Czułam go. Jego obecność. Jego oddech, tuż przy moim uchu. Czułam, że był zaraz obok mnie. Jego dłoń wylądowała na moim ramieniu, a ja z przerażenia nie potrafiłam jej strącić. Dosłownie nie miałam siły się poruszyć. W pokoju panowały całkowite ciemności, ale i tak nie mogłabym nic zobaczyć, ponieważ łzy zalały całe moje oczy. Trzęsłam się lekko, czując, jak jego dłoń błądzi po moich plecach. Była coraz niżej.
-Czego ode mnie chcesz? - wychlipałam, w dalszym ciągu wpatrując się w martwy punkt na ścianie przede mną. Nie byłam wystarczająco odważna, aby spojrzeć mu w oczy.
-Chcę się tylko zemścić. - wyszeptał mi do ucha, przygryzając jego płatek. Załkałam żałośnie, kiedy moje ciało zadrżało na jego gest.
-Proszę, zostaw mnie. - chciałam nawiązać z nim jakąkolwiek rozmowę. I dlatego, że zostały we mnie jeszcze resztki nadziei, iż mnie zostawi, jak i dlatego, że chciałam przedłużyć ten moment, wierząc, że ktoś mi pomoże, przyjdzie tu i zabierze go ode mnie.
-Skarbie, nie płacz. - od tyłu, otarł łzę z mojego policzka. - Zostawię, ale najpierw muszę zrobić to, co zaplanowałem. - usłyszałam, jak odpiął pasek od swoich spodni i rzucił go na podłogę, na drugą stronę pokoju.
-Nie rób mi krzywdy. - jęknęłam, chowając głowę w kolanach i mocniej obejmując je ramiona.
-Nie zrobię. - wyszeptał, biorąc w dłonie moje włosy i przekładając na jedną stronę. Następnie usiadł za mną na materacu i objął mnie ramionami w pasie, wsuwając ręce pod moją koszulkę. Zaczął całować moją szyję i kark, a ja nadal byłam tak przerażona, że nie potrafiłam się poruszyć. Łzy, które kapały z moich oczu, były wielkości grochów, które uderzały o czystą pościel, z każdym jego pocałunkiem.
-Błagam, przestań, zostaw mnie. - powtórzyłam, mając nadzieję, że teraz posłucha.
-Jeszcze nie, malutka. - wsunął dłonie pod moją koszulkę i ułożył je na moich piersiach. - Jeszcze nie...
***
Obudziłam się, podnosząc się gwałtownie do pozycji siedzącej. Cała moja twarz zalana była łzami, przez koszmar, który przed chwilą niemal "przeżyłam". Ten sen był tak cholernie realny, że miałam wrażenie, iż to dzieje się na prawdę. Nie widziałam jego twarzy, lecz wiedziałam, że był to ten sam mężczyzna, który zadręcza mnie anonimami, a wczoraj wieczorem, śledził do samego domu.
Załkałam kilka razy, zanim postanowiłam zebrać się w sobie. Otarłam z policzków łzy i powoli odkryłam kołdrę. To prawda, bałam się każdego, najmniejszego ruchu. I nie pytajcie, dlaczego, ponieważ nie mam pojęcia. W tym momencie był to strach przed światem.
Sięgnęłam ręką po komórkę i odblokowałam ją, aby sprawdzić godzinę. Zegarek wskazywał 2:30. Powoli zwlekłam się z łóżka, ponieważ poczułam suchość w gardle i potrzebowałam szklanki wody. Zeszłam po schodach na dół, lecz bałam się każdego ruchu. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Właśnie teraz i właśnie tutaj. Tak, wiem, to chore, ale byłam całkowicie zastraszona.
Kiedy dotarłam do kuchni, po omacku wyjęłam z szafki szklankę i wzięłam do ręki butelkę wody. Odkręciłam ją i już chciałam nalać napoju, kiedy nagle, za plecami, usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Pisnęłam głośno, gwałtownie obracając się w stronę źródła dźwięku, lecz jedyne, co zastałam, to kawałki rozbitej szklanki na podłodze. Nikogo, kto był tego sprawcą. Z moich oczu kolejny raz zaczęły lecieć łzy, a ja sama po prostu się trzęsłam. Oparłam się plecami o ścianę i zsunęłam się po niej na podłogę, przeczesując włosy. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Strach mnie sparaliżował.
I w tym właśnie momencie, usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach. Czułam, jak moje serce chce wyrwać się z mojej piersi. Tak, czułam to i widziałam, jak moja klatka piersiowa porusza się nienaturalnie szybko.
Właściwie nie wiem, na co się przygotowywałam, po otworzeniu drzwi wejściowych, ale poczułam ogromną ulgę, kiedy w drzwiach ujrzałam Ryana. Odetchnęłam głęboko i na moment przymknęłam powieki, aby się uspokoić, a po chwili po prostu podbiegłam do niego i przytuliłam się do brata. Czuć było od niego alkohol, jak i mieszankę różnych narkotyków, lecz w tym momencie, nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Cieszyłam się, że nie będę tutaj sama. To wszystko.
-Malutka, co się dzieje? - widząc mój stan, prawdopodobnie przeszła mu cała złość i uraza, jaką do mnie ma, a zastąpiła ją troska.
-Boję się, Ryan. - wychlipałam w jego klatkę piersiową, czując, jak mężczyzna odwzajemnia uścisk.
-Nie miałaś być z Bieberem? - potarł uspokajająco moje plecy, jednak w tym momencie niewiele to dało.
-Justin poszedł na odwyk. Bał się, że po raz kolejny może mnie skrzywdzić. - mruknęłam, cały czas trzymając ramiona owinięte wokół jego pasa.
-Nie płacz już, skarbie. Chodź na górę, tam wszystko mi opowiesz. - złapał mnie za rękę i zaprowadził do mojego pokoju. Kiedy przykryłam się kołdrą pod samą szyję, blondyn usiadł obok na materacu i pogłaskał mnie po głowie.
-Przedwczoraj dostałam anonimowe sms'y. Boję się ich. Dzisiaj jak wracałam wieczorem do domu, ktoś mnie śledził. On był u mnie w pokoju i zostawił kartkę. Boże, ja się boję, Ryan. A teraz, kiedy zeszłam na dół, żeby się napić, szklanka za mną się stłukła, chociaż ja jej nawet nie dotknęłam. Co jest ze mną nie tak?
-Kochanie, to nie twoja wina, a jak spotkam tego, który ci to robi, obiecuję, nie ręczę za siebie. - zacisnął na moment szczękę. - Przynieść ci tabletki na uspokojenie?
-Nie, dziękuję, postaram się zasnąć bez tego. - posłałam mu wymuszony uśmiech, przymykając powieki.
-Śpij dobrze, mała. - to były ostatnie słowa, zanim mój brat wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi.
Ja jednak nie potrafiłam zasnąć. Przez kilka minut przewracałam się z boku na bok. Te wszystkie wydarzenie kumulowały się w mojej głowie i nie chciały przestać mnie zadręczać. Bałam się, że ten tajemniczy ktoś będzie chciał kogoś skrzywdzić. Bałam się nie tylko o siebie, ale również o moich bliskich.
Kiedy zdecydowałam, że nie zasnę tutaj sama, wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Moim celem była sypialnia Ryana, w której znalazłam się parę chwil później. Mój brat już spał, dzięki mieszance alkoholu i narkotyków. Nie chciałam go budzić, więc po cichu uniosłam kołdrę po jednej stronie i wślizgnęłam się na materac, obok niego, ułożyłam głowę na poduszkach i po paru chwilach, zasnęłam...
***
Kiedy obudziłam się rano, Ryan już nie spał, tylko leżał, podparty na jednym łokciu, i przyglądał mi się uważnie. Kiedy ziewnęłam cicho, odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy i założył je za ucho.
-Bałam się spać sama. - mruknęłam cicho i nieśmiało. Nie wiedziałam, jak zareaguje. Kiedyś, jeszcze przed jego pozorną śmiercią, często przychodziłam do niego w nocy. Owszem, Ryan nie był dobrym człowiekiem, jednak to mój brat i mimo wszystko go kocham.
-Rozumiem. - uśmiechnął się delikatnie, a następnie zsunął z siebie kołdrę i wstał, znikając za drzwiami od łazienki.
Westchnęłam głęboko, przecierając obiema dłońmi twarz i tym samym odgarniając z niej resztę włosów. Zaczęłam zastanawiać się ogólnie nad życiem. Nad tym, czy Justinowi uda się wyjść z nałogu, jak i również o tym, czy nie zaszłam w ciążę, podczas ostatniej nocy, spędzonej z Justinem. Cieszyłabym się. Naprawdę bym się cieszyła. Justin byłby szczęśliwy, dlatego ja również byłabym szczęśliwa.
Parę minut później, z łazienki wyszedł Ryan, z ręcznikiem, owiniętym wokół bioder. Kiedy stanął przed szafką i wyjął z niej bokserki, opuścił ręcznik, który cicho opadł na ziemię, zostając przede mną kompletnie nago.
-Człowieku, ubierz się! - pisnęłam, chwytając poduszkę i kładąc ją sobie na twarz.
-Wolisz nagiego Biebera, co? - parsknął, kiedy tą samą poduszką rzuciłam w jego kierunku. Następnie wsunął na siebie parę granatowych bokserek i szare dresy. - Idę zrobić śniadanie, czekam na ciebie na dole. - dodał, zanim wyszedł z pokoju na korytarz.
Z głośnym westchnieniem zwlekłam się z łóżka i wróciłam do swojego pokoju, gdzie wyjęłam z szafki krótkie spodenki i luźną koszulkę na ramiączka, sięgającą do brzucha. Następnie weszłam do łazienki. Rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic, odkręcając ciepłą wodę. Namydliłam się cała, aby chwilę później spłukać z siebie powstałą pianę.
Kiedy znudziło mi się stanie pod gorącym strumieniem wody, wyszłam spod prysznica i owinęłam ręcznik wokół swojego ciała. Wytarłam się nim dokładnie, po czym założyłam na siebie ubrania. Wyszłam z łazienki i niemal od razu zeszłam schodami na parter, gdzie przy stole siedział mój brat, nakładając sobie na talerz naleśnika.
-Smaczego, braciszku. - zaćwierkałam, siadając po drugiej stronie.
-Dziękuję i wzajemnie, siostrzyczko. - zachichotał, odkręcając słoik z nutellą. - Jakie plany na dzisiaj?
-Idę do Justina i... - w tym momencie się zacięłam, przygryzając dolną wargę. - I chciałabym, żebyś poszedł ze mną. Nie chcę, żebyście już do końca życia skakali sobie do gardeł. Pogódźcie się w końcu.
Ryan milczał przez parę chwil, a wzrok utkwił w blacie stołu. Po chwili jednak odetchnął głęboko i potarł swoje ręce o kolana, spoglądając na mnie.
-Dobrze, pójdę razem z tobą. Porozmawiam z nim. Nadal jestem na niego wściekły, ale... Kurwa, przyjaźnimy się od kilkunastu lat. Nie chcę, żeby to wszystko zniknęło.
-Dziękuję, Ryan. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. - wstałam od stołu, obeszłam go dookoła i pocałowałam brata w policzek, a następnie wróciłam na swoje miejsce, aby zacząć śniadanie.
***
Weszliśmy razem z blondynem do ośrodka uzależnień, w którym aktualnie przebywał mój chłopak. Wiedziałam dobrze, w którym pokoju przebywał, dlatego bez żadnego problemu trafiłam tam, nie pytając o informację obsługę ośrodka. Zapukałam cicho do drzwi, jednak nikt mi nie odpowiedział. Gdy po ponownej próbie również usłyszałam ciszę, złapałam za klamkę i weszłam do środka. Justin leżał na łóżku, na brzuchu, ubrany jedynie w szare dresy. Pociągnęłam brata za rękaw, aby także wszedł do pomieszczenia.
-Kochanie... - podeszłam do łóżka i ukucnęłam obok niego. Chłopak słodko spał, lecz jego kołdra spoczywała na podłodze, a on nie był w bokserkach, co oznaczało, że wstał rano, a teraz zasnął ponownie. - Skarbie... - przeczesałam palcami jego włosy, uśmiechając się delikatnie. Wyglądał cholernie niewinnie, kiedy spał. Jak mały, grzeczny chłopiec, którym, wszyscy wiedzą, nie był.
-Bree, przestań się z nim pieprzyć, jak z dzieckiem. - mruknął Ryan, podchodząc bliżej. - Bieber, kurwa, wstawaj! - krzyknął tak, że aż musiałam zatkać uszy, z racji tego, że stał zaraz nade mną.
Justin wymruczał coś niezrozumiałego, a jego powieki powoli zaczęły się otwierać. Spojrzał na mnie swoimi bursztynowymi tęczówkami i uśmiechnął się lekko, przekładając ciężar ciała na plecy. Zaspany, przetarł dłońmi twarz, aby się rozbudzić. Ułożył jedną rękę pod moją brodą i przyciągnął mnie, aby złączyć nasze usta. Zadowolona, oddałam pocałunek, który mógłby przerodzić się w coś głębszego, gdyby nie Ryan, który odkaszlnął znacząco, zakładając ręce na piersi.
-Przyszedłem... pogadać, Bieber. - powiedział, lekko skrępowany, drapiąc się z zakłopotaniem po karku.
-A o czym? - Justin również czuł się niekomfortowo. Słyszałam to po jego głosie.
-Wiecie co? Ja was chyba onieśmielam. Pójdę się przewietrzyć, a wy pogadajcie, jak facet z facetem, a nie, jak dwie małe dziewczynki, zapoznające się w piaskownicy. - przewróciłam teatralnie oczami, wystukując stopą o podłogę jakiś rytm.
-Nie. - odparli równocześnie, odwracając głowę w moją stronę. Justin objął dłońmi moje biodra i posadził mnie na swoich kolanach, oplatając ramionami moją talię.
-Nigdzie nie idziesz. Wystarczy, że noc spędziłem bez ciebie. - wymruczał mi do ucha, ponownie unosząc wzrok i zatrzymując go na Ryanie.
-Nie powiem, że przyszedłem cię tutaj przepraszać, bo w najmniejszym stopniu nie zasłużyłeś na przeprosiny. - zaczął blondyn, opierając się plecami o ścianę.
-Wiem. - westchnął szatyn, gładząc dolną część moich pleców. - Wiem i nie liczę na to. To ja powinienem wszystkich przepraszać. - wtedy odwrócił głowę w moją stronę. - A przede wszystkim ciebie, maluszku. - trącił nosem mój nos, patrząc swoimi smutnymi oczami w moje.
-Uśmiechnij się, Justin. - uniosłam kąciki jego ust ku górze. - Ja już nie chcę do tego wracać.
-No więc, kontynuując, nie chcę, żeby nasz przyjaźń się rozpieprzyła, chociaż właściwie ty ją zniszczyłeś, kiedy przeleciałeś moją laskę. - zmierzył go gniewnym spojrzeniem.
-Wiem, przepraszam, nawalony byłem. - Justin przewrócił oczami, wtulając się we mnie.
-Dobra, tak, jak mówi mała, zapomnijmy o wszystkim, co się wydarzyło. W końcu, będzie już tylko lepiej, prawda?
-Masz rację. - szatyn przybił piatkę z moim bratem, a na jego ustach wreszcie zawitał szczery uśmiech.
***Dwa tygodnie później***
Przez te dwa tygodnie sporo się zmieniło. Justin często bywał agresywny. Bardzo agresywny, dlatego rzadko przebywałam z nim sam na sam. Nie chciałam się narażać, więc nie spotykaliśmy się w zamkniętym pomieszczeniu, czyli w jego pokoju, w ośrodku uzależnień. Justin nie wziął ani jednej działki od tego czasu, a ja jestem z niego najnormalniej w świecie dumna. Jednak wczoraj mnie uderzył. Znowu to zrobił, ale nie mam do niego pretensji. Nie byłam nawet zła, mimo że Justin uważa, że nie powinnam mu po raz kolejny czegoś takiego wybaczać, jednak ja sądziłam inaczej. Widzę, że się stara, lecz potrzebuje takiego punktu kulminacyjnego. I wiem, że może się to wydawać okropne z mojej strony, jednak ja nie miałam innego wyboru.
W tym momencie, szłam jedną z ciemnych, bocznych uliczek. Wiedziałam, że mogę go znaleść właśnie w takim miejscu, jak to. I nie myliłam się. Już po chwili dostrzegłam grupę chłopaków, stojących przy murze. Przełykając głośno ślinę, podeszłam do nich i założyłam ręce na piersi. Poznałam wśród nich kilku kumpli Austina i Jasona. Reszty mężczyzn nie znałam.
-Witaj, laleczko. - kiedy tylko McCann mnie zobaczył, wysunął z ust skręta, a jego twarz rozświetlił ironiczny uśmieszek.
-Hej. - mruknęłam cicho.
-Co cię tu do nas sprowadza? To już chyba nie miejsce dla takiej grzecznej dziewczynki. - przejechał końcówką języka po dolnej wardze.
-Potrzebuję dwóch działek, Jason. - wyjęłam z kieszeni plik banknotów, ujęłam jego dłoń swoją i położyłam na niej pieniądze.
-Kochanie, wiesz, że zawsze możesz zapłacić w naturze. - zmierzył wzrokiem znacząco moje ciało, przez co poczułam ciarki na plecach.
-Oszczędź sobie tych marnych tekstów i daj mi dragi. - westchnęłam, coraz bardziej się niecierpliwiąc.
-Skarbie, nie denerwuj się. - zachichotał, wyciągając z kieszeni dwa woreczki. - Widzę, że do tego wróciłaś.
-Nie, nie wróciłam, to nie dla mnie. - wzięłam od niego narkotyki. - A teraz dziękuję bardzo, do widzenia. Nie mam ochoty przebywać w Waszym towarzystwie. - zarzuciłam włosami i odeszłam w przeciwnym kierunku.
Po kilku minutach dotarłam do ośrodka uzależnień, w którym przebywał mój chłopak. Weszłam do środka, przez duże, szklane drzwi. Od razu skierowałam się do pokoju szatyna, aby zakończyć to raz na zawsze. Dzisiaj dokona wyboru. Nie chcę, żeby dzielił miłość między mnie, a narkotyki. Chcę mieć go całego dla siebie. Tylko tyle.
Bez pukania weszłam do pokoju, zastając szatyna, siedzącego na łóżku, z łokciami opartymi o kolana.
-Hej. - mruknęłam cicho, zamykając za sobą drzwi.
-Bree, nie chcę cię straszyć, ale jestem, kurwa, na głodzie i niebezpieczne jest przebywanie ze mną w jednym pomiszczeniu. - warknął, ciągnąć z frustracją za końcówki swoich włosów.
-Justin, to koniec. - westchnęłam, podchodząc bliżej niego. Spojrzał na mnie zszokowany, prawdopodobnie inaczej interpretując moje słowa. - Chodzi o to, że teraz musisz wybrać. Albo ja, albo narkotyki. - wtedy wyjęłam z kieszeni dwa woreczki z białym proszkiem i położyłam je sobie na dłoni. - Wiem, że to okropne z mojej strony, ale nie dajesz mi wyboru. Możesz być ze mną, tak, jak teraz. Możemy być szczęśliwi, ale bez tego gówna. Jak i również możesz wziąć ode mnie te dragi, ale wiedz, że wtedy już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. - bałam się. Cholernie bałam się, jakiego wyboru dokona. I mimo że wiedziałam, że oboje będziemy cierpieć, jeśli wybierze dragi, ja chciałam twardo trwać w moim postanowieniu.
Justin przełknął głośno ślinę, nieprzytomnym wzrokiem wpatrując się w przedmioty na mojej dłoni. Zrobił krok w przód, zmniejszając tym samym odległość między nami.
-Nigdy więcej cię nie zobaczę? - wydukał, lekko przerażony, jednak nie oderwał oczu od narkotyków.
-Tak, Justin.
Wtedy właśnie chłopak wyciągnął rękę i wziął ode mnie narkotyki. Czułam, jak moje serce opada, z każdą najmniejszą częścią sekundy. Jednak nie potrafił wybrać mnie. Albo jego silna wola była zbyt słaba, albo jego miłość do mnie, w którą nigdy wcześniej nie miałam sposobności wątpić.
I właśnie wtedy wydarzyło się coś, czego najmniej się spodziewałam. Justin otworzył drzwi od łazienki i wszedł do środka. Następnie podniósł deskę od ubikacji i otworzył pierwszy woreczek z narkotykami. Wysypał całość do sedesu, powtarzając czynność z drugim woreczkiem. Kiedy cały proszek znalazł się w wodzie, szatyn spuścił wodę, nie wahając się przy tym ani przez sekundę. Odwrócił się przodem do mnie, podszedł powoli i objął moją twarz dłońmi.
-Nie potrzebuję narkotyków, alkoholu czy innego gówna. Chcę ciebie, niunia. Ciebie i tylko ciebie. Nadal jestem uzależniony, jednak już nie od narkotyków, tylko od ciebie. - mówiąc to, patrzył mi prosto w oczy. - A wiesz, dlaczego? - potarł kciukami moje policzki, po których, nie wiedząc kiedy, zaczęły spływać łzy. - Bo cię kocham, słoneczko. I nic poza tobą nie ma znaczenia...
~*~
Dobra, przede wszystkim znowu chciałam przeprosić. Teraz, na siłę czy nie, wracam do starego trybu pisania i rozdziały będą częściej.
A druga sprawa...
Zapewne wiele z Was czyta wspaniałe blogi true-big-love-jb.blogspot.com i red-sky-jb.blogspot.com
I teraz zwracam się do tych, którzy niecierpliwią się tak, że obrażają wspaniałą autorkę. Przestańcie, bo to nie motywuje ani trochę. Pisanie nie jest niczyim obowiązkiem, a Wasze wyzwiska jeszcze bardziej zniechęcają. Każdy potrzebuje czasu i przestańcie używać niecenzuralnych słów, których znaczenia chyba sami nie znacie...
To tyle ode mnie.
środa, 28 maja 2014
Rozdział 54...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Matko przenajświętsza! <3 ; o Ten sen Bree.. Jeszcze trochę i dostałabym zawału! Dziewczyno, mimo Twego braku weny, jesteś dalej najwspanialsza na świecie! Dalej potrafisz grać na moich uczuciach, a wiem, jak trudno jest Ci pisać <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Bree ma również dobre kontakty z Ryanem, pomimo tego wszystkiego co cóż.. nieco powinno ich poróżnić. Cieszy mnie również fakt, że postanowiłaś Justina i brata Bree pogodzić, no, bo w końcu przydałoby się! :D
Bałam się, gdy Bree zakupiła te tabletki, bo kurczę! Myślałam, że chce mu ulżyć, czy coś, a tu taki wybór i w dodatku Justin wybrał ją!
Chodź wszystkie rozdziały są cudowne, ten, a szczególnie jego końcówka, wywołała u mnie wzruszenie. Pokazujesz, jak silna może być więź pomiędzy ludźmi. Justin pokonał swój nałóg, tworząc nowy - mianowicie Bree.
Dziewczyno, wierzę, że uda Ci się pokonać chwilowy brak weny. Wiedz tylko, że dalej jesteś niesamowita i wciąż zaciekawiasz swoimi pomysłami! Jesteś idealna w tym co robisz, okropnie się cieszę, iż nie marnujesz talentu, a wykorzystujesz go, uszczęśliwiając nas!
Zarówno My Heaven, jak i Black Tears, są jednymi z moich ulubionych blogów, a Ty jedną z moich ulubionych autorek.
Życzę powodzenia w pisaniu kolejnych rozdziałów!
~Drew.
xoxo
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/
Nie wiem już co piszę, zamiast "tabletki"miało być "narkotyki". xD
UsuńPs. Po raz pierwszy, pierwsza! XD <3
Jakie słodkie zakończenie, ale początek był także wspaniały. Trudno mi będzie czekać na kolejny, ale jak nie poczekam to się nie dowiem o dalszych losach Bree. Ona jest taka zaskakująca, nie spodziewałam się ze może Justin'a wystawić na taka próbę, ale moim zdaniem to dobrze. Zycze weny i czekam na kolejny rozdział. :*
OdpowiedzUsuńJezu nareszcie nowy rozdział już nie mogłam się doczekać. Uwielbiam to opowiadanie jak i Black Tears. A po za tym to uwielbiam jak Justin mówi do Bree malutka lub niunia. już się bałam że Justin wybierze narkotyki a początek nie no przez ciebie w końcu dostane zawału:)
OdpowiedzUsuńAww xcze weny i czekam na nn♡♥
OdpowiedzUsuńJakie słodkie zakończenie jejku :* ten sen Bree mnie mega przeraził.
OdpowiedzUsuńWspaniały *_* Czekam na nn <3 xxx
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział a Justin nie mógł zachować się lepiej. Cudownie piszesz jak zwykle no i czekam na następny : >
OdpowiedzUsuńjhdsjvc najlepiej krfhgvjhyvg płaczę nic i43erfhb jestem chora, a ty poprawiłaś mi humor ♥
OdpowiedzUsuńO mój Boże. Przez chwilę myślałam, że Justin wybierze te narkotyki, aż miałam łzy w oczach. Na szczęście wybrał Bree <3 Nareszcie jest dobrze między nimi. Czekam nn <3333
OdpowiedzUsuńJezu tak sie bałam jego decyzji,a tu taki suprise ;d
OdpowiedzUsuńKocham ich,są tacy słodcy :3
Zastanawia mnie kto sie chce zemścić...
Czekam na nn <3
@scute4
+Masz racje co do notki ;d
Jejku przedwczoraj natrafiłam na tego bloga i nie mogłam go przestać czytać. Cudownie piszesz:)A blog jest cudowny, i jeden z najlepszych, które czytałam<3
OdpowiedzUsuńoooo <3 kocham to <3 <3 to jest cudddooooownnnee<3 i jak tu sie nie zakochać????? mrrmr czekam na next <3
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńJejkuu przepiekny rozdzial a szczególnie koncowkaa ;** nw dlaczegoo ale wydaje mi sie ze to Ryan jest tym anonimem xD
OdpowiedzUsuńsuper ;)
OdpowiedzUsuńpo 1. chciałam Ci z caaaałego serca podziękować za wszystko, za to, że jesteś i mnie wspierasz, mimo, że dostajesz wiele "pytań" na asku dotyczące mnie i że jeszcze się za to wszystko do mnie odzywasz, ze wytrzymujesz to wszystko. Dziękuję, wiesz jak teraz twoje wsparcie jest dla mnie ważne? chyba nawet sobie nie potrafie wyobrazić co by był gdyby nie ty <3
OdpowiedzUsuńKocham Cię <3
a po 2 . Rozdział jest niesamowity. Boję się cholernie o Bree, a ten sen. o boże czytam, czytam i zawał na miejscu. myślałam, ze to dzieje się naprawdę i sama zaczęłam się trząść.
Jestem Ciekawa kto to ją tak straszy. nie chce nawet myśleć że mogłoby się to stać naprawdę .
kocham twój styl pisania.jesteś niesamowita, wspaniała i najlepsza.
przepraszam, że tak późno komentuję.. <3/
kocham Cię <3
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
Cudowny rozdział,a najlepsza końcówka.Masz wielki talent i naprawdę zazdroszczę ci talentu.Też chciałbym chociaż w najmniejszym stopniu pisać tak jak ty.Uwielbiam twoje opowiadanie i mam nadzieje,że kiedyś wydasz książkę....Życzę ci dużo wenny kochana ♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział,a najlepsza końcówka.Masz wielki talent i naprawdę zazdroszczę ci talentu.Też chciałbym chociaż w najmniejszym stopniu pisać tak jak ty.Uwielbiam twoje opowiadanie i mam nadzieje,że kiedyś wydasz książkę....Życzę ci dużo wenny kochana ♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńawwwwww♥
OdpowiedzUsuńtwoje opowiadanie jest lepsze od dangera wspaniale piszesz :)
OdpowiedzUsuńJustyna
jejku Justin <33!
OdpowiedzUsuńżyczę weny ;**
OdpowiedzUsuń