poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 23...


***Oczami Bree***
Do moich uszu doszedł cholernie irytujący dźwięk budzika. Wsunęłam rękę pod poduszkę, wyłączając go. Z głośnym westchnieniem przewróciłam się na plecy, wpatrując się w sufit. Zmarszczyłam brwi, czując coś, czego na pewno nie powinnam czuć. Mianowicie, dłoń Justina ułożona była na moich piersiach. Przewróciłam teatralnie oczami, zdejmując ją z mojego biustu.
Ten człowiek ma problem ze sobą.
Na prawdę...
W pokoju, jak i na dworze, było jeszcze ciemno. Wyplątałam się z objęć Justina, tak, żeby go nie obudzić. Jak każdego ranka było dość chłodno, dlatego założyłam na siebie bluzę Justina, leżącą obok łóżka, opatulając się ramionami. Wzięłam swoje ubrania oraz torbę, a następnie skierowałam się do wyjścia z sypialni. Zanim jednak zdążyłam przejść dwa kroki, poczułam, jak chłopak złapał kraniec mojej koszulki.
-O której kończysz? - spytał zachrypniętym głosem.
-O czternastej. - odparłam. Na moje usta wkradł się lekki uśmiech, kiedy zobaczyłam jego zaspane oczy i, roztrzepane na wszystkie strony, włosy. - Śpij. - przeczesałam jego włosy, całując go w policzek. - Do zobaczenia.
Wyszłam z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Zeszłam schodami na dół, udając się do kuchni. Wyjęłam jogurt oraz małą łyżeczkę, siadając na wysokim krześle przy barze.
Nagle mój wzrok wylądował na kanapie. Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie, że wczoraj zasnęłam przed telewizorem. Uśmiechnęłam się delikatnie, zdając sobie sprawę, że szatyn musiał zanieść mnie do łóżka.
Zjadłam szybkie śniadanie, a następnie udałam się do łazienki, znajdującej się na parterze. Zdjęłam z siebie bluzę Justina, koszulkę oraz bieliznę, wchodząc pod prysznic. Odkręciłam wodę, nalewając na ręce żelu pod prysznic. Wtarłam go w swoje ciało, po chwili spłukując całą pianę. Wyszłam spod prysznica, owijając swoje ciało ręcznikiem. Rozczesałam włosy, a następnie założyłam czyste ubrania.
Wyszłam z łazienki, spoglądając na zegarek, wiszący w salonie. Wskazywał godzinę 07:50, co oznaczało, że musiałam już wychodzić. Założyłam buty oraz kurtkę, po czym wyszłam z domu Justina.
Po niecałych dziesięciu minutach dotarłam do szkoły. Otworzyłam ciężkie drzwi, wchodząc do budynku. Wzrok większości uczniów wylądował na mnie. Prychnęłam cicho pod nosem. Rzeczywiście, dawno mnie tu nie było...
Podeszłam do swojej szafki, otwierając ją. Włożyłam potrzebne książki do torby i już miałam odejść w stronę klasy, kiedy nagle poczułam silne ramiona, obejmujące mnie w talii.
-Na prawdę mogłabyś się do mnie odezwać. - męski głos mruknął mi do ucha. Na moje usta wkradł się uśmiech, kiedy zorientowałam się, że to Jake.
-Przepraszam cię, kochanie moje. - odwróciłam się przodem do niego. - Ale wczorajszy dzień był po prostu najdziwniejszym w moim życiu.
Do naszych uszu doszedł dźwięk dzwonka.
-Co masz pierwsze? - spytał, idąc prosto korytarzem.
-Historię. Idę z tobą. - rzuciłam, po czym złapałam Jake'a za łokieć, kierując się w stronę jego klasy, czyli sali od angielskiego. Chciałabym, żeby Jake chodził ze mną do klasy, lecz ja byłam w pierwszej, a on w ostatniej.
Szybko wślizgnęłam się do pomieszczenia, siadając w ostatniej ławce. Jake ze śmiechem usiadł obok mnie.
-Oj, maluszku. Znowu pomyliłaś klasy? - przed nami usiadło dwóch chłopaków, kumpli Jake'a.
Przewróciłam oczami, słysząc moje, sławne już, przezwisko. Każdy chłopak z tej szkoły zwracał się do mnie "maluszku", ze względu na to, że byłam najmłodsza ze wszystkich uczniów.
-Lepiej przestańcie gadać, tylko zasłońcie mnie przed tą babą. - mruknęłam, łapiąc pierwszego z chłopaków za koszulkę i ustawiając tak, abym nie była widoczna dla nauczycielki.
-A co tam u Austina? - w moją stronę odwrócił się drugi.
-Nawet mi o nim nie mów. - warknęłam. - Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
-To już nie jesteście razem? - oparł się o naszą ławkę, unosząc lekko brwi.
-Już od miesiąca. - westchnęłam, przeczesując włosy.
-To znaczy... - przybliżył się do mnie. - Że jesteś wolna, tak...?
-A co? - mruknęłam, również się do niego zbliżając.
-Wiesz, jeśli masz czas dzisiaj wieczorem, moglibyśmy się trochę zabawić... - poruszył znacząco brwiami, na co ja przewróciłam oczami.
-Dla was jestem maluszkiem. - pokręciłam z rozbawieniem głową.
-Nam to nie przeszkadza. - pierwszy z chłopaków uniósł ręce.
-To super, a teraz odwróćcie się, bo, po pierwsze, ta baba zaraz tu podejdzie, a po drugie, muszę porozmawiać z Jakiem. - ułożyłam dłonie na barkach chłopaka, obracając go w stronę tablicy.
Zapytacie pewnie, czy nie czuje skrępowania, rozmawiając w ten sposób z prawie pięć lat starszymi chłopakami, których imion nawet nie znam.
Otóż nie. Nigdy nie czułam się zawstydzona. Zawsze byłam szczera i otwarta, nie miałam czego ukrywać.
-To teraz opowiadaj. - powiedział Jake.
-No więc tak... - zaczęłam, opierając się na łokciu o ławkę. - Byłam wczoraj w nocy u Justina. Powiedział, że chce przestać brać, a wiesz, jak mi na tym zależy. Potem, o trzeciej nad ranem, pływałam z nim w basenie i to na dodatek w samej bieliźnie. Rano znowu przeżywałam załamanie, bo okazało się, że Ryan był przyjacielem Justina. Cholernie potrzebowałam chociaż jednej działki, ale Justin mnie powstrzymał. Rozumiesz to? Narkoman powstrzymał narkomankę... - pokręciłam lekko głową z niedowierzaniem. - Później Justin pobił się z Austinem, a ten debil podał nas na policję. Moi rodzice dowiedzieli się, że ćpałam i wyzwali mnie od dziwek. Powiedzieli, że jestem dla nich problemem i lepiej byłoby, gdybym zaćpała się tak, jak Ryan. Kolejny raz próbowałam się zabić, ale...
-Słucham!? - krzyknął Jake, przez co momentalnie zatkałam mu usta dłonią.
-Tak, chciałam to zrobić i już miałam skoczyć, kiedy Justin mnie zatrzymał. Potem poszliśmy do kościoła i nawet on się modlił. Nawet on... - uśmiechnęłam się lekko. - Przeprowadziłam się na parę dni do Justina. Wieczorem prawie wylądowałam z nim w łóżku, ale w ostatniej chwili to przerwałam. - zakończyłam z głośnym westchnieniem, kolejny raz przeczesując włosy.
-I to wszystko jednego dnia? - spytał z niedowierzaniem.
-Też nie mogę w to wierzyć. - mruknęłam cicho.
Nagle odgłos szpilek zrobił się coraz głośniejszy.
-Maluszku, twoje przeznaczenie się zbliża. - szepnął jeden z chłopaków, siedzących przed nami.
-Bree! Co ty tu robisz, do jasnej cholery!? - krzyknęła nauczycielka, przez co wzrok całej klasy skupił się na mnie.
-Dzień dobry... - wyszczerzyłam się do niej. Na moje nieszczęście, to właśnie ta baba była moją wychowawczynią.
-Z tego co wiem, masz teraz historię i kilka zaległych sprawdzianów do napisania. - warknęła, stukając dłonią w blat ławki.
-Ja właśnie miałam tam iść... - powiedziałam powoli, widząc, jak Jake oraz dwóch jego kumpli tłumi w sobie śmiech.
-Osobiście zaprowadzę cię do pani Jones. - kobieta złapała mnie za ramię, prowadząc w stronę wyjścia z klasy.
Udałam się za nią korytarzem w stronę klasy od historii. Moja wychowawczyni otworzyła drzwi, wpychając mnie do pomieszczenia.
-Przyprowadziłam pani zgubę, która woli siedzieć na lekcjach ostatniej klasy. - zmierzyła mnie wzrokiem, po czym wyszła z sali.
-Kogo my tu mamy. - zaczęła, zakładając ręce na piersi.
-Mi też miło panią widzieć. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Tak się składa, że była to najbardziej znienawidzona przeze mnie nauczycielka. Ona taką samą nienawiścią darzyła mnie. Nie mówiąc nic więcej udałam się wgłąb klasy, jednak w drodze zatrzymał mnie irytujący głos nauczycielki.
-A może panna Marks woli puszczać się z Austinem Mahonem, zamiast przychodzić na moje lekcje. - przez całą klasę przeleciał dźwięk tłumionych śmiechów oraz szeptów.
Ze wściekłością wymalowaną na twarzy odwróciłam się w stronę nauczycielki. Szybkim krokiem udałam się do wyjścia z klasy, jednak zanim opuściłam pomieszczenie, musiałam jej odpyskować.
-Ciekawe jak zdobyła pani tak wysoką posadę? Myślę, że romans z dyrektorem bardzo pomógł. - warknęłam, po czym zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Wyszłam przed budynek, udając się na tyły szkoły. Wyjęłam z torby paczkę papierosów, wyciągając jednego. Podpaliłam jego koniec zapalniczką, wkładając do ust. Moim oczom ukazał się sam Justin Bieber we własnej osobie, razem z dwoma chłopakami z naszej szkoły, a dokładniej tych samych dwóch, którzy jeszcze parę minut temu siedzieli przede mną i Jake'iem na lekcji.
-Chyba jednak nie udało ci się znaleźć właściwej klasy! - rzucił jeden z nich, przez co wzrok pozostałych wylądował na mnie.
Na ustach Justina pojawił się ten jego sławny uśmieszek, na co przewróciłam oczami.
-Nie zdążyłam nawet usiąść, kiedy ta suka wyzwała mnie od dziwek. - warknęłam, podchodząc do nich.
-Bieber, to jest właśnie nasz maluszek. - blondyn wskazał na mnie. Miałam ogromną ochotę wybuchnąć śmiechem. Na prawdę zabawnie to brzmiało.
-No co ty nie powiesz... - zakpił Justin, obejmując mnie w talii. - Tak się składa, że wczoraj adoptowałem tego waszego maluszka, chociaż, dla mnie jest to moja dzidzia. - kolejny raz przewróciłam oczami, siadając na murku obok jednego z chłopaków.
-To wy się znacie?
-I to bardzo dobrze. - wzruszyłam lekko ramionami.
-Nawet wczoraj otrzymałem piękny pokaz w samym ręczniku. - szatyn wyszczerzył się do mnie.
-Ej! - pisnęłam, wychylając się lekko i uderzając chłopaka w klatkę piersiową.
Justin podszedł do mnie i rozsunął moje nogi, stając pomiędzy nimi.
-Chcę więcej, skarbie. - mruknął cicho.
Nagle rozległ się głośny odgłos kroków, a zza rogu budynku wyłonił się dyrektor razem z panią od historii.
-O kurwa. - zaklęłam pod nosem.
-No nie! - rzucił dyrektor, a jego wzrok wylądował na Justinie. - Miałem ogromną nadzieję, że już nigdy więcej nie będę musiał cię oglądać.
Wybuchnęliśmy śmiechem, w czasie, kiedy Justin w dalszym ciągu stał pomiędzy moimi nogami.
-A ty dlaczego nie jesteś na lekcji? - przeniósł wzrok na mnie, podnosząc głos.
-Bo nauczycielka wyzywa mnie od dziwek. - warknęłam, mierząc wzrokiem kobietę.
-A może to nie prawda? - znienawidzona przeze mnie nauczycielka wyrzuciła ręce w powietrze. - Jeśli powiesz, że jesteś dziewicą, wszystko odszczekam.
Momentalnie parsknęłam śmiechem, odrzucając do tyłu włosy.
-To jest tylko i wyłącznie moja sprawa, a pani nie ma prawa się w to mieszać. - wyrzuciłam z siebie.
-Mam prawo się mieszać, ponieważ jesteś moją uczennicą, a na dodatek najmłodszą w całej szkole.
-To, że jestem najmłodsza oznacza, że mam żyć jak zakonnica? - przewróciłam teatralnie oczami, słysząc chichoty, wydobywające się z ust chłopaków. - Moglibyście się zająć tymi panienkami, które w szkolnych kiblach dają dupy każdemu kolesiowi. - mówiąc to, spojrzałam znacząco na Justina i dwóch jego kumpli, którzy wyszczerzyli się do mnie.
-Bree, w tej chwili wracasz na lekcje. A ciebie, Bieber, już nigdy więcej nie chcę tutaj widzieć. - szatyn zaśmiał się pod nosem, po czym ułożył dłonie na moich biodrach i zdjął mnie z murka, stawiając na ziemi. - Już wystarczająco dużo mieliśmy przez ciebie problemów.
Stanęłam na palcach i delikatnie musnęłam policzek Justina, po czym, jak na skazanie, powlekłam się w stronę szkoły.
***
Wyszłam z klasy od biologii, kierując się na ostatnią lekcję. Na moje nieszczęście, odrabiałam zaległe godziny w-fu z chłopakami z ostatniej klasy. Powlekłam się pod salę gimnastyczną, wchodząc do szatni. Moim oczom ukazało się kilku chłopaków w samych bokserkach.
-Nasze maleństwo przyszło. - jeden z nich odwrócił się w moją stronę, przez co po chwili już wszyscy wpatrywali się we mnie.
-Niestety musiałam. - sapnęłam, układając torbę na ławce gimnastycznej.
W tym momencie do szatni wszedł nauczyciel, trzymając w rękach jakiś zeszyt.
-No proszę, kogo to moje oczy widzą. - zaklaskał w dłonie, wpatrując się we mnie. - Panna Marks postanowiła pojawić się na w-fie.
-Stęskniłam się za panem. - posłałam mu przesłodzony uśmiech.
-No to już, przebieraj się. - rzucił, wykonując pospieszający gest dłonią.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale. - mruknął, zamykając drzwi od swojego gabinetu, połączonego z szatnią.
-I ja mam się tutaj przebierać? - uniosłam wysoko brwi, obserwując, jak reszta chłopaków siedzi na ławkach, wpatrując się we mnie z głupawymi uśmieszkami na twarzach.
Założyłam ręce na piersi, siadając w samym rogu pomieszczenia. Wyciągnęłam z torby krótkie, sportowe spodenki oraz luźną bokserkę. Z głośnym westchnięciem pozbyłam się spodni, zakładając dół od stroju sportowego.
-To teraz odsłoń jeszcze te dwa cuda. - jeden z chłopaków uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
-Zapomnij. - mruknęłam, po czym odwróciłam się do nich plecami, ściągając bluzkę. Usłyszałam za plecami gwizdy, jednak udało mi się je zignorować. Założyłam koszulkę, a następnie związałam włosy w kitkę.
-Bree, ty chodzisz z Bieberem?
-Z tym Bieberem? - do rozmowy włączył się inny chłopak.
-Widzę, że Justin jest tu na prawdę znany... - mruknęłam, składając swoje rzeczy.
-Kogoś takiego jak on się nie zapomina. Przeleciał pół szkoły, czyli inaczej wszystko co ma cycki.
Chłopaki parsknęli śmiechem, na co ja przewróciłam oczami.
-Gdybym go nie znała, nie uwierzyłabym. - zachichotałam pod nosem. - On na prawdę nie potrafi opanować swoich hormonów.
-Więc jak? Chodzisz z nim? - chłopak ponowił pytanie.
-Nie. - odparłam, odwracając się w ich stronę. Przeszłam obok, wychodząc z szatni.
Zapowiada się na prawdę długa godzina...
***Oczami Justina***
Zamknąłem drzwi od domu na klucz, po czym skierowałem się do swojego samochodu. Zająłem miejsce kierowcy i odpaliłem silnik, zjeżdżając z podjazdu. Wjechałem na drogę, prowadzącą do szkoły Bree. Po paru minutach zaparkowałem na parkingu przed budynkiem. Wysiadłem z samochodu, opierając się o maskę. Założyłem ręce na piersi i czekałem, aż Bree skończy lekcje. Czułem na sobie wzrok wielu dziewczyn, przez co zaśmiałem się cicho.
-Wybaczcie dziewczynki, ale dzisiaj w nocy zrozumiałem, że jestem zakochany w pewnej piętnastolatce. - mruknąłem do siebie, a na moich ustach mimowolnie pojawił się szczery uśmiech.
Nigdy w życiu nie czułem nic do żadnej dziewczyny, a teraz zrozumiałem, że kocham Bree. Jest najbliższą mi osobą i tylko ona potrafi mnie zrozumieć.
Kurwa, jestem zakochany...
Nadal nie mogę w to uwierzyć, chociaż myślałem nad tym cały dzień.
Nagle mój wzrok wylądował na drobnej osóbce, wychodzącej ze szkoły. Ze śmiechem odepchnęła od siebie jakiegoś chłopaka, który poklepał ją jeszcze po ramieniu i odszedł w przeciwnym kierunku.
Bree spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się szeroko. Moje serce momentalnie zaczęło szybciej bić, a po ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Zaśmiałem się cicho, widząc, jak reaguję na sam widok tej dziewczyny.
Po chwili jednak spostrzegłem, że Bree trzyma się za brzuch i lekko kuleje.
-A tobie co się stało? - zachichotałem, na co szatynka przewróciła oczami.
-Odrabiałam w-f z chłopakami z ostatniej klasy. Oberwałam piłką w brzuch, w głowę, w tyłek i w cycki. - sapnęła, na co z moich ust uciekł kolejny chichot.
-Moje rączki sprawią, że wszystko przestanie cię boleć. - posłałem jej łobuzerski uśmiech, a następnie podszedłem do dziewczyny i ułożyłem dłonie na jej biuście.
-Kurwa, Justin! Przestań mnie w końcu obmacywać. - pisnęła z rozbawieniem. - Już nawet dzisiaj rano obudziłam się z twoją ręką w niewłaściwym miejscu. - posłała mi sceptyczne spojrzenie.
-Nie mogłem się powstrzymać, dzidzia. - rozczochrałem jej włosy, przez co oberwałem od szatynki w ramię.
Zajęliśmy swoje miejsca w samochodzie, a ja odpaliłem silnik, wyjeżdżając z parkingu.
-Justin... - Bree zaczęła niepewnie, układając ręce na kolanach. - Pojechałbyś ze mną na cmentarz?
Przeniosłem na nią wzrok, marszcząc lekko brwi.
-Oczywiście. - odparłem, sunąc dłonią po jej udzie.
-Dziękuję. - mruknęła, rozluźniając się, a następnie wychyliła się lekko i musnęła mój policzek.
Był to czysto przyjacielski gest, jednak ja poczułem się wyjątkowo. Za każdym razem, kiedy jej usta stykały się z moją skórą, przez każdą cząstkę mnie przechodziły przyjemne dreszcze. Nie potrafiłem się nie uśmiechnąć, co nie uszło uwadze Bree.
-Co? - uniosła wysoko brwi, wpatrując się we mnie z rękoma założonymi na piersi.
-Może kiedyś się dowiesz. - mruknąłem, a następnie przeniosłem wzrok na drogę.
Po piętnastu minutach dojechaliśmy pod bramę główną cmentarza. Zaparkowałem na jednym z wyznaczonych miejsc, a następnie wyszedłem z samochodu. Obszedłem go dookoła, otwierając drzwi od strony pasażera. Bree wyszła z auta, posyłając mi delikatny uśmiech. Zamknąłem samochód na klucz, po czym objąłem drobne ciało piętnastolatki ramieniem. Po chwili dziewczyna złapała moją dłoń, obiema swoimi malutkimi, gładząc jej wierzch opuszkami palców.  Na moment przymknąłem powieki, czując rozluźnienie, które opanowało moje ciało.
Doszliśmy z Bree do małego sklepu koło cmentarza. Dziewczyna otworzyła drzwi, wchodząc do środka.
-Dzień dobry. - przywitała się ze starszą kobietą, która posłała w jej stronę serdeczny uśmiech.
-Witaj, kochanie. - sprzedawczyni przytuliła do siebie szatynkę.
Bree wybrała kwiaty oraz znicz, po czym wręczyła kobiecie pieniądze. Pożegnała się z nią, a następnie złapała mnie za rękę i razem wyszliśmy ze sklepu. Skierowaliśmy się w stronę cmentarza, przechodząc przez główną bramę.
-Bree, mogę cię o coś spytać? - spojrzałem na nią kątem oka.
-No jasne. - odparła, posyłając mi zachęcający uśmiech.
-Z tego co opowiadałaś, zadajesz się głównie z chłopakami, prawda? Chodzi mi o to, że w twoich historiach nigdy nie padło damskie imię. Nie masz koleżanek czy przyjaciółek?
-Dziewczyny są zbyt fałszywe. - mruknęła cicho. - Od prawie trzech lat nie zadaję się z żadnymi dziewczynami. Nie po tym, co ta wredna suka zrobiła Ryanowi.
-Mówisz o Jennifer? - uniosłem lekko brwi, zatrzymując się w miejscu.
-Tak. Nigdy nie zapomnę, co zrobiła Ryanowi. Wtedy przestałam zadawać się z dziewczynami i przerzuciłam się na męskie towarzystwo. Zresztą, nie mam o czym rozmawiać z dziewczynami. Zakupy i makijaż to nie moja bajka. - zaśmiałem się cicho na dźwięk jej słów. - Justin, czy Ryan po tym został gejem? - spojrzała na mnie wyczekująco.
-Tak. - mruknąłem cicho. - Zmienił orientację, kiedy ta dziwka go zostawiła.
Pokiwała twierdząco głową, na znak, że rozumie.
Dalej w milczeniu udaliśmy się na grób brata Bree. W oddali zobaczyłem dobrze znanego mi kolesia, siedzącego na ławce przy pomniku.
-Justin, kto to jest? - Bree złapała mnie za rękaw.
-Chłopak Ryana. - odparłem.
-Może nie powinniśmy mu przeszkadzać. - dziewczyna zatrzymał się nagle, zwracając przy tym uwagę kolesia, siedzącego przy grobie. Wstał z ławki i podszedł do nas, witając się ze mną po męsku.
-Dawno się nie widzieliśmy, Matt. - uśmiechnąłem się do niego przyjacielsko.
-Kilka miesięcy. - odwzajemnił mój gest. - To twoja dziewczyna? - spojrzał na Bree, uśmiechając się do niej, jednak nie w taki sposób, jak reszta facetów. Bree nie pociągała go w ten sposób, co mnie. W przypadku Matta, to ja mógłbym się stać obiektem jego zainteresowań.
-To siostra Ryana. - odparłem, obejmując ramieniem szatynkę.
-Jestem Matt. - wyciągnął w jej stronę dłoń, którą uścisnęła, uśmiechając się delikatnie.
-Bree.
-Twój brat był wspaniałym chłopakiem. - pokiwał lekko głową.
-Wiem. - westchnęła dziewczyna, a następnie odeszła w stronę grobu.
-Jest prześliczna. - mruknął, wpatrując się w Bree.
-Czyżbyś zmienił orientację w minutę? - zaśmiałem się cicho, spoglądając na szatynkę.
-Ja tylko mówię, jak jest. - wzruszył lekko ramionami. - Dobra, stary. Ja lecę. Trzymaj się. - rzucił do mnie, po czym odszedł w stronę wyjścia z cmentarza.
Powoli podszedłem do grobu, przy którym klęczała Bree. Usiadłem na ławce, opierając łokcie o kolana.
Wpatrując się w szatynkę, przypomniały mi się jej słowa.
"Dziewczyny są zbyt fałszywe..."
To niesamowite, że ta dziewczyna dla swojego brata poświęciła wszystko. Teraz rozumiem, dlaczego tak dobrze się z nią dogaduję. I ja i moi kumple. Z nią nie rozmawia mi się jak z każdą inną dziewczyną, tylko bardziej jak z kumplem. Pomimo tego, że miała dopiero piętnaście lat, znała życie lepiej niż niejeden dorosły.
Po chwili dziewczyna podniosła się z pozycji klęczącej i usiadła obok mnie na ławce.
-Czasami mam wrażenie, że jak obudzę się rano, on znowu będzie zabierał mi kołdrę i wyganiał do szkoły. - zaśmiała się cicho, opierając głowę o moje ramię. Po jej policzkach spłynęło kilka pojedynczych łez, jednak ona nadal miała na ustach uśmiech.
Objąłem ją jedną ręką w pasie, przyciągając bliżej siebie.
-Bree, mogłabyś pójść ze mną w jedno miejsce? - spytałem po chwili
-Oczywiście. - odparła, a następnie wstała z ławki, podając mi rękę. Złapałem ją i również się podniosłem.
Udaliśmy się na drugą stronę cmentarza. Kiedy przechodziliśmy obok części, wyznaczonej dla dzieci, Bree przystanęła na moment.
-Zawsze tłumaczyłam to sobie tak, że Bóg zabiera do siebie takie malutkie dzieci ze względu na ich rodziców. Jeśli rodzice źle żyli, Bóg uznał, że nie zasługują na dziecko. - powiedziała cicho, wpatrując się w nagrobek jakiegoś niemowlaka, który umarł w dzień urodzenia. - Boje się, że mnie też może coś takiego spotkać. Nigdy nie byłam święta. Ćpałam, piłam... Nie chcę, żeby to spotkało mojego maluszka...
Spojrzałem na nią, układając dłonie na bioderkach szatynki. Odwróciłem ją w moją stronę, unosząc jej głowę, tak, że patrzyła mi prosto w oczy.
-Bree, jesteś najwspanialszą osobą i jestem pewien, że nic takiego cię nie spotka. - przytuliłem jej główkę do swojej klatki piersiowej, głaszcząc ją po włosach.
Czułem się odpowiedzialny za tę drobną piętnastolatkę. Chciałem ją chronić, widzieć, jak się uśmiecha. Chciałem być tą osobą, która będzie ją pocieszać i szeptać do ucha czułe słówka. Po prostu chciałem przy niej być, ale nie miałem odwagi powiedzieć jej tego, co do niej czuję. A wszystko przez to, że wtedy ją wykorzystałem. To popieprzone, ale nie chciałbym cofnąć czasu, bo to, co przeżyłem z nią w łóżku, było niepowtarzalne. Chciałbym, żeby Bree wiedziała, co zrobiłem, ale wybaczyła mi. Wtedy nie czułbym, że ją zawiodłem i mógłbym wyznać jej miłość.
Ale teraz nie potrafię...
Ruszyliśmy dalej, zatrzymując się dopiero przy jednym z grobów. Mocniej przytuliłem do siebie Bree, czując się przy niej pewniej.
-Twoi rodzice... - szepnęła dziewczyna, na co ja skinąłem głową.
Czułem, jak gładzi mnie delikatnie po plecach, opierając głowę o moje ramię.
Wpatrywałem się w, wygrawerowane w marmurowej płycie, imiona moich rodziców. Wiem, że ich zawiodłem, wpadając w to całe gówno. Źle się z tym czułem. Prawdę mówiąc, przez całe życie chciałem, żeby byli ze mnie dumni, ale nie miałem jak tego dokonać. Jednak wiedziałem również, że gdyby tu teraz byli, cieszyliby się, że poznałem taką osobę, jak Bree. Co więcej, moja mama byłaby szczęśliwa, że zakochałem się w niej.
-Bardzo ci ich brakuje? - do moich uszu doszedł cichutki głosik szatynki.
-Czasami zastanawiam się, jaki bym był, gdyby oni żyli, ale nigdy nie mieliśmy ze sobą dobrego kontaktu. - odparłem, nie odrywając wzroku od grobu. - Dziękuję, że tu ze mną przyszłaś. - dodałem, spoglądając na nią kątem oka.
-Nie masz za co dziękować, Justin. - posłała mi delikatny uśmiech.
Wpatrywałem się tępo w ziemię, przełykając głośno ślinę. Zacisnąłem lekko pięści, po chwili rozluźniając je. To samo zrobiłem ze szczęką, a następnie przeczesałem palcami włosy.
-Bree, jest pewien problem... - mruknąłem cicho, przez co dziewczyna uniosła brwi, przenosząc na mnie wzrok. - Muszę coś wziąć...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
W rozdziale właściwie nic się nie dzieje, za to w następnym będzie ciekawiej. W końcu Justin jest na głodzie...
Zapraszam Was serdecznie na mojego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania ;)
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;-*
Ps. Chciałam Wam polecić wspaniałe opowiadanie:
http://brotherly-love-jelena.blogspot.com/

18 komentarzy:

  1. "-A może panna Marks woli puszczać się z Austinem Mahonem, zamiast przychodzić na moje lekcje. - przez całą klasę przeleciał dźwięk tłumionych śmiechów oraz szeptów."
    A to suka.
    Myślałam, ze Bree podejdzie i ją spoliczkuje, serio!
    Justin co ty robisz? Przecież on nie może, wszystko pójdzie na marne.. a jak jeszcze namówi na to Bree.. jezu.
    Uwielbiam Bree jest taka wygadana, otwarta i wyluzowana, a Justin? Tak, jego teksty powalają na kolana!
    Czekam z niecierpliwością na następny kochanie :)))

    ______________________

    http://love-is-hard-baby.blogspot.com/

    ______________________

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział, taki.. Aww <3 :3
    Słodkie, nawet to, że obudziła się z jego rękoma na piersiach ahhahaha :D Jestem zboczona, wiem, ech :// :D
    A potem ta szkoła i ta głupia nauczycielka. I, że niby uczniowie mają szanować nauczycieli, a oni sami nie są lepsi, Boże...Po prostu chamstwo w państwie.. XD
    Według mnie to chore i tyle. A potem Justin i te jego myśli..Aww, wie, że kocha Bree :3 Szkoda, że jeszcze nie planuje jej o tym powiedzieć :(((
    No i te odwiedziny Ryana.. To smutne.. Straciła tak ważnego człowieka, w tak młodym wieku.. A Justin przyjaciela..
    Tak szczerze, to naprawdę uwielbiam Twój styl pisania, jest taki.. Pełny. Ma w sobie wszystko. Nie za krótkie opisy, ale i nie za długie. Spójność i taką lekkość w czytaniu :D
    Jesteś naprawdę świetna, w tym co robisz ;D
    Mam tylko nadzieję, że Justin nie weźmie działki :((
    Czekam na nn <3
    ~ Drew.
    http://thepastalwayscomesbackx3.blogspot.com/
    http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/ .

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju jak słodko :3
    Mam nadzieje,że Jistin nic nie weźmie i nie zrobi noc złego na głodzie...
    Czekam na nn <3
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie tylko ja z kolesiami spędzam dnie.
    Dziwie się ze jeszcze żyje, bo ich pomysły są nienormalne, tak jak oni.
    Ciekawe co Justin jej powie. Rozdział bardzo ciekawy i słodki. Czekam na następny i zapraszam do siebie http://shwatyissexy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Och jak ja kocham Twoje opowiadania <3 dziękuję Ci za nie :-D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu boski ;** dziewczyno kocham cie i twoje opowiadania sa takie zajebiste i spójne az chce sie czytac a nie to co niektórych hah xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolejny IDEALNY rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny rozdział.Jesteem bardzo ciekawa co wydarzy sie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  9. jacy oni są dla siebie kochani..
    normalnie w realnym świecie chyba takie sytuacje się nie zdarzają
    rozdział niby nic , a zarazem bardzo ciekawy
    uwielbiam czytać te Twoje opowiadania
    nawet jeśli Ty twierdzisz że rozdział nudny dla mnie zawsze jest ciekawy i pełen emocji :D

    OdpowiedzUsuń
  10. masz talet dziewczyno

    OdpowiedzUsuń
  11. Jej po prostu genialny :)

    OdpowiedzUsuń
  12. ja pierdole...
    kurwa mać..
    każdy twój następny rozdział przybliża mnie do zawału, wiesz?
    trochę się boję, bo przecież on nie może wziąć działki. nie teraz ej !
    przecież jest tak dobrze, nie ?
    Kiedy on ma zamiar jej powiedzieć prawdę i wgl o tym że ją wykorzystał i o tym, że ją kocha?
    Kurwa.. chyba umrę z niecierpliwości ..
    przepraszam, że tak przeklinam, ale nie mogę pozbierać się po tym rozdziale.
    Każde słowo jest tu tak idealnie dobrane. wszystko perfekcyjnie pasuje <3
    Kocham Cię <3
    Twoje blogi <3
    true-big-love-jb.blogspot.com
    red-sky-jb.blogspot.com
    PS. Przepraszam, że nie komentowałam ostatniego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Lalala cudowny rozdział lalala :D to jest takie zajeeeeebiste! :*hsuuccuhssggvju nie mogę się doczekać aż on jej to wszystko powie.xd

    OdpowiedzUsuń
  14. Zajebisty!!! Dawaj nn!! :D

    OdpowiedzUsuń