ślicznotko? - mruknął i chociaz starał się utrzymać służbowy i oficjalny ton, kego głos drżał, a on sam nie odrywał ode mnie wzroku.
-Drzwi były otwarte. - odparłam słodko i niewinnie, powoli wplątując palce we włosy i przeczesując je zjawiskowo.
-A co cię tu do mnie sprowadza, laleczko? - poprawił się na krześle i gestem dłoni wskazał mi, abym weszła do środka. Zrobiłam to i, zamiast o futrynę, wyzywająco oparłam się o ścianę.
-Już kiedyś mi się spodobałeś. - uśmiechnęłam się lekko, zbliżając się powolutku do strażnika. - Tylko nigdy nie miałam czasu, żeby się z tobą spotkać. - zrobiłam smutną, a zarazem słodką minę.
Po chwili, tak po prostu, usiadłam na jego kolanach, zarzucając mu ręce na kark. Wplątałam palce w jego włosy i zaczęłam przeczesywać je delikatnie, cały czas obserwując jego reakcję. Mężczyzna spiął mięście, ale kiedy sądziłam, że każe mi się odsunąć, on objął dłońmi moje biodra i zacisnął na nich palce. Wtedy poczułam pierwszy strach. Nie było to proste, zwłaszcza, że nadal pamiętałam wydarzenia sprzed trzech miesięcy. Właśnie dlatego nie byłam w stanie szybciej uwolnić Justina z więzienia. Po prostu nie potrafiłam.
-I co w związku z tym, malutka? - jego głos stał się cięższy, kiedy przysunęłam się bardziej do niego i usiadłam w okolicach jego przyrodzenia.
-Może miałbyś ochotę się zabawić? - szepnęłam mu do ucha, przygryzając jego płatek. Wiem, że zachowywałam się, jak zwykła szmata, ale nie potrafiłam wymyśleć nic lepszego. Nienawidziłam siebie za to, brzydziłam się samą sobą. I nie chciałam nawet myśleć, jak na tę sytuację zareagowałby Justin. Nie wiem, czy zrozumiałby, że robię to wszystko dla niego.
-Bardzo chętnie. - odparł, kładąc dłonie na moich udach. Zaczął sunąć nimi coraz wyżej, aż w końcu jego palce wsunęły się pod materiał mojej sukienki. Chociaż na ustach przez cały czas utrzymywałam uśmiech, moje serce biło w zdwojonym tempie. Bałam się. Bałam się jego, jego dotyku, słów, które szeptał mi do ucha i całej atmosfery dookoła. Nie mogłam się jednak poddać. Nie teraz, kiedy zaszłam już tak daleko.
-Może jest tutaj jakieś... bardziej ustronne miejsce? - spytałam powoli, sunąc dłońmi po jego klatce piersiowej. Mężczyzna śledził wzrokiem moje ruchy, kiedy chwyciłam w palce pierwszy guzik od jego koszuli i rozpięłam go. To samo zrobiłam z drugim, po czym odchyliłam lekko materiał, przejeżdżając paznokciami po jego skórze.
-Oczywiście, że jest. - mruknął, a w jego głosie wyczułam podniecenie. Poruszyłam się jeszcze na jego kolanach, umyślnie ocierając o jego krocze, po czym zeszłam z niego z gracją, wyciągając w jego kierunku dłoń.
-Więc chodź. - szepnęłam, odwracając się tyłem do niego. Jego dłonie niemal natychmiast przywarły do moich bioder, a on stanął bardzo blisko mnie, sprawiając, że nasze ciała się stykały. Zaczął kierować mnie w stronę wyjścia z pokoju, a następnie korytarzem wgłąb budynku.
Nie macie nawet pojęcia, jak bardzo przerażona byłam. Myśl, że ten zboczeniec, bo inaczej nie można go nazwać, prowadzi mnie teraz do jednego z opuszczonych pomieszczeń, sprawiała, że moje serce przestawało bić. W końcu, kto normalny, po dwóch zdaniach, zgadza się na seks z poiętnastolatką? Kurwa, ja byłam dzieckiem, ale jemu najwyraźniej w ogóle to nie przeszkadzało. Zamiast tego, jedna z jego dłoni powędrowała do mojego tyłka, a drugą zaczął wsuwać pod sukienkę, dotykając skóry na moich udach. Żeby się nie zdradzić, zachichotałam tępo i, idąc, zaczęłam ponętnie kołysać biodrami.
Po chwili mężczyzna zatrzymał się i otworzył drzwi od jednego z pomieszczeń. Wprowadził mnie do środka, chociaż ja najchętniej uciekłabym jak najdalej stąd.
-Liczę na szybki numerek, skarbie. Zaraz muszę wracać do pracy. - szepnął mi do ucha, a następnie, jednym, szybkim ruchem, odwrócił mnie przodem do siebie i zacisnął dłonie na moich pośladkach. Niespodziewanie wpił się w moje usta. Nie byłam przygotowana na taki obrót sprawy. Nie miałam zamiaru się z nim całować, ale skoro on zaczął pocałunek, nie mogłam go teraz od siebie odepchnąć. Niepewnie odwzajemniałam agresywny pocałunek, cofając się w stronę łóżka, stojącego zaraz za mną. Oderwałam swoje usta od jego i pchnęłam mężczyznę na materac. Strażnik ułożył się wygodnie, a ja w tym czasie wspięłam się na łóżko i na kolanach podeszłam do niego. Przez cały ten czas byłam nachylona, dzięki czemu mężczyzna miał lepszy wgląd na moje piersi. Następnie przełożyłam przez niego jedną nogę i usiadłam okrakiem w okolicach jego krocza, przez co jęknął cicho, odnajdując drogę do mojej talii.
Wiedziałam, że jeżeli chcę wyciągnąć od niego niezbędne informację, muszę się niezykle postarać. Chciałam doprowadzić do tego, że wyśpiewa mi wszystko, co będę chciała. Taki był mój cel.
Zaczęłam więc poruszać biodrami przy jego nabrzmiałym kroczu, trzymając ręce ułożone na jego klatce piersiowej. Jego dłonie natomiast powędrowały tam, gdzie nie chciałam ich czuć. Kiedy zdjął ze mnie skórzaną kórtkę i odrzucił ją na podłogę, objął moje piersi. Wystraszyłam się, nawet bardzo, lecz nie mogłam w żaden sposób na to zareagować. Jedynie przykleiłam do twarzy sztuczny uśmieszek i dalej zajmowałam się podniecaniem tego faceta.
Jak zwykła dziwka...
-Nie będę miał nic przeciwko, jeśli będziesz wpadać tutaj częściej. - wyjęczał, kiedy złapałam za pasek od jego spodni i odpięłam go. Następnie to samo zrobiłam z guzikiem i rozporkiem, a kiedy jego spodni nie blokowały już żadne zapięcia, zsunęłam je na wysokość kolan.
-Na pewno? - wymruczałam, unosząc się lekko i ponownie siadając na jego przyrodzeniu, które w tym momencie było osłonięte jedynie przez bokserki.
-Zdecydowanie. - jęknął odchylając głowę do tyłu.
-W takim razie będę wpadać częściej. - miałam całkowicie dość tej gry, dlatego postanowiłam powoli przejść do sedna sprawy. - Wiesz... - zaczęłam, zsuwając rękę do krańców jego koszulki. Uniosłam ją i zdjęłam z mężczyzny, po czym odrzuciłam na drugi koniec pokoju. - Zawsze mnie ciekawiło, gdzie trzymane są klucze do celi. - kiedy strażnik podniósł się do pozycji siedzącej, ja, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń, przysunęłam się do niego maksymalnie blisko, układając ręce na jego karku.
-Do czego ci to potrzebne, skarbie? - wydyszał mi do ucha, chwytając między palce zamek od mojej sukienki i lekko ciągnąc go w dół.
-Ciekawość. - szepnęłam, zaczynając delikstnie całować jego szyję, równocześnie nie przestając poruszać biodrami. - Więc jak, dowiem się czy nie? Pamiętaj, jak tylko powiesz, dostaniesz więcej... - wtedy ułożyłam dłoń na jego nabrzmiałym członku i ścisnęłam go lekko. Mężczyzna wziął głęboki oddech, równocześnie z moim ruchem, a na moich ustach pojawił się nikły uśmiech.
-Zawsze trzymam je w szafce pod biurkiem. - mruknął.
Niemal natychmiast pchnęłam go na poduszki i przykleiłam do twarzy ogromny uśmiech. Chociaż, prawdę mówiąc, nie musiałam go przyklejać. Świadomość, że zaraz uwolnię Justina i znowu będziemy razem, znacznie podnosiła mnie na duchu.
-Czyli teraz liczysz na dużo, dużo więcej... - wymruczałam, mocniej dociskając tyłek do jego krocza. Kiedy mężczyzna jęknął i ponownie odchylił głowę w tył, wykorzystałam sytuację i zwinnym ruchem wyjęłam z tylnej kieszeni jego spodni kajdanki. Nie zdradzając nic swoją miną, otarłam się o niego, aby ponownie rozdzielić jego swiadomość pomiędzy tym, co miałam zamiar zrobić, a tym, co on odczuwał. W dalszym ciągu uśmiechając się jak idiotka, przeniosłam jego ręce za głowę i kiedy, niczego nieświadomy, uniósł lekko swoje biodra, aby zbliżyć się do mnie, ja zapięłam jedną częśc kajdanek na jego nadgarstku, a drugą na ramie łóżka. Najszybciej, jak potrafiłam, zeszłam z niego i chwyciłam w dłonie swoje szpilki oraz kurtkę, leżące na podłodze. Dopuero, kiedy miałam pewność, że ów mężczyzna nie zdoła mnie dosięgnąć, parsknęłam głośnym śmiechem.
-Co jest, kurwa!? - krzyknął oszołomiony, szarpiąc ręką, zakutą w kajdanki.
-Jak się czujesz, leżąc tutaj w samych bokserkach, ze zdecydowanie zbyt dużym wybrzuszeniem w nich, ze świadomością, że doprowadziła cię do takiego stanu niewinna piętnastolatka. - tymi slowami pożegnałam go, dokładając jeszcze wysłanie buziaka. Następnie założyłam na stopy szpilki i, ignorując krzyki strażnika, wybiegłam z pomieszczenia.
Wróciłam do pokoju strażnika i pospiesznie wyjęłam z szafki klucz od celi Justina. Z uśmiechem na ustach i kurtką, przewieszoną przez przedramię, wyszłam na korytarz. Przechodząc obok pokoju, w którym pozostawiłam oszołomionego strażnika, pomachałam do niego i ponownie wybuchnęłam śmiechem.
Po chwili dotarłam do drzwi od pomieszczenia, w którym znajdował się Justin. Włożyłm mały klucz do zamka i przekręciłam go, a następnie weszłam do środka. Zastałam tam dwóch facetów, może kilka lat starszych, niż Justin, siedzący na łóżkach. Przystanęłam na moment, przypominając sobie, że jestem ubrana bardzo wyzywająco, jednak już po chwili odzyskałam świadomość.
-Hej. - mruknęłam cicho.
-Siema. - jeden z nich powiedział powoli, jednak jego wzrok utknął na moich nogach. Zignorowałam to i zaczęłam skanować wzrokiem pokój. Nie było w nim Justina, co oznaczało, że musiał być w łazience. Kiedy dotarłam do drzwi, zapukałam w nie cicho i weszłam do środka, zastając wojego chłopaka, przed lustrem, ustawiającego grzywkę do góry.
-Wiesz, że nawet gdybyś zgolił się na łyso, byłbyś dla mnie ideałem? - zachichotałam, podchodząc do niego i obejmując chłopaka w pasie, od tyłu. Szatyn odwrócił się twarzą do mnie i, nie czekając na nic, złączył nasze usta, delikatnie układając dłoń na moim policzku.
-Jak udało ci się tutaj... - przerwał, kiedy zrobił krok do tyłu i zmierzył mnie wzrokiem. - Ach, teraz już wszystko jasne. - pokręcił lekko głową, lecz, całe szczęście, na jego ustach nadal znajdował się uśmiech.
-No, Bieber. Opowiadałeś, że zajebista laska z tej twojej dziewczyny, ale nie mówileś, że aż tak. - w drzwiach lazienki pojawił się jeden z mężczyzn i zagwizdał cicho.
-Najlepsza z najlepszych. - Justin wyszeptał w moje włosy, po czym złapał mnie za rękę i wyprowadził z łazienki. - Kotuś, ale ty nie... - ponownie spojrzał na moją sukienkę.
-Zwariowałeś? - sapnęłam, uderzając go lekko w ramię. - Przecież wiesz, że bym cię nie zdradziła.
-Nie jestem tego taki pewien. - mruknął pod nosem, myśląc, że tego nie usłyszę. Ja jednak usłyszałam bardzo dobrze. I bardzo dobrze wiedziałam, co miał na myśli.
-Czekam na zewnątrz. - niby jedno, głupie zdanie, a jak potrafiło spieprzyć mi humor. Niby wiedziałam, że nie chciał mnie obrazić, jednak mnie to zabolało. Po prostu zabolało.
Zakładając na siebie skórzaną kurtkę, wyszłam z celi, stukając swoimi cholernie wysokimi szpilkami o podłogę. Szłam dość szybko, ponieważ chciałam stąd jak najszybciej wyjść. Niestety, udało mi się przejść jedynie kilka kroków, kiedy poczułam, jak ktoś złapał mnie w talii i docisnął do ściany.
-Przepraszam, koteczku. Nie chciałem, wiesz o tym. - Justin mruknął w moją szyję, składając na niej kilka delikatnych pocałunków. Przymknęłam powieki pod wpływem jego dotyku i wplątałam palce we włosy szatyna. To pewne - nie potrafiłam się na niego gniewać. Był zbyt czuły i kochany.
***
Po wyjściu z więzienia, wróciliśmy do domu Justina, aby ten mógł spakować swoje rzeczy. Wyjeżdżaliśmy. Tak, wyjeżdzaliśmy z Detroit. Nie wiedziałam, gdzie i nie wiedziałam, na ile. Najważniejsze, że razem. Ja i Justin. To pokazuje, jak silni jesteśmy i pomimo tylu przeciwności, nadal razem. Nadal i na dobre.
-Justin, muszę jeszcze coś zrobić. - mruknęłam cicho, kiedy chłopak zajął miejsce kierowcy, odpalając silnik.
-Tak, słonko? - szatyn uniósł brwi, spoglądając na mnie ukradkiem, kiedy zjechał z podjazdu.
-Muszę pożegnać się z Jake'iem. - potarłam dłońmi o swoje kolana, po czym podniosłam głowę, zerkając na Justina. Chłopak zacisnął dłonie na kierownicy, jednak nic nie powiedział. Chwilę później odpuścił, usmiechnął się lekko i skinął głową.
-W porządku.
Po kilkunastu minutach, zatrzymał się na podjeździe, przed domem Jake'a. Nic nie mówiąc, wysiadłam z samochodu. Zauważyłam, że w żadnym oknie nie świeci się swiatło, dlatego tez zrezygnowałam z pukania do drzwi. Zamiast tego przeszłam na tył domu i wspięłam się na pierwsze piętro, gdzie mieściła się sypialnia mojego przyjaciela. Przyjaciela, dzięki któremu wciąż żyję. Gdyby nie on, prawdopodobnie zaćpałabym się i rodzina odwiedzałaby mnie na cmentarzu.
Weszłam przez otwarte okno do pokoju bruneta, zauważając go, leżącego na łóżku. Spał. Słodko spał. I mimo że nie chciałam go budzić, musiałam się z nim pozegnać przed rozstaniem na kilka lat.
-Jake... - wyszeptałam, siadając obok niego na łóżku i przeczesując jego włosy palcami. Chłopak powoli otworzył oczy i zamrugał nimi kilka razy, a koedy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko, usiadł na lózku i bez słowa wtulił mnie w siebie.
-Przyszłam się z tobą pożegnać, Jake. Wyjeżdżamy z Justinem, dzisiaj, teraz.
-Wiem, kochanie. Dlatego muszę ci coś powiedzieć. - wziął głęboki oddech, po czym objął moją twarz dłońmi. - Bree chciałem ci to powiedzieć już dawno, ale się bałem. Najpierw był Austin, potem poznałaś Justina, a ja nie chciałem mieszać w twoim życiu. Chce tylko, zebys wiedziała, że... - znowu sie zaciął, lecz kiedy pogłaskałam go po policzku, odzyskał wiare w siebie. - Bree, nie kocham cię, jak przyjaciólkę, tylko jak dziewczynę. Jestem w tobie zakochany od roku, ale nigdy nie potrafiłem ci tego powiedzieć. I własciwie nie wiem, po co teraz ci to mówię. Chyba po prostu chciałem, żebyś o tym wiedziała.
Zatkało mnie. Naprawdę mnie zatkało. Nigdy nie sądziłam, że usłyszę od Jake'a takie słowa. I nie wiedziałam teraz, co mam odpowiedzieć.
W jednej chwili poczułam impuls. Zbliżyłam się do niego i wpiłam sie w jego usta. Tak, pocalowałam go. I chciałam to zrobić. Mój gest był w pełni świadomy. Chlopak bez zastanowienia odwzajemnił mój oocałunek, przekładając w to całe uczucie, którym mnie darzył. I ja również poczułam, że kocham go na dwa, odmienne sposoby. I jak brata, przyjaciela. I jak kogoś więcej. Tak, byłam w nim zakochana, jednak nie tak bardzo, jak w Justinie. I cokolwiek by się nie stało, to z Justinem pragnęłam być.
-Ja ciebie też, Jake, ale...
-Ale jego kochasz bardziej. - uśmiechnął się do mnie delikatnie i pogladził mnie po policzku. Doskonale to rozumiem, skarbie. A teraz zmykaj do niego, bo się pewnie niecierpliwi. Kocham cię. I już zawsze będę.
Z głową pełną myśli, wyszłam z jego sypialni, na wilgotną od rosy trawę. Przebiegłam odległość dzielącą mnie od samochodu Justina i wskoczyłam na siedzenie pasażera. Nie uznawałam tego pocałunku jako zdradę. To było... przekazanie uczuć, ktorych nie byłam w stanie pohamować.
-Kochasz go, prawda? - moje rozmyślenia przerwał Justin. Jego wzrok wyrażał... smutek. I to zabolało również mnie.
-Tak, to prawda. - szepnęłam, wbijając wzrok w przednią szybę. - Ale ciebie kocham bardziej, Justin i tylko z tobą chę być. Pamiętaj o tym.
-Pamiętam, skarbie. - usmiechnął się delikatnie, odpalając silnik. - Jesteś gotowa, aby wyjechać ze mną?
-Jestem gotowa.
-Jesteś gotowa znosić mnie każdego dnia?
-Jestem gotowa. - zachichotałam, lecz jego slowa wcale nie były takie głupie.
-I jesteś gotowa poświęcić wszystko, aby być ze mną? - to zdanie wypowiedział najciszej i najwolniej. Ujęłam jego brodę tak, aby spojrzał mi w oczy. Następnie musnęłam jego wargi swoimi i wypowiedziałam trzy, ostatnie słowa.
-Tak, jestem gotowa...
~*~
A więc, kochani, oto ostatni rozdział, ale nie ostatni wpis. Został nam jeszcze epilog. Mam nadzieję, że wszyscy go przeczytacie. Kocham Was ;*
ask.fm/Paulaaa962
Ojej nie mogę uwierzyć, ze został juz tylko epilog :( Rozdział świetny i nie sądziłam, ze Bree wyciągnie Justina z więzienia. Ale wkręciła tego policjanta :D haha No więc czekam na epilog <3
OdpowiedzUsuńsuper <3
OdpowiedzUsuńJuż tylko epilog ;'c Rozdział smutny wesoły i taki słodki , wgl wszystko na raz .Boskie i nie mogę uwierzyć że już koniec tego opowiadania ;'c Nie mogę się doczekać epilogu ale również nie chcę go czytać bo nie chcę żeby to ff się tak szybko skończyło xd
OdpowiedzUsuńboski :*
OdpowiedzUsuńBoski rozdział, mam nadzieje ze napiszesz druga część, było by tak zajebiście kurwa fajnie:) rozważ ta propozycje
OdpowiedzUsuń😍
uuu jakie to jest słodkie. Żałuje ze Jake nie powiedział Bree wcześniej co czuje. Ale Bree jest niegrzeczna. Sorry ze tak późno komentuje, ale za bardzo czasu nie miałam. Szkoda ze to prawie koniec bo jeszcze oczywiście epilog. A Bree zagrała po królewsku dziwkę. Może brzmieć to trochę dziwnie, ale myślałam ze ten facet za tymi geścikami Bree zaraz dojdzie. Na ten cudny plan Bree jebnęłam śmiechem, nie spodziewałam się tego. Czekam na epilog i jesteś cudowna, cale to opowiadanie jest cudowne. Kocham cie i buziaczki.
OdpowiedzUsuńO. Mój. Boże. Jakie to aksnydbjajki <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cie za Twoje opowiadania, dziękuję, że je publikujesz i mam dzięki Tobie jakieś naprawdę intrygujące ff do czytania <3
Kocham Cię Miśka <3
Do napisania :-)
Słodkie :) czekam na epilog :)
OdpowiedzUsuńJejciu, jejciu, jejciu *-* ! To jest genialne <3 Bree tak mocno kocha Justina i jest w stanie zrobić dla niego tak wiele <3 ciekawi mnie, dlaczego Jake dopiero teraz wyznał Bree miłość ;o nie mogę uwierzyć w to, że został już tylko epilog i koniec przygód Justina i Bree :c <3 Pisz szybciutko, weny życzę Kochana <3
OdpowiedzUsuńhttp://you-are-my-addiction-babe-jb.blogspot.com/
O mój BOŻE!!! To chyba jeden z najbardziej emocjonujących rozdziałów, jakie dodałaś na tego bloga i chyba jeden z moich ulubionych. :3
OdpowiedzUsuńNiezła spryciula z naszej Bree, strażnik dał się omotać jej seksapilem, chociaż wcale się nie dziwię, faceci tacy są.. -.- No może oprócz Justina <3 Hhahaha <3
A potem te cholernie słodkie wyznanie Jake.. No cholera mnie weźmie, dlaczego ta Bree musi być taka idealna i podobać się musi wszystkim? :( Dobrze, że jednak mimo wszystko została przy Justinie i wyjeżdżają teraz razem. Ciekawe gdzie mają zamiar.. Mam nadzieję, iż już nikt ich nigdy nie odnajdzie i będą razem foreeever <333
Piszesz tak zajebiście, że ja już po prostu nie mam słów. Jesteś dziewczyno genialna, cieszę się, ze wpadłam na Ciebie. Jesteś nie do zastąpienia.
Kocham Cię po prostu. :3
~ Drew.
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/
OMG! To jedno z najlepszych opowiadań jakie w życiu przeczytałam! Kocham cię i kocham to opowiadanie!!! Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy! W pewnym sensie się do niego przywiązałam... Chciałabym żeby trwało w nieskończoność...Myślałam, że będzie tu coś jeszcze o tym jak Jus i Bree będą się ukrywać i w ogóle...A tu został tylko epilog...No ale trudno... Rozdział był wspaniały i emocjonujący a opowiadanie 100/100 :):):):):):):):):):):):):) LOVE;]
OdpowiedzUsuńJEZUUUUU! rozdział najlepszy jaki kiedykolwiek czytałam. Okrppnie trzyma w napięciu. Kocham kazdy wyraz w nim.
OdpowiedzUsuńKocham cie <3
Przeoraszam ze taki adziewny komentarz, ale zły dzień. Mam nadzieje ze nie jesges zła, <3
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
Całe to opowiadanie jest takie zajebiste! Uwolniła go z więzienia i teraz wyjeżdżają, jeju, tyle się dzieje. Justin tutaj jest niesamowity, zresztą Bree też. Tylko szkoda mi tego Jake'a :(
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: its-nothing-princess.blogspot.com
Jak zwykle cudowny rozdział tyle emocji potrafisz przekazać, że czasami czuję się tak jakby Bree była mną:) tak mnie wciągają Twoje rozdziały:) Nie wierzę że to już koniec drugiego opowiadania. No po prostu to do mnie jeszcze nie dociera tak samo ja to że wakacje już się zaczęly i moge imprezować bez żadnych oporów. Najlepszaa <3333
OdpowiedzUsuńTen rozdział kompletnie bez sensu. Widać że został napisany przez dziecko które nic nie wie o świecie. To podchodzi pod fantastykę i to ostrą. Tu nie ma nic logicznego a ta cała ucieczka? Boże kto to w ty wymyślił?
OdpowiedzUsuń