Siedziałam na podłodze w łazience, z głową schowaną w kolanach. Płakałam. Łzy wręcz zalały każdy skrawek mojej twarzy. Za każdym razem, kiedy przecierałam oczy rękawem, z powrotem robiły się mokre. Podniosłam głowę i jeszcze raz spojrzałam na test ciążowy.
Dwie kreski..
Nie mogłam uwierzyć w to, że jestem w ciąży. Przecież to nie może być prawda. Po prostu nie może. Ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, było dziecko.
Kurwa, ja mam piętnaście lat! Sama jestem jeszcze dzieckiem i nie mam najmniejszego zamiaru zajmować się jakimś bachorem!
Powoli wstałam z kafelkowej podłogi i podeszłam do umywalki. Odkręciłam wodę i przemyłam twarz wodą, następnie wycierając ją ręcznikiem. Schowałam test ciążowy do kieszeni, a sama wyszłam z łazienki, gasząc światło. Podeszłam do lustra, znajdującego się w moim pokoju. Stanęłam przed nim, po czym niepewnie uniosłam swoją bluzkę, zatrzymując się przy żebrach. Ułożyłam dłonie na brzuchu, zaciskając lekko szczękę.
-Nie chcę cię, rozumiesz? - szepnęłam przez łzy.
Najgorszyz tego wszystkiego był fakt, że Austin nigdy nie zaakceptuje tego dziecka. Zostanę z nim sama...
Wyjęłam z kieszeni telefon, siadając po turecku na łóżku. Tak się akurat złożyło, że mój znajomy był ginekologiem. Wybrałam odpowiedni numer i przyłożyłam komórkę do ucha.
-Cześć, Bree. - zaczął, dobrze mi znany, głos.
-Hej. - pociągnęłam nosem, aby mój głos brzmiał w miarę normalnie.
-Płaczesz? Co się stało? - spytał z przejęciem.
-Masz na dzisiaj jakiś wolny termin? - położyłam się na łóżku, zginając kolana.
-Dla ciebie zawsze. Pasuje ci 16:00?
-Jasne. - wymamrotałam cicho, odrzucając do tyłu włosy.
-Bree, co się stało? - ponowił pytanie.
-Opowiem ci wszystko, jak się spotkamy. - rzuciłam szybko. - Dziękuję. - dodałam, po czym rozłączyłam się, nie czekając na jego odpowiedź.
Miałam cichą nadzieję, że cała ta ciąża okaże się pomyłką, a ja będę mogła normalnie żyć. Austin w ogóle nie nadawał się na ojca, z resztą, ja również nie potrafiłam wcielić się w rolę matki.
W tym momencie zaśmiałam się przez łzy, przypominając sobie, jak bardzo Justin chciał mieć dzieciaczka.
-Mogę ci go oddać, jeśli będziesz chciał. - mruknęłam do siebie.
Z głośnym westchnieniem otarłam z twarzy łzy, podnosząc się powoli. Przeczesałam palcami włosy, po czym wstałam, zakładając na siebie skórzaną kurtkę. Podeszłam do okna i otworzyłam je, zeskakując na trawę.
Wiem, że teoretycznie powinnam teraz bardziej uważać, co robię, ale jakoś specjalnie nie zależało mi na tym dziecku. Nie planowałam ciąży i nie chciałam go wychowywać. Poza tym, do drzwi było zdecydowanie za daleko.
Najchętniej przekształciłabym to wszystko w sen, otworzyła oczy i wtuliła się w Justina, leżącego na moim łóżku. Tak bardzo chciałam, żeby to wszystko okazało się nieprawdą.
Tak bardzo tego pragnęłam...
Idąc szybko, kierowałam się do domu Jake'a. Był on moim pierwszym przyjacielem, a poza tym, Justin już i tak zbyt długo musiał się ze mną użerać. Nie chcę obarczać go moimi kolejnymi problemami.
Po dziesięciu minutach stałam już pod domem Jake'a. Przeszłam przez bramkę, udając się do drzwi. Zapukałam cicho, biorąc głęboki oddech. Po drugiej stronie usłyszałam odgłos kroków, które, jak przypuszczam, należały do mamy Jake'a. Drzwi powoli otworzyły się, ukazując w progu kobietę.
-Dzień dobry. - przywitałam się grzecznie.
-Witaj, kochanie. - uśmiechnęła się wpuszczając mnie do środka. - Coś się stało? Dlaczego płaczesz? - spojrzała na mnie, zmartwiona.
-Nic takiego. - posłałam jej wymuszony uśmiech, ocierając z policzków łzy.
-Jake jest u siebie, ja akurat wychodzę. - wskazała schody, za co podziękowałam jej wzrokiem.
-Do widzenia. - mruknęłam, kierując się do pokoju Jake'a.
Zapukałam do drzwi, jednak nie usłyszałam odpowiedzi, dlatego po cichu weszłam do środka. Po szumie wody zorientowałam się, że brunet jest w łazience i bierze prysznic, dlatego położyłam się na jego łóżku, zamykając oczy. Chciałam się uspokoić, oddychając powoli i głęboko, jednak dalej byłam zestresowana i... wkurzona.
Chwilę później usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a z łazienki wyszedł Jake. Miał ręcznik, owinięty wokół bioder, a drugim wycierał włosy.
-O, siema. - uśmiechnął się do mnie, kiedy zorientował się, że ma niespodziewanego gościa.
-Hej. - podeszłam do niego i przytuliłam, całując w policzek.
-Mała, płaczesz? - objął moją twarz dłońmi, ścierając z policzków łzy. - Poczekaj, ubiorę się i jestem cały twój.
Skinęłam głową, siadając na łóżku. Chłopak podszedł do szuflady z bielizną, wyciągając z niej parę niebieskich bokserek. Zsunął z siebie ręcznik, stając przede mną zupełnie nago.
Eh, przyzwyczaiłam się do tego...
Ubrał na siebie bokserki oraz szare dresy, a następnie podszedł do łóżka, siadając na nim, obok mnie.
-Co się stało, kochanie? Jesteś roztrzęsiona. - przeczesał moje włosy, całując mnie delikatnie w czoło. - Coś nie tak między tobą, a Justinem?
-My nawet nie jesteśmy parą. - mruknęłam cicho.
-W takim razie, o co chodzi?
-Jake, chciałbyś mieć dziecko? - spytałam cicho. - Chciałbyś przygarnąć taką malutką sierotkę?
-Co? - spytał automatycznie. - Jakie dziecko?
-Moje. - wybuchnęłam płaczem, wtulając się w niego.
-To znaczy, że.... - nie był w stanie dokończyć tego zdania. Z resztą, ani trochę mu się nie dziwiłam. W końcu, ja mam piętnaście lat...
-Tak, Jake. Jestem w ciąży. - wychlipałam, wyjmując z kieszeni test ciążowy. Brunet wziął go ode mnie, patrząc z niedowierzaniem na mały ekran.
-O kurwa... - zaklął pod nosem. Przeniósł wzrok z powrotem na mnie, a w jego oczach widoczne było współczucie. Oplątał ramiona wokół mojej talii, przyciągając mnie do siebie. Usiadłam na nim okrakiem, wtulając się w ciało bruneta. Moje łzy spływały po jego odkrytym ramieniu, kiedy on głaskał mnie uspokajająco po plecach.
-Spokojnie, wszystko się ułoży. Zobaczysz. - szepnął mi do ucha, składając kilka pocałunków na mojej szyi. Odchyliłam lekko głowę, dając mu większy dostęp. - Nie płacz, skarbie. Nie lubię, kiedy płaczesz.
Pociągnęłamnosem, ocierając łzy.
-Nic się nie ułoży. Ja nie chcę tego dziecka, rozumiesz? Nie chcę go. - załkałam cicho.
-Nie mów tak, Bree. Zobaczysz, pokochasz je i będziesz szczęśliwa.
-Jake, ja nie chcę tego dziecka. Nie pokocham go. - odpowiedziałam ostro. Poczułam,jak chłopak mocniej wtula mnie w siebie.
-Austin jest ojcem? - spytał w końcu, a w jego głosie była spora ilość niepewności.
-A kto inny? - spojrzałam na niego sceptycznie.
-Może Justin? - uniósł pytająco brwi.
-Nie ma takiej opcji. Nie spałam z nim. - odparłam od razu. Chłopak pokiwał lekko głową, dalej głaszcząc mnie po plecach.
-Nie zabezpieczaliście się z Austinem? Wiesz, to był do przewidzenia, że tak to się może skończyć.
-Zwariowałeś? - sapnęłam z wyrzutem. - Ani razu nie zrobiliśmy tego bez gumek. I właśnie przez to jestem jeszcze bardziej zdołowana. Za każdym razem pamiętaliśmy o zabezpieczeniach. Nie mam pojęcia, jakim cudem zrobił mi dzieciaka. - pociągnęłam nosem.
-Ten gówniaż w ogólę ci się tu zmieści? - spytał, podnosząc lekko moją koszulkę. Ułożył dłonie na moim brzuchu, głaszcząc go delikatnie.
-Nie mam pojęcia. - mruknęłam. - Nic już, kurwa, nie wiem. Przecież rodzice mnie zabiją, kiedy dowiedzą się, że jestem w ciąży.
-Spokojnie, będzie dobrze. - szepnął. - Byłaś już u lekarza?
-Idę dzisiaj o szesnastej. Mam jeszcze odrobinę nadziei, że to wszystko okaże się nieprawdą.
-Iść z tobą, słoneczko? - spytał, głaszcząc mnie po policzku.
-Dziękuję. Poradzę sobie. - posłałam mu blady uśmiech, muskając jego usta. - Dziękuję ci za wszystko, Jake. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie ty.
-Zawsze możesz na mnie liczyć, kochanie.
Zsunęłam się z niego, siadając obok na łóżku.
-Jake, która godzina? - zmarszczyłam lekko brwi, wpatrując się w niego.
-15:30. - odparł, po wcześniejszym spojrzeniu na komórkę.
-W takim razie ja będę się już zbierać. Jeszcze raz za wszystko ci dziękuję.
-Uważaj na siebie, maleńka. Na siebie i na tego dzieciaka. - jeszcze raz pogładził mnie po brzuchu.
Uśmiechnęłam się do niego, a następnie musnęłam jego policzek i wstałam z łóżka. Wyszłam z jego pokoju, po czym zeszłam schodami na dół, prosto do przedpokoju. Wsunęłam nogi w buty i założyłam skórzaną kurtkę, po czym opuściłam dom.
Ruszyłamw stronę gabinetu ginekologicznego, w którym pracuje mój znajomy. Byłam cholernie zestresowana, ponieważ wiedziałam, że to badanie zadecyduje o całym moim życiu. Modliłam się, aby test ciążowy był błędny. Marzyłam o tym. Na prawdę nie chciałam mieć na głowie dziecka. To oznaczałoby, że muszę wejść w dorosłe życie, a ja najnormalniej w świecie się tego bałam.
Nie wyobrażałam sobie, jak miałabym powiedzieć o tym Austinowi. Wyśmiałby mnie i kazał spierdalać. Nie zaakceptowałby go, a ja nie chciałam, żeby ten maluch wychowywał się w rozbitej rodzinie, o ile w ogóle można by to nazwać rodziną. Nie miałam najmniejszego zamiaru usunąć ciąży. Byłam wrogiem aborcji, dla mnie to po prostu okropne. Potrafiłam jednak trzeźwo myśleć, pomimo zaistniałej sytuacji. Postanowiłam, że albo oddam dziecko do domu dziecka i znajdę dla niego rodzinę zastępczą, lub po prostu zrobię z Justina tatusia. Jestem ciekawa, jak zareagowałby na taką propozycję. Mimowolnie zaśmiałam się cicho, kręcąc z rozbawieniem głową.
Doszłam do gabinetu ginekologicznego, wchodząc do recepcji. Rozejrzałam się po wnętrzu, widząc przy ladzie młodą recepcjonistkę. Podeszłam do niej, uśmiechając się delikatnie, jednak jej wyszedł krzywy grymas.
-Dzień dobry, czy...
-Bree. - z drugiego końca korytarza doszedł do mnie głos Danny'ego, lekarza, a zarazem mojego znajomego.
Posłałam kobiecie wymuszony uśmiech pełen wyższości, po czym udałam się w stronę gabinetu.
-Hej. - przywitałam się, muskając go w policzek.
-Cześć, wejdź. - ułożył rękę w dole moich pleców, wprowadzając mnie do środka pomieszczenia. - Miałaś zrozpaczony głos. Co się stało, Bree. - spytał, kiedy usiadł przy swoim biurku, a ja zajęłam miejsce na przeciwko niego.
Zacisnęłam na moment powieki, wyciągając z kieszeni test ciążowy. Położyłam go na biurku, przełykając głośno ślinę.
-Ja pierdole... - wymamrotał, biorąc do ręki mały przedmiot.
-Błagam cię, spraw, żeby to wszystko okazało się jedną, wielką pomyłką. - jęknęłam, opierając się o oparcie krzesła.
-Wiesz, testy ciążowe czasami pokazują błędny wynik, ale to się zdarza na prawdę rzadko. - odparł po chwili, przeczesując powoli włosy. - Bree, kiedy powinnaś dostać okres?
-Ponad tydzień temu. - mruknęłam, przygryzając wnętrze policzka.
-A zawsze masz regularnie? - zadał kolejne pytanie, opierając się o biurko.
-Tak. - sapnęłam, odrzucając do tyłu włosy.
-W takim razie chodź. Czas poznać prawdę. - wstał z miejsca, po czym złapał mnie za rękę, prowadząc w stronę fotela. Usiadłam na nim, kładąc jedną rękę na oparciu. Danny podszedł do mnie, siadając obok, a następnie zaczął podciągać moje rękawy. Chwilę później poczułam, jak przejeżdża opuszkami palców po moich śladach po wkłuciach w żyłę.
-Bierzesz jeszcze? - spytał, odwracając moją twarz w swoją stronę.
-Skończyłam z tym jakiś czas temu. - mruknęłam cicho.
-To dobrze. Musisz teraz uważać. - posłał mi znaczące spojrzenie.
Chwilę później przemył moją skórę spirytusem i delikatnie wbił w nią igłę. Pobrał próbkę krwi, po czym wyjął igłę i przyłożył do małej rany wacik.
-Kurwa, ja nie chcę być w ciąży. Nie mogę, rozumiesz? Zrób wszystko, żeby wynik wyszedł negatywny. - jęknęłam, przeczesując swoje włosy. Mężczyzna, który miał około dwudziestu pięciu lat, zaśmiał się cicho, odchodząc od fotela.
***
Po jakimś czasie, nic mi wcześniej nie mówiąc, usiadł po jednej stronie swojego biurka. Zacisnęłam mocno szczękę, czekając na słowa, które zadecydują o moim dalszym życiu.
-Bree, test się nie pomylił. - powiedział w końcu, patrząc na mnie z lekkim współczuciem. Z moich oczu ponownie wypłynęły łzy. Chociaż w pewnym stopniu zdążyłam się z tym pogodzić, to jednak nadal żyłam nadzieją, że może jednak wynik okaże się negatywny. - Jesteś w czwartym tygodniu ciąży. - dodał.
W tym momencie doznałam szoku. Uniosłam głowę, wpatrując się w lekarza.
-Musiałeś się pomylić. - wymamrotałam, kręcąc przy tym głową.
-Bree, jesteś w ciąży. - powtórzył, układając ręce na biurku.
-Ale niemożliwe, żebym była w czwartym tygodniu. - powiedziałam cicho, przecierając dłońmi twarz.
-Dlaczego? - zmarszczył brwi, przyglądając mi się uważnie.
-Ponieważ zerwałam z Austinem półtora miesiąca temu, a od tamtej pory z nikim nie spałam. - wyrzuciłam ręce w powietrze.
-Bree, badanie wykazało jasno, że to czwarty tydzień. Nie ma mowy o jakiejkolwiek pomyłce.
-Ja pierdole, to kto jest ojcem? - spytałam, roztrzęsiona.
Macie świadomość, jak ja się właśnie czuję? Potwierdziły się moje obawy, co do ciąży, a na dodatek nie mam bladego pojęcia, kto jest ojcem.
-Bree, nie wiem, z kim spałaś. - odparł Danny, kręcąc głową i unosząc dłonie.
-Mówię ci przecież, że z nikim! Chyba wiem dobrze, z kim się bzykałam, a z kim nie. I właśnie od półtora miesiąca nie uprawiałam seksu z nikim! Rozumiesz? Z nikim! - nie wytrzymałam i dałam upóst swoim emocjom.
-Kurwa, Bree! Czy ja mam ci tłumaczyć, jak się robi dzieci!? - wyrzucił ręce w powietrze, podnosząc głos. Z moich oczu, po raz kolejny, wypłynął malutki strumień łez. - Przepraszam, mała. Po prostu nie umiem ci pomóc. - westchnął cicho. - Przypomnij sobie. Może byłaś wtedy na jakiejś imprezie, wypiłaś za dużo i poszłaś do łóżka z jakimś kolesiem.
Przymknęłam na chwilę powieki, wracając myślami do wydarzeń sprzed miesiąca. Pamiętam, że pokłóciłam się z rodzicami, uciekłam z domu i faktycznie poszłam na imprezę, urwał mi się film, a następnego dnia... obudziłam się w łóżku Justina...
Dwie kreski..
Nie mogłam uwierzyć w to, że jestem w ciąży. Przecież to nie może być prawda. Po prostu nie może. Ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, było dziecko.
Kurwa, ja mam piętnaście lat! Sama jestem jeszcze dzieckiem i nie mam najmniejszego zamiaru zajmować się jakimś bachorem!
Powoli wstałam z kafelkowej podłogi i podeszłam do umywalki. Odkręciłam wodę i przemyłam twarz wodą, następnie wycierając ją ręcznikiem. Schowałam test ciążowy do kieszeni, a sama wyszłam z łazienki, gasząc światło. Podeszłam do lustra, znajdującego się w moim pokoju. Stanęłam przed nim, po czym niepewnie uniosłam swoją bluzkę, zatrzymując się przy żebrach. Ułożyłam dłonie na brzuchu, zaciskając lekko szczękę.
-Nie chcę cię, rozumiesz? - szepnęłam przez łzy.
Najgorszyz tego wszystkiego był fakt, że Austin nigdy nie zaakceptuje tego dziecka. Zostanę z nim sama...
Wyjęłam z kieszeni telefon, siadając po turecku na łóżku. Tak się akurat złożyło, że mój znajomy był ginekologiem. Wybrałam odpowiedni numer i przyłożyłam komórkę do ucha.
-Cześć, Bree. - zaczął, dobrze mi znany, głos.
-Hej. - pociągnęłam nosem, aby mój głos brzmiał w miarę normalnie.
-Płaczesz? Co się stało? - spytał z przejęciem.
-Masz na dzisiaj jakiś wolny termin? - położyłam się na łóżku, zginając kolana.
-Dla ciebie zawsze. Pasuje ci 16:00?
-Jasne. - wymamrotałam cicho, odrzucając do tyłu włosy.
-Bree, co się stało? - ponowił pytanie.
-Opowiem ci wszystko, jak się spotkamy. - rzuciłam szybko. - Dziękuję. - dodałam, po czym rozłączyłam się, nie czekając na jego odpowiedź.
Miałam cichą nadzieję, że cała ta ciąża okaże się pomyłką, a ja będę mogła normalnie żyć. Austin w ogóle nie nadawał się na ojca, z resztą, ja również nie potrafiłam wcielić się w rolę matki.
W tym momencie zaśmiałam się przez łzy, przypominając sobie, jak bardzo Justin chciał mieć dzieciaczka.
-Mogę ci go oddać, jeśli będziesz chciał. - mruknęłam do siebie.
Z głośnym westchnieniem otarłam z twarzy łzy, podnosząc się powoli. Przeczesałam palcami włosy, po czym wstałam, zakładając na siebie skórzaną kurtkę. Podeszłam do okna i otworzyłam je, zeskakując na trawę.
Wiem, że teoretycznie powinnam teraz bardziej uważać, co robię, ale jakoś specjalnie nie zależało mi na tym dziecku. Nie planowałam ciąży i nie chciałam go wychowywać. Poza tym, do drzwi było zdecydowanie za daleko.
Najchętniej przekształciłabym to wszystko w sen, otworzyła oczy i wtuliła się w Justina, leżącego na moim łóżku. Tak bardzo chciałam, żeby to wszystko okazało się nieprawdą.
Tak bardzo tego pragnęłam...
Idąc szybko, kierowałam się do domu Jake'a. Był on moim pierwszym przyjacielem, a poza tym, Justin już i tak zbyt długo musiał się ze mną użerać. Nie chcę obarczać go moimi kolejnymi problemami.
Po dziesięciu minutach stałam już pod domem Jake'a. Przeszłam przez bramkę, udając się do drzwi. Zapukałam cicho, biorąc głęboki oddech. Po drugiej stronie usłyszałam odgłos kroków, które, jak przypuszczam, należały do mamy Jake'a. Drzwi powoli otworzyły się, ukazując w progu kobietę.
-Dzień dobry. - przywitałam się grzecznie.
-Witaj, kochanie. - uśmiechnęła się wpuszczając mnie do środka. - Coś się stało? Dlaczego płaczesz? - spojrzała na mnie, zmartwiona.
-Nic takiego. - posłałam jej wymuszony uśmiech, ocierając z policzków łzy.
-Jake jest u siebie, ja akurat wychodzę. - wskazała schody, za co podziękowałam jej wzrokiem.
-Do widzenia. - mruknęłam, kierując się do pokoju Jake'a.
Zapukałam do drzwi, jednak nie usłyszałam odpowiedzi, dlatego po cichu weszłam do środka. Po szumie wody zorientowałam się, że brunet jest w łazience i bierze prysznic, dlatego położyłam się na jego łóżku, zamykając oczy. Chciałam się uspokoić, oddychając powoli i głęboko, jednak dalej byłam zestresowana i... wkurzona.
Chwilę później usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a z łazienki wyszedł Jake. Miał ręcznik, owinięty wokół bioder, a drugim wycierał włosy.
-O, siema. - uśmiechnął się do mnie, kiedy zorientował się, że ma niespodziewanego gościa.
-Hej. - podeszłam do niego i przytuliłam, całując w policzek.
-Mała, płaczesz? - objął moją twarz dłońmi, ścierając z policzków łzy. - Poczekaj, ubiorę się i jestem cały twój.
Skinęłam głową, siadając na łóżku. Chłopak podszedł do szuflady z bielizną, wyciągając z niej parę niebieskich bokserek. Zsunął z siebie ręcznik, stając przede mną zupełnie nago.
Eh, przyzwyczaiłam się do tego...
Ubrał na siebie bokserki oraz szare dresy, a następnie podszedł do łóżka, siadając na nim, obok mnie.
-Co się stało, kochanie? Jesteś roztrzęsiona. - przeczesał moje włosy, całując mnie delikatnie w czoło. - Coś nie tak między tobą, a Justinem?
-My nawet nie jesteśmy parą. - mruknęłam cicho.
-W takim razie, o co chodzi?
-Jake, chciałbyś mieć dziecko? - spytałam cicho. - Chciałbyś przygarnąć taką malutką sierotkę?
-Co? - spytał automatycznie. - Jakie dziecko?
-Moje. - wybuchnęłam płaczem, wtulając się w niego.
-To znaczy, że.... - nie był w stanie dokończyć tego zdania. Z resztą, ani trochę mu się nie dziwiłam. W końcu, ja mam piętnaście lat...
-Tak, Jake. Jestem w ciąży. - wychlipałam, wyjmując z kieszeni test ciążowy. Brunet wziął go ode mnie, patrząc z niedowierzaniem na mały ekran.
-O kurwa... - zaklął pod nosem. Przeniósł wzrok z powrotem na mnie, a w jego oczach widoczne było współczucie. Oplątał ramiona wokół mojej talii, przyciągając mnie do siebie. Usiadłam na nim okrakiem, wtulając się w ciało bruneta. Moje łzy spływały po jego odkrytym ramieniu, kiedy on głaskał mnie uspokajająco po plecach.
-Spokojnie, wszystko się ułoży. Zobaczysz. - szepnął mi do ucha, składając kilka pocałunków na mojej szyi. Odchyliłam lekko głowę, dając mu większy dostęp. - Nie płacz, skarbie. Nie lubię, kiedy płaczesz.
Pociągnęłamnosem, ocierając łzy.
-Nic się nie ułoży. Ja nie chcę tego dziecka, rozumiesz? Nie chcę go. - załkałam cicho.
-Nie mów tak, Bree. Zobaczysz, pokochasz je i będziesz szczęśliwa.
-Jake, ja nie chcę tego dziecka. Nie pokocham go. - odpowiedziałam ostro. Poczułam,jak chłopak mocniej wtula mnie w siebie.
-Austin jest ojcem? - spytał w końcu, a w jego głosie była spora ilość niepewności.
-A kto inny? - spojrzałam na niego sceptycznie.
-Może Justin? - uniósł pytająco brwi.
-Nie ma takiej opcji. Nie spałam z nim. - odparłam od razu. Chłopak pokiwał lekko głową, dalej głaszcząc mnie po plecach.
-Nie zabezpieczaliście się z Austinem? Wiesz, to był do przewidzenia, że tak to się może skończyć.
-Zwariowałeś? - sapnęłam z wyrzutem. - Ani razu nie zrobiliśmy tego bez gumek. I właśnie przez to jestem jeszcze bardziej zdołowana. Za każdym razem pamiętaliśmy o zabezpieczeniach. Nie mam pojęcia, jakim cudem zrobił mi dzieciaka. - pociągnęłam nosem.
-Ten gówniaż w ogólę ci się tu zmieści? - spytał, podnosząc lekko moją koszulkę. Ułożył dłonie na moim brzuchu, głaszcząc go delikatnie.
-Nie mam pojęcia. - mruknęłam. - Nic już, kurwa, nie wiem. Przecież rodzice mnie zabiją, kiedy dowiedzą się, że jestem w ciąży.
-Spokojnie, będzie dobrze. - szepnął. - Byłaś już u lekarza?
-Idę dzisiaj o szesnastej. Mam jeszcze odrobinę nadziei, że to wszystko okaże się nieprawdą.
-Iść z tobą, słoneczko? - spytał, głaszcząc mnie po policzku.
-Dziękuję. Poradzę sobie. - posłałam mu blady uśmiech, muskając jego usta. - Dziękuję ci za wszystko, Jake. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie ty.
-Zawsze możesz na mnie liczyć, kochanie.
Zsunęłam się z niego, siadając obok na łóżku.
-Jake, która godzina? - zmarszczyłam lekko brwi, wpatrując się w niego.
-15:30. - odparł, po wcześniejszym spojrzeniu na komórkę.
-W takim razie ja będę się już zbierać. Jeszcze raz za wszystko ci dziękuję.
-Uważaj na siebie, maleńka. Na siebie i na tego dzieciaka. - jeszcze raz pogładził mnie po brzuchu.
Uśmiechnęłam się do niego, a następnie musnęłam jego policzek i wstałam z łóżka. Wyszłam z jego pokoju, po czym zeszłam schodami na dół, prosto do przedpokoju. Wsunęłam nogi w buty i założyłam skórzaną kurtkę, po czym opuściłam dom.
Ruszyłamw stronę gabinetu ginekologicznego, w którym pracuje mój znajomy. Byłam cholernie zestresowana, ponieważ wiedziałam, że to badanie zadecyduje o całym moim życiu. Modliłam się, aby test ciążowy był błędny. Marzyłam o tym. Na prawdę nie chciałam mieć na głowie dziecka. To oznaczałoby, że muszę wejść w dorosłe życie, a ja najnormalniej w świecie się tego bałam.
Nie wyobrażałam sobie, jak miałabym powiedzieć o tym Austinowi. Wyśmiałby mnie i kazał spierdalać. Nie zaakceptowałby go, a ja nie chciałam, żeby ten maluch wychowywał się w rozbitej rodzinie, o ile w ogóle można by to nazwać rodziną. Nie miałam najmniejszego zamiaru usunąć ciąży. Byłam wrogiem aborcji, dla mnie to po prostu okropne. Potrafiłam jednak trzeźwo myśleć, pomimo zaistniałej sytuacji. Postanowiłam, że albo oddam dziecko do domu dziecka i znajdę dla niego rodzinę zastępczą, lub po prostu zrobię z Justina tatusia. Jestem ciekawa, jak zareagowałby na taką propozycję. Mimowolnie zaśmiałam się cicho, kręcąc z rozbawieniem głową.
Doszłam do gabinetu ginekologicznego, wchodząc do recepcji. Rozejrzałam się po wnętrzu, widząc przy ladzie młodą recepcjonistkę. Podeszłam do niej, uśmiechając się delikatnie, jednak jej wyszedł krzywy grymas.
-Dzień dobry, czy...
-Bree. - z drugiego końca korytarza doszedł do mnie głos Danny'ego, lekarza, a zarazem mojego znajomego.
Posłałam kobiecie wymuszony uśmiech pełen wyższości, po czym udałam się w stronę gabinetu.
-Hej. - przywitałam się, muskając go w policzek.
-Cześć, wejdź. - ułożył rękę w dole moich pleców, wprowadzając mnie do środka pomieszczenia. - Miałaś zrozpaczony głos. Co się stało, Bree. - spytał, kiedy usiadł przy swoim biurku, a ja zajęłam miejsce na przeciwko niego.
Zacisnęłam na moment powieki, wyciągając z kieszeni test ciążowy. Położyłam go na biurku, przełykając głośno ślinę.
-Ja pierdole... - wymamrotał, biorąc do ręki mały przedmiot.
-Błagam cię, spraw, żeby to wszystko okazało się jedną, wielką pomyłką. - jęknęłam, opierając się o oparcie krzesła.
-Wiesz, testy ciążowe czasami pokazują błędny wynik, ale to się zdarza na prawdę rzadko. - odparł po chwili, przeczesując powoli włosy. - Bree, kiedy powinnaś dostać okres?
-Ponad tydzień temu. - mruknęłam, przygryzając wnętrze policzka.
-A zawsze masz regularnie? - zadał kolejne pytanie, opierając się o biurko.
-Tak. - sapnęłam, odrzucając do tyłu włosy.
-W takim razie chodź. Czas poznać prawdę. - wstał z miejsca, po czym złapał mnie za rękę, prowadząc w stronę fotela. Usiadłam na nim, kładąc jedną rękę na oparciu. Danny podszedł do mnie, siadając obok, a następnie zaczął podciągać moje rękawy. Chwilę później poczułam, jak przejeżdża opuszkami palców po moich śladach po wkłuciach w żyłę.
-Bierzesz jeszcze? - spytał, odwracając moją twarz w swoją stronę.
-Skończyłam z tym jakiś czas temu. - mruknęłam cicho.
-To dobrze. Musisz teraz uważać. - posłał mi znaczące spojrzenie.
Chwilę później przemył moją skórę spirytusem i delikatnie wbił w nią igłę. Pobrał próbkę krwi, po czym wyjął igłę i przyłożył do małej rany wacik.
-Kurwa, ja nie chcę być w ciąży. Nie mogę, rozumiesz? Zrób wszystko, żeby wynik wyszedł negatywny. - jęknęłam, przeczesując swoje włosy. Mężczyzna, który miał około dwudziestu pięciu lat, zaśmiał się cicho, odchodząc od fotela.
***
Po jakimś czasie, nic mi wcześniej nie mówiąc, usiadł po jednej stronie swojego biurka. Zacisnęłam mocno szczękę, czekając na słowa, które zadecydują o moim dalszym życiu.
-Bree, test się nie pomylił. - powiedział w końcu, patrząc na mnie z lekkim współczuciem. Z moich oczu ponownie wypłynęły łzy. Chociaż w pewnym stopniu zdążyłam się z tym pogodzić, to jednak nadal żyłam nadzieją, że może jednak wynik okaże się negatywny. - Jesteś w czwartym tygodniu ciąży. - dodał.
W tym momencie doznałam szoku. Uniosłam głowę, wpatrując się w lekarza.
-Musiałeś się pomylić. - wymamrotałam, kręcąc przy tym głową.
-Bree, jesteś w ciąży. - powtórzył, układając ręce na biurku.
-Ale niemożliwe, żebym była w czwartym tygodniu. - powiedziałam cicho, przecierając dłońmi twarz.
-Dlaczego? - zmarszczył brwi, przyglądając mi się uważnie.
-Ponieważ zerwałam z Austinem półtora miesiąca temu, a od tamtej pory z nikim nie spałam. - wyrzuciłam ręce w powietrze.
-Bree, badanie wykazało jasno, że to czwarty tydzień. Nie ma mowy o jakiejkolwiek pomyłce.
-Ja pierdole, to kto jest ojcem? - spytałam, roztrzęsiona.
Macie świadomość, jak ja się właśnie czuję? Potwierdziły się moje obawy, co do ciąży, a na dodatek nie mam bladego pojęcia, kto jest ojcem.
-Bree, nie wiem, z kim spałaś. - odparł Danny, kręcąc głową i unosząc dłonie.
-Mówię ci przecież, że z nikim! Chyba wiem dobrze, z kim się bzykałam, a z kim nie. I właśnie od półtora miesiąca nie uprawiałam seksu z nikim! Rozumiesz? Z nikim! - nie wytrzymałam i dałam upóst swoim emocjom.
-Kurwa, Bree! Czy ja mam ci tłumaczyć, jak się robi dzieci!? - wyrzucił ręce w powietrze, podnosząc głos. Z moich oczu, po raz kolejny, wypłynął malutki strumień łez. - Przepraszam, mała. Po prostu nie umiem ci pomóc. - westchnął cicho. - Przypomnij sobie. Może byłaś wtedy na jakiejś imprezie, wypiłaś za dużo i poszłaś do łóżka z jakimś kolesiem.
Przymknęłam na chwilę powieki, wracając myślami do wydarzeń sprzed miesiąca. Pamiętam, że pokłóciłam się z rodzicami, uciekłam z domu i faktycznie poszłam na imprezę, urwał mi się film, a następnego dnia... obudziłam się w łóżku Justina...
-Byłem z kumplami w klubie,gdzie spotkałem ciebie.No a potem
przenieśliśmy imprezę do mnie.-wzruszył ramionami,z powrotem opadając na
poduszki.
Nagle w głowie zaświeciła mi się czerwona lampka.
Przecież byłam pijana...
-Justin,ale my...nie tego,no nie ?-spytałam,przyglądając mu się uważnie.
-Nie tego co,skarbie ?-posłał mi łobuzerski uśmieszek.
-No nie bzykaliśmy się,prawda ?-spytałam,czując,że jestem coraz bardziej zdenerwowana.
Chłopak zaśmiał się cicho,przez co serce podskoczyło mi do gardła.
-Nie
zrobiłbym ci tego,kotuś.-odparł ze spokojem.-Ale nie ukrywam,że miałem
ogromną ochotę się do ciebie dobrać.-puścił do mnie oczko,przez co
oberwał poduszką w twarz.
-To dobrze,bo nie wiem,co bym ci
zrobiła.-rzuciłam krótko,po czym wstałam z łóżka,rozprostowując kości.-O
kurwa,ale mnie łeb napierdala.-skrzywiłam się,łapiąc za głowę.
Z ust chłopaka uciekł kolejny chichot,kiedy odrzucił kołdrę na drugi koniec pokoju.
-Nieźle się wczoraj zabawiłaś.-pokiwał z uznaniem głową.
-Ale ubrałam się sama,prawda ?-wskazałam na koszulkę chłopaka,którą miałam aktualnie na sobie.
-Mooże...-przeciągnął ten wyraz,przez co spojrzałam na niego z niedowierzanie.
-Jak się tylko dowiem,że mnie chociażby dotknąłeś,urwę ci jaja.-burknęłam,zakładając ręce na piersi.
Chłopak parsknął śmiechem,opadając na łóżko.
Zaczęłam przeszukiwać wzrokiem pokój,starając się znaleźć moją sukienkę.Nagle spostrzegłam czerwony materiał,leżący na podłodze.
-Justin...-zaczęłam,nie
odrywając wzroku od ubrania.-Możesz mi powiedzieć,co moja sukienka robi
na podłodze...i to w dodatku koło twoich spodni...?-spytałam,zaciskając
lekko pięści.
Chłopak spojrzał na małą kupkę ubrań,a następnie z powrotem na mnie.
-Byliśmy cholernie zmęczeni.-wzruszył ramionami,a ja poczułam narastający we mnie gniew.
-Zmęczeni,tak ? I to dlatego twoje spodnie leżą na mojej sukience na podłodze...?-wysyczałam,ciskając w niego sztyletami.
Chłopak momentalnie zerwał się z łóżka i znalazł się przede mną.Objął moją twarz dłońmi,spoglądając prosto w moje tęczówki.
-Kotuś,nie
zrobiłbym ci tego.Nie jestem aż takim hujem.-mruknął,gładząc delikatnie
skórę na moich policzkach.-Nie wykorzystałbym cię.Uwierz mi.
-O Boże... - szepnęłam. Właśnie w tym momencie wszystko do mnie dotarło. - Muszę iść. - powiedziałam szybko, po czym złapałam, zapakowane w kopertę, zdjęcie USG (*) i wybiegłam z gabinetu. Wyszłam przed budynek, dosłownie wybuchając płaczem.
Jak on mógł!? Jak mógł mnie tak potraktować!? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a tak na prawdę, potrzebna mu byłam tylko do seksu. Wykorzystał mnie, jak każdą inną. Myślałam, że coś dla niego znaczę, tak jak on znaczy dla mnie....
Szybkim krokiem udałam się w stronę ośrodka uzależnień, mając nadzieję, że właśnie tam go znajdę. Nie miałam zamiaru czekać z tym ani chwili. Byłam tak wściekła, jak jeszcze nigdy. Chciałam wygarnąć mu wszystko, prosto z mostu.
Od razu...
Ze względu na to, że gabinet ginekologiczny i ośrodek uzależnień znajdowały się w tej samej części miasta, doszłam tam w pięć minut. Już z daleko zobaczyłam Justina, siedzącego na ławce, razem ze swoimi kumplami, w tym z moim kuzynem. Skierowałam się w ich stronę, starając się chociaż odrobinę uspokoić. W tym momencie, byłabym w stanie go zabić.
Kiedy tylko jego wzrok wylądował na mnie, uśmiechnął się szeroko, podnosząc swój pieprzony tyłek z ławki. Podszedł kawałek bliżej mnie, aby się ze mną przywitać, lecz kiedy ja znalazłam się koło niego, uniosłam dłoń i uderzyłam chłopaka w twarz. Z początku był zdezorientowany, a nawet trochę wkurzony, jednak jego mina zmieniła się, kiedy zobaczył w moich oczach łzy.
-Bree, co... - chciał przytulić mnie do siebie, lecz ja ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej i odepchnęłam od siebie jego ciało.
-Nie zbliżaj się do mnie. - warknęłam przez zaciśnięte zęby.
-O co ci chodzi? - zmarszczył brwi.
-O co mi chodzi!? - parsknęłam ironicznym śmiechem. - Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi! Myślałam, że coś dla ciebie znaczę, a tak na prawdę chodziło ci tylko o jedno! Ufałam ci! - wybuchnęłam płaczem, patrząc mu prosto w oczy.
-Nie wiem, o czym mówisz... - wydukał, chociaż ja doskonale wiedziałam, że zrozumiał moje zachowanie.
-Nie udawaj głupiego, Justin. Okłamywałeś mnie przez tyle czasu! Myślałam, że jesteś inny, a okazałeś się taki sam, jak wszyscy! Byłeś moim przyjacielem, a może nawet coś do ciebie czułam. Teraz już sama nie wiem...
-Bree, powiedz mi w końcu, o co chodzi. - dalej grał idiotę.
-O co chodzi!? - krzyknęłam z niedowierzaniem. - O to, kurwa, chodzi! - rzuciłam mu pod nogi kopertę ze zdjęciem USG, po czym uciekłam stamtąd, nie potrafiąc dłużej patrzeć w jego oczy...
----------------
(*) Wiadomo, że nie wyjdzie zdjęcie USG po czterech miesiącach ciąży, ale akurat było mi to potrzebne do opowiadania.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Eh, mam wrażenie, że jak tak często dodaję rozdziały, to wychodzą mi potwornie słabe...
Tak, oczywiście, cała ja. Przerwałam w takim momencie hahaha ;P
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was serdecznie na mojego aska. Z chęcią odpowiem na Wasze pytania ;)
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;-*
Ps. Jeśli Wam się nudzi, proponuję Wam obejrzeć film pt. "8 mila". Akcja tego filmu rozgrywa się w Detroid, czyli właśnie tutaj, gdzie mieszkają Bree i Justin. Idealnie pokazuje warunki, panujące w tym mieście. Polecam ;-*
O moj boże ! Dlaczego w takim momencie ?!
OdpowiedzUsuńJezu , ciekawe co powie Justin :o
OdpowiedzUsuńJest cudowny! :)
Zapraszam do mnie kochanie :)
Liczę na komentarz :)
selena-and-justin-lovestory.blogspot.com
Jak dla mnie możesz rozdziały dodawać tak często ..... nie wytrzymuje tego napięcia :) ale to kocham ♥♥♥
OdpowiedzUsuńno nie mogę!
OdpowiedzUsuńczemu przerwałaś w tym momencie? jeju uduszę cię chyba!
hahahaha już 2 raz dzisiaj komentuje coś na tym blogu, oho xd
biedna Bree :(
dobrze, że ma jeszcze Jakea :)
Jeju, czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńWychodza potwornie slabe ? Dziewczyno twoje opowiadania sa zajebiste przerwalas kurde w takim mimencie noo nie ;// jak zwykle genialne i czekam nn ;* pzdr
OdpowiedzUsuńjejku najlepszy<3 nie moge doczekać sie nastepnego
OdpowiedzUsuńSuper rozdział,ale dlaczego urwałas w takim momencie :(.Czekam na kolejny hahaha
OdpowiedzUsuńrozdzial zajebisty ;** i nie gadaj mi tu ze slaby haha xD z niecierpliwoscia czenak nn xD
OdpowiedzUsuńCUDO CUDO CUDO !!!
OdpowiedzUsuńO matko boski. Przepraszam , że nie komentowałam , ale nie miałam neta. Czekam nn <3
OdpowiedzUsuńhttp://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
Z jednej strony, to świetnie, że się dowiedziała, a z drugiej.. :((
OdpowiedzUsuńJeju, no. Jeszcze trochę i być może mogliby być razem, a tu dupa, bo ta głupia ciąża. A wszystko się zaczęło od tego, że głupi Justin, zrobił jej głupie dziecko iii głupio stchórzył, oraz nic jej nie powiedział :((
Za dużo słowa "głupi", wiem hahaha :D
Mam nadzieję, że Justin to dziecko zaakceptuje i przeprosi ją :(
Oni są zbyt idealni <3 :(
Ty również <3
~ Drew.
http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/
Zajebiste i dodawaj szybko nowa część . Jak dodajesz coraz częściej to są coraz lepsze :****
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny i muszę to powiedzieć
OdpowiedzUsuńmylisz się maleńka mimo że często dodajesz rozdziały to one i tak są cudowne i pełne emocji :)
kjbfdjkrnjkl o mój boże! Cudowne jak zawsze :*! Czekam za kolejnym :***!
OdpowiedzUsuńo matko !!!
OdpowiedzUsuńteraz to jest ciekawie :)
jestem strasznie ciekawa co będzie dalej
genialne <3
@Agnes5542
Boskie <3
OdpowiedzUsuńOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
jezu zawał na miejscu.
jeszcze ten koniec zabił mnie dodatkowo . ty to specjalnie robisz ? xd
jejku biedna Bree ;<
oh jak dobrze, że to dziecko Justina <3 ja nadal sie ciesze, ze będą mieli dzieciaczka ;D
Jestem ciekawa jego reakcji na to, że ma dziecko *.*
A matka Bree przecież ona ją zabije, albo z domu wyrzuci.. oh tyle do wyjaśnienia xd
Masz ogromny talent <3
Kocham Cię, jesteś genialna czekam na następny <3
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
Ale się porobiło, bidulka ;( świetne opowiadanie, bardzo mi się podoba. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;***
OdpowiedzUsuńJUSTIN TU CHUJU
OdpowiedzUsuńBiedna Bree, biedny Justin. Dobrze że chociaż powiedziała mu o ciąży. Boję się że on teraz weźmie..
OdpowiedzUsuńOMG <3
OdpowiedzUsuńJa na miejscu Bree jebnęłabym mu dwa razy mocniej, albo na ostry dyżur go wysłała. Rodzice jakby się dowiedzieli to by mnie zabili, albo pod most wygnali. Szkoda mi Bree, ale jest silna i nie da się. A Jake jest taki słodki i wgl kocham go <3
OdpowiedzUsuńTajemniczaPerry
Justin teraz będzie chciał wziąć,eh ;c
OdpowiedzUsuńMusi sie ułożyć ;d
Czekam na nn <3
@scute4
Świetne ;)
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita...daj jeszcze dzisiaj :) PLOSIE ♥♥♥
OdpowiedzUsuńNie rozumiem dlaczego uważasz że rozdziały są słabsze jak dodajesz je częściej. Są cudowne jak zawsze :-)
OdpowiedzUsuńCzekam nn!!! :* Super!!
OdpowiedzUsuńSuper nie mogę doczekać się następnego pisz na tt @paulinakicia
OdpowiedzUsuńsuper <3
OdpowiedzUsuńOMG ona nie może być w ciąży czekam nn <3 oraz zapraszam: dangerouslovexx.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSam <3