czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 24...

Bree trzymała moją dłoń głaszcząc ją delikatnie. Starałem się oddychać normalnie i nie myśleć o narkotykach, jednak było to niesamowicie trudne, biorąc pod uwagę mój obecny stan.
-A co, jeśli przez przypadek zrobię ci krzywdę? - zerknąłem kątem oka na szatynkę. - Wiesz, że kiedy jestem na głodzie, jestem agresywny. Nie chcę stracić nad sobą kontroli, kiedy będę przy tobie. - pogłaskałem ją po policzku.
-Nie będę miała ci tego za złe. - odparła cicho, spoglądając na mnie swoimi ślicznymi oczkami.
-Jeśli będę cię prosił, żebyś dała mi chociaż jedną działkę, nie słuchaj mnie, dobrze?
-Nigdy nie dam ci narkotyków. - mruknęła cicho.
Zacisnąłem lekko pięści i szczękę, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że mógłbym skrzywdzić Bree. Chociaż z drugiej strony, wiedziałem, co robię, kiedy jestem na głodzie. Nie zachowuję się normalnie i tracę nad sobą kontrolę.
-Wiesz, że już od miesiąca nie uprawiałem seksu? - zachichotałem cicho, kręcąc lekko głową.
-No właśnie! - Bree klasnęła w dłonie. - Może powinieneś iść do jakiegoś klubu, znaleźć panienkę na dzisiejszą noc i wtedy zapomniałbyś na chwilę o dragach. - spojrzała na mnie przekonywującym wzrokiem.
Momentalnie parsknąłem śmiechem, klepiąc ją po ramieniu. Przy niej na prawdę czułem, jakbym rozmawiał z kumplem.
-Wolę zostać z moją dzidzią. - rozczochrałem jej włosy, przez co posłała mi oburzone spojrzenie.
-Justin, a co z ośrodkiem? Nie powinieneś tam wrócić? - spytała, marszcząc brwi.
-Wiesz, to jest tak. Ludzie z ośrodka nie mogą trzymać mnie tam na siłę, a policja nie raczy przyjść i sprawdzić, czy jestem na odwyku. Dlatego póki nikt mnie nie szuka, nie wracam tam. Zastanawiałem się tylko nad tym, czy powinienem iść i powiedzieć Joannie, że chcę skończyć z ćpaniem i mam prywatny odwyk w swoim domu.
-Jeśli podchodzisz do tego na poważnie, powinieneś jej powiedzieć. Jestem pewna, że się ucieszy. - szatynka posłała mi serdeczny uśmiech.
-W takim razie pójdę do niej jutro, kiedy będziesz w szkole.
Skierowaliśmy się w stronę wyjścia z parku. Po odwiedzeniu grobu moich rodziców czułem się jakby... lżej. Nie byłem na cmentarzu od ich śmierci, czyli przez całe dwa lata. Właściwie sam nie wiedziałem, dlaczego. Może to przez tę świadomość, że ich zawiodłem, a może po prostu się bałem.
Nie wiem...
Nagle ujrzałem dwóch chłopaków, idących z naprzeciwka.
-Kurwa... - usłyszałem ciche mruknięcie Bree, kiedy przeczesała swoje długie, kasztanowe włosy.
-Sprzedałaś Austina? - jeden z nich podszedł do piętnastolatki.
-Nie, to on sprzedał mnie. - założyła ręce na piersi.
-Kurwa, on może teraz przez ciebie iść siedzieć! - krzyknął, wyrzucając ręce w powietrze.
-W końcu dostanie to, na co zasłużył. - dziewczyna przeniosła ciężar ciała na drugą nogę.
-Ty szmato. - warknął, jednak zanim zdążył ją uderzyć, odepchnąłem go od Bree.
-Szmatą możesz nazywać swoją matkę. - wymierzyłem mu uderzenie w szczękę, przez co zachwiał się lekko.
Dosłownie sekundę później poczułem, jak maleńkie dłonie Bree obejmują moje ramię. Dziewczyna odciągnęła mnie od chłopaka, przez co sapnąłem cicho.
-Obiłbym mu mordę, to może nauczyłby się szacunku.
-Justin, proszę cię... - jęknęła, idąc w stronę wyjścia z parku.
-Nie pozwolę, żeby ktoś cię tak traktował.
***
Otworzyłem przed dziewczyną drzwi od swojego domu, wpuszczając ją do środka. Zdjąłem buty oraz kurtkę, wieszając ją na wieszaku. Bree ułożyła swoją torbę na szafce, kierując się do wnętrza domu.
-Grasz w kosza? - spytałem po chwili, opadając na kanapę obok niej.
-Jasne. - uśmiechnęła się do mnie, na co ja zaklaskałem w dłonie.
-W takim razie gramy! - zawołałem wesoło, podnosząc się z miejsca.
-Ale Justin, ja nie mam ubrań. Nie będę grać w jeansach. - wydęła dolną wargę, przybierając minę małej dziewczynki.
Oj, kochanie. Nawet nie wiesz, jaką ja mam ochotę wziąć cię tu i teraz...
-Dam ci swoje ciuchy. - wzruszyłem lekko ramionami, a następnie udałem się schodami na górę, prosto do swojej sypialni.
Kiedy tylko wszedłem do pomieszczenia, poczułem w kieszeni wibrację. Wyciągnąłem telefon, widząc na ekranie numer mojej pani adwokat, czyli jednocześnie mamy Bree.
-Witam panią serdecznie. - zacząłem z wielkim uśmiechem, siadając na łóżku.
-Witaj. Nadal nie mogę uwierzyć, że do ciebie zdzwonię. - zaczęła. - Chciałam się tobą spotkać.
-Ja rozumiem pani zainteresowanie, ponieważ nie ukrywam, że jestem zabójczo przystojny. Ale pani ma męża, ja jestem kilkanaście lat młodszy. Nie żeby mi to przeszkadzało, bo mogłoby nam być na prawdę dobrze w łóżku...
-Bieber, do cholery jasnej! - krzyknęła, a z moich ust uciekł chichot.
Uwielbiałem denerwować tę kobietę.
-Jeśli pani nie przeszkadza ta różnica wieku, to możemy się spotkać. W jakich godzinach nie ma pani męża w domu? - na prawdę starałem się nie wybuchnąć śmiechem.
-Człowieku, czy z tobą nie można normalnie porozmawiać? Ja nie wiem, jak Bree potrafi wytrzymać z tobą chociaż chwilę. - zachichotałem pod nosem, przypominając sobie naszą wczorajszą scenę na kanapie, w salonie. -Chciałam porozmawiać o Bree. Możesz się jutro ze mną spotkać?
-Gdzie i o której? - opadłem na łóżko, przeczesując palcami włosy.
-O dwunastej w kawiarni, w centrum, pasuje ci? - spytała, a ja przeskanowałem w głowie swój jutrzejszy plan.
-Tak, pasuje. - odparłem, wzdychając cicho.
-W takim razie do zobaczenia jutro. - powiedziała i już miała się rozłączać, kiedy zatrzymał ją mój głos.
-Ale na szybki numerek nie mam co liczyć? - zachichotałem, jednak nie usłyszałem odpowiedzi, ponieważ matka Bree rozłączyła się, oburzona moimi słowami.
Pokręciłem z rozbawieniem głową, a następnie przetarłem twarz dłońmi, wstając z łóżka. Wyjąłem z szafki spodenki do koszykówki oraz koszulkę na krótki rękaw. Sam przebrałem się w strój sportowy, po czym zszedłem na dół z ubraniami, przygotowanymi dla Bree.
-Proszę bardzo, księżniczko. - podałem jej ciuchy, a ona podeszła do mnie i musnęła mój policzek, następnie znikając za drzwiami łazienki, znajdującej się na parterze.
-Nie miałem nic przeciwko, żebyś przebierała się tutaj! - krzyknąłem, utrzymując na ustach uśmiech.
-Wiem i dlatego poszłam do łazienki! - odparła, również krzykiem. - Nie chciałam, żeby ci stanął!
Momentalnie parsknąłem śmiechem, opadając na kanapę.
Kurwa, kocham tę dziewczynę!
Po chwili Bree wyszła z łazienki, przebrana już w moje ubrania. Podszedłem do szafki w przedpokoju i wyjąłem z niej piłkę do kosza, a następnie objąłem szatynkę ramieniem, prowadząc w stronę drzwi tarasowych. Udaliśmy się na tyły domu, gdzie znajdowało się małe boisko do koszykówki. Bree wzięła ode mnie piłkę do kosza i zaczęła ją dokładnie oglądać.
-W takim razie zaczynamy. - zachichotałem, patrząc na szatynkę. - To jest piłka. Powtórz. - rozkazałem, zakładając ręce na piersi.
-Piłka. - wykonała moje polecenia, przewracając z rozbawieniem oczami.
-Piłka jest okrągła. - wymawiałem każde słowo głośno i wyraźnie.
-A twoje spodenki są za luźne i mi spadają. - powiedziała jeszcze wyraźniej, przez co momentalnie parsknąłem śmiechem.
-Możesz je zdjąć. - poruszyłem znacząco brwiami, przez co oberwałem od niej piłką w klatkę piersiową. - To jest piłka. Piłka służy do rzucania do kosza, a nie w Justinka.
-A ja jestem Bree, mam piętnaście lat, jestem grzeczną dziewczynką, z którą rozmawia się o kwiatkach i motylkach, a nie o zdejmowaniu spodni. - wypięła do mnie język.
-Miło mi. Ja jestem Justin, mam dwadzieścia jeden lat, jestem niegrzecznym chłopcem, który myśli tylko o seksie i bardzo rozprasza się, kiedy wypinasz do niego swój języczek. - posłałem jej przesłodzony uśmiech.
-Synku, chyba mnie nie zrozumiałeś. Jestem grzeczną dziewczynką, z którą rozmawiasz o wszystkim co jest GRZECZNE. - wyostrzyła ostatnie słowo.
-Serio, Bree? - parsknąłem śmiechem. - Synku? - pokręciłem z rozbawieniem głową. - Czyli staje mi na widok matki?
-JESTEM GRZECZNĄ DZIEWCZYNKĄ, Z KTÓRĄ MOŻESZ ROZMAWIAĆ TYLKO I WYŁĄCZNIE NA GRZECZNE TEMATY. - podeszła do mnie i uderzyła kilka razy w moją klatkę piersiową.
-JESTEM NIEGRZECZNYM CHŁOPCEM, KTÓRY WIECZORAMI ZMIENIA GRZECZNĄ DZIEWCZYNKĘ W NAPALONĄ NASTOLATKĘ, KTÓRA NIEMALŻE UPRAWIA SEKS NA KANAPIE W SALONIE. - stanąłem tak blisko niej, że nasze ciała się stykały, przekrzykując ją.
-Może jeszcze głośniej, bo sąsiedzi cię nie słyszeli! - wyrzuciła ręce w powietrze.
-Jak sobie życzysz. - mruknąłem, uśmiechając się łobuzersko. - Ludzie, wczoraj prawie uprawiałem seks z... - w tym momencie Bree zatkała mi usta dłonią.
-Zamknij się, kretynie. - sapnęła, posyłając mi mordercze spojrzenie.
-Chodź tu do mnie. - na moje usta wkradł się cwaniacki uśmiech, kiedy ułożyłem dłonie na jej biodrach, przyciągając jej ciało bardzo blisko swojego.
-Co ty wyprawiasz, synku? - Bree pokręciła z politowaniem głową.
Wsunąłem dłonie pod jej uda i uniosłem jej leciutkie ciało na wysokość swoich bioder. Szatynka oplątała mnie nogami w pasie, układając mi ręce na szyję.
-Wydaje mi się, że mieliśmy grać w kosza. - przeczesała delikatnie moje włosy.
-To nam nie ucieknie. - mruknąłem, wpatrując się w jej czekoladowe tęczówki.
-W takim razie, co masz zamiar robić? - wplątała palce w moje włosy, z tyłu głowy.
-Może to... - odparłem, opierając swoje czoło o jej. Zacząłem przybliżać swoje usta do jej, uśmiechając się przy tym. Dziewczyna powoli oblizała wargi, jeszcze bardziej mnie tym podniecając.
Kiedy już miałem złączyć nasze usta w cudownym, słodkim, a zarazem namiętnym pocałunku, przeszkodził nam głos, dochodzący zza płotu.
-Dzień dobry, Justin. - przywitała się starsza kobieta, moja sąsiadka.
Przewróciłem oczami, przed odwróceniem się w stronę staruszki.
-Dzień dobry. - skinąłem głową, uśmiechając się do niej.
-Powiedz mi, kochanie, co u ciebie słychać? Skończyłeś już brać narkotyki? - spytała, opierając się o płot.
Ta kobieta była jedną z na prawdę niewielu osób, do których miałem szacunek.
-A w porządku. Jeszcze do końca nie skończyłem z ćpaniem, ale jestem na dobrej drodze. - spojrzałem znacząco na Bree. - Ktoś mi w tym pomaga...
-Dzień dobry. - przywitała się Bree, kiedy ja w dalszym ciągu trzymałem ją na rękach.
-Witaj, kochanie. - uśmiechnęła się do szatynki. - Właśnie ostatnio często widuję was razem.
-Jesteśmy przyjaciółmi. - odparła piętnastolatka, bawiąc się końcówkami moich włosów.
-Przyjaciółmi, którzy prawie bzykają się na kanapie. - szepnąłem jej do ucha, przez co oberwałem lekko w klatkę piersiową.
-Cieszę się, że Justin w końcu znalazł sobie normalną przyjaciółkę, a nie ciągle z tymi kumplami. - spojrzała na mnie sceptycznie, a ja zrobiłem minkę niewiniątka. - W takim razie ja wam już nie przeszkadzam. - zaklaskała cicho w dłonie, po czym udała się do swojego domu.
-Miła jest... - powiedziała Bree, wzruszając lekko ramionami.
-Dużo jej zawdzięczam. Praktycznie to ona zorganizowała pogrzeb moich rodziców. - dziewczyna pokiwała ze zrozumieniem głową.
-A teraz postaw mnie na ziemię, bo mieliśmy chyba grać. - pocałowała mnie w czoło, sunąc dłońmi po moich barkach.
-Oczekuję czegoś w zamian, koteczku. - mruknąłem w jej usta, przez co szatynka zaśmiała się cicho.
Objęła dłońmi moją szyję od tyłu, przysuwając się bliżej mnie, dzięki czemu moje ręce wylądowały na jej tyłeczku. Bree złączyła nasze usta, przygryzając lekko moją dolną wargę, przez co jęknąłem cicho. Przejechała językiem po moich wargach.
-Chcesz dostać więcej, to postaw mnie na ziemi. - mruknęła seksownie w moje, lekko rozchylone, usta.
Kurwa, chciałem jej. Tak cholernie jej teraz chciałem. Kochałem ją oraz czułem ogromne pożądanie do tej drobnej istotki. Pragnąłem jej, jak niczego innego. Chciałem być z nią, kochać się z nią, mieć tą świadomość, że jest tylko moja i nikt mi jej nie zabierze.
Ale wiedziałem, że jeżeli chcę to wszystko zyskać, jeśli chcę, żeby Bree należała tylko do mnie, muszę najpierw powiedzieć jej prawdę.
Zatopiłem się w jej czekoladowych tęczówkach i na prawdę miałem ochotę wziąć ją tu i teraz. Była tak cholernie seksowna, a jednocześnie taka niewinna. Na zewnątrz aniołek, a w środki diabełek...
Postawiłem ją na ziemi i chciałem objąć dłońmi jej twarz, aby wpić się w jej usta, jednak poczułem, jak szatynka klepnęła mnie w tyłek i uciekła, podnosząc po drodze piłkę. Odbiła ją kilka razy, po czym podskoczyła i idealnie wrzuciła piłkę do kosza.
-Justin, te spodenki na prawdę mi spadają. - parsknęła śmiechem, przytrzymując moje ubranie. Pokręciłem z rozbawieniem głową, po czym podszedłem do niej.
-Zobacz, w pasie jesteś zdecydowanie za chuda, ale jak zsuniesz je na biodra, będą się trzymać. - zsunąłem jej spodenki kilka centymetrów w dół, z łobuzerskim uśmiechem na ustach. - A teraz oddawaj mi tę piłkę. - wybiłem z jej rąk przedmiot, a następnie rzuciłem, trafiając prosto do kosza.
Zaczęliśmy grać, co chwilę odbierając sobie piłkę. Był remis, a mi w ogóle się to nie podobało. Zdjąłem przez głowę koszulkę, odrzucając ją na trawę. Na dworze było gorąco, a na dodatek cały czas biegaliśmy.
-Kicia, nie za ciepło ci? - rzuciłem do dziewczyny.
-Właściwie, to tak. - mruknęła, a następnie złapała z krańce mojej koszulki, którą miała na sobie i ściągnęła ją ze swojego ciała.
Szatynka miała na normalny stanik założony stanik sportowy, jednak to nie przeszkadzało mi w gwałceniu jej wzrokiem.
Kiedy zauważyłem, że Bree przygotowuje się do rzutu do kosza, podbiegłem do niej, objąłem w pasie i podniosłem, uniemożliwiając szatynce zdobycie kolejnego punktu.
-Puszczaj mnie, debilu! - pisnęła, śmiejąc się cicho.
-Miałem dostać buziaka, pamiętasz? - mruknąłem jej do ucha.
-Ale niegrzeczni chłopcy nic nie dostają. - uderzyła mnie lekko z łokcia w brzuch.
Postawiłem ją na ziemi i odwróciłem przodem do siebie. Jedną rękę ułożyłem w dole jej nagich pleców, natomiast drugą wplątałem w jej włosy i, nie czekając na nic więcej, wpiłem się w jej usta. Owinąłem ramieniem jej drobną talię, odchylając jej ciało lekko do tyłu. Mocniej naparłem na jej wargi. Bree objęła moją twarz dłońmi, uśmiechając się przez pocałunek. Nasze języki walczyły o dominację, kiedy z naszych ust uciekały ciche, ledwo słyszalne jęki.
Po chwili oderwaliśmy od siebie nasze spragnione usta. Wpatrywałem się w Bree, jak w obrazek, oblizując powoli wargi. W dalszym ciągu czułem na nich słodki smak ust szatynki.
-Masz najsłodsze usta na świecie. - mruknąłem do niej, uśmiechając się pod nosem.
Dziewczyna pokręciła z rozbawieniem głową, po czym podniosła piłkę i rzuciła nią prosto do kosza.
-Wygrałam. Koniec gry. - zatrzepotała słodko rzęsami, udając się w stronę domu. Kołysała delikatnie biodrami, a ja przechyliłem lekko głowę, obserwując, jak porusza się z wdziękiem.
-Bree! - zawołałem, biegnąc za nią. Dziewczyna spojrzała na mnie pytająco, cały czas idąc w stronę wejścia. - Nie myślałaś kiedyś o tym, żeby zostać modelką? - położyłem jej rękę na ramieniu.
-Żartujesz sobie ze mnie? - spojrzała na mnie z niedowierzaniem. - Nigdy w życiu.
-Czemu nie? Masz idealne warunki. - zmierzyłem wzrokiem jej ciało.
-Nie, to zdecydowanie nie dla mnie. Poza tym, moja kuzynka jest modelką i dobrze wiem, że jeżeli chcesz dostać kontrakt, możesz go podpisać tylko przez łóżko. Nie mam zamiaru puszczać się za marne chwile sławy. - przewróciła teatralnie oczami. - Poza tym, ta ciągła dieta mnie przeraża.
-Tobie nie jest potrzebna żadna dieta, słonko. Mógłbym cię normalnie dłońmi w pasie objąć. - powiedziałem, po czym ustawiłem się za szatynką, układając dłonie na jej talii. - No i co? - zaśmiałem się, kiedy moje dłonie otoczyły cały brzuszek dziewczyny.
-Zobacz, ile te modelki mają makijażu. To całkowicie nie dla mnie. - przeczesała palcami włosy, a następnie weszła do wnętrza domu. - Ja idę wziąć prysznic. - dodała, po czym posłała mi słodki uśmiech, założyła kosmyk włosów za ucho i udała się na pierwsze piętro.
Usiadłem na kanapie, przeczesując włosy i ciągnąc za ich końcówki, z wyraźną frustracją. Nie wiem dlaczego, ale przy Bree nie czułem takiej potrzeby wciągnięcia czegokolwiek. Jednak kiedy tylko zostałem sam, moje dłonie zaczęły drżeć, a krew w żyłach płynąć szybciej. To niesamowite, że w ciągu paru sekund potrafiłem zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni. Już nad sobą nie panowałem, nie kontrolowałem swojego zachowania. Musiałem coś wziąć, ponieważ czułem, że w przeciwnym wypadku po prostu zwariuję. I nie myślałem już nawet nad tym, jakie będą konsekwencje mojej chwilowej utraty kontroli.
Wstałem z kanapy, łapiąc się przelotnie za krocze, po czym ruszyłem w stronę szafki, w której trzymałem dragi. Z impetem otworzyłem szufladę, kiedy nagle zorientowałem się, że jest ona pusta. Żadnych narkotyków, nic, co mogłoby mnie uspokoić. Wywaliłem wszystkie, znajdujące się w środku, papiery, należące do mojego ojca, jeszcze raz dokładnie przeszukując szufladę.
Nic, zero kokainy, żadnej heroiny, ani nawet skrętów.
-Kurwa! - ryknąłem, zrzucając z komody wszystkie rzeczy.
Nie potrafiłem się opanować. Byłem pewien, że w szufladzie znajdę chociaż jedną działkę, jednak myliłem się. Wiedziałem, że miałem duży zapas towaru. I nagle w głowie zapaliła mi się zielona lampka.
-Ty suko... - warknąłem, zaciskając dłonie w pięści.
***Oczami Bree***
Wyszłam spod prysznica, owijając swoje ciało ręcznikiem. Założyłam na siebie czystą bieliznę oraz ubrania, a następnie wyszłam z łazienki, zamykając za sobą drzwi. Usłyszałam z dołu jakiś huk, jakby tłuczone szkło. Zaśmiałam się cicho, podejrzewając, że Justin zabrał się za gotowanie.
-Oj, synku. Kiedyś cię tego nauczę.
Wyszłam z sypialni szatyna, udając się schodami na dół. Nagle zamurowało mnie, kiedy zobaczyłam porozrzucane po salonie kawałki szkła, pochodzące z ramek ze zdjęciami.
Jednak Justina nigdzie nie było...
-Ty szmato... - usłyszałam głośne warknięcie. Podskoczyłam lekko, schodząc ze schodów. Odwróciłam się twarzą do chłopaka i od razu mogłam stwierdzić, że był na silnym głodzie. Jego pięści zaciśnięte były bardzo mocno, tęczówki ciemniejsze niż zwykle, a wzrok nieobecny. Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że był wściekły.
-Justin... - zaczęłam, jednak nie dane było mi skończyć.
-Oddaj mi to, kurwa! - wrzasnął, przez co całe moje ciało zadrżało. Dobrze wiedział, że to ja zabrałam mu narkotyki. Nie chciałam, żeby niepotrzebnie go kusiły.
-Nie. - odparłam stanowczo.
Justin podszedł do mnie, na co ja cofnęłam się, chcąc być dalej od niego.
-Nie słyszysz, co do ciebie mówię!? - ryknął. Wystraszyłam się. Na prawdę się wystraszyłam. Wiedziałam, że on na głodzie jest nieobliczalny. Bałam się go...
-Nie dam ci narkotyków. Sam prosiłeś mnie o to, abym... - przerwałam nagle, kiedy poczułam ból na lewym policzku.
Uderzył mnie...
Po raz kolejny to zrobił...
-Oddaj mi to. - warknął, przez zaciśnięte zęby. Bałam się, jednak nie mogłam dać tego po sobie poznać. Musiałam pozostać nieugięta.
-Nie, Justin. Nie chcesz tego brać. Uwierz mi. - powiedziałam, jednak w moim głosie nie było już tyle pewności, co przed chwilą.
Momentalnie złapał mnie za nadgarstki i przyparł boleśnie do ściany.
-Puść mnie. - warknęłam, starając się wyszarpać z jego uścisku, jednak zamiast tego poczułam silne uderzenie w dole brzucha. Szatyn uderzył mnie pięścią, przez co zgięłam się w pół.
-Nie rozumiesz, co do ciebie mówię, dziwko!? - wrzasnął, ponownie uderzając mnie w twarz. Bolały mnie oba miejsca, jednak jeszcze bardziej bolało to, że nazwał mnie dziwką. Tak, to zdecydowanie boli najbardziej...
-Justin, uspokój się. Proszę... - wyszeptałam, głaszcząc go delikatnie po policzku.
-Nie będziesz mi mówić, co mam robić, szmato! - wrzasnął, łapiąc mnie za włosy, tak, że upadłam przed nim na kolana.
-Justin, proszę cię. - jęknęłam cicho, nie wiedząc, jak mogę go uspokoić. Jednak on szarpnął mną i popchnął na kanapę.
Byłam pewna tylko jednego. Nie dam mu narkotyków...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
I jak podoba się rozdział?
Zaskoczeni postawą Justina? Hmm, on jeszcze będzie na głodzie. To nie koniec...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania :
Ps. Chciałam Was zaprosić na wspaniałe opowiadanie ;-*
Kocham Was i do następnego ;-*

Boże, przecież Bree jest taka idealna...

16 komentarzy:

  1. Cały czas odświeżałam bloga po tym jak przeczytałam na asku że za chwilę opublikujesz..XD
    Na początku tak słodkooo.<33 A potem ta nagła zmiana Justina.. Ja jestem zaskoczona i aż boję się następnego rozdziały... Ale czekam! :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział.Jedtem bardzo ciekawa co wydarzy się później.Ciekawo co on zrobi Bree.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jprdl cudooo !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu większa akcja !!!! Chce zobaczyć reakcje Justina jak już sie ogarnie

    OdpowiedzUsuń
  5. *o* suuper rozdział !!!! Czekam nn ;* <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow cudowny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. cudddneee czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  8. O mój boże.
    Przecież bylo juz tak pięknie i w ogóle. .
    Cholera. . Biedna Bree.
    Nie moglam opanować śmiechu gdy Justin rozmawiał z matką Bree. Hahhaha
    a potem ta gra w kosza. Ohh. Omniomniom
    kocham i czekam na nn <3
    true-big-love-jb.blogspot. com
    red-sky-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. O Jezu. Justin opanuj się człowieku! Rozdział jest świetny! ♥♥♥♥ :***

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny rozdział:

    OdpowiedzUsuń
  11. Śmiałam się, jak jakaś oszalała, jak zadzwoniła mama Bree i te teksty Justin, ahahhaha :3 Albo, jak grali w kosza i tłumaczył jej,że to jest piłka i wgl.. Hahhahaha :D
    Bardzo zabawny rozdział, gdyby nie końcówka, która mnie tak zaszokowała, że przez chwilę czytałam pięć razy te samo zdanie, nie mogąc w to uwierzyć : o Cholera, Justin jest naprawdę niebezpieczny i mam nadzieję, że nie zrobi Bree jakiejś poważniejszej krzywdy.. Biedna dziewczyna.. Przecież tak naprawdę została w domu sam na sam, z Justinem na głodzie.. Ciekawa jestem, co będzie dalej.. :(
    Do nn <3
    ~ Drew.
    thepastalwayscomesbackx3.blogspot.com
    angelsdonotdieyet.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Moja matka by za takie teksty jaja Justin'owi ucięła.
    Justin na początku wydawał się całkiem spoko, ale jak Bree narkotyków mu nie chciała dać to ta jego zwierzęca natura się uwolniła. Ja na miejscu Bree bym płakała i kopnęła go w krocze. Szkoda mi jej, ale Bieber powinien oberwać teraz za to. Niech on idzie się leczyć. Chory psychicznie, ale ta jego sąsiadka to chyba do mojego sąsiada bardzo podobna. :D
    Czekam na kolejny i zapraszam do siebie http://shwatyissexy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział bardzo dobry to trzeba przyznać !
    W sumie to nie jestem zdziwiona takim zachowaniem, ponieważ ludzie uzależnieni od narkotyków tak się zachowują, a Ty świetnie ujęłaś to w słowach tylko pogratulować <3
    czekam na następny i mam nadzieje, że nic Bree nic nie zrobi

    OdpowiedzUsuń