***Oczami Bree***
Siedziałam na krześle na komisariacie, wpatrując się tępo w ścianę. Poczułam, jak Justin przeczesuje moje włosy, odrzucając je do tyłu. Mój tata posłał mu piorunując spojrzenie, na co szatyn zachichotał pod nosem. Opadłam na swoje kolana, bawiąc się swoimi jaskrawymi sznurówkami.
-Bree, co wy mu zrobiliście? - spytała w końcu moja mama. - Wiele razy bywałam na policji, ale nigdy z twojego powodu. - dodała.
-Nie wiem, o co mu chodzi. Może podał mnie na policję dlatego, że z nim zerwałam. - prychnęłam, przewracając oczami.
-Nie zdziwiłbym się. - dołączył do mnie Justin, utrzymując na ustach głupkowaty uśmiech.
Nagle z jednego z pomieszczeń wyszedł jakiś policjant.
-No, Bieber. Co zrobiłeś tym razem? - rzucił do szatyna, na co z jego ust uciekł cichy chichot.
-Sam chciałbym wiedzieć. - odparł, rozkładając się na krześle i zarzucając mi rękę na ramię.
-Bieber, nie dotykaj naszej córki. - moja mama posłała mu mordercze spojrzenie.
-W takim razie zapraszam na przesłuchanie. - powiedział do nas, wskazując na czarne, dźwiękoszczelne drzwi.
Podniosłam się z krzesła, czekając, aż Justin zrobi to samo.
-To wszystko moja wina. - mruknęłam, kolejny raz, przeczesując włosy.
-Ostrzegam cię, Bree. - szatyn zatrzymał się nagle. - Jeszcze raz tak powiesz, a będę zły. Na prawdę zły. - posłał mi sceptyczne spojrzenie.
-Ja tylko mówię prawdę. - westchnęłam, wchodząc do pokoju przesłuchań.
Jeden z policjantów, znajdujących się w środku, wskazał mi krzesło, przed niewielkim stolikiem. Justin zajął miejsce obok mnie, opierając łokcie o kolana.
-Tak, ciebie, Bieber, już znamy. - oficer machnął ręką, na co Justin posłał mu szeroki uśmiech,
-Czy my się w końcu dowiemy, po jaką cholerę tu jesteśmy. - westchnęłam, przewracając oczami.
-Znacie Austina Mahone'a? - spytał policjant, przenosząc wzrok ze mnie, na Justina.
-Niestety. - odparliśmy równocześnie, wzdychając cicho. - Czy ktoś mi w końcu powie, po co tu siedzę? - spytałam, zaciskając lekko szczękę.
-Spokojnie, kochanie. Złość piękności szkodzi. - zaśmiał się mężczyzna, wyprowadzając mnie tym z równowagi.
-Na prawdę mam lepsze rzeczy do robienia, niż siedzenie w jednym pokoju z jakimiś dziwnymi ludźmi. - sapnęłam, przewracając oczami. Z ust szatyna uciekł cichy chichot.
-No właśnie. Moglibyśmy się zająć sobą. - poruszył znacząco brwiami i przygryzł dolną wargę, spoglądając na mnie.
Uderzyłam go w tył głowy, zakładając ręce na piersi.
-Od jakiego czasu bierzesz narkotyki? - spytał policjant, na co Justin przewrócił teatralnie oczami.
-Przecież jestem na odwyku. Czego wy jeszcze ode mnie chcecie?
-Nie mówiłem do ciebie, Bieber. - wtrącił oficer, przenosząc wzrok na mnie.
Moje serce momentalnie stanęło, żeby zaraz zacząć bić dwa razy szybciej. Poczułam dłoń Justina na swoim kolanie. Spojrzałam na niego, a on minimalnie pokręcił głową, dając mi do zrozumienia, żebym nic nie mówiła.
-Ja nic nie biorę. - odparłam po chwili. Starałam się, żeby mój głos brzmiał pewnie i stanowczo, lecz nie wiem, jak wyszło na prawdę.
-W takim razie podciągnij rękawy. - jeden z mężczyzn założył ręce na piersi, a wzrok wszystkich utkwiony był na mnie.
Znieruchomiałam. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Jeśli pokazałabym im moje żyły, miałabym spore kłopoty. Justin uspokajająco gładził mnie po udzie, chcąc dodać mi otuchy.
Nagle poczułam, jak policjant łapie mnie za nadgarstek, przez co syknęłam cicho.
-Kurwa, nie dotykaj jej. - warknął szatyn, wstając z krzesła. Już chciał rzucić się na policjanta, kiedy dwóch innych przytrzymało go za ramiona.
Mężczyzna, wręcz brutalnie, podciągnął moje rękawy, ukazując ślady po wkłuciach w żyły. Spuściłam wzrok, wpatrując się w buty Justina.
-Nic nie bierzesz, tak? - zaśmiał się ironicznie mężczyzna, który w dalszym ciągu trzymał mnie za nadgarstki.
Wyszarpałam się z jego uścisku, wpatrując się tępo w ścianę. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Czy uciec stąd, czy usiąść na krześle i do wszystkiego się przyznać.
-Nic ci nie da dalsze kłamanie. Będziesz miała szczegółowe badania krwi w kierunku używek. - poinformował, a ja poczułam, że robi mi się słabo.
Usiadłam z powrotem na krześle, przeczesując palcami włosy.
Badania na obecność narkotyków wykrywają dragi, zażyte nawet miesiąc temu. Byłam więc pewna, że z wyników krwi wyjdzie, że ćpałam.
-Spójrzcie na nią. - do moich uszu doszedł głos szatyna. - Taka słodka dziewczynka miałaby brać? - wskazał na mnie.
-Zadaje się z tobą. - policjant posłał mu znaczące spojrzenie, a ja zmarszczyłam brwi, podnosząc wzrok. - To ty podawałeś jej narkotyki.
-Słucham!? - krzyknęłam nagle, kiedy oficer wypowiedział te niedorzeczne słowa.
-Dostaliśmy zgłoszenie, że Bieber podaje ci prochy. - wytłumaczył spokojnie.
-Justin nigdy w życiu nic mi nie podał! - podniosłam głos. - On nie jest niczemu winien!
-Więc przyznajesz się, że zażywałaś narkotyki? - policjant wyłapał część moich słów.
Spuściłam wzrok, układając ręce na kolanach. Wiedziałam, że to wyjdzie na jaw, więc nie mogłam dłużej milczeć.
-Tak. - mruknęłam cicho.
-Widzisz, Bieber. - mężczyzna zwrócił się do Justina. - Twoja słodka dziewczynka jednak nie jest taka grzeczna.
-Austin wam powiedział? - spytałam w końcu, nadal nie podnosząc wzroku.
-Tak. - odparł oficer ze spokojem w głosie.
-A powiedział wam, że to on podał mi to gówno? Że to on mnie zachęcał i namawiał? - zacisnęłam lekko szczękę i pięści. Gdybym spotkała teraz Austina, chyba rozerwałabym go na strzępy.
-Zeznał, że to Bieber podaje ci dragi. Że to on cię wciągnął w ten świat. - przenosił wzrok ze mnie na chłopaka.
-On jest chory psychicznie. Mści się na mnie za to, że z nim zerwałam. Ale teraz, kiedy on posunął się do tego, żeby podać mnie na policję, ja nie mam zamiaru milczeć. - na ustach Justina pojawił się minimalny uśmiech. - To Austin podał mi prochy, kiedy miałam trzynaście lat. Uprawiał ze mną seks, kiedy nie miałam skończonych piętnastu lat. Bił mnie i raz próbował zgwałcić. - zakończyłam, widząc, jak mężczyzna zapisuje wszystko w jakiejś karcie.
-Czy ktoś może to potwierdzić? - uniósł pytająco brwi. - Oprócz Biebera, oczywiście.
-Tak. - odparłam od razu. - Mój kuzyn.
-Dobrze. Za chwilę weźmiemy od ciebie jego dane. - mruknął policjant. - A teraz przejdziemy do naszego bardzo częstego gościa. - posłał szatynowi przesłodzony uśmiech, na co ten pozdrowił policjanta środkowym palcem. - Dlaczego pobiłeś Austina?
-Słucham!? - nie wytrzymałam, a z moich ust wyleciał cichy krzyk. Justin zachichotał cicho, przez co posłałam mu piorunujące spojrzenie. - Nikt nikogo nie pobił.
-Może z wyjątkiem tego, że ten skurwiel kolejny raz uderzył Bree. - wtrącił Justin, wpatrując się w mój zaczerwieniony policzek. Przyłożyłam do niego dłoń, pocierając delikatnie.
-Pokaż mi to. - policjant obrócił moją twarz tak, że patrzyłam prosto na niego. Obejrzał mój policzek, zapisując coś w karcie.
-Jest twoja matka? - spytał po chwili, na co ja niepewnie skinęłam głową. - A twój adwokat? - zwrócił się do szatyna, który zachichotał cicho pod nosem. - Co cię tak śmieszy?
-To ta sama osoba. - odparł, wzruszając lekko ramionami.
Jeden z mężczyzn wyszedł z pokoju, wracając po chwili z moją mamą.
-Może teraz dowiem się w końcu, o co chodzi. - powiedziała, wchodząc do pomieszczenia.
-Proszę usiąść. - policjant wskazał krzesło obok mnie. Kobieta usiadła, kładąc torebkę na kolanach. - Pani córka jest oskarżona o zażywanie narkotyków. - powiedział, a ja uważnie obserwowałam jej reakcję.
Moja rodzicielka wbiła wzrok w moją twarz, a z jej miny nie mogłam nic wyczytać.
-Co ty z sobą, do jasnej cholery, robisz!? - podniosła głos, a ja spuściłam głowę, czując na ramieniu dłoń Justina. - Chcesz skończyć tak, jak Ryan!? - krzyknęła, kiedy ja poczułam łzy, zbierające się pod moimi powiekami. - Niczego się nie nauczyłaś!?
-To, że Bree zaczęła brać, to nie jej wina. - odezwał się Justin, a po jego głosie mogłam poznać, że był wkurwiony. - To wina pani i pani męża. Może gdybyście po śmierci syna pamiętali, że macie jeszcze trzynastoletnią córkę, nie doszłoby do tego, że sięgnęłaby po narkotyki. Gdybyście poświęcali jej chociaż odrobinę uwagi, nie czułaby się taka samotna. - po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
-Co ty możesz wiedzieć o Ryanie i o Bree. - prychnęła moja mama, w ogóle nie wzruszona słowami szatyna.
-Znałem Ryana lepiej, niż ktokolwiek inny, a Bree jest najbliższą mi osobą. - mruknął, wpatrując się w moją matkę. - Poza tym, Ryan miał inne problemy, o których pani nigdy nie wiedziała. Nie zna pani własnych dzieci, więc jak pani może ją teraz oskarżać? Ona miała trzynaście lat. Potrzebowała matki. Prawdziwej matki, a nie osoby, która, mieszkając z nią pod jednym dachem, nie zauważyła, że jej córka była uzależniona.
-Co znaczy była? - policjant uniósł pytająco brwi.
-Bree skończyła z ćpaniem. Nie była na odwyku, a jednak jej się udało. Nawet pani nie wie, ile potrzeba siły, żeby skończyć z ćpaniem. A jej się udało. Ona z tego wyszła. Może pani nie, ale ja jestem z niej cholernie dumny. - uśmiechnęłam się blado przez łzy, słysząc jego słowa. Odwróciłam się w jego stronę, wtulając w ciało chłopaka. Justin objął mnie ramionami, głaszcząc delikatnie po włosach. Kilka moich łez skapnęło na jego koszulkę. Chłopak pocałował mnie w czoło, ścierając z policzków łzy.
Po chwili odsunęłam się od niego, spoglądając na mamę, która wpatrywała się w Justina morderczym spojrzeniem, jednak nic nie powiedziała.
-A co zarzucacie Justinowi? - odezwała się po chwili milczenia.
-Pobicie Austina Mahone'a. - odparł policjant, przeglądając coś w papierach.
-Powtarzam po raz kolejny. Justin nikogo nie pobił. - sapnęłam, kiedy mój głos przestał się trząść.
-Ale chłopak miał złamany nos. - oficer przewrócił oczami, opierając się o biurko.
-Dostał parę razy po mordzie, ale sobie na to zasłużył. - mruknął szatyn, wkładając ręce do kieszeni. Widząc pytające spojrzenia osób, przebywających w pomieszczeniu, postanowił kontynuować.
-Uderzył Bree, a ja nie miałem najmniejszego zamiaru stać i bezczynnie przyglądać się, kiedy jakiś skurwiel podnosi rękę na takie maleństwo, jak ona. - wskazał na mnie, a na jego ustach widniał cień łobuzerskiego uśmiechu.
-Poza tym równie dobrze Justin mógłby powiedzieć, że to Austin go pobił. - dotknęłam delikatnie jego rozciętego łuku brwiowego.
-To była zwykła szarpanina. - chłopak wzruszył ramionami.
-A gdzie to miało miejsce? - mężczyzna zadał kolejne pytanie.
-U mnie w domu. - odparł, przeczesując swoje kasztanowe włosy.
-Zaraz, zaraz... - moja mama zmarszczyła brwi. - Co ty robiłaś u niego w domu? - swoim wzrokiem wypalała dziurę w mojej twarzy.
-Wpadłam do niego na chwilę. - mruknęłam szybko, unikając jej wzroku.
-Podobno miałaś być u Jacka. - warknęła, zaciskając szczękę.
-No bo byłam. - jęknęłam, idealnie zdając sobie sprawę z tego, że kolejny raz okłamuję mamę. Dzięki Bogu, Justin się nie odzywał. - Jak chcesz, możesz do niego zadzwonić.
-Zrobię to, możesz być pewna. - syknęła, przenosząc wzrok z powrotem na policjanta.
-Na razie to wszystko. Prosimy jednak nie opuszczać jeszcze komisariatu. - policjant wstał z krzesła. Uczyniliśmy to samo, udając się w stronę drzwi.
Wyszliśmy na korytarz, gdzie czekał mój ojciec. Kiedy tylko jego wzrok padł na nas, wstał, podchodząc bliżej.
-No i co? - zwrócił się do mamy, unosząc brwi.
-Nasza córka jest narkomanką! - wyrzuciła ręce w powietrze, oddychając nerwowo.
-Słucham!? - tata wytrzeszczył oczy, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.
-No właśnie to. Austin zeznał na policji, że Bree ćpa. Okazało się to prawdą. - jej głos był bardzo zdenerwowany.
Rodzice spojrzeli na mnie ze złością, lecz również z wyrzutem i kpiną. Czułam, że ich zawiodłam. Czułam, że oddalam się od nich. Starałam się naprawić nasze relacje, przestać ich okłamywać, jednak wszystko poszło na marne. Na nowo stracili do mnie zaufanie, a ja nie potrafiłam go już odbudować.
-Mamo, ja... - zaczęłam, jednak ona uciszyła mnie gestem ręki.
-Nie chcieliśmy cię wiecznie kontrolować. Nie sprawdzaliśmy z kim się zadajesz, z kim się spotykasz. Chcieliśmy dać ci trochę wolności. Teraz widać, do czego to doprowadziło.
-Dajcie mi cokolwiek wytłumaczyć. - jęknęłam cicho, czując, jak zaczyna mi się kręcić w głowie.
-Miałaś wystarczająco dużo szans. - kolejny raz mi przerwała.
Obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać. Zrobiło mi się niesamowicie słabo i gorąco. Poczułam, że odlatuję, a nogi zaczęły się pode mną uginać. Miałam wrażenie, że lecę do tyłu, kiedy poczułam duże dłonie Justina na swoich biodrach. Przytrzymał moje drobne ciało, abym się nie przewróciła.
-Bree, wszystko w porządku? - do moich uszu doszedł zatroskany głos Justina, kiedy w dalszym ciągu chronił moje ciało przed upadkiem.
Usiadłam na krześle, wplątując palce we włosy. Spuściłam głowę, zaciskając mocno powieki. Momentalnie zaczęła mnie boleć głowa i poczułam mdłości. Nie wiedziałam, co się dzieje. Całkowicie nie kontaktowałam. Gdyby nie to, że Justin w dalszym ciągu oplatał moje ciało ramionami, prawdopodobnie przewróciłabym się.
-Bree, co się dzieje? - tym razem spytał tata.
-Nie wiem. - odparłam zgodnie z prawdą, chowając głowę w kolanach.
Szatyn gładził mnie po plecach, starając się mi pomóc.
-Jadłaś coś dzisiaj? - spytała moja mama, siadając na krześle obok.
-Nie, ale nie jestem głodna. - mruknęłam cicho.
-Dziecko, ty masz bardzo dużą niedowagę. Ile ty właściwie ważysz? - spytała, a jej złość na moment wyparowała.
-45 kilo. - odparłam, czując, że moje samopoczucie zaczyna się poprawiać.
-Matko kochana! Czy ty coś w ogóle jesz? - wyrzuciła ręce w powietrze.
-Też jej to zawsze powtarzam. - mruknął szatyn, posyłając mi sceptyczne spojrzenie.
-No przecież jem, tylko po prostu nie tyję. - wzruszyłam lekko ramionami. - Już mi lepiej. - dodałam, podnosząc się z krzesła.
-Może lepiej usiądź, Bree. - tata spojrzał na mnie z troską.
-Już dobrze. - powtórzyłam, odrzucając do tyłu włosy.
Nagle drzwi jednego z pomieszczeń otworzyły się z hukiem, a ze środka wyszedł Austin.
-Ty mała dziwko! - ryknął, przez co podskoczyłam lekko.
Justin momentalnie stanął przede mną, osłaniając mnie swoim ciałem.
-Jeszcze raz ją tak nazwiesz. - warknął do bruneta, wpatrując się w niego z mordem w oczach.
-Sprzedałaś mnie, głupia kurwo! - wrzasnął zbliżając się do mnie. Dwóch policjantów złapało go za ramiona, odciągając do tyłu.
-To ty mnie wydałeś! - krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze.
Austin wyrwał się policjantom i ruszył w moją stronę, jednak został zatrzymany przez szatyna.
-Nie zbliżaj się do niej. - wysyczał, odpychając jego ciało.
-Bo co mi, kurwa, zrobisz!? - krzyknął wściekły.
Zaczęli się przepychać i szarpać, wyzywając się przez cały czas. Podbiegłam do szatyna i złapałam go za ramię, odciągając od Austina, którego policjanci zakuli w kajdanki.
-Zobaczysz, kurwa! Jeszcze mnie popamiętasz! - warknął do mnie, a następnie poszedł za policjantami, ciągnącymi go na drugą stronę komisariatu.
-Ja się go boję... - wyszeptałam, wtulając się w Justina.
-Spokojnie, słoneczko. Przy mnie nic ci się nie stanie. - objął moje ciało ramionami, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.
Oplotłam go w pasie, wdychając cudowne perfumy Justina. Nagle poczułam, jak chłopak odgarnął moje włosy, tak, żeby nie zobaczyli tego moi rodzice, a następnie zaczął całować moją szyję.
-Justin. - syknęłam, starając się go od siebie odepchnąć, jednak szatyn przytrzymał moje biodra. - Przestań...
-Nie mów, że tego nie lubisz, kochanie. - szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek.
Całe szczęście moi rodzice stali tyłem, ponieważ w przeciwnym wypadku, miałabym szlaban do trzydziestki.
Nagle drzwi komisariatu otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem, a po pomieszczeniu rozległy się odgłosy kroków.
-Moje kochanie! - do moich uszu doszedł wesoły głos, a ja momentalnie znieruchomiałam. Wtuliłam twarz w koszulkę szatyna, chociaż i tak wiedziałam, że będę musiała się odwrócić. Moi rodzice oderwali się od rozmowy, spoglądając na mnie.
-Siema, Bieber. Zabieraj łapy od mojej dziewczynki. - mruknął, kiedy znalazł się przed nami.
-Zostaw mnie w spokoju. - warknęłam, przełykając głośno ślinę.
-Nawet się ze mną nie przywitasz, laleczko? - zaśmiał się ironicznie.
-Nie chcę cię znać. - powiedziałam, odwracając się w końcu w stronę chłopaka.
Przed nami stał Jason McCann, we własnej osobie. Był on moim dilerem, kiedy jeszcze potrzebowałam tego gówna. Pod moimi powiekami zebrały się łzy, jednak nie pozwoliłam im wypłynąć.
-Co ty tu robisz? - Justin uniósł pytająco brwi, spoglądając na, jak podejrzewam, swojego kumpla.
-Austin mnie tu ściągnął. - McCann wzruszył ramionami, wkładając ręce do kieszeni. - A przy okazji mogę się zobaczyć z... - podszedł bliżej mnie i pogładził wierzchem dłoni mój policzek.
-Nie dotykaj mnie, skurwielu. - warknęłam, odsuwając się od niego, ze strachem w oczach.
Chłopak parsknął ironicznym śmiechem, przygryzając dolną wargę.
-Ja już sobie podotykałem to, co chciałem. - posłał mi bezczelny uśmiech, a ja ponownie poczułam mdłości.
-Jesteś niewyżytym zboczeńcem. - warknęłam cicho, czując, że moje oczy powoli robią się zaszklone.
-Za to ty jesteś zajebista w łóżku, słonko. - puścił do mnie oczko, a ja w tym momencie odwróciłam się i pobiegłam korytarzem przed siebie. Kiedy tylko znalazłam łazienkę, wbiegłam do niej, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparłam się plecami o ścianę, po czym zsunęłam się po niej na ziemię, wybuchając płaczem...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Napisałam rozdział w szkole, więc postanowiłam go dodać już dzisiaj ;)
Jak myślicie, co się stało Bree... ?
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska. Z chęcią odpowiem na Wasze pytania ;)
Siedziałam na krześle na komisariacie, wpatrując się tępo w ścianę. Poczułam, jak Justin przeczesuje moje włosy, odrzucając je do tyłu. Mój tata posłał mu piorunując spojrzenie, na co szatyn zachichotał pod nosem. Opadłam na swoje kolana, bawiąc się swoimi jaskrawymi sznurówkami.
-Bree, co wy mu zrobiliście? - spytała w końcu moja mama. - Wiele razy bywałam na policji, ale nigdy z twojego powodu. - dodała.
-Nie wiem, o co mu chodzi. Może podał mnie na policję dlatego, że z nim zerwałam. - prychnęłam, przewracając oczami.
-Nie zdziwiłbym się. - dołączył do mnie Justin, utrzymując na ustach głupkowaty uśmiech.
Nagle z jednego z pomieszczeń wyszedł jakiś policjant.
-No, Bieber. Co zrobiłeś tym razem? - rzucił do szatyna, na co z jego ust uciekł cichy chichot.
-Sam chciałbym wiedzieć. - odparł, rozkładając się na krześle i zarzucając mi rękę na ramię.
-Bieber, nie dotykaj naszej córki. - moja mama posłała mu mordercze spojrzenie.
-W takim razie zapraszam na przesłuchanie. - powiedział do nas, wskazując na czarne, dźwiękoszczelne drzwi.
Podniosłam się z krzesła, czekając, aż Justin zrobi to samo.
-To wszystko moja wina. - mruknęłam, kolejny raz, przeczesując włosy.
-Ostrzegam cię, Bree. - szatyn zatrzymał się nagle. - Jeszcze raz tak powiesz, a będę zły. Na prawdę zły. - posłał mi sceptyczne spojrzenie.
-Ja tylko mówię prawdę. - westchnęłam, wchodząc do pokoju przesłuchań.
Jeden z policjantów, znajdujących się w środku, wskazał mi krzesło, przed niewielkim stolikiem. Justin zajął miejsce obok mnie, opierając łokcie o kolana.
-Tak, ciebie, Bieber, już znamy. - oficer machnął ręką, na co Justin posłał mu szeroki uśmiech,
-Czy my się w końcu dowiemy, po jaką cholerę tu jesteśmy. - westchnęłam, przewracając oczami.
-Znacie Austina Mahone'a? - spytał policjant, przenosząc wzrok ze mnie, na Justina.
-Niestety. - odparliśmy równocześnie, wzdychając cicho. - Czy ktoś mi w końcu powie, po co tu siedzę? - spytałam, zaciskając lekko szczękę.
-Spokojnie, kochanie. Złość piękności szkodzi. - zaśmiał się mężczyzna, wyprowadzając mnie tym z równowagi.
-Na prawdę mam lepsze rzeczy do robienia, niż siedzenie w jednym pokoju z jakimiś dziwnymi ludźmi. - sapnęłam, przewracając oczami. Z ust szatyna uciekł cichy chichot.
-No właśnie. Moglibyśmy się zająć sobą. - poruszył znacząco brwiami i przygryzł dolną wargę, spoglądając na mnie.
Uderzyłam go w tył głowy, zakładając ręce na piersi.
-Od jakiego czasu bierzesz narkotyki? - spytał policjant, na co Justin przewrócił teatralnie oczami.
-Przecież jestem na odwyku. Czego wy jeszcze ode mnie chcecie?
-Nie mówiłem do ciebie, Bieber. - wtrącił oficer, przenosząc wzrok na mnie.
Moje serce momentalnie stanęło, żeby zaraz zacząć bić dwa razy szybciej. Poczułam dłoń Justina na swoim kolanie. Spojrzałam na niego, a on minimalnie pokręcił głową, dając mi do zrozumienia, żebym nic nie mówiła.
-Ja nic nie biorę. - odparłam po chwili. Starałam się, żeby mój głos brzmiał pewnie i stanowczo, lecz nie wiem, jak wyszło na prawdę.
-W takim razie podciągnij rękawy. - jeden z mężczyzn założył ręce na piersi, a wzrok wszystkich utkwiony był na mnie.
Znieruchomiałam. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Jeśli pokazałabym im moje żyły, miałabym spore kłopoty. Justin uspokajająco gładził mnie po udzie, chcąc dodać mi otuchy.
Nagle poczułam, jak policjant łapie mnie za nadgarstek, przez co syknęłam cicho.
-Kurwa, nie dotykaj jej. - warknął szatyn, wstając z krzesła. Już chciał rzucić się na policjanta, kiedy dwóch innych przytrzymało go za ramiona.
Mężczyzna, wręcz brutalnie, podciągnął moje rękawy, ukazując ślady po wkłuciach w żyły. Spuściłam wzrok, wpatrując się w buty Justina.
-Nic nie bierzesz, tak? - zaśmiał się ironicznie mężczyzna, który w dalszym ciągu trzymał mnie za nadgarstki.
Wyszarpałam się z jego uścisku, wpatrując się tępo w ścianę. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Czy uciec stąd, czy usiąść na krześle i do wszystkiego się przyznać.
-Nic ci nie da dalsze kłamanie. Będziesz miała szczegółowe badania krwi w kierunku używek. - poinformował, a ja poczułam, że robi mi się słabo.
Usiadłam z powrotem na krześle, przeczesując palcami włosy.
Badania na obecność narkotyków wykrywają dragi, zażyte nawet miesiąc temu. Byłam więc pewna, że z wyników krwi wyjdzie, że ćpałam.
-Spójrzcie na nią. - do moich uszu doszedł głos szatyna. - Taka słodka dziewczynka miałaby brać? - wskazał na mnie.
-Zadaje się z tobą. - policjant posłał mu znaczące spojrzenie, a ja zmarszczyłam brwi, podnosząc wzrok. - To ty podawałeś jej narkotyki.
-Słucham!? - krzyknęłam nagle, kiedy oficer wypowiedział te niedorzeczne słowa.
-Dostaliśmy zgłoszenie, że Bieber podaje ci prochy. - wytłumaczył spokojnie.
-Justin nigdy w życiu nic mi nie podał! - podniosłam głos. - On nie jest niczemu winien!
-Więc przyznajesz się, że zażywałaś narkotyki? - policjant wyłapał część moich słów.
Spuściłam wzrok, układając ręce na kolanach. Wiedziałam, że to wyjdzie na jaw, więc nie mogłam dłużej milczeć.
-Tak. - mruknęłam cicho.
-Widzisz, Bieber. - mężczyzna zwrócił się do Justina. - Twoja słodka dziewczynka jednak nie jest taka grzeczna.
-Austin wam powiedział? - spytałam w końcu, nadal nie podnosząc wzroku.
-Tak. - odparł oficer ze spokojem w głosie.
-A powiedział wam, że to on podał mi to gówno? Że to on mnie zachęcał i namawiał? - zacisnęłam lekko szczękę i pięści. Gdybym spotkała teraz Austina, chyba rozerwałabym go na strzępy.
-Zeznał, że to Bieber podaje ci dragi. Że to on cię wciągnął w ten świat. - przenosił wzrok ze mnie na chłopaka.
-On jest chory psychicznie. Mści się na mnie za to, że z nim zerwałam. Ale teraz, kiedy on posunął się do tego, żeby podać mnie na policję, ja nie mam zamiaru milczeć. - na ustach Justina pojawił się minimalny uśmiech. - To Austin podał mi prochy, kiedy miałam trzynaście lat. Uprawiał ze mną seks, kiedy nie miałam skończonych piętnastu lat. Bił mnie i raz próbował zgwałcić. - zakończyłam, widząc, jak mężczyzna zapisuje wszystko w jakiejś karcie.
-Czy ktoś może to potwierdzić? - uniósł pytająco brwi. - Oprócz Biebera, oczywiście.
-Tak. - odparłam od razu. - Mój kuzyn.
-Dobrze. Za chwilę weźmiemy od ciebie jego dane. - mruknął policjant. - A teraz przejdziemy do naszego bardzo częstego gościa. - posłał szatynowi przesłodzony uśmiech, na co ten pozdrowił policjanta środkowym palcem. - Dlaczego pobiłeś Austina?
-Słucham!? - nie wytrzymałam, a z moich ust wyleciał cichy krzyk. Justin zachichotał cicho, przez co posłałam mu piorunujące spojrzenie. - Nikt nikogo nie pobił.
-Może z wyjątkiem tego, że ten skurwiel kolejny raz uderzył Bree. - wtrącił Justin, wpatrując się w mój zaczerwieniony policzek. Przyłożyłam do niego dłoń, pocierając delikatnie.
-Pokaż mi to. - policjant obrócił moją twarz tak, że patrzyłam prosto na niego. Obejrzał mój policzek, zapisując coś w karcie.
-Jest twoja matka? - spytał po chwili, na co ja niepewnie skinęłam głową. - A twój adwokat? - zwrócił się do szatyna, który zachichotał cicho pod nosem. - Co cię tak śmieszy?
-To ta sama osoba. - odparł, wzruszając lekko ramionami.
Jeden z mężczyzn wyszedł z pokoju, wracając po chwili z moją mamą.
-Może teraz dowiem się w końcu, o co chodzi. - powiedziała, wchodząc do pomieszczenia.
-Proszę usiąść. - policjant wskazał krzesło obok mnie. Kobieta usiadła, kładąc torebkę na kolanach. - Pani córka jest oskarżona o zażywanie narkotyków. - powiedział, a ja uważnie obserwowałam jej reakcję.
Moja rodzicielka wbiła wzrok w moją twarz, a z jej miny nie mogłam nic wyczytać.
-Co ty z sobą, do jasnej cholery, robisz!? - podniosła głos, a ja spuściłam głowę, czując na ramieniu dłoń Justina. - Chcesz skończyć tak, jak Ryan!? - krzyknęła, kiedy ja poczułam łzy, zbierające się pod moimi powiekami. - Niczego się nie nauczyłaś!?
-To, że Bree zaczęła brać, to nie jej wina. - odezwał się Justin, a po jego głosie mogłam poznać, że był wkurwiony. - To wina pani i pani męża. Może gdybyście po śmierci syna pamiętali, że macie jeszcze trzynastoletnią córkę, nie doszłoby do tego, że sięgnęłaby po narkotyki. Gdybyście poświęcali jej chociaż odrobinę uwagi, nie czułaby się taka samotna. - po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
-Co ty możesz wiedzieć o Ryanie i o Bree. - prychnęła moja mama, w ogóle nie wzruszona słowami szatyna.
-Znałem Ryana lepiej, niż ktokolwiek inny, a Bree jest najbliższą mi osobą. - mruknął, wpatrując się w moją matkę. - Poza tym, Ryan miał inne problemy, o których pani nigdy nie wiedziała. Nie zna pani własnych dzieci, więc jak pani może ją teraz oskarżać? Ona miała trzynaście lat. Potrzebowała matki. Prawdziwej matki, a nie osoby, która, mieszkając z nią pod jednym dachem, nie zauważyła, że jej córka była uzależniona.
-Co znaczy była? - policjant uniósł pytająco brwi.
-Bree skończyła z ćpaniem. Nie była na odwyku, a jednak jej się udało. Nawet pani nie wie, ile potrzeba siły, żeby skończyć z ćpaniem. A jej się udało. Ona z tego wyszła. Może pani nie, ale ja jestem z niej cholernie dumny. - uśmiechnęłam się blado przez łzy, słysząc jego słowa. Odwróciłam się w jego stronę, wtulając w ciało chłopaka. Justin objął mnie ramionami, głaszcząc delikatnie po włosach. Kilka moich łez skapnęło na jego koszulkę. Chłopak pocałował mnie w czoło, ścierając z policzków łzy.
Po chwili odsunęłam się od niego, spoglądając na mamę, która wpatrywała się w Justina morderczym spojrzeniem, jednak nic nie powiedziała.
-A co zarzucacie Justinowi? - odezwała się po chwili milczenia.
-Pobicie Austina Mahone'a. - odparł policjant, przeglądając coś w papierach.
-Powtarzam po raz kolejny. Justin nikogo nie pobił. - sapnęłam, kiedy mój głos przestał się trząść.
-Ale chłopak miał złamany nos. - oficer przewrócił oczami, opierając się o biurko.
-Dostał parę razy po mordzie, ale sobie na to zasłużył. - mruknął szatyn, wkładając ręce do kieszeni. Widząc pytające spojrzenia osób, przebywających w pomieszczeniu, postanowił kontynuować.
-Uderzył Bree, a ja nie miałem najmniejszego zamiaru stać i bezczynnie przyglądać się, kiedy jakiś skurwiel podnosi rękę na takie maleństwo, jak ona. - wskazał na mnie, a na jego ustach widniał cień łobuzerskiego uśmiechu.
-Poza tym równie dobrze Justin mógłby powiedzieć, że to Austin go pobił. - dotknęłam delikatnie jego rozciętego łuku brwiowego.
-To była zwykła szarpanina. - chłopak wzruszył ramionami.
-A gdzie to miało miejsce? - mężczyzna zadał kolejne pytanie.
-U mnie w domu. - odparł, przeczesując swoje kasztanowe włosy.
-Zaraz, zaraz... - moja mama zmarszczyła brwi. - Co ty robiłaś u niego w domu? - swoim wzrokiem wypalała dziurę w mojej twarzy.
-Wpadłam do niego na chwilę. - mruknęłam szybko, unikając jej wzroku.
-Podobno miałaś być u Jacka. - warknęła, zaciskając szczękę.
-No bo byłam. - jęknęłam, idealnie zdając sobie sprawę z tego, że kolejny raz okłamuję mamę. Dzięki Bogu, Justin się nie odzywał. - Jak chcesz, możesz do niego zadzwonić.
-Zrobię to, możesz być pewna. - syknęła, przenosząc wzrok z powrotem na policjanta.
-Na razie to wszystko. Prosimy jednak nie opuszczać jeszcze komisariatu. - policjant wstał z krzesła. Uczyniliśmy to samo, udając się w stronę drzwi.
Wyszliśmy na korytarz, gdzie czekał mój ojciec. Kiedy tylko jego wzrok padł na nas, wstał, podchodząc bliżej.
-No i co? - zwrócił się do mamy, unosząc brwi.
-Nasza córka jest narkomanką! - wyrzuciła ręce w powietrze, oddychając nerwowo.
-Słucham!? - tata wytrzeszczył oczy, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.
-No właśnie to. Austin zeznał na policji, że Bree ćpa. Okazało się to prawdą. - jej głos był bardzo zdenerwowany.
Rodzice spojrzeli na mnie ze złością, lecz również z wyrzutem i kpiną. Czułam, że ich zawiodłam. Czułam, że oddalam się od nich. Starałam się naprawić nasze relacje, przestać ich okłamywać, jednak wszystko poszło na marne. Na nowo stracili do mnie zaufanie, a ja nie potrafiłam go już odbudować.
-Mamo, ja... - zaczęłam, jednak ona uciszyła mnie gestem ręki.
-Nie chcieliśmy cię wiecznie kontrolować. Nie sprawdzaliśmy z kim się zadajesz, z kim się spotykasz. Chcieliśmy dać ci trochę wolności. Teraz widać, do czego to doprowadziło.
-Dajcie mi cokolwiek wytłumaczyć. - jęknęłam cicho, czując, jak zaczyna mi się kręcić w głowie.
-Miałaś wystarczająco dużo szans. - kolejny raz mi przerwała.
Obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać. Zrobiło mi się niesamowicie słabo i gorąco. Poczułam, że odlatuję, a nogi zaczęły się pode mną uginać. Miałam wrażenie, że lecę do tyłu, kiedy poczułam duże dłonie Justina na swoich biodrach. Przytrzymał moje drobne ciało, abym się nie przewróciła.
-Bree, wszystko w porządku? - do moich uszu doszedł zatroskany głos Justina, kiedy w dalszym ciągu chronił moje ciało przed upadkiem.
Usiadłam na krześle, wplątując palce we włosy. Spuściłam głowę, zaciskając mocno powieki. Momentalnie zaczęła mnie boleć głowa i poczułam mdłości. Nie wiedziałam, co się dzieje. Całkowicie nie kontaktowałam. Gdyby nie to, że Justin w dalszym ciągu oplatał moje ciało ramionami, prawdopodobnie przewróciłabym się.
-Bree, co się dzieje? - tym razem spytał tata.
-Nie wiem. - odparłam zgodnie z prawdą, chowając głowę w kolanach.
Szatyn gładził mnie po plecach, starając się mi pomóc.
-Jadłaś coś dzisiaj? - spytała moja mama, siadając na krześle obok.
-Nie, ale nie jestem głodna. - mruknęłam cicho.
-Dziecko, ty masz bardzo dużą niedowagę. Ile ty właściwie ważysz? - spytała, a jej złość na moment wyparowała.
-45 kilo. - odparłam, czując, że moje samopoczucie zaczyna się poprawiać.
-Matko kochana! Czy ty coś w ogóle jesz? - wyrzuciła ręce w powietrze.
-Też jej to zawsze powtarzam. - mruknął szatyn, posyłając mi sceptyczne spojrzenie.
-No przecież jem, tylko po prostu nie tyję. - wzruszyłam lekko ramionami. - Już mi lepiej. - dodałam, podnosząc się z krzesła.
-Może lepiej usiądź, Bree. - tata spojrzał na mnie z troską.
-Już dobrze. - powtórzyłam, odrzucając do tyłu włosy.
Nagle drzwi jednego z pomieszczeń otworzyły się z hukiem, a ze środka wyszedł Austin.
-Ty mała dziwko! - ryknął, przez co podskoczyłam lekko.
Justin momentalnie stanął przede mną, osłaniając mnie swoim ciałem.
-Jeszcze raz ją tak nazwiesz. - warknął do bruneta, wpatrując się w niego z mordem w oczach.
-Sprzedałaś mnie, głupia kurwo! - wrzasnął zbliżając się do mnie. Dwóch policjantów złapało go za ramiona, odciągając do tyłu.
-To ty mnie wydałeś! - krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze.
Austin wyrwał się policjantom i ruszył w moją stronę, jednak został zatrzymany przez szatyna.
-Nie zbliżaj się do niej. - wysyczał, odpychając jego ciało.
-Bo co mi, kurwa, zrobisz!? - krzyknął wściekły.
Zaczęli się przepychać i szarpać, wyzywając się przez cały czas. Podbiegłam do szatyna i złapałam go za ramię, odciągając od Austina, którego policjanci zakuli w kajdanki.
-Zobaczysz, kurwa! Jeszcze mnie popamiętasz! - warknął do mnie, a następnie poszedł za policjantami, ciągnącymi go na drugą stronę komisariatu.
-Ja się go boję... - wyszeptałam, wtulając się w Justina.
-Spokojnie, słoneczko. Przy mnie nic ci się nie stanie. - objął moje ciało ramionami, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.
Oplotłam go w pasie, wdychając cudowne perfumy Justina. Nagle poczułam, jak chłopak odgarnął moje włosy, tak, żeby nie zobaczyli tego moi rodzice, a następnie zaczął całować moją szyję.
-Justin. - syknęłam, starając się go od siebie odepchnąć, jednak szatyn przytrzymał moje biodra. - Przestań...
-Nie mów, że tego nie lubisz, kochanie. - szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek.
Całe szczęście moi rodzice stali tyłem, ponieważ w przeciwnym wypadku, miałabym szlaban do trzydziestki.
Nagle drzwi komisariatu otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem, a po pomieszczeniu rozległy się odgłosy kroków.
-Moje kochanie! - do moich uszu doszedł wesoły głos, a ja momentalnie znieruchomiałam. Wtuliłam twarz w koszulkę szatyna, chociaż i tak wiedziałam, że będę musiała się odwrócić. Moi rodzice oderwali się od rozmowy, spoglądając na mnie.
-Siema, Bieber. Zabieraj łapy od mojej dziewczynki. - mruknął, kiedy znalazł się przed nami.
-Zostaw mnie w spokoju. - warknęłam, przełykając głośno ślinę.
-Nawet się ze mną nie przywitasz, laleczko? - zaśmiał się ironicznie.
-Nie chcę cię znać. - powiedziałam, odwracając się w końcu w stronę chłopaka.
Przed nami stał Jason McCann, we własnej osobie. Był on moim dilerem, kiedy jeszcze potrzebowałam tego gówna. Pod moimi powiekami zebrały się łzy, jednak nie pozwoliłam im wypłynąć.
-Co ty tu robisz? - Justin uniósł pytająco brwi, spoglądając na, jak podejrzewam, swojego kumpla.
-Austin mnie tu ściągnął. - McCann wzruszył ramionami, wkładając ręce do kieszeni. - A przy okazji mogę się zobaczyć z... - podszedł bliżej mnie i pogładził wierzchem dłoni mój policzek.
-Nie dotykaj mnie, skurwielu. - warknęłam, odsuwając się od niego, ze strachem w oczach.
Chłopak parsknął ironicznym śmiechem, przygryzając dolną wargę.
-Ja już sobie podotykałem to, co chciałem. - posłał mi bezczelny uśmiech, a ja ponownie poczułam mdłości.
-Jesteś niewyżytym zboczeńcem. - warknęłam cicho, czując, że moje oczy powoli robią się zaszklone.
-Za to ty jesteś zajebista w łóżku, słonko. - puścił do mnie oczko, a ja w tym momencie odwróciłam się i pobiegłam korytarzem przed siebie. Kiedy tylko znalazłam łazienkę, wbiegłam do niej, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparłam się plecami o ścianę, po czym zsunęłam się po niej na ziemię, wybuchając płaczem...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Napisałam rozdział w szkole, więc postanowiłam go dodać już dzisiaj ;)
Jak myślicie, co się stało Bree... ?
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska. Z chęcią odpowiem na Wasze pytania ;)
Kocham Was i do następnego ;-*
Ps. Wszystkich chętnych zapraszam na moje trzecie opowiadanie:
Ps. Wszystkich chętnych zapraszam na moje trzecie opowiadanie:
Genialne jak zwykle ;3 <3 xxx
OdpowiedzUsuń"A teraz przejdziemy do naszego bardzo częstego gościa. - posłał szatynowi przesłodzony uśmiech, na co ten pozdrowił policjanta środkowym palcem"
OdpowiedzUsuńHahahhahahhahahahahaa, osrałam się. Normalnie nie mogę. Hahahaaahaha kocham cię skarbie!
Czytałam to kilka razy, wciąż lejąc haha :)))))))))
jeju szkoda mi Bree...
hm, przyłapałam siebie na tym, że spodobał mi się Austin z charakteru i jego wypowiedzi. Mogłabyś mi wysłać zdjęcie na asku, czy gdziekolwiek, jak ty go widzisz? Bo jestem strasznie ciekawa :)))
kc mocno i czekam z niecierpliwością na następny kochanie xx.
___________________
ZAPRASZAM: http://love-is-hard-baby.blogspot.com/
Kocham, kocham, kocham i może tak KOCHAM.
OdpowiedzUsuńMi rozdział się podoba, ale mój przyjaciel narzeka.
Pajac nie zna się.
Jest taki sam jak McCann "niewyżyty seksualnie".
haha.
kocham cie i czekam na nn.
Bree jest w ciąży czy mi się wydaje? Justin to taki słodziak jak mówi o niej <3. A jej matka jest jakaś głupia :/. Nie interesować się własną córką i jeszcze mieć pretensje :/. Do następnego <3
OdpowiedzUsuńuwielbiam
OdpowiedzUsuńrozdział zajebisty ♥
coś mi się wydaje , że Bree będzie z Justinem <3
Jak zawsze cudowny ^^
OdpowiedzUsuńAwww Cudowny:* to jest takie słodkie jak Justin broni Bree <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńKocham Cię dziewczyno. Zawsze z wytesknieniem czekam na kolejne rozdziały twoich opowiadań :-D
OdpowiedzUsuńJa po prostu bardzo ci dziękuje za to opowiadanie jestem ci wdzięczna :)
OdpowiedzUsuńojejku, naprawdę pisałaś ten rozdział w szkole?! ♥ hahahhahahhahaha boże, uwielbiam cię za te poświęcenie na dla <3 przeczytałam ten rozdział już 2 razy i przeczytam go chyba jeszcze z 3! Jest naprawdę fantastyczny! Justin, Bree, jej matka, Austin...omg to jest takie genialne no !!!
OdpowiedzUsuńohhh
OdpowiedzUsuńjaki wspaniały rozdział...
ta matka jest chora psychicznie kurde. zamiast próbować jej pomoc to drze się -,-
Justin taki slodziak..
Austin wgl mnie denerwuje..
po co mu to było ??
Justin dobrze wygarnął tej matce. bo kurde nawet
nie próbuje jej zrozumieć tylko od razu sapie do niej..
ohh ci rodzice. czemu są tak bardzo podobni do moich ?!
rozdział oczywiście genialny..
jak zwykle nikt nie mógł mnie odciągnąć od czytania jak zawsze przy twoich opowiadanich.
jesteś niesamowta <3
kocham <3
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
Głupi idiota Austin -.-
OdpowiedzUsuńJak on mógł tak nawymyślać, na tym jebanym komisariacie (wybacz, za słownictwo, no ale.. BOŻE!)
Justin, jak zwykle pewny siebie :D Biedna Bree :( Przecież nie zasłużyła sobie na takie traktowanie ze strony rodziców. To oni ją zaniedbywali, w dodatku powinni jakoś podziękować Justinowi, że tak ją broni przed tym Austinem. ;// Dla mnie to jest idiotyczne, głupia policja wierzy temu dupkowi Austinowi, a przecież widać,po jego zachowaniu, że jest jakiś chory.
Mam tylko nadzieję, że Bree i Justin się jakoś z tego wyplączą <3
Co do Ciebie.. Brak mi już słów, naprawdę. Twoje opowiadanie.. Niesamowite. Słowa.. idealne. Każde słowo, jest jakby tysiąc razy przemyślane. Nic dodać nic ująć.
Czekam na kolejny <3
~ Drew
angelsdonotdieyet.blogspot.com
thepastalwayscomesbackx3.blogspot.com
No poprostu kocham to opowiadanie !!! Suuuuuper rozdział !! Czekam nn <3 ;*
OdpowiedzUsuńboże boże boże boże boże boże *_*
OdpowiedzUsuńcuuudddooooo! !!!!!!!
proszę dodaj jak najszybciej nowy rodział, proszeeeeeee :****
czekam na nn <3333333
czekam nn <3
OdpowiedzUsuń