wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 35...

***Oczami Bree***
Wstałam z kafelkowej podłogi, otrzepując lekko sztuczną krew ze swoich ubrań. Przeszłam obok chłopaków i, omijając, klęczącą na podłodze, Jenifer, skierowałam się w stronę wyjścia z budynku. Przeskanowałam wzrokiem ciemną ulicę, mając nadzieję, że go odnajdę, że jeszcze nie odszedł za daleko. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy zobaczyłam osobę, której szukałam. Niewiele myśląc, podbiegłam do Austina i wyszczerzyłam sie do niego.
-No hej. - mruknęłam wesoło, po czym, tak po prostu, przytuliłam się do niego. Chłopak, chichocząc cicho, oplątał ramiona wokół mojej talii, podpierając głowę na moim ramieniu. - Wzruszyłam się tym, co powiedziałeś... - szepnęłam, głaszcząc jego plecy.
-Brakuje mi cię, mała. - rozczochrał moje włosy, przez co sapnęłam cicho.
-Dlaczego nie mogłeś taki być, kiedy byliśmy razem? - spojrzałam mu prosto w oczy. - Dlaczego nie mogłeś być taki kochany?
-Nie wiem, Bree. - westchnął ciężko, chowając dłonie do kieszeni.
Kątem oka zauważyłam, jak Justin, razem z Ryanem, stoją przy samochodzie szatyna i uważnie nam się przyglądają. Przewróciłam teatralnie oczami, pokazując chłopakom środkowy palec. Austin również zachichotał, przygryzając dolną wargę.
-Jesteś z nim szczęśliwa? - uśmiechnął się do mnie delikatnie.
-Tak, Austin. Nawet nie wiesz, jak bardzo. - westchnęłam cicho, odwzajemniając gest.
-I jesteś pewna, że to z nim chcesz być? - podszedł bliżej mnie, zmniejszając tym samym odległość między nami.
-Tak, jestem. - przewróciłam, niemal niezauważalnie, oczami. - Poza tym, jestem z nim w ciąży. - wzruszyłam lekko ramionami, obserwując, jak oczy bruneta rozszerzają się nienaturalnie.
-Ty... - zająkał się, wskazując na mój brzuch.
-Tak, Austin. Jestem w ciąży. - ponowiłam, cichocząc cicho. - Na początku nawet myślałam, że to ty jesteś ojcem, ale u lekarza okazało się, że jednak Justin.
-Wiesz, że bym się cieszył? - zaśmiał się cicho, oblizując powoli wargi.
Tym razem to moje źrenice się rozszerzyły. Próbowałam coś powiedzieć, jednak bezskutecznie.
-Tak, Bree. Cieszyłbym się, ponieważ to ty byłabyś matką. - przeczesał moje włsy i odrzucił je do tyłu. - Ale wiem, że już wszystko stracone. Nie mam już szans, prawda? - spojrzał na mnie, uśmiechając się delikatnie.
-Moje serduszko należy do kogoś innego. - zachichotałam. - Do kogoś, kto dla mnie sie zmienił i dla mnie się stara. - posłałam mu znaczące spojrzenie, przez co spuścił głowę, kopiąc butem mały kamień. - I do kogoś, kto wyraźnie się już niecierpliwi i w tym momencie zabija cię wzrokiem. - dodałam, krzywiąc się lekko.
-To uciekaj, kochanie. - zachichotał, po czym przybliżył się do mnie i wtulił moje ciało w swoje. - Przyjaciele? - uniósł brwi, wystawiając przed siebie zaciśniętą pięść.
-Przyjaciele. - przybiłam z nim żółwika, po czym, tanecznym krokiem, udałam się w stronę szatyna.
-Myślałem, że już nigdy się od niego nie odkleisz. - Justin przewrócił teatralnie oczami, przez co oberwał ode mnie w ramię.
Usiadłam na skraju otwartego bagażnika i zsunęłam z siebie zakrwawione spodnie, zmieniając je na krótkie, jeansowe spodenki. Następnie, nie zwracając szczególnej uwagi na chłopaków, ściągnęłam przez głowę brudną bokserkę, zakładając bluzę Justina. Ryan wyrzucił nasze brudne ubrania do jednego ze śmietników, a następnie zajął miejsce od strony pasażera. Justin usiadł za kierownicą, a ja rozłożyłam się na tylnych siedzeniach, uginając nogi w kolanach. Ułożyłam się wygodnie na trzech, skórzanych fotelach, zaplatając sobie końcówki swoich włosów wokół palca.
-Chłopaki, a jak Jenifer coś sobie zrobi tym nożem? - spytałam nagle, przypominając sobie, w jakim stanie psychicznym ją zostawiliśmy.
-Nie martw się, przeżyje. - Justin poklepał mnie po kolanie, nie odrywając wzroku od przedniej szyby.
-Siostrzyczko... - zaczął Ryan, odwracając się w moją stronę. - To teraz opowiedz mi, jak to było z tobą i narkotkami?
Przeczesałam palcami włosy, odrzucając je do tyłu, po czym westchnęłam głośno.
-Cóż, byłam uzależniona. Co tu więcej mówić? Byłam, już nie jestem. - odparłam sucho, ponieważ nie lubiłam powracać do tego tematu.
-Austin podał ci dragi? - Ryan uniósł moją głowę, patrząc mi prosto w oczy. - Mówiłem, żebyś się z nim nie zadawała, żebyś trzymała się od niego jak najdalej. I co? Nie posłuchałaś mnie. Jak zwykle. A ja cię ostrzegałem. Mówiłem, że zrobi z ciebie ćpunkę i dziw... - pomimo tego, że byliśmy w samochodzie, moja prawa ręka powędrowała ku górze i zadała blondynowi uderzenie w policzek.
-Dziwką nazywaj tę swoję Jenifer, a nie mnie. - warknęłam, zakładając ręce na piersi.
-Boże, Bree, no przepraszam. Nie zachowuj się, jak rozkapryszona księżniczka. Ja tylko...
-Dobranoc. - przerwałam mu ostro, a następnie ułożyłam się na prawym boku i przymknęłam powieki.
***Oczami Justina***
Podczas całej tej ich kłótni, śmiałem się sam do siebie. Musiałem zacząć się przyzwyczajać, że od teraz Ryan będzie się wtrącał w każdą sprawę, związaną z Bree. Spojrzałem w przednie lusterko, widząc w nim, odbijającą się, skuloną postać szatynki. Oddychała miarowo i spokojnie, co oznaczało, że faktycznie zasnęła. Uśmiechnąłem się sam do siebie, obserwując mojego dzidziusia.
-Lepiej skup się na drodze. - burknął Ryan, wyraźnie poruszony postawą swojej siostry. - Od kiedy ona zrobiła się taka rozkapryszona?
-Może od momentu, kiedy zobaczyła swojego zmarłego brata, podczas, prawieże, seksu na podłodze w piwnicy? - posłałem mu przesłodzony uśmiech, przez co oberwałem w ramię. - Nie przeszkadzaj, jestem skupiony na prowadzeniu. - zmarszczyłem brwi, posyłając mu"groźne"' spojrzenie.
-Odwal się, kretynie. - westchnął, opierając się o boczną szybę. - W ogóle, mało masz dziewczyn dookoła? Musisz akurat dobierać się do mojej siostry?
-Kurwa, nie masz pojęcia, ile czasu się o nią starałem. - warknąłem cicho, przypominając sobie dni, w których Bree nie było obok mnie. - A to, że nagle zmartwychwstałeś, na pewno nie oznacza, że teraz ją zostawię. Poza tym... - przerwałem nagle, kiedy zorientowałem się, że prawie powiedziałem mu o dziecku.
-Poza tym, co? - zmarszczył brwi, zakładając ręce na piersi.
-Poza tym, mam z twoją siostrą więcej wspólnego, niż mogłoby ci się wydawać. - sprostowałem, parkując na podjeździe przed swoim domem.
Wysiadłem szybko, aby uniknąć dalszych, lekko niezręcznych pytać Ryana. Otworzyłem tylne drzwi i, z uśmiechem na ustach, wsunąłem jedną rękę pod uda Bree, a drugą ułożyłem na jej pleckach. Uniosłem leciutkie ciałko szatynki, nogą zamykając drzwi. Spojrzałem w jej, pomimo że zamknięte, piękne oczki, a na moich ustach , mimowolnie rozkwitł wielki uśmiech. Złożyłem kilka pocałunków na jej delikatnej twarzyczce, po czym udałem się w stronę drzwi, które wcześniej otworzył Ryan.
-Na prawdę się w niej zakochałeś... - mruknął, kiwając lekko głową.
-Kurewsko mocno. - potwierdziłem, przenosząc wzrok na mojego aniołka. Jej powieki drgnęły i zaczęły się powoli unosić. Zamrugała kilka razy oczami, uśmiechając się do mnie delikatnie. Musnęła moje usta, gładząc opuszkami palców moje policzki.
-Postaw mnie, Justin. - mruknęła cichutkim, zaspanym głosem. Spełniłem jej prośbę, całując ją w czółko. - Czy ja nie powinnam w końcu wrócić do domu? - zmarszczyła po chwili brwi, ziewając.
-Zostajesz ze mną. - objąłem ją w pasie, odgarnąłem jej włosy na jedną stronę i zacząłem składać na szyi dziewczyny delikatne pocałunki.
-Przestaniecie się obściskiwać, czy nie? - Ryan wyrzucił ręce w powietrze.
-Nie! - krzyknęliśmy równocześnie, łącząc swoje usta w namiętnym pocałunku.
-Bieber, odezwij się do mnie, kiedy przestaniesz się zachowywać, jak Romeo. - rzucił blondyn, odchodząc w stronę schodów.
-Możemy iść na górę? Chce mi się spać. - Bree mruknęła słodko, przecierając oczy piąstkami, niczym mała dziewczynka.
-Oczywiście, skarbie. - szepnąłem jej do ucha, po czym ułożyłem dłonie na jej biodrach, kierując się schodami do mojej sypialni. Kiedy znaleźliśmy się w środku, szatynka podeszła do szuflady, z której wyjęła swoją bieliznę oraz luźną bokserkę.
-Idę pod prysznic. Idziesz ze mną? - oparła się o drzwi od łazienki.
-Idę z tobą, słoneczko. - wyjąłem czyste bokserki, podchodząc do niej.
-Tylko ostrzegam, bez żadnych sztuczek. - posłała mi znaczące spojrzene, na co ja uniosłem w górę obie ręce.
-Będę grzeczny. - pocałowałem ją w policzek, po czym razem zniknęliśmy za drzwiami łazienki.
Zsunąłem z siebie spodnie oraz zdjąłem przez głowę koszulkę, zerkając na Bree, która stała przede mną w samej bieliźnie. Oblizałem powoli wargi, mierząc wzrokiem jej ciało. Dziewczyna odpięła stanik, zrzucając go ze swoich ramion na podłogę, a następnie zdjęła swoje koronkowe majteczki. Zacisnąłem szczękę, starając się kontrolować, chociaż był to cholernie trudne. Zsunąłem swoje bokserki, a następnie dołączyłem do piętnastolatki pod prysznicem. Dziewczyna stanęła tyłem do mnie, odkręcając chłodną wodę. Objąłem jej pełne piersi, masując je delikatnie w swoich dłoniach. Szatynka oparła głowę o moje ramię, przymykając powieki.
-Kocham cię... - szepnęła, kiedy ja zacząłem całować jej szyję.
-Ja ciebie też, kotuś. - odparłem, obracając ją przodem do siebie. - Ale twój brat strasznie działa mi na nerwy.
-Mi też. - zachichotała słodko, muskając moje usta.
Prawie cały prysznic minął nam na przytulaniu się. Najzwyczajniej w świecie staliśmy objęci. Wyszliśmy na kafelkową podłogę w łazience. Wziąłem do ręki czarny ręcznik i owinąłem nim szatynkę, a sam sięgnąłem po drugi. Wytarłem się nim do sucha, po czym założyłem niebieskie bokserki. Bree, która miała na sobie bieliznę, włożyła na przez głowę koszulkę, a następnie złapała mnie za rękę i razem wyszliśmy z łazienki. W tym momencie przyciągnąłem ją do siebie i namiętnie wpiłem się w jej wargi. Dziewczyna stanęła na palcach, pogłębiając pocałunek. Wplątała palce w moje włosy, w czasie, kiedy ja ułożyłem dłonie na jej tyłeczku, ściskając go lekko.
W tym momencie usłyszeliśmy dość głośne kaszlnięcie. Jak oparzeni oderwaliśmy się od siebie, spoglądając w stronę źródła dźwięku. Na fotelu siedział Ryan z jakąś gazetą w rękach.
-Nie przeszkadzajcie sobie. - wyszczerzył się do nas, splatając razem dłonie.
-Czy ciebie, człowieku, pojebało? - wyrzuciłem z niedowierzaniem ręce w powietrze.
-Ja tylko przyszedłem dotrzymywać wam towarzystwa. - wzruszył lekko ramionami, robiąc minę niewiniątka.
Warknąłem z irytacją, opadając na łóżko. Chwyciłem pierwszą z brzegu poduszkę i przyłożyłem ją sobie do twarzy, wydając z siebie głuchy krzyk. Bree zaśmiała się cicho, po czym wdrapała się na łóżko, przejeżdżając dlonią po mojej nagiej klatce piersiowej.
-Nie martw się. Kiedyś w końcu zostaniemy sami. - szepnęła mi do ucha, przygryzając jego płatek.
-Skoro już jesteście grzeczni, mogę sobie iść. - pomachał nam na pożegnanie, po czym wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
-Nareszcie. - sapnąłem, przewracając oczami.
Oparłem się po obu stronach jej głowy, łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku. Usiadłem na niej okrakiem, wsuwając dłonie pod jej koszulkę. W momencie, kiedy objąłem jej pełne piersi, drzwi od pokoju ponownie się otworzyły, ukazując w progu postać Ryana.
-Przecież ja go, kurwa, zabiję. - warknąłem, zsuwając się z szatynki. - Czego chcesz? - spojrzałem na niego ze wściekłością w oczach, w czasie, kiedy na jego twarzy widoczne było rozbawienie.
-Chciałem porozmawiać z wami o metodach antykoncepcji. - wyszczerzył się do nas, opierając się wygodnie o oparcie fotela i układając ręce za głową.
W tym momencie nasze szczęki uderzyły o ziemię. Wymieniliśmy między sobą spojrzenia pełne niedowierzania.
-Spóźniłeś się... - mruknąłem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, co powiedziałem. Ryan zmarszczył brwi, przenosząc wzrok to na mnie, to na Bree.
-Czy wy chcecie mi coś powiedzieć? - wypowiedział każde z tych słów bardzo wyraźnie.
Bree spojrzała na mnie z lekkim strachem w oczach. Oplątałem ramiona wokół jej talii i pocałowałem ją w czółko, aby dodać dziewczynie otuchy.
-Właściwie, to tak. - zacząłem niepewnie. - Zostaniesz wujkiem.
Obserwowałem, jak mina Ryana zmienia się z każdą chwilą, a on sam powoli podnosi się z fotela.
-Co, kurwa!? - wrzasnął, szarpiąc z frustracją za końcówki włosów.
-Jestem w ciąży. - szepnęła Bree, chowając twarz w mojej klatce piersiowej. Pogłaskałem ją po włosach i po pleckach, czując, jak po jej policzku spływa jedna, pojedyncza łza.
-Ty chyba sobie ze mnie żartujesz! - wrzasnął, podchodząc bliżej łóżka. Bree odsunęła się ode mnie i stanęła przed bratem.
-Nie, nie żartuję! Jestem w ciąży, a ty musisz to zaakceptować! - wyrzuciła ręce wpowietrze.
-Który to tydzień? - zacisnął, zarówno pięści, jak i szczękę.
-Piąty. - szepnęła, spuszczając głowę.
-Który!? - wrzasnął Ryan. - Czyli od wczoraj jesteś z Bieberem, a puszczasz się z nim już od ponad miesiąca!? Jesteś zwykłą dziwką, która, najwyraźniej puszcza się z każdym... - w tym momencie podniósł rękę, aby uderzyć Bree w twarz. Dziewczyna zamknęła oczy i skuliła się lekko, jednak zanim Ryan zdążył zrobić jakikolwiek ruch, znalazłem się przed nim i odepchnąłem go od dziewczyny. Wymierzyłem mu uderzenie w szczękę, a kiedy miałem zadać kolejny cios, poczułem maleńką dłoń Bree na swoim ramieniu.
-Przestań, Justin. - mruknęła cicho, odciągając mnie od swojego brata.
-Jeszcze raz tak o niej powiesz, gnoju! - warknąłem do Ryana, obserwując, jak ociera krew z rozciętej wargi.
-A może nie mam racji, co? Jest dla ciebie jedynie zabawką, a na dodatek zrobiłeś jej dziecko!
-Posłuchaj mnie lepiej uważnie. - warknąłem, podchodząc do niego. Zacisnąłem pięści na jego koszulce, uderzając jego ciałem o ścianę. - Kocham twoją siostrę, a jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, pięć tygodni temu to ja upiłem Bree, wykorzystałem ją, a potem okłamywałem przez cały miesiąc. Więc nawet się nie waż wyzywać ją od dziwek. - syknąłem prosto w jego twarz, czując, jak ciało blondyna się rozluźnia. Puściłem go, robiąc krok do tyłu.
-Przepraszam, mała. - mruknął, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. - Przepraszam, wiesz, że tak nie myślę.
-Nie jestem o tym taka przekonana. - westchnęła Bree, wchodząc pod kołdrę i przykrywając się nią po samą szyję. - Ale niech ci będzie. A teraz dobranoc. Mój maluszek chce spać. - pogłaskała się po brzuchu, a na moich ustach niemal natychmiast rozkwitł uśmiech.
-Nasz maluszek, skarbie. - poprawiłem, podchodząc do łóżka. - A teraz przepraszamy cię, Ryan, możesz sobie iść, nie będziemy się bzykać. - posłałem mu przesłodzony uśmiech, po czym wślizgnąłem się pod kołdrę, obok swojej dziewczyny, przytulając się do jej boku.
***Oczami Bree***
Obudziłam się pod wpływem dłoni, błądzących po moich plecach. Zbadałam otoczenie wokół siebie, czując, że leżę na czymś ciepłym i wygodnym i...
-Justin. - mruknęłam zaspanym głosem, wtulając się w niego.
-Spodziewałaś się kogoś innego, słonko? - zachichotał cicho, sunąc po mojej skórze.
-Tylko ciebie. - wyszeptałam w jego klatkę piersiową, składając na niej kilka pocałunków. Poruszyłam się na nim, starając się chociaż w pewnym stopniu rozbudzić. Poczułam, jak Justin zaciska dłonie na moich biodrach, przez co podniosłam się lekko, unosząc pytająco brwi.
-Kochanie, ja zaraz zwariuję. - wyjęczał, przez co byłam jeszcze bardziej zdezorientowana.
-O co ci chodzi? - przeczesałam kilka razy jego włosy, podnosząc się do pozycji siedzącej, sprawiając tym samym, że siedziałam okrakiem na jego kroczu.
-Dzidzia... - przygryzł mocno dolną wargę. - Ja zaraz dojdę... - odrzucił głowę do tyłu, a ja dopiero teraz zrozumiałam, o co mu chodzi. Parsknęłam głośnym śmiechem, kręcąc lekko głową.
-To pozwól sobie dojść. - mruknęłam seksownie do jego ucha, składając krótki pocałunek na jego, lekko rozchylonych, wargach. Ponownie zaczęłam ocierać się o jego przyrodzenie, obserwując jego podnieconą minę. Z jego ust wyleciał głośny jęk, więc niemal od razu rozbiłam o nie swoje. - Musisz być cichutko. Ryan jest w pokoju obok, a chyba nie chcesz, żeby teraz tu wszedł. - Justin ponownie przygryzł wargę, którą uwolniłam opuszkami palców. - Spokojnie, kochanie. - mruknęłam z cichym chichotem.
Wykonywałam coraz szybsze ruchy bioder, wiedząc, że szatyn jest już bardzo blisko. Chwilę później warknął dość głośno i zaklął pod nosem, a ja pocałowałam go krótko w usta, zsuwając się z chłopaka.
-A teraz możesz mi powiedzieć, co ja robiłam na tobie? - podparłam się na jednym łokciu. - W sensie przez całą noc.
-Widać nawet przez sen jesteś na mnie napalona. - mruknął, uśmiechając się łobuzersko. Zawisł nade mną i wpił się w moje usta, przejeżdżając językiem po mojej dolnej wardze. Niemal natychmiast wpuściłam go do środka, a przez moje ciało przechodziły cudowne dreszcze, kiedy nasze języki ocierały się o siebie
-Chyba powinienem ci się odwdzięczyć, maleńka. - zaczął całować moją szyję, ssąc i przygryzając ją w niektórych miejscach.
Chłopak usiadł na mnie okrakiem, wsuwając dłonie pod moją koszulkę. Uniosłam się lekko, pozwalając mu ściągnąć ze mnie ubranie.
-Mówiłem ci już, jaka jesteś piękna? - mruknął, składając delikatne pocałunki na moim dekolcie i, częściowo odsłoniętych, piersiach. Wsunął dłoń pod zapięcie mojego stanika i odpiął go sprawnym ruchem, zsuwając z moich ramion. Zaczął masować w dłoniach moje piersi, przez co jęknęłam cicho. Po chwili zahaczył palce na dolnej części mojej bielizny i zsunął ją ze mnie. Przygryzając dolną wargę, złapałam za gumkę od jego bokserek i już miałam się ich pozbyć, kiedy nagle drzwi od sypialni otworzyły się, ukazując uśmiechniętą postać Ryana.
-Widzę, że wam ani trochę nie przeszkadzam. To świetnie. - zaczął, rozsiadając się na fotelu.
-Ryan, wypierdalaj z mojej sypialni! - ryknął Justin, oddychając ciężko. Widziałam, że najchętniej by go teraz po prostu zabił.
Szatyn zsunął się ze mnie, a ja niemal natychmiast złapałam kołdrę, usiadłam na łóżku i owinęłam ją wokół swojego biustu oraz reszty ciała. Dobrze, Ryan był moim bratem, ale nie miałam zamiaru pokazywać się przed nim nago. Przeczesałam włosy, odrzucając je do tyłu, a następnie spojrzałam na wyszczerzonego Ryana.
-Czy ty się, człowieku, dobrze czujesz? A gdybyś wszedł tu minutę później? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Czyżbym wam w czymś przeszkodził? - zrobił minę niewiniątka. - Tak mi się właśnie wydawało...
-Idioto, ty się naucz pukać! A tak w ogóle, to... - przerwałam nagle, kiedy drzwi ponownie się otworzyły, a do pokoju weszli kumple Justina.
-No, no, Ryan. Nie sądziłem że z własną siostrą... - Zayn spojrzał na mnie znacząco, za co oberwał od blondyna pierwszym, lepszym przedmiotem, który chłopak znalazł pod ręką.
-Chłopaki, mogliście zadzwonić. Ja na prawdę chętnie bym się do was dołączył. - Brady założył ręce na piersi i oparł się o drzwi, wpatrując się we mnie.
-Zaraz, to wy wiedzieliście, że ten debil żyje? - wskazałam z niedowierzaniem na Ryana. - I nic mi nie powiedzieliście? W ogóle, Justin też wiedział? - czułam coraz większe zdenerwowanie.
-Spokojnie, księżniczko. Dowiedzieliśmy się chwilę przed wami.
Cholera, macie pojęcie, jak ja się czułam, przebywając w jednym pomieszczeniu z pięcioma dorosłymi chłopakami, nago, przykryta jedynie cienką kołdrą? Okropne uczucie...
-Justin... - szepnęłam, pochylając się nad, leżącym na brzuchu, z twarzą przytuloną do poduszki, szatynem.
-Hm? - wymamrotał, najwyraźniej wkurzony na swoich kumpli.
-Moi rodzice od dwóch godzin są w pracy. Będziemy mieli cały dom dla siebie. - mruknęłam mu kusząco do ucha, przygryzając jego płatek.
Justin zerwał się, jak opażony, a nastepnie podszedł do swojej szafki i wyjął z niej ubrania. Założył spodnie oraz czarną koszulkę, po czym chwycił kluczyki od samochodu. Parsknęłam głośnym śmiechem, przypatrując się jego ruchom.
-No, laska. Co ty jeszcze w łóżku robisz? - wyrzucił ręce w powietrze.
-Chciałam ci tylko przypomnieć, że parę minut temu pozbawiłeś mnie ubrań. - zatrzepotałam słodko rzęsami. Mocniej okryłam się kołdrą, a następnie wstałam z łóżka, biorąc swoję bieliznę. - Justin, podaj mi jakiekolwiek ubrania. - wskazałam głową na szafkę. Szatyn wyjął ze środka parę krótkich spodenek oraz dopasowaną, granatową bokserkę. Rzucił mi rzeczy, a ja zniknęłam za drzwiami łazienki. Zrzuciłam na podłogę kołdrę, zakładając na siebie bieliznę. Następnie ubrałam rzeczy i, podnosząc z podłogi czarną koldrę, wyszłam z łazienki, zastając chłopaków w takich samych pozycjach, w jakich ich zostawiłam. Kiedy Justin mnie zobaczył, momentalnie chwycił mnie za rękę. Pokręciłam z rozbawieniem głową, udając się w stronę wyjścia z sypialni.
-Tu macie klucze od domu. Róbcie co chcecie. Siema. - Justin rzucił Ryanowi mały, metalowy przedmiot, a następnie przerzucił sobie moje ciało przez ramię i zszedł schodami na parter. Wybuchnęłam głośnym śmiechem, krzycząc i błagając, żeby mnie postawił. Do niego jednak nie docierały żadne słowa. Wyszedł przed dom i skierował się do swojego samochodu. Posadził mnie na miejscu pasażera, a potem przypiął pasami, zasiadając na swoim fotelu.
-Kurwa, w końcu. Myślałem, że tam zwariuję. - Justin oparł się o swoje siedzenie i wplątał palce we włosy. - Bez obrazy, ale twój brat jest najbardziej denerwująca osobą na tym świecie.
-Myślisz, że tego nie zauważyłam? - sapnęłam, zakładając ręce na piersi. - Chyba będziesz musiał przeprowadzić się do mnie, bo u ciebie już zupełnie nie da nam spokoju. - westchnęłam ciężko.
Szatyn odpalił silnik i zjechał z podjazdu, włączając się do ruchu.
-Mówiłaś serio z tym, że twoi rodzice są w pracy? - Justin spojrzał na mnie przelotnie.
-Tak. - uśmiechnęłam się do niego łobuzerski, co niemal natychmiast odwzajemnił, dokładając do tego powolne oblizanie warg.
-A o której wracają? - ułożył jedną dłoń na moim kolanie, sunąc nią coraz wyżej.
-Dopiero wieczorem. - odparłam niewinnym tonem.
-I nikt nie planuje złożyć ci dzisiaj wizyty? - zauważyłam, że był coraz bardziej rozproszony.
-Nikt. - szepnęłam, przygryzając dolną wargę.
-Czyli rozumiem, że planujemy na dzisiaj długi i wyczerpujący seks, u ciebie w sypialni...
-Dokładnie. - skinęłam z uśmiechem głową, rozciągając się na fotelu.
Jechaliśmy właśnie jedną z pustych dróg, w bardziej opuszczonej części miasta. Dookoła, ani za nami, ani przed nami, nie było widać żadnych innych samochodów. Justin otworzył okna po obu stronach i wydarł się głośno, jednak jego głos został w pewnym stopniu stłumiony przez hałas pędzącego samochodu, zmieszanego z wiatrem.
Przymknęłam powieki, opierając się o oparcie fotela. Promienie słoneczne padały na moją twarz przez przednią szybę. Wzięłam głęboki oddech, rozkoszując się świeżym powietrzem.
Tak, wszystko było pięknie. Z wyjątkiem tego, że ani ja, ani Justin nie zauważyliśmy samochodu, jadącego po naszej prawej stronie, z zawrotną prędkością. Jedyne, co pamiętam, to przeraźliwy pisk, wydostający się z moich ust. Następnie zamknęłam oczy.
Jedyne co pamiętam, to głośny huk i przeszywający ból, przechodzący przez całe moje ciało. Później nastała jedynie ciemność i całkowita pustka...
***
Mężczyzna wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyciągnął jednego szluga i podpalił jego koniec. Zaciągnął się mocno dymem, po chwili wypuszczając go z ust.
Z ogromnym uśmiechem podszedł do roztrzaskanego samochodu, a właściwie jego części. -Taka śliczna... - mruknął, widząc ciała Bree i Justina, wewnątrz auta. - Podobno w ciąży jesteś, słonko. - z jego ust wyleciał ironiczny śmiech.
Bez słowa wsunął dłonie do kieszeni i odszedł, zostawiając zakochanych na pewną śmierć...
~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Jezu, jak ja nie cierpię sprawdzać rozdziałów :/
No, coś zaczęło się dziać...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was serdecznie na mojego aska, z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania ;*
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*

30 komentarzy:

  1. Co to ma być ?!
    co to za zakonczenie ?! co to jest ? zawał mam. -,-
    ja pierdoleee.!! kurwa. miał być dziki seks. miało być tak grr. ahh. nie moge. co to za typek ?
    co on od nich chce ? ;o
    tyle pytan ;o
    ja pierdole Ryan mnie rozwalił . boziu.. haha on jest boski haha.
    jejku wciąż mi sie lapy trzęsą *,* nie zasne dzis.
    ja pierdziele. cholera
    kurwa mac. ‘! no nie moge.
    idealny rozdział. choć ta koncowka mnie przerazila.
    jejku jestes genialna !!
    kocham cie !
    true-big-love-jb.blogspot.com
    red-sky-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, skończyć w takim momencie :x
    Jak zawsze świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję że uratują dziecko

    OdpowiedzUsuń
  4. eeee...
    yyyyy... że ja przepraszam bardzo ale...
    CO TO MA KURWA BYĆ ?!?!?!!!!???
    co to za gnój na samym końcuuu?
    Justin i Bree mają żyć... inaczej sie załamie chyba :/
    rozdział jak zaskakujący i niesamowity :D
    pozdrawiam i weny życzę :)
    do nastepnego :) <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jprdl!!! Serio ?!! Mam nadzieje ze to tak sie nie skonczy -,- haha
    Rozdział suuuuuuuper !!!! Czekam nn <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. nie powiedz że to nie koniec błagam

    OdpowiedzUsuń
  7. O nieeee Bree nie może poronić :( Co za facet zostawia rannych ludzi na ulicy!?? Rozdział bardzo zaskakujący :) jesteś wspaaaniałą pisarką <3

    OdpowiedzUsuń
  8. jejku rozdzial swietny ;** czekam na nastepny xD

    OdpowiedzUsuń
  9. jejku czemu wymyśliłaś wypadek ?
    przecież to straszne :(
    i kim jest ten chłopak co ich zostawił ? ;o
    nie no rozdział cudowny już następnego nie umiem się doczekać :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział jak zawsze ciekawy i świetny *.*
    Kochaam i czekam na nn <33
    Oby tylko nic się im nie stało bo ja bym tego nie przeżyła :/ co za dupek zostawił ich w takiej sytuacji -.- oby ... wszystko było dobrze ;>
    Weny życze kochana ;-* <3 !

    OdpowiedzUsuń
  11. <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ubustwiiam cie ja chce teraz jeszcze ieden/wikuśeńka

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurczę, przez praktycznie cały rozdział (prócz końcówki) lałam ze śmiechu, przez Ryana. Powiem szczerze, że ja bym na jego miejscu, jeszcze bardziej przeszkadzała, bo jestem istotą drażliwą i po prostu uwielbiam denerwować ludzi. Wow, brat Bree głupio zareagował na tę wieść o ciąży, ale dobrze, że wszystko się ustatkowało.
    I ten piękny poranek, dla Justina, ahaahaah :D
    Uwielbiam takie momenty :3 Jesteś niesamowita, Twój styl pisania jest niesamowity i ogólnie! NO NIE MAM SŁÓW, ECH ://
    Nie potrafię się przez Ciebie wysłowić, hahaha :D
    Przeraziła mnie ta końcówka. Ja tutaj zadowolona, ze kolejna zboczona scena będzie, a tu kurczę jeb jakiś wypadek i to przez jakiegoś frajera, który ich zna!
    Kurczę, nie mam pojęcia, kto to może być :// :((
    Oni muszą przeżyć, bo się wkurwię, wejdę w ekran i przywalę temu facetowi, który to zrobił XDDD
    Tak wiem, emocje mnie ponoszą xdd
    Czekam na kolejny z niecierpliwością :DD
    ~ Drew.
    glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com
    angelsdonotdieyet.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Boże jaka scena na końcu. Mam nadzieję, że przeżyją bo jak nie to się obrażam xd Rozdział boski jak zawsze. Dodawaj szybko nn :*** Kocham <33

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejuu :c swietny rozdzual choc koncowka smutna... czekam na nowy ♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Jejj super chce nn <3
    ~Mika

    OdpowiedzUsuń
  17. O em dżi.... Co to ma znaczyć z ta końcówką?!
    Jeju czytając początek już myślałam co ci tu napiszę, ale końcówka mnie kompletnie dobiła.
    O co chodzi?
    Skąd ten facet wie że Bree jest w ciąży?
    KIM ON WGL JEST?
    jeeeju tak wiele pytań. Ja już chce następny!! :((
    Bree pewnie poroni i nie będzie dzidzi, eh :((
    Austin jaka zmiana no, no :))
    Hej i co oni maja z tym wyzywaniem Bree od dziwek? Jeju, mam ochote powyrywać im siuśki, serio :///
    Xoshxjss nie wiem jak ja dojdę do siebie po tej końcówce.
    O nie....miałam zacząć czytać lekturę na jutro, a oczywiście nawet nie spojrzałem na książkę, eh..
    Kocham max max, słonko!

    love-is-hard-baby.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Pierwszymi słowami , które wypowiedziałam po przeczytaniu to :
    -O matko , o lol , Jezus co to ma być?
    Nawet nie wiesz jakie było moje zdziwienie. Spróbuj mi ich tylko uśmiercić to nie ręczę za siebie xD A i dzidziuś ma żyć , Bree nie może poronic. Rozdział boski *-* Czekam nn <3
    heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Omg :( oni nie mogą umrzeć prawda?

    OdpowiedzUsuń
  20. Jest piękne :( Rycze ciągle... mhmm. Rozkręca się i jest naprawde bosko.
    http://dangerous-love-bieber-rose.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. ymmm....kiedy następny bo za chwilke zwariuje ?

    OdpowiedzUsuń
  22. O Boże i co teraz z nimi będzie?!?! Czy dziecko Bree przeżyje?!?!?! Czemu kończysz właśnie w takich momentach?!?!? Szybko dodawaj kolejny!!!

    OdpowiedzUsuń
  23. OMG?! Co to ma być?! :* świetny

    OdpowiedzUsuń
  24. Boże KOCHAM TWÓJ BLOG!!! <3 @TheKlaudiaK

    OdpowiedzUsuń