niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 19...

Po kilku minutach dziewczyna odsunęła się ode mnie, pociągając nosem. Jej załzawione oczka utkwione były w moich. Przetarłem kciukami jej mokre policzki, składając delikatny pocałunek na czółku dziewczyny.
-Już dobrze? - spytałem cicho, głaszcząc ją delikatnie po pleckach.
-Tak, dziękuję. - szepnęła, całując mnie w policzek. - Teraz to nie tylko ja będę pomagać tobie, ale również ty mnie. - zaśmiała się cicho.
-Będę mógł się jakoś odwdzięczyć. - posłałem jej przyjazny uśmiech. - I zapamiętaj sobie jedno, kotek. - uniosłem ostrzegawczo brwi. - Jesteś najcudowniejszą osobą na świecie.
-Dziękuję, Justin. - powtórzyła, ponownie się we mnie wtulając.
-To ja dziękuję. - objąłem jej ciałko ramionami. - Pójdę na dół po tabletki. - mruknąłem, a następnie wstałem z łóżka, zakładając na siebie szare dresy. Zszedłem po schodach, wchodząc do salonu.
Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Lekko zdziwiony udałem się w stronę wyjścia z domu.
-Czego? - sapnąłem, łapiąc za klamkę.
Moim oczom ukazała się postać Austina, zaciskającego pięści.
-Kogo ja widzę... - zakpiłem, prychając z pogardą. - Już cię wypuścili?
-Masz się odpieprzyć od mojej dziewczyny. - warknął, wchodząc do środka.
-Z tego co wiem, ona nie chce mieć z tobą nic wspólnego. - odparłem, zakładając ręce na piersi.
-Może tobie się tak zdaje. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Ani trochę jej nie znasz i nie wiesz, co ona chce, a czego nie.
-Znam ją lepiej, niż ty kiedykolwiek mógłbyś poznać. Nie szkoda ci było trzynastoletniej dziewczyny, którą wciągnąłeś w to całe gówno?
-Widzę, że zdążyła ci się wyżalić. - zakpił pod nosem. - A jak myślisz, po co to zrobiłem. - uniósł brwi, oblizując wargi. - Tylko po to, żeby móc ją pieprzyć wtedy, kiedy mam na to ochotę. Może mam uwierzyć, że jeszcze jej nie przeleciałeś, co?
-Wyobraź sobie, że istnieją jeszcze faceci, którzy taktują dziewczyny z szacunkiem. - syknąłem, zaciskając pięści.
Sam nie byłem lepszy od tego skurwiela. Teoretycznie zgwałciłem Bree. Podałem jej te jebane proszki, a potem przeleciałem...
-Owszem, istnieją tacy ludzie, ale ty się do nich nie zaliczasz. Słyszałem trochę o tobie. Żadnej nie przepuścisz...
-Zostaw ją w spokoju. Ona nie chce mieć z tobą nic wspólnego. - powtórzyłem, ignorując jego wcześniejsze słowa.
-Ona jeszcze do mnie wróci. - warknął.
-Nigdy... - do naszych uszu doszedł cichy szept szatynki. Odwróciliśmy się w jej stronę. Stała na schodach w mojej koszulce, a jej włosy opadały kaskadami na jej ramiona.
-Kolejnemu dupy dajesz, kochanie? - chłopak parsknął ironicznym śmiechem, czym coraz bardziej mnie denerwował. - Mówiłem, że rodzice stworzyli ją tylko po to, aby robiła nam dobrze...
Cholernie się na niego wkurwiłem. Zacisnąłem pięści na koszulce chłopaka, ciskają w niego piorunami.
-Przestańcie. - mruknęła szatynka, starając się nas rozdzielić.
-Nie wtrącaj się, szmato! - ryknął Austin, uderzając dziewczynę w twarz.
Bree złapała się z obolałe miejsce, spoglądając na bruneta ze łzami w oczach.
Zacisnąłem pięści, wymierzając chłopakowi cios w szczękę. On uderzył mnie w brzuch, lecz dzięki mięśniom na nim, ledwo poczułem ból.
-Nie masz prawa jej tknąć! - wrzasnąłem, uderzając go z kolana w brzuch.
-Ona należy do mnie i mam prawo z nią robić to, co chcę! - ryknął, uderzając mnie w szczękę.
-Ona nie jest twoją własnością! - warknąłem, popychając jego ciało na ścianę.
Zaczęliśmy się na prawdę bić. Z nosa chłopaka polała się krew, tak samo, jak z mojego rozciętego łuku brwiowego.
-Masz się do niej nie zbliżać! - krzyknąłem, wypychając bruneta za drzwi.
-Jeszcze się z wami policzę! Zobaczysz! - splunął na ziemię, po czym szybkim krokiem odszedł w stronę swojego samochodu.
Zamknąłem drzwi, kierując się od razu do salonu. Zastałem Bree, siedzącą na schodach, z głową schowaną w kolanach. Podszedłem do niej od razu, siadając obok szatynki.
-Kotuś, co się dzieje? - spytałem, układając rękę na jej pleckach.
-Przepraszam, Justin. Przeze mnie masz same problemy... - wyszeptała, a ja usłyszałem, że płakała.
-Nawet tak nie mów, skarbie. - ułożyłem dłonie na jej wąziutkiej talii, przyciągając dziewczynę do siebie. Wtuliłem jej ciałko w swoje, opierając głowę na jej ramieniu. Szatynka schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi, uspokajając się powoli. Gładziłem ją po włoskach, drugą rękę trzymając na jej biodrze.
-Bardzo chętnie kolejny raz przyjebałbym mu w ten pieprzony ryj. - rzuciłem, słysząc cichutki śmiech ze strony piętnastolatki.
Odsunąłem się od niej delikatnie, spoglądając na jej zaczerwieniony policzek. Ułożyłem na nim dłoń, głaszcząc go delikatnie. Przybliżyłem wargi do zaczerwienionego miejsca, a następnie złożyłem na nim kilka pojedynczych pocałunków.
-Boli? - spytałem po chwili, patrząc jej prosto w oczy.
-Nie. Nie martw się tym. - posłała mi lekki uśmiech.
-Jak mam się tym nie martwić. On nie może cię tak traktować. - mruknąłem pod nosem.
Dziewczyna wstała i wzięła mnie za rękę. Udałem się za nią, obserwując ukradkiem jej seksowny tyłeczek. Weszliśmy do mojej sypialni, kierując się do łazienki. Szatynka zamknęła za nami drzwi, prowadząc mnie w głąb pomieszczenia.
-Czyżbyś miała ochotę na małe bara bara? - uniosłem znacząco brwi, a na moich ustach pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Spieprzaj, Justin. - przewróciła oczami, sadzając mnie na krześle. - Gdzie masz waciki? - spytała, zakładając ręce na piersi.
-Gdzie mam co? - popatrzyłem na nią krzywo, marszcząc brwi.
Bree westchnęła głośno, przeczesując swoje włosy.
-No to chociaż gdzie masz chusteczki. - zaśmiała się cicho, kręcąc z rozbawieniem głosem.
Wychyliłem się lekko, otwierając jedną z szafek. Wyjąłem z niej paczkę chusteczek, podając dziewczynie. Obserwowałem, jak wyciąga jedną, a następnie rozkłada ją.
-Stałaś się moją osobistą pielęgniarką. - uśmiechnąłem się do niej. - Cholernie seksowną pielęgniarką. - mruknąłem, przygryzając dolną wargę.
-Jeszcze raz przepraszam cię za niego. To wszystko moja wina. - szepnęła szatynka, spuszczając głowę.
-Powiedziałem ci coś, dzidzia. - spojrzałem na nią sceptycznie. - Bardzo chętnie bym to powtórzył i pokazał mu, gdzie jego miejsce.
Dziewczyna odkręciła wodę i umoczyła chusteczkę. Uniosła moją brodę, przykładając chusteczkę do rozciętego łuku brwiowego. Przewróciłem oczami, a następnie ułożyłem dłonie na jej bioderkach. Przyciągnąłem ją do siebie i posadziłem na swoich kolanach, przez co z ust szatynki uciekło głośne westchnienie. Przewróciła oczami, kręcąc lekko głową. Oplątałem ramiona wokół jej talii, obserwując, jak dziewczyna ponownie przykłada chusteczkę do mojej rany. Starła zaschniętą krew, a następnie wyrzuciła chusteczkę do śmietnika. Już chciała wstać, jednak ja przytrzymałem jej biodra tak, żeby nie mogła się ruszyć. Ułożyła dłonie na moich ramionach, sunąc po nich delikatnie.
-Masz zamiar trzymać mnie tu cały dzień? - spytała, patrząc mi prosto w oczy.
Nie odpowiedziałem, ponieważ zatopiłem się w jej czekoladowe tęczówkach. Nie potrafiłem oderwać od nich wzroku. Doszukiwałem się w nich całej prawdy o tej drobniutkiej istotce.
-Justin, obudź się... - powiedziała cicho, wyrywając mnie z zamyśleń.
Potrząsnąłem lekko głową, chichocząc cicho pod nosem.
-Przypomniała mi się nasza nocna przygoda nad basenem. - spojrzałem na nią znacząco.
-No właśnie! - wyrzuciła ręce w powietrze. - Czy to mi się śniło, czy ja na prawdę się przed tobą rozebrałam...? - spytała niepewnie, przygryzając dolną wargę.
-Tak, kicia. Mogłem obejrzeć twoje piękne ciało. - posłałem jej bezczelny uśmiech, za co oberwałem lekko w klatkę piersiową.
-Przypomnij mi, żebym nigdy więcej z tobą nie piła. - mruknęła, zakładając ręce na piersi.
Zachichotałem cicho, patrząc, jak dziewczyna chowa chusteczki do szafki.
-Muszę się odlać. - powiedziałem nagle, wstając z krzesła, a następnie podszedłem do ubikacji.
-Justin! Ja tu jestem! - pisnęła szatynka, przez co obróciłem się w jej stronę.
-Jakoś bardzo mi to nie przeszkadza. - wzruszyłem ramionami, a następnie stanąłem do niej tyłem.
Załatwiłem swoją potrzebę, po czym spuściłem wodę i podszedłem do umywalki, odkręcając wodę. Umyłem ręce, cały czas czując na sobie wzrok Bree.
-No co? - parsknąłem śmiechem, widząc, jak dziewczyna stoi i wpatruje się we mnie z otwartą buzią.
-Jesteś niemożliwy, Justin. - wydukała w końcu. - Całkowity brak wstydu, prawda?
-Zgadza się. - wyszczerzyłem się do niej, na co szatynka przewróciła teatralnie oczami.
-Współczuję twoim dzieciom... - westchnęła głośno, przeczesując palcami włosy.
-Chciałaś powiedzieć naszym dzieciom, skarbie. - poprawiłem, z łobuzerskim uśmiechem na ustach. - Kiedy już zrobimy sobie tego dzidziusia, będę go wychowywał w bezstresowy sposób. Na pierwsze urodziny dostanie prezerwatywy, a jak tylko zacznie mówić... - Bree zatkała mi dłonią usta.
-Błagam cię, nie kończ tego. - jęknęła cicho, na co zachichotałem pod nosem. - Nigdy nie zostawiłabym dziecka pod twoją opieką. - dodała cicho.
-Jesteś taka pewna? - uniosłem brwi, zbliżając się do niej powoli. Dziewczyna zaczęła się cofać, zatrzymując się dopiero przed prysznicem. Popchnąłem lekko jej ciałko, a po chwili sam wszedłem za nią pod prysznic. Przyparłem dziewczynę do ściany, opierając się na łokciach za jej głową.
-Pamiętaj, że sama jesteś dzieckiem, dzidzia... - mruknąłem, napierając na jej ciało. - To bardzo niebezpieczne, zostawać ze mną sam na sam. Nie wiadomo, co się może stać... - szepnąłem, a następnie wpiłem się w jej wargi. Wsunąłem język do jej ust, badając podniebienie dziewczyny. Szatynka zarzuciła mi ręce na szyję, przyciągając mnie bliżej siebie. Mocniej zacisnąłem dłonie na jej biodrach, starając się zachować resztki samokontroli. Ułożyłem rękę pod udem szatynki i uniosłem jej nogę na wysokość swoich bioder, tym samym jeszcze bardziej przybliżając się do niej. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej agresywny, a zarazem namiętny. Moje dłonie błądziły po jej ciele, a jej szarpały lekko za moje włosy. Jęknąłem w jej usta, czując się coraz bardziej podnieconym. Wsunąłem rękę pod koszulkę, którą Bree miała na sobie, podciągając ją coraz wyżej. Badałem opuszkami palców jej idealnie gładką skórę, zbliżając się do piersi dziewczyny.
Nagle szatynka odepchnęła mnie lekko od siebie, przerywając tym samym pocałunek.
-Justin, dość. - mruknęła cicho, unikając mojego wzroku.
-Rozumiem, nic na siłę... - pogładziłem ją po policzku, uśmiechając się delikatnie.
Dziewczyna odwzajemniła gest, zakładając kosmyk włosów za ucho. Przeszła obok mnie, a następnie wzięła z szafki swoje ubrania. Założyła krótkie, jeansowe spodenki, a kiedy już miała ściągnąć z siebie koszulkę, jej wzrok wylądował na mnie.
-No już. Odwróć się. - rzuciła szybko.
-Przecież widziałem cię już na... w bieliźnie. - poprawiłem szybko, zdając sobie sprawę z tego, co chciałem powiedzieć.
Bree przewróciła oczami, a następnie odwróciła się tyłem do mnie i sprawnym ruchem ściągnęła z siebie moją koszulkę, układając ją na szafce. Założyła swoją, po czym spojrzała na mnie.
-Muszę już iść, Justin. - mruknęła cicho.
-Odprowadzę cię. - uśmiechnąłem się do niej, po czym złapałem szatynkę za rękę i razem wyszliśmy z łazienki.
Zsunąłem z siebie dresy, przebierając je na, obniżane w kroku, jeansy. Włożyłem koszulkę przez głowę, po czym udałem się za piętnastolatką, schodząc na parter. Bree zakładała właśnie buty. Zrobiłem to samo, co ona, by po chwili opuścić budynek.
-Tak w ogóle, to dziękuję. Świetnie się bawiłam. - szatynka posłała mi szczery uśmiech. - Może z wyjątkiem tego, kiedy wrzuciłeś mnie do basenu, a potem musiałam paradować przed twoimi kumplami w samym staniku. - spojrzała na mnie groźnie, przez co z moich ust uciekł cichy chichot.
-Mi ten moment bardzo się podobał. - oblizałem powoli wargi, mierząc wzrokiem ciało piętnastolatki.
Dziewczyna uderzyła mnie lekko w ramię, przez co wybuchnąłem głośnym śmiechem.
Udaliśmy się w stronę parku, kierując się do domu Bree.
-Ale muszę przyznać, że masz najlepsze cycki na świecie. - zrobiłem minę niewiniątka, spoglądając na dziewczynę.
-Justin! - pisnęła z niedowierzaniem, kolejny raz wymierzając cios, tym razem w moją klatkę piersiową.
-Ała... - wydąłem dolną wargę. - To boli... - mruknąłem słodko.
-I bardzo dobrze! - odepchnęła mnie lekko, na co zachichotałem pod nosem.
-Przeproś, kochanie. - powiedziałem, łapiąc Bree za biodra tak, aby nie mogła iść dalej.
-Zapomnij. - mruknęła, patrząc mi prosto w oczy.
Z łobuzerskim uśmiechem na ustach przerzuciłem sobie jej ciało przez ramię, słysząc głośne piski ze strony dziewczyny.
-Justin, puszczaj mnie! - uderzała swoimi małymi piąstkami w moje plecy, kiedy ja przesunąłem swoje dłonie na jej śliczny tyłeczek. - Zostaw mnie, zboczeńcu! - parsknęła śmiechem.
-Najpierw pójdziemy pod krzaczka, zrobić dzieciaczka, maleńka. - szepnąłem uwodzicielsko.
Nagle ujrzałem postać kobiety, która kierowała się w naszą stronę. Przymrużyłem lekko oczy, dopiero po chwili orientując się, kim ona była.
-Bree, muszę ci coś powiedzieć. - zacząłem, uśmiechając się lekko. - Twoja mama tu idzie. - dodałem po chwili.
-Że co!? - krzyknęła nagle, przez co wybuchnąłem śmiechem.
-Właśnie to, Bree. - powiedziała ostro kobieta, która właśnie stanęła przed nami, z mordem w oczach.
Nie wspominajmy o tym, że w dalszym ciągu trzymałem dłonie na tyłku szatynki...
-Justin, puszczaj mnie. - mruknęła błagalnie dziewczyna, więc postawiłem ją na ziemi, wzdychając ciężko. - Ymm... cześć mamo... - wyszczerzyła się do niej, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Co to ma znaczyć!? - kobieta wyrzuciła ręce powietrze.
-A na co wygląda? - uniosłem brwi, ustawiając się za Bree. Chciałem wykorzystać okazję i wkurzyć jej mamę, więc ułożyłem obie dłonie na tyłku szatynki, ściskając go lekko, przez co z jej ust uciekł cichy pisk.
-Bieber! Nie obmacuj mojej córki! - krzyknęła kobieta, patrząc na mnie z mordem w oczach.
-A co? Jest pani zazdrosna? - posłałem jej bezczelny uśmiech, a jej źrenice rozszerzyły się dwukrotnie.
-Nie powiedziałeś tego, gówniarzu. - pokręciła powoli głową.
-Nie powiedziałeś tego... - jęknęła Bree, odwracając się twarzą do mnie.
-Wręcz przeciwnie. - wyszczerzyłem się do nich, za co oberwałem lekko od Bree w ramię.
Mama szatynki w dalszym ciągu stała z otwartą buzią, wpatrując się wee mnie.
-Ty debilu... - do moich uszu doszedł kolejny jęk dziewczyny.
-Spokojnie, kochanie. Justinka wystarczy dla wszystkich. - z łobuzerskim uśmiechem objąłem Bree od tyłu i zacząłem unosić swoje ręce, zatrzymując je na piersiach piętnastolatki.
-Justin! - pisnęła Bree, na co zachichotałem pod nosem.
-O nie, Bieber! Masz trzymać swoje łapy z dala od mojej córki! - kobieta złapała mnie za ramię i pociągnęła na swoją drugą stronę. - Czy ty jesteś normalny!? Przecież to jeszcze dziecko! - krzyknęła, wskazując na szatynkę.
-Ale jakie cholernie seksowne dziecko. - mruknąłem, po czym przygryzłem dolną wargę, mierząc wzrokiem ciało dziewczyny.
-Masz nawet na nią nie patrzeć! - poczułem lekkie uderzenie w ramię.
-Widzę, że zrobiła się pani bardzo napalona... - posłałem jej bezczelny uśmiech, na co ta zaniemówiła. - Ja wiem, jak działam na kobiety, ale jednak... - poczułem uderzenie na lewym policzku. Wydąłem dolną wargę, starając się powstrzymać wybuch śmiechu.
-Ty gówniarzu...
-Dobrze, mamo. Spokojnie. - Bree stanęła między mną, a swoją matką. - On już NIC WIĘCEJ NIE POWIE... - spojrzała na mnie jednocześnie błagalnie, jak i groźnie.
-Tak się składa, że szłam właśnie do ciebie do ośrodka. - kobieta wskazała na mnie.
-Jak miło... - zagruchałem słodko. - Chciała mnie pani odwiedzić...
-Zdecydowanie nie. - mruknęła, patrząc na mnie z mordem w oczach. - Masz się zgłosić na policję.
-Dlaczego? - Bree pierwsza zabrała głos.
-Ty tak samo. - zwróciła się do swojej córki, a tym razem to ja stałem się bardziej zainteresowany.
-Dlaczego? - spytałem, wpatrując się w kobietę.
-Sama dokładnie nie wiem. Zadzwonił do mnie twój ojciec... - zwróciła się do dziewczyny. - I powiedział, że oboje macie się zgłosić na policję.
-A tata skąd o tym wie? - Bree zmarszczyła brwi.
-Od wczoraj siedzi na komendzie, ponieważ Austina zamknęli. Wiedziałaś o tym? - uniosła brwi czekając na reakcję ze strony szatynki.
-Tak, Jack mi mówił. - odparła od razu.
-Dzisiaj rano uciekł z komisariatu, a kiedy na nowo go złapali, złożył przeciwko wam zeznania.
Zaśmiałem się cicho pod nosem, wkładając ręce do kieszeni.
-Mówiłam ci, że to wszystko moja wina. - Bree spuściła wzrok, wpatrując się w swoje buty.
-Nawet sobie nie żartuj, dzidzia. - objąłem ją ramieniem, przyciągając do siebie jej drobniutkie ciałko.
-Odstęp. - mruknęła jej matka, stając pomiędzy nami. - Nie wiem, co takiego mu zrobiliście, ale musicie złożyć zeznania. - spojrzała na nas znacząco, a następnie wskazała wyjście z parku.
Z głośnym westchnieniem udaliśmy się za nią. Cały czas zerkałem na Bree, której wyraz twarzy zmieniał się ze zmartwionego na lekko przestraszony.
-Pierwszy raz na policji? - spytałem cicho, tak, żeby nie usłyszała tego jej matka.
-Nie, ale ostatnio to nie ja byłam oskarżona. - odparła, przygryzając dolną wargę.
-A kto? - zmarszczyłem brwi, wpatrując się w jej twarzyczkę.
-Jack. Poszłam złożyć fałszywe zeznania. - wzruszyła lekko ramionami, na co z moich ust uciekł cichy chichot.
-Ale z ciebie niegrzeczna dziewczynka. - mruknąłem z łobuzerskim uśmiechem na ustach, obejmując ją ramieniem.
-Odstęp! - upomniała nas kobieta, na co przewróciłem teatralnie oczami, chowając dłonie do kieszeni spodni.
-Zdecydowanie wolę spacerki bez twojej mamusi. - mruknąłem cicho, chichocząc pod nosem.
-Nie jesteś jedyny. - szepnęła, kręcąc lekko głową.
Po piętnastu minutach dotarliśmy wreszcie przed budynek policji. Weszliśmy do środka, kierując się za mamą Bree. Kobieta podeszła do jakiegoś mężczyzny, a Bree cicho westchnęła. Dzięki temu mogłem się domyślić, że to jej ojciec.
Dziewczyna złapała mnie za rękaw i pociągnęła lekko w stronę jej rodziców. Usiedliśmy na krzesłach przy ścianie, czekając na jakieś informacje.
Nagle z jednego z pomieszczeń wyszło dwóch policjantów, trzymając, zakutego w kajdanki, Austina. Kiedy tylko wzrok chłopaka wylądował na nas, na jego ustach pojawił się cwaniacki uśmieszek.
-Zobaczymy, co zrobisz teraz. - zwrócił się do mnie.
-Na pewno będę w lepszej sytuacji niż ty. - spojrzałem na niego z wyższością.
Chłopak wyszarpał się z uścisku policjantów, odpychając mnie do tyłu. Lekko wkurzony, zacisnąłem ręce na jego koszulce, przypierając jego ciało do ściany.
-Dość! Przestańcie! - do moich uszu doszedł głos mamy Bree, jednak totalnie ją olałem.
Odsunąłem się od Austina dopiero wtedy, kiedy dziewczyna stanęła między nami.
-Zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni. - rzuciłem do niego, po czym zająłem swoje wcześniejsze miejsce...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Wiem, że późno dodaję, ale wydaje mi się, że lepiej dodać później, niż pisać na siłę :/
Wiecie, że na początku myślałam o tym, żyby dać pod tym prysznicem TĘ senkę? Hihihi ;D
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba ;)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska.
Kocham Was i do następnego ;-*

20 komentarzy:

  1. Ten komisariat przypomniał mi parę dobrych wspomnień z kumplami no i oczywiście wczorajszy dzień.
    Moja matka jakby mnie z starszym kolesiem zobaczyła to wyłysiałaby.
    Ledwo do moich kumpli się przyzwyczaiła, a najstarszy jest ode mnie starszy o dwa lata.
    Rozdział genialny czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział, jednak Justin to dupek. Powinien powiedzieć Bree, że ją zgwałcił.

    OdpowiedzUsuń
  3. przyjemnie się go czytało :)

    czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo, ten początek taki słodki <3 On się nią tak opiekuje, Jejku, też tak chcę, niooo :(((
    A potem ten głupi Austin wszystko zepsuł, kretyn jeden, do pierdla z nim, a nie, głupia kocia morda ://
    Boże, trochę mnie poniosło, hahaha, ale to przez to, że tak uwielbiam Twoje opowiadanie <3 Jest takie.. wketferkgor *.* Nie da się go opisać <3
    Ciekawa jestem co Austin naopowiadał na komisariacie i mam nadzieję, że wyjdą z tego cało :(
    Kocham ich po prostu, noo :(
    Czekam na nn <3
    Kocham.
    xoxo
    ~ Drew.
    http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/
    http://thepastalwayscomesbackx3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. o mój boże..
    o mój boże..
    nie mogę.
    Austin głupi imbecyl. kretyn pieprzony.
    znowu uderzył Bree ;<
    Justin taki slodziak. aww
    chce takiego osobistego . chociaż w sumie nie chciałabym żeby mnie zgwałcił -,-
    musi jej to powiedzieć.
    aa pod prysznicem akcja była asfgmldsjb
    i to jak jej mama ją zobaczyła.
    a to jak Justin się do niej odzywał. smialam się i nie mogłam przestać. chyba bym takiego zabiła na jej miejscu hahaha
    ~Ania
    true-big-love-jb.blogspot.com
    red-sky-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Uuuuuu... Ale się dzieje :D Świetny rozdział!!!! Czekam nn <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. jejcu, oni powinni być razem
    czekam aż Justin jej powie że ją zgwałcił , bo chyba jej powie cnie? : o
    czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Awwwwww <3
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeeeeeeej BOSKI *.* Czekam nn <3
    http://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  11. Justin ma duze ego. Haha jakie teksty do mamy Bree :) co ta dziewczyna musi z nim miec...
    Kocham to opowiadanie jest wspaniale :) weny zycze i do nastepnego :)

    OdpowiedzUsuń
  12. "Wyobraź sobie, że istnieją jeszcze faceci, którzy traktują dziewczyny z szacunkiem. " ej czemu się śmieje? hahahaha.. Justin jaki porządny, tylko szkoda, że upił Bree i ją przeleciał, nom.
    kocham to jak odzywa się do mamy Bree, hahaha jest świetny :)
    czekam na następny. kocham xx
    _____________

    http://love-is-hard-baby.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiesz co, w sumie to chyba dobrze, że nie dałaś TEJ sceny pod prysznicem, bo moim zdaniem jakoś chyba to wszystko za szybko by było. Takie jest moje zdanie. Ale caaaaały rozdział WOW !!! Chodź wiem, że nowe rozdziały będą bombowe, to i tak podniecam się normalnie jak nie wiadomo co i jestem w ogromnym szoku. xd

    OdpowiedzUsuń
  14. @TajemniczaPerry
    mi też wiele rzeczy się przypomniało :D moja matka to by chyba umarła jak by się dowiedziała z kim się kumpluje :D to są kumple mojego brata ją mam 17 a oni 20 ale to nic :) Heh a co do rozdziału mamusia extra hehe :) czekam na kolejny ~ Marta

    OdpowiedzUsuń
  15. Oni są po prostu wspaniali i bardzo ci dziękuje że założyłaś tego bloga i czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń