Obudziłam się rano, czując, jak ktoś delikatnie głaszcze dolną partię moich pleców. Otworzyłam powoli powieki, ziewając cicho. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to tatuaż Austina. Leżałam na jego klatce piersiowej, wtulona w chłopaka. Znowu ukłuło mnie poczucie winy. Czułam się, jakbym zdradziła Justina, chociaż z nim nie byłam. Jednym słowem, czułam się okropnie. Chociaż z drugiej strony, ta noc minęła mi bardzo przyjemnie. Moje uczucia do Austina nie powróciły, jednak to, co przeżywałam z nim w łóżku, było wspaniałe.
-Dzień dobry, kochanie. - szepnął mi do ucha, sunąc dłonią po moim nagim ciele. Zadrżałam lekko, lecz nie ze strachu, tylko z przyjemności.
-Hej. - mruknęłam cicho, zsuwając się z niego i kładąc obok na poduszkach. Przykryłam się kołdrą nad biust, oddychając cicho i spokojnie.
-Jak się spało? - spytał, opierając się na łokciach po obu stronach mojej głowy.
-Bardzo dobrze. - westchnęłam, gładząc jedną dłonią jego policzek. Kiedy wpatrywałam się w jego czarne tęczówki, powracały mi wspomnienia z czasów, kiedy byliśmy razem. Nie czułam jednak tego samego w moim sercu. Miłość do Austina już dawno wygasła i wiedziałam, że nie powróci, nawet jeśli bym tego chciała.
-Skarbie, widzę, że coś się dzieje. Znam cię. - trącił nosem moją szyję, przez co zachichotałam cicho, wplątując palce w jego włosy i przeczesując je delikatnie. - Żałujesz tego, co zrobiliśmy?
-Żałuję to zdecydowanie złe określenie. - poprawiłam od razu. - Ta noc była wspaniała, tylko... - przygryzłam dolną wargę i spuściłam wzrok, bawiąc się nieśmiertelnikami bruneta. Na jednym wyryte było moje imię.
-Tylko? - dopytywał. - Powiedz wprost, Bree. Nie martw się o mnie. Ja dobrze wiem, że ta noc nic dla ciebie nie znaczyła. Wiem to i nie robię sobie wielkich nadziei, że do mnie wrócisz. Jedyne, czego chcę, to twojego szczęścia. Dlatego powiedz mi teraz otwarcie, co cię dręczy. - zdziwił mnie swoimi słowami, jednak pozytywnie. Nie chciałam mu łamać serca, a wiedziałam, zresztą sam mi to wczoraj powiedział, że nadal mnie kocha.
-Mimo, że ja i Justin rozstaliśmy się, mam wrażenie, jakbym go zdradziła. Wyrzuty sumienia, nie dają mi spokoju. Chciałam tego, do czego doszło między nami i nie żałuję ani jednej chwili, ale jednak źle się z tym czuję. Sama dokładnie nie wiem, dlaczego.
-A ja wiem, Bree. Doskonale wiem. - szepnął, zakładając kosmyk moich włosów za ucho. - Wciąż go kochasz i będziesz go kochać jeszcze przez długi czas...
Wtedy podniosłam się do pozycji siedzącej, więc brunet automatycznie zrobił to samo, co ja. Zacisnęłam w piąstkach kołdrę i uniosłam ją lekko, aby zakryć swoje nagie piersi. Wiem, że Austin wielokrotnie widział mnie nago, jednak pewniej czułam się bez jego pożądliwego spojrzenia.
Jedną ręką podtrzymując cienki materiał przy swoim ciele, drugą objęłam jego szyję i po prostu wtuliłam się w chłopaka. Brunet, bez słów, oplątał ramiona wokół mojej nagiej talii, przyciągając mnie bliżej siebie. Wiedział, że w tej chwili potrzebowałam właśnie zwykłego przytulenia, żadnych słów.
-Dziękuję, Austin. Jesteś prawdziwym przyjacielem. - szepnęłam mu do ucha, muskając wargami jego policzek.
-Nie masz za co, maleńka. Wiesz, że zawsze możesz na mnie polegać. - uśmiechnął się do mnie, gładząc dolną partię moich nagich pleców.
Wtedy właśnie drzwi od pokoju otworzyły się, ukazując postać Ryana. Chłopak wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Poprawiłam kołdrę, trzymając ją jeszcze ciaśniej przy biuście. Nie chciałam, aby brat widział mnie nago.
-No proszę... - zakpił, opierając się plecami o ścianę. - Widzę, że wcale nie musiałem podawać Bieberowi tych prochów, bo moja siostrzyczka okazała się dziwką, która puszcza się z każdym. Brawo, słonko, brawo. - zaklaskał w dłonie, uśmchając się pogardliwie. - Ciekawe, co robiłaś przez dwa lata, kiedy mnie nie było. Wielu klientów obsłużyłaś? Czy może po prostu tak bardzo lubisz się puszczać z każdym facetem, który na ciebie spojrzy? Pamiętasz jeszcze, że masz piętnaście lat? Bo jeśli nie, mogę ci o tym przypomnieć. Jesteś jeszcze gówniarą, która powinna bawić się lalkami, a nie wskakiwać do łóżka dorosłym facetom. - przez jego słowa, w moich oczach zebrały się łzy.
-Może i mam piętnaście lat, ale zdążyłam już poznać życie, wiesz? Możesz mówić, co tylko chcesz, ale to nie ty uzależniłeś się od narkotyków w wieku trzynastu lat. To nie ty "straciłeś" brata, który "umarł" na twoich oczach. To nie ty od dziecka byłeś bity. Tak, Ryan, pamiętam dobrze, jak się nade mną znęcałeś. I pamiętam coś jeszcze... - w tym momencie, po moich policzkach spłynęły łzy. - Austin może potwierdzić, że przez długi czas nie chciałam mu się oddać. I nie chodziło o to, że miałam jedynie czternaście lat. Ty dobrze wiesz, o czym mówię. Pamiętam, jak przychodziłeś w nocy do mojego pokoju, jak siadałeś obok mnie, odkrywałeś moją kołdrę, jak ściągałeś ze mnie ubrania i... jak mnie dotykałeś, obmacywałeś. Pamiętam to dokładnie, Ryan. Wtedy tego nie rozumiałam, bo byłam zbyt mała. A ty mówiłeś mi, że robisz to dlatego, że mnie kochasz. Pozwalałam ci na to, myśląc, że każdy brat robi tak swojej siostrze. - wychlipałam, ocierając łzy w kołdrę. Nigdy w życiu nikomu o tym nie wspomniałam. To było pomiędzy mną, a Ryanem. Nie wiedział o tym, ani Austin, ani Justin, ani nawet Jake, któremu ufam najbardziej. Właśnie po tym zamknęłam się w sobie i odizolowałam od ludzi. To ogromna trauma dla dziesięcioletniej dziewczynki, rozbieranie się przed dorosłym męzczyzną i pozwalanie mu na dotykanie jej ciała. Powiem wprost. Mój brat jest pedofilem. Tak, dobrze słyszeliście. Jest pedofilem. Od dziecka mnie molestował. Oczywiście nigdy mnie nie zgwałcił, ale to, że mnie obmacywał, wystarczyło, abym zamknę się w sobie. Kiedy zaczęłam dorastać i zrozumiałam, co robi Ryan, nie pozwalałam mu na to. Wtedy zaczął mnie bić, jednak ja nadal nikomu nie powiedziałam, ponieważ on się mną jednocześnie opiekował, bo nasi rodzice nigdy nie mieli na to czasu.
-Ty chuju... - warknął Austin i już chciał wstać z łóżka, jednak siłą zatrzymałam go przy sbie. Nie chciałam, aby zaczęli się teraz bić.
-Skoro mam młodszą siostrę, trzeba było wykorzystać ją do czegoś pożytecznego. - zakpił, zakładając ręce na piersi. Jego słowa spowodowały nową falę łez, która wypłynęła z moich oczu.
Podniosłam z materaca swoją koszulkę i założyłam ją na siebie, wpatrując się tępo w ścianę.
-Nie rycz, kochanie, bo twoje łzy na nikim nie robią wrażenia. - zaśmiał się bez humoru, podchodząc do mnie i głaszcząc mnie po głowie.
-Nie dotykaj mnie. - warknęłam, odsuwając głowę od jego dłoni. Wstałam z łóżka i ustawiłam się na przeciwko niego. - Kiedyś cię kochałam, a teraz cię po prostu nienawidzę. Żałuję, że na prawdę się nie zaćpałeś. - w tym momencie poczułam silne pieczenie na policzku. Przyłożyłam do niego dłoń, zamykając powieki.
-Nie będziesz jej bił, skurwielu. - Austin zerwał się z łóżka, jednak w ostatniej chwili zdążyłam go zatrzymać.
-Jesteś śmieszny. Mówisz mi, żebym jej nie bił, a sam robiłeś to samo. To tak, jakby Bieber miał pretensje o to, że obmacywałem własną siostrę, kiedy sam ją zgwałcił.
Przez parę chwil w pomieszczeniu panowała całkowita cisza. Walczyłam ze łzami, które chciały wypłynąć spod moich powiek. Przywołanie wspomnień na prawdę dużo mnie kosztowało. Chciałam zamknąć tamten rozdział swojego życia i rozpocząć nowy, bez problemów, bólu i cierpienia. Nie było mi to jednak dane.
-Mówiłeś, że dałeś Justinowi jakieś prochy. O co chodziło? - zmarszczyłam brwi, przypominając sobie wcześniejsze słowa brata.
-Myślisz, że Bieber byłby w stanie cię zdradzić? Nigdy w życiu. Jest w tobie zakochany, jak głupi. To ja dosypałem mu środków nasennych do wódki. Nawet gdyby Austin go wtedy nie powstrzymał, nie zdradziłby cię. Zasnąłby, kiedy Jenifer zaczęłaby zdejmować bluzkę.
-Dlaczego? - wychlipałam, pociągając nosem. - Dlaczego nam to zrobiłeś? Justin ma przez ciebie wyrzuty sumienia. Wszystko rozpieprzyłeś! Wszystko, co było między nami!
-On też rozpieprzył wszystko, co było między mną, a Jenifer. - warknął. - Wiedział, że ją kochałem, a mimo wszystko nie potrafił się opanować. Musiał ją przelecieć. To z nim mnie zdradziła, rozumiesz? Z moim najlepszym przyjacielem. Obiecałem, że się na nim zemszczę, a teraz mam okazję.
-Nie masz uczuć! - krzyknęłam mu prosto w twarz, po czym weszłam do łazienki i zatrzasnęłam za sobą drzwi, osuwając się po nich na podłogę.
-O dwónastej masz być w sądzie. - krzyknął Ryan, sprawiając tym samym, że poczułam się jeszcze gorzej.
Miałam świadomość tego, że przeze mnie Justin pójdzie siedzieć. Że zamkną go na kilka lat. To wszystko moja wina. Mogłam go wtedy zatrzymać. Nie wiem, jak, ale mogłam. Może gdybym powiedziała mu, że jestem z nim w ciąży, nie odszedłby ode mnie. Teraz widzę, że zrobiłam największy błąd swojego życia, pozwalając mu odejść.
***Oczami Justina***
Dwóch policjantów wyprowadziło mnie z celi. Oczywiście musieli założyć mi kajdanki, jakbym był jakimś psychopatycznym mordercą. Może bali się, że ich również zgwałcę. Nie wiem, ale denerwowało mnie ich podejście do mnie.
Wyprowadzili mnie przed budynek, gdzie kazali wsiąść do radiowozu, który miał mnie zawieść do sądu.
Nie myślałem o tej rozprawie. Myślami byłem cały czas daleko stąd. Przez te parę dni oderwałem się od świata zewnętrznego i zastanawiałem się, co w danym momencie robi Bree. Chciałbym móc usłyszeć jej głosik, jej słodki śmiech, zobaczyć jej oczka i śliczną twarzyczkę. Tak, marzenie. Zobaczą ją wprawdzie dzisiaj w sądzie, jednak to nie to samo. Chciałem, aby się do mnie przytuliła i powiedziała, że nadal mnie kocha. Wiem, kazałem jej być szczęśliwą beze mnie, jednak nie pomyślałem, że będę przez to aż tak cierpiał. Nie dałem jednak wypłynąć łzą. Przestałem już pokazywać swoje słabości. Wrócił stary Justin.
Po paru minutach samochód zatrzymał się przed wielkim budynkiem z czerwonej cegły. Policjanci wyprowadzili mnie ze środka i skierowali się w stronę wejścia. Wiedząc, że rozprawa odbędzie się na drugim piętrze, podeszli do schodów, kierując się pod wyznaczoną salę. Wprowadzili mnie do niej i dopiero wtedy, kiedy usiadłem na drewnianym krześle, obok mojego adwokata, komisarze zdjęli z moich nadgarstków kajdanki.
Niechętnie spojrzałem na mężczyznę, siedzącego obok, po czym wbiłem wzrok w blat biurka przed nami. Zacząłem bawić się nieśmiertelnikami, wiszącymi na mojej szyi, jednak przerwał mi w tym głos adwokata.
-Zgwałciłeś tę dziewczynę? - spytał, trzymając w dłoniach notatnik.
-Tak. - odparłem krótko. - I nie chcę, żebyś mnie bronił, bo zasłużyłem sobie na to. Może więzienie w końcu mnie zmieni.
-Moja praca polega na obronie twojego tyłka. - mruknął niechętnie, lecz przez jego słowa moje brwi się uniosły, a głowa odwróciła w jego stronę.
-O swój tyłek potrafię się sam zatroszczyć. - nie wiem, dlaczego, na prawdę nie wiem, ale pomyślałem przez moment, że jest gejem. Chyba najwyższy czas, abym przestał myśleć, bo może się to dla mnie źle skończyć.
Parę chwil później cała sala wstała, kiedy sędzia weszła do środka, przez tylne drzwi, i zajęła miejsce na fotelu. Kiedy kobieta pozwoliła wszystkim usiąść, wykonali to. Ja natomiast nie poruszyłem się ani o milimetr. Ta babka nie jest papierzem czy królową angielską, żebym musiał oddawać jej cześć.
-Otwieram rozprawę przed sądem rejonowym. Rozpatrywana będzie sprawa Justina Biebera o gwałt na nieletniej Bree Marks. - jeszcze chwilę wymieniała formalności, aż w końcu, wzrok wszystkich wylądował na mnie. Uznałem to jako znak, aby wstać i zacząć się spowiadać.
-Nazywasz się Justin Bieber, masz dwadzieścia jeden lat i mieszkasz w Detroit, tak? - spytała, na co ja skinąłem nieznacznie głową. - Czy zrozumiałeś akt oskarżenia? - no i się zaczęło. Po raz kolejny usłyszałem to pytanie. Dręczyło mnie już wtedy, kiedy stałem przed sądem za dragi. A teraz znowu powróciło.
-Odpowiem raz. - powiedziałem, z wymuszonym spokojem w głosie. - Rozumiem wszystko. Przyznaję się do winy. Tak, zgwałciłem Bree. To wszystko. - nie miałem najmniejszego zamiaru zagłębiać się w szczegóły. Właściwie, czego ode mnie oczekiwali? Że opowiem im, jak gwałciłem swoją dziewczynę? Jak krzyczała i błagała, żebym przestał? Czy może jak wyzwałem ją od dziwek, chociaż nie zasłużyła na to nawet w najmniejszym stopniu?
-Dobrze, masz prawo nie powiedzieć nic więcej. Usiądź. - westchnęła, przekładając kartkę w swoich papierach. - A teraz poprosimy na salę nieletnią Bree Marks, która zostanie przesłuchana w obecności psychologa. - poprawiłem się lekko na krześle i wbiłem wzrok w drzwi, za którymi, miałem nadzieję, zobaczyć za chwilkę moją księżniczkę.
-Przykro mi, ale Bree Marks nie zjawiła się jeszcze w sądzie. - poinformował ochroniaż, stojący przy wejściu.
-W takim razie proszę poprosić Ryana Marksa. - rzekła, przekładając kolejną stronę.
Wtedy do sali wkroczył Ryan. Biła od niego pewność siebie, która działała mi wręcz na nerwy. Spojrzał na mnie przelotnie i wręcz kpiąco, jednak ja nie dałem się sprowokować.
Po krótkich formalnościach, Ryan zaczął opowiadać o czymś, o czym praktycznie w ogóle nie miał pojęcia.
-Siedziałem w domu, kiedy Bree wróciła od tego skurwiela. - sędzia upomniała go za nieodpowiedni język, na co jedynie przewrócił oczami. - Była pobita, zapłakana, a kiedy chciałem podejść do niej i ją przytulia, odskoczyła ode mnie, jakbym chciał jej zrobić krzywdę. Od razu zobaczyłem, że coś jest nie tak. Jack, mój kuzyn, zorientował się, że on... zgwałcił moją siostrę.
-Czy to wszystko, co możesz powiedzieć w tej sprawie? - sędzia uniosła brwi, a Ryan skinął głową. Czułem wręcz mdłości, kiedy Ryan udawał opiekuńczego brata, a sam niejednokrotnie widziałem , jak odnosił się do Bree. Był fałszywym, dwulicowym chujem, chociaż kiedyś uważałem go za przyjaciela.
-Prosimy na salę Jacka Johnson'a. - kurwa, tego idiotę też traktowałem, jak przyjaciela, a z tego co widzę, najbardziej mógłbym zaufać przyjaciołom Bree, czyli Jake'owi i Austinowi, którego z początku nienawidziłem.
Zeznania Jacka były praktycznie takie same, jak Ryana. Nie skomentowałem tego w żaden sposób. Nie widziałem w tym żadnego sensu. Chciałem ponieść odpowiedzialność za swoje czyny.
-Proszę sprawdzić, czy w sądzie zjawiła się poszkodowana. - z tymi słowami, głowa ochroniarza wychyliła się na korytarz.
-Nie, nadal jej nie ma. - może to i głupie, ale zacząłem się niepokoić. Miałem nadzieję, że nic jej się nie stało. Kochałem ją całym sobą. Każda część mnie potrzebowała jej do życia, jednak nie chciałem jej już więcej ranić.
-W takim razie prosimy na salę Claire Marks. - chodziło oczywiście o mamę Bree. Właściwie byłem ciekawy, co myśli na mój temat po tym, co zrobiłem jej córce.
-Nazywa się pani Claire Marks i jest pani matką pokrzywdzonej. - kobieta skinęła głową, wieszając na przedramieniu torebkę. - Proszę powiedzieć, co pani wie o wydarzeniach z trzydziestego sierpnia?
-Niewiele. - zaczęła, wzdychając cicho. - Widziałam tylko moment, w którym Bree wróciła do domu. Owszem, była zapłakana i kompletnie rozbita, jednak ja wiem, że on nie chciał tego zrobić. Jest narkomanem, ale gołym okiem widać, że stara się naprawić swoje życie.
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. Bardziej spodziewałem się tego, że zacznie mnie wyzywać, chcąc, abym zgnił w więzieniu. Ona jednak stanęła w mojej obronie. Czy to nie dziwne?
Przesłuchanie mamy Bree trwało jeszcze kilka minut. Następnie zawołano jej ojca. Cóż, on nie przebierał w słowach. W moim kierunku padały najgorsze epitety, jednak na żaden nie zareagowałem, bo niosły jedynie prawdę.
-Rozprawa powinna powoli dobiegać końca, jednak w sądzie nadal nie zjawiła się nieletnia Bree Marks. Czy ona zjawi się tutaj? - widać było, że sędzia lekko się niecierpliwiła.
-Na pewno przyjdzie. - wtrącił szybko Ryan, z surowym wyrazem twarzy.
I w tym właśnie momencie, drzwi od sali zaczęły się otwierać, a do środka weszła moja księżniczka...
***Oczami Bree***
Uchyliłam leniwie jedną powiekę, dołączając do tego drugą. Zamrugałam nieprzytomnie oczami, starając się rozbudzić. Po moim spięciu z Ryanem chciałam odpocząć, więc położyłam się na łóżku, zwinęłam się w kłębek i po prostu zasnęłam. Pamiętam tylko, jak Austin siedział przy mnie i głaskał delikatnie po głowie, jednak teraz nie zastałam go w swoim pokoju. Na szafce za to znajdowała się niewielka kartka, poznałam na niej pismo bruneta.
"Dziękuje za wspaniałą noc. W sądzie powiesz, co uważasz za słuszne. I nie przejmuje się mną."
Uśmiechnęłam się sama do siebie, z powodu czułości, jaką Austin mi ostatnio okazywał. Powoli sięgnęłam po komórkę i odblokowałam ją, sprawdzając godzinę.
11:45.
Kurwa, nawet dzisiaj musiałam zaspać.
Jak opażona zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Ściągnęłam wszystko, co miałam na sobie i weszłam pod prysznic, odkręcając wodę. Zadrżałam minimalnie, kiedy poczułam zimny strumień, spływający po moich plecach. Namydliłam się żelem pod prysznic, a następnie spłukałam z siebie całą pianę. Otworzyłam drzwi od kabiny i wyszłam na kafelkową podłogę. Złapałam w rękę pierwszy lepszy ręczink i wytarłam się nim do sucha. Owinęłam go dookoła swojego ciała i wyszłam z łazienki, chociaż bardziej właściwie brzmiałoby "wybiegłam". Z pierwszej szuflady wyciągnęłam koronkową bieliznę. Opuściłam ręcznik, który bezgłośnie upadł na ziemię i wsunęłam na siebie pierwszą warstwę ubrań. Następnie otworzyłam szafkę, zakładając ręce na piersi. Zmierzyłam wzrokiem wszystkie półki, szukając czegoś odpowiedniego. W końcu zdecydowałam się na dopasowaną, czarną spódniczkę, sięgającą mi nieco ponad połowę ud, oraz białą, luźną koszulę na ramiączkach, którą wsunęłam w środek dolnej partii garderoby. Złapałam w dłonie białe szpilki i skórzaną kurtkę, po czym wyszłam z pokoju. Zbiegłam po schodach, zastając całkowicie pusty dom.
-No a czego ja się spodziewałam. - wywróciłam na siebie oczami, bez śniadania udając się do wyjścia. Przed opuszczeniem budynku wsunęłam jeszcze na stopy szpilki i założyłam kurtkę, a potem wyszłam ze środka, zamykając drzwi na klucz.
***
Kiedy dotarłam do budynku sądu, była już 12:30. Rozglądając się po wnętrzu, znalazłam, wiszącą na tablicy, rozpiskę rozpraw. Podeszłam do niej i zmierzyłam wzrokiem niewielkie literki. Imię i nazwisko Justina przydzielone było do sali 126 na drugim piętrze. Udałam się więc w stronę schodów, którymi weszłam na górę. Kiedy znalazłam się przed odpowiednim pomieszczeniem, wzięłam głęboki wdech i złapałam z klamkę. Moim oczom ukazało się wiele osób, siedzących na swoich miejscach. I publiczność, która, nie wiem po jaką cholerę, tu przyszła, świadków, czyli właściwie moją rodzinę, prawników, zajmujących miejsca na przodzie sali, aż w końcu mój wzrok spotkał jego. Kiedy zobaczyłam te cholernie smutne oczy, które niegdyś były tak radosne, moje serce opadło do samego żołądka. To ja doprowadziłam go do takiego stanu. To przeze mnie jest tak przybity.
-Bree Marks? - moją obserwację przerwał głos sędzi.
-Tak, przepraszam za spóźnienie. - mruknęłam nieśmiało, zamykając za sobą wielkie, drewniane drzwi. Zaczęłam powoli kierować się w stronę miejsca dla świadków. Przeklinałam w duchu moje szpilki, które przy każdym kroku wydawały charakterystyczny stukot. Czułam, jak Justin dokładnie mierzy mnie wzrokiem, a moja podświadomość podpowiadała mi, że oblizał powoli wargi.
-Zanim rozpoczniemy przesłuchanie... - odezwał się adwokat, siedzący obok mojego chłopaka. To znaczy... obok byłego chłopaka. - Powiedz mi... - zwrócił się do mnie, z lekko kpiącym wyrazem twarzy. - Czy zawsze chodzisz tak ubrana?
-A co ma z tym wspólnego to, jak wyglądam? - uniosłam na prawdę wysoko brwi, opierając dłonie na miejscu dla świadka.
-Popatrz na siebie. Swoim strojem prowokujesz mężczyzn, więc nie masz się później co dziwić, że jesteś ofiarą gwałtu.
-Zamknij się. - warknął do adwokata Justin, mierząc go wściekłym spojrzeniem.
-Czyli według pana każda dziewczyna czy kobieta powinna chodzić w zbyt luźnych bluzach, dresach i ścięta na łyso? Na prawdę nie chcę wiedzieć, jak wygląda pańska żona. - do moich uszu doszedł chichot Justina.
-Młoda samo, uważaj na słownictwo. - upomniała mnie sędzia. - Powiedz, co ci się stało? - wskazał dłonią na policzek.
-Kurwa. - mruknęłam pod nosem, przypominając sobie, że przez pośpiech nie zdążyłam tego zakryć. - To nic ważnego. - dodałam głośniej. Kiedy spojrzałam na Justina, jego mina mówiła mi, że wiedział, kto, po raz kolejny zresztą, podniósł na mnie rękę.
-W takim razie, możemy zacząć przesłuchanie. - sędzia przełożyła jakąś kartkę. - Powiedz, co pamiętasz z tamtego dnia. Wiem, że będzie to dla ciebie trudne. Jeśli chcesz, zarządze prywatne przesłuchanie.
Wtedy po raz kolejny spojrzałam na Justina. Na jego smutne oczy, na jego twarz, nie wyrażającą żadnych emocji. Zrobiło mi się go tak cholernie szkoda. Wiedziałam, że nie chciał żadnej z tych rzeczy, którą mi zrobił. A ja nie chciałam, żeby przeze mnie poszedł siedzieć.
-Nie będzie to dla mnie trudne... ponieważ Justin mnie nie zgwałcił. - po sali rozniosły się szepty publiczności.
-Co? - powiedzieli równocześnie sędzia, prokurator, adwokat, Justin, a także Ryan i Jack.
-Właśnie to. Justin nigdy mnie nie zgwałcił. - powtórzyłam pewnie, wiedząc, w jaką grę wchodzę.
-Posłuchaj, możesz zeznawać na osobności. Powiedz, czy on cię zastraszył? Groził ci? - prokurator oparł się przedramionami o biurko, wpatrując się we mnie przenikliwie.
-Nie, nie zastraszył mnie, ani nie groził. Po prostu mnie nie zgwałcił, przecież mówię wprost.
-Bree, daj spokój, to nie ma sensu. - Justin przeczesał palcami włosy, kręcąc przecząco głową.
-Dlaczego twierdzisz, że oskarżony nie zrobił ci krzywdy, skoro i twoi bliscy zeznają, że tak było, jak i również sam Justin Bieber przyznał się do tego. - widziałam, że sędzia nie chce wierzyć w moją wersję wydarzeń, dlatego musiałam zrobić wszystko, aby ją przekonać.
-A więc... - westchnęłam cicho, udając niewzruszoną, jednak w środku czułam niewyobrażalny stres. Miałam pięć sekund, aby wymyślić dobrą bajeczkę. I właśnie w tym momencie, w mojej głowie zapaliła się zielona lampka. - Jestem od roku zakochana w Justinie. Tak szalenie zakochana. Robiłam wszystko, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Dosłownie wszystko. Podchodziłam do niego na każdej imprezie, śledziłam go, aż pewnego dnia zauważył mnie. Umówiliśmy się, chociaż właściwie, sama nie wiem, czy mogę tak to nazwać. Po jednej z imprez poszliśmy do niego, a konkretnie, do jego sypialni. Nie muszę chyba mówić, co tam robiliśmy. - przygryzłam lekko dolną wargę, myśląc nad dalszą częścią mojej poruszającej historii. - Później jednak, moja obsesja na jego punkcie wrosła. Chciałam mieć go tylko dla siebie. Nie wystarczało mi to, że jestem jego zabawką w łóżku, dlatego nie dawałam mu żyć. Gdziekolwiek on nie poszedł, poszłam również ja. Stałam pod jego oknami, darłam się do niego, odpychałam wszystkie inne dziewczyny, które kręciły się wokół niego, kiedyś włamałam się również do jego domu. Po prostu nie dawałam mu spokoju, chcąc go zmusić do zakochania się we mnie. Aż w końcu, pewnego dnia, powiedział, że zrobi wszystko, żeby się ode mnie uwolnić. Nawę gdyby mieli go zamknąć w więzieniu, zrobi to, ponieważ nie chce tak dłużej żyć, ma mnie dość. Wtedy to ja się wściekłam i poszłam na policję, aby zgłosić, że mnie zgwałcił. Nie przewidziałam jednak, że oddaję mu tym przysługę, dlatego teraz postanowiłam powiedzieć prawdę i zatrzymać go przy sobie. - zakończyłam, wzruszając lekko ramionami.
-Twój brat zeznał, że kiedy wróciłaś do domu, miałaś wiele siniaków na ciele, charakterystycznych dla ofiar przemocy seksualnej. Jak to wyjaśnisz?
-A sędzia nigdy nie uprawiała ostrego seksu? - przygryzłam wnętrze policzka, spuszczając głowę.
Kilka osób na sali zachichotała, jednak ja byłam poważna. W końcu odważyłam się podnieść wzrok, zatrzymując go na kobiecie, parę metrów ode mnie.
-Ona kłamie, nie słuchajcie jej. - Ryan podniósł się ze swojego miejsca, wskazując na mnie.
-Nie kłamię. Mój brat jest przyjacielem Justina, więc to normalne, że będzie trzymał jego stronę. - mruknęłam, poprawiając włosy. - Co mam jeszcze zrobić, żebyście mi uwierzyli? - wtedy podeszłam do Justina, objęłam jego twarz dłońmi i złączyłam nasze wargi. Chciałam ich wszystkich przekonać, że moje słowa są prawdziwe, chociaż sama dobrze wiedziałam, że nie są.
-Odepchnij mnie. - szepnęłam w jego usta, żeby tylko on mógł mnie usłyszeć. - Głuchy jesteś? Odepchnij mnie, kretynie. - sapnęłam ponownie.
Justin delikatnie ułożył dłonie na moich ramionach i odsunął moje ciało od swojego. Był całkowicie zszokowany tym, co mówię i co robię, jednak zauważyłam, że w jego oczkach pojawiły się iskierki szczęścia.
-Ofiara gwałtu nie całowałaby chyba swojego oprawcy, prawda? Co mam jeszcze zrobić, żebyście w końcu mi uwierzyli? Mam się z nim pieprzyć na tym stole? - wyrzuciłam z siebie, razem z rękoma, które poleciały w powietrze.
-Wystarczy. - wymamrotała kobieta w średnim wieku. - Rozprawę uważam za zakończoną.
***
Kilkanaście minut później, drzwi, za którymi zniknęła sędzia, otworzyły się ponownie. Kobieta podeszła do swojego fotela i usiadła na nim, kładąc przed sobą teczkę z wynikiem rozprawy.
-Sąd rejonowy, po rozpoznaniu sprawy Justina Biebera, uniewinnia go od zarzucanego mu czynu. Dziękuję.
Po jej słowach, moje usta mimowolnie ułożyły się w uśmiechu. Posyłając ostatnie spojrzenie Ryanowi, który wręcz kipiał ze złośni, wstałam z miejsca, obciągnęłam lekko spódniczkę i wyszłam z sali. Nie czekając na nikogo, chciałam udać się do wyjścia i wszystko w spokoju przemyśleć. W drodze jednak zatrzymał mnie głos. Jego głos. Objął mnie od tyłu w talii i odwrócił twarzą w swoją stronę.
-Kocham cię, Bree. - musnął moje usta, opierając swoje czoło o moje. - Kocham cię, aniołku. Przepraszam za wszystko, co ci zrobiłem. Przepraszam, obiecuję, zmienię się. Tylko mi wybacz. - gładził kciukami moje policzki, patrząc mi prosto w oczy.
-Ja już od dawna nie jestem na ciebie zła, Justin. - ponownie musnęłam jego usta.
Czułam się w tej chwili cholernie szczęśliwa. Miałam przy sobie wszystko czego pragnęłam i czego potrzebowałam. Chciałam sprawić, aby nikt już nam tego nie zniszczył, lecz wtedy z sali wyszedł Ryan, z kpiącym uśmieszkiem na ustach. Wiedziałam, że nie zwiastował on niczego dobrego.
-Nie rozumiem, jak można być taką idiotką. - wysyczał w moją stronę, z jadem w głosie.
-Kiedy się zakochasz, zrozumiesz, że zrobiłam najlepszą rzecz, jaką mogłam. - mruknęłam, wtulając się w klatkę piersiową szatyna, który obejmował mnie w pasie, gładząc delikatnie dolną część moich pleców.
-A powiedziałaś już Bieberowi, jak pieprzyłaś się w nocy z Austinem? - musiał. Kurwa, musiał powiedzieć to akurat w takim momencie. Nie mógł się powstrzymać.
Justin odsunął się ode mnie na krok i szukał mojego wzroku, jednak ja nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Znowu poczułam się, jak zwykła dziwka...
~*~
No więc witam. W nocy nie chciało mi się spać, więc napisałam dla Was rozdział. Jak widzicie, Bree w ostatniej chwili zmieniła zeznania ;)
Przepraszam za jakiekolwiek literówki, ale w tym tablecie zmienia mi słowa :/
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska, odpowiem na wszystkie wasze pytania ;)
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*
Ps. Wolnym krokiem zbliżamy się do końca opowiadania...
sobota, 3 maja 2014
Rozdział 50...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
super <3
OdpowiedzUsuńWiec tak przez wiekszosc rozdziału sie smiałam ahhaha :
OdpowiedzUsuń"-Ofiara gwałtu nie całowałaby chyba swojego oprawcy, prawda? Co mam jeszcze zrobić, żebyście w końcu mi uwierzyli? Mam się z nim pieprzyć na tym stole?"
"-A sędzia nigdy nie uprawiała ostrego seksu? - przygryzłam wnętrze policzka, spuszczając głowę."
"Zasnąłby, kiedy Jenifer zaczęłaby zdejmować bluzkę."
"-Czyli według pana każda dziewczyna czy kobieta powinna chodzić w zbyt luźnych bluzach, dresach i ścięta na łyso? Na prawdę nie chcę wiedzieć, jak wygląda pańska żona."
Jeju ... Kurde Justin nie moze byc na nia zły , chociaz powinien , ale nie byli razem, uught ...
Kurde Ja przywale kiedys Ryanowi Nie on nawet nie zasługuje na to aby jego imie pisac z duzej litery ... Kurde znecał sie nad bree i nagle taki kochajacy braciszek ... JESTEM CIEKAWA CO POWEIDZA RODZICE bREE NA JEJ ZEZNAnia i wgl. Ale Jus nie powinien byc zły na Bree bo przeciez Austin Go "uratował" przed "zdrada" , wiec i tak na u niego dług ...
Aww Rozpisałam sie czekam na nn <3 ♥ :*
Weny Kochana Weny i połapania sie na tableciku Hihi
Drama. Pozniej jest chwile dobrze.pozniej znowu drama:-( bedzie cos szczesliwego?
OdpowiedzUsuńStrasznie wkurwia mnie Ryan. Prosze aby Justin i Bree w koncu byli tak jak kiedys razem. No i Austin slodko sie zachowuje. Powiesic Ryan'a. Dobrze ze Bree zmienila zeznania teraz moze byxc z justinem. Sory ze taki bledny i krutki komentarz, ale pisze z niego z telefonu i tak pojebanie sie gdo pisze. czekam na kolejny rozdzial i zycze weny.
OdpowiedzUsuńps.ja bym chciala aby nigdy sie nie skonczylo :)
O MOJ BOZE !!÷
OdpowiedzUsuńJEZU NO !
nie spodziewalam sie takjego obrotu sprawy. Bree - urodzona klamczucha hahha. jezu kocham ja. i choc mam zal ze pieprzyla sie z Austinem to z jednej str sie nie dziwie. troche rozbawila mnie jej historia. chyba nym w nia nie uwoerzyla hahha. ona jest genialna. jak mogla cos takiego w tak szybkim czasie wymyslev? niesamowita hah. Justin taki kochany. choc boje sie tej koncowki gdy sie od niej odsunal. ale chcialabym zeby bylo juz dobrze miedzy nimi. a Ryan o boze. idiota tepy. sukinsyn. jeszcze ja obmacywal jak byla mala. ja pierdole no. nie moge. chyba bym go uderzyla !! jezu nie moge. nienawidze G jest okropna swinia bez uczuc. ohh ponioslo mnoe. jestem ciekawa co na to wszystko Austin, pewnie bedzie cierpial ;'( ale coz musi sie z tym pogodzic.
czuje ze to nie koniec nieszczesc dla Bree i Justina.. ;<
chce juz nn.
kocham xx
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
jak dobrze że skłamała :D
OdpowiedzUsuńale ciekawe jak Justin zareaguje na to co powiedział Ryan ;c
zaś z drugiej strony niby przez tą noc nie byli w związku i mogła robić co chce
Nie no cholera musiał powiedzieć o tej nocy z Austinem. Nie cierpię tego Ryana. Oni teraz na pewno do siebie nie wrócą :(
OdpowiedzUsuńSuper! Super skłamała :) mówiłas ze uratuje go kłamstwo Bree ale takiego czegoś sie nie spodziewałam ani trochę <3 kocham justina i bree :)))
OdpowiedzUsuńhttp://new-life-fanfiction-jb.blogspot.com
Jejkuu świetny rozdzial jak zresztą wszystkie ;**
OdpowiedzUsuńwow Rayan to kompletny chuj
OdpowiedzUsuńNe wierze, boze jak ryan jej wlasny brat moze cos takiego robic. Ciekawe czy justin jeh wybaczy omg mam nadzieje ze tak! Co powoli do konca? Ja nie chce zeby to ff sie konczylo*placze*
OdpowiedzUsuńBoże znów drama? Dalabys jeden szczęśliwy rozdzial :-D
OdpowiedzUsuńAle i tak jest bosko <3
Jakiego końcaaa niee Paula nie kończ jeszcze.. Rozdział genialny jak zwykle ;)) Pogodzili się ale mam nadzieję że Justin uzna to z Austinem za nieważne i wrócą do siebie. Kocham i czekam na następny oczywiście. ;**
OdpowiedzUsuńJapierdole no musial kurwa musial chuj zajebany ;///
OdpowiedzUsuńSuper :D
OdpowiedzUsuńale skurwiel z tego ryana huj jeden . mam nadzieję że oni bd razem . cieszę się że Bree zmieniła zeznania i justin jest wolny.zapraszam do mnie na spodziewajsieniespodziewanego.blogspot.com na nowy rozdział i czekam na opinię :*
OdpowiedzUsuń:'-( Świetny rozdział !!!! Nie chce, żeby ich historia się już skończyła :c
OdpowiedzUsuńCzekam nn <3 ;*
Ło w mordeczke <3 świetny rozdział, wiedziałam że ona mu pomoże :D a z Ryana to sk*rwysyn tylko mu w ryj przy*pierdolić. Szkoda, że już powoli kończysz to opowiadanie, bardzo się z nim z żyłam. Czekam nn i weny życzę <3 KC
OdpowiedzUsuńRyan to skurwiel!!!
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział!! Ty wogule jesteś zajebista!! ♥
Bardzo lubię to ff!!
Kochammm Cię <3
Nie mogę się doczekać następnego!! :)
@TheKlaudiaK
Już sie zaczynałam cieszyć,a tu jeb Ryan wszystko zniszczył -.-
OdpowiedzUsuńSzkoda,że niedługo koniec,bo bardzo sie zżyłam z bohaterami tego ff ;/
Czekam na nn <3
@scute4
Ja nienaqidze tego Ryana no .. no..no ja go zabije!! Smutam :"(
OdpowiedzUsuńnienawidzę Ryana ale dobrze tak jej zachowała się jak zwykła dziwka że poszła z Austinem do łóżka no bez jaj dobra rozstała sie z Justinem ale to nie jest do tego powód a teraz współczuję Justinowi biedaczek mój kochany :3 czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńJustin matkoo <333 I znowu drama :cc
OdpowiedzUsuńBoże, dodaj już kolejny bo nie wytrzymam.
OdpowiedzUsuńahhahahahhahha o kurwa :D
OdpowiedzUsuń