piątek, 28 marca 2014

Rozdział 37...

<Jeśli jesteście wrażliwi, radzę przygotować chusteczki...>
Zegar, wiszący na ścianie w sali szpitalnej, właśnie wybił północ. Rodzice Bree pojechali do domu już jakiś czas temu, jednak ja dopiero teraz byłem w stanie z nią porozmawiać. Po tym, jak zwierzyłem się ze wszystkiego mamie Bree, potrzebowałem czasu, aby się uspokoić i dojść do siebie. Z pozoru było to tylko parę słów, jednak dla mnie znaczył o wiele więcej. Nie było mi łatwo mówić o swoich uczuciach, a, nie wiem dlaczego, otworzyłem się właśnie przed matką szatynki. Przed kobietą, której do niedawna nienawidziłem. Dzisiaj jednak zyskałem do niej zaufanie. Udowodniła, że będąc tu razem ze mną, wspierając mnie, na prawdę zależy jej na córce. A skoro relacje między moim aniołkiem, a jej mamą uległy znacznej poprawie, ja również miałem na ustach uśmiech.
Powoli podszedłem do łóżka, na którym leżała dziewczyna. Usiadłem na białym, plastikowym krześle, spoglądając na nieprzytomną piętnastolatkę. Jej kasztanowe włoski delikatnie opadały na jej ramiona, a cera była odrobinę bledsza, niż zazwyczaj, jednak nadal nieskazitelnie czysta i gładka. Miała rozcięty łuk brwiowy i lekkie zadrapanie na policzku, jednak prócz tego, jej przepiękna, a zarazem słodka twarzyczka, była cała. Ubrana była w białą, dopasowaną bokserkę oraz czarne, krótkie, dresowe spodenki, idealnie opinające się na jej szczupłych udach. Przykryłem jej ciałko do pasa kołdrą, sprawiając tym samym, że górną połowę miała odkrytą. Ująłem jej malutką dłoń swoimi dwiema i przyłożyłem do ust, składając na jej delikatnej skórze spokojne pocałunki.
-Wiesz, jak ja cię cholernie mocno kocham? - wyszeptałem, patrząc prosto w jej zamknięte oczy. - Skarbie, nie potrafię bez ciebie żyć. Jesteś wszystkim, co życie mogło mi dać. Po prostu wszystkim. - przejechałem opuszkami palców po jej odkrytym ramieniu, na nim również składając pocałunki. - Wiesz, że ja bez ciebie nie istnieję. Do końca życia będę miał wyrzuty sumienia. To wszystko moja wina. Przepraszam cię, Bree. - tym razem pogłaskałem ją po policzku. - Gdybym nie wsadził cię wtedy do tego samochodu, nic takiego by się nie wydarzyło. Leżelibyśmy teraz w mojej sypialni i cieszylibyśmy się sobą. Nie musiałabyś przez to wszystko przechodzić. Nie musiałabyś tu być. Mówiłabyś, uśmiechałabyś się, byłabyś szczęśliwa. A zamiast tego leżysz tutaj i wysłuchujesz jakiś żałosnych tłumaczeń kretyna, przez którego stało się to wszystko. - zacisnąłem mocniej szczękę, ponieważ poczucie winy nie pozwalało mi normalnie funkcjonować. - Pamiętam, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. Od pierwszego dnia byłem oczarowny twoją urodą i charakterem. Chciałem poznać cię bliżej, a że jestem takim idiotą, jakim jestem, dokonałem tego przez łóżko. Słoneczko, ja na prawdę nie chciałem cię wtedy w żaden sposób skrzywdzić. Ani psychicznie, ani fizycznie. - mówiąc to, mój wzrok utkwiony był we wzorkach na pościeli. - Z czasem zacząłem cię po prostu potrzebować. To nie była zachcianka. To było pragnienie, coś, czego nie potrafiłem zrozumieć. Kiedy każdego dnia zbliżaliśmy się do siebie, a ja wiedziałem o tobie coraz więcej, chciałem przy tobie być. Przez cały czas. Ciężko mi było opuścić cię nawet na krok. Nawet nie wiesz, co czułem, w momencie, kiedy stałaś po drugiej stronie barierki, na moście. Uwierz mi, skarbie, że gdybym nie zdążyć cię uratować, gdybyś skoczyła, zrobiłbym to samo. Ja żyję dla ciebie. Tylko i wyłącznie dla ciebie i nie ma znaczenia nikt inny, ani nic innego. Pamiętam również, kiedy obudziłem się w nocy, ze łzami w oczach i dopiero wtedy uzmysłowiłem sobie, że ja cię po prostu kocham. Że chcę z tobą być. Jednak nie potrafiłem wyznać ci uczuć, dopóki byłem z tobą nieszczery. Nie chciałem cię okłamywać. Ja po prostu musiałem. Wiem, zachowałem się, jak egoista, ale dla swoich potrzeb zachowałem to dla siebie. Próbowałem ci powiedzieć, ale najnormalniej w świecie się bałem. Bałem się twojej reakcji i tego, że odejdziesz. A ja tak bardzo chciałem, żebyś została. Żebyś zasypiała obok mnie i budziła mnie swoim pięknym uśmiechem, dzięki któremu nabieram chęci do życia. Ja po prostu musiałem zatrzymać cię przy sobie. Bałem się, że taka piękna dziewczyna, jak ty, w mgnieniu oka znajdzie sobie kogoś nowego. A to ja chciałem nic być. Chciałem być tym, który bedzie ci szeptał czułe słówka do ucha, który będzie się tobą opiekował. To ja chciałem być przy tobie przez cały czas. Kiedy przyszłaś do mnie i powiedziałaś, żebym nie odzywał się do ciebie nigdy więcej, myślałem, że oszaleję. Tak cholernie cię kocham i nie wyobrażam sobie, aby mogło zabraknąć cię w moim życiu. Chociaż teraz widzę, że gdybyś mnie nie poznała, ja bym cierpiał, ale tobie przynajmniej nic by się nie stało. Byłabyś bezpieczna. Spałabyś teraz w swoim łóżeczku, na różowej podusi, a ja byłbym pewnie takim debilem, jak kiedyś. A może dopiero wtedy, kiedy dowiedzieliśmy się, że Ryan żyje mógłbym cię poznać. On pewnie robiłby wszystko, aby odsunąć cię ode mnie, a ja byłbym cholernie upartym skurwysynem i przychodził do ciebie kilka razy dziennie. Wszystko, żeby tylko móc się do ciebie zbliżyć. Mimo że moja pierwsza reakcja była typowa, chciałem mieć cię po prostu w łóżku. Ale bardzo szybko zobaczyłem, że zależy mi na tobie w inny sposób. Nie tylko fizyczny. Nawet nie wiesz, jaki szczęśliwy byłem, kiedy powiedziałaś mi o maleńkiej Lily. Mogę się wydawać skurwielem bez uczuć, ale ja na prawdę pokochałem tego dzieciaka. Byłem szczęśliwy, że będę miał córeczkę. Chciałem się nią opiekować, chciałem ją wychowywać razem z tobą. Kochałem tego malucha. - nie wiem nawet kiedy, spod moich powiek zaczęły wypływać łzy, skapując na białą pościel. Mimo że przecierałem oczy wierzchem dłoni, nie przestawały być mokre. Wręcz przeciwnie, płakałem jeszcze mocniej. - Bree, nie możesz mi tego zrobić. Nie możesz odejść. Nie możesz mnie zostawić. Ja oprócz ciebie nie mam już nikogo. Wszyscy ode mnie odchodzą. Najpierw rodzice, później Lily, którą kochałem dużo bardziej niż ich, a teraz ty. Leżysz tu, nie dajesz żadnego znaku życiu. Kochanie, boję się o ciebie. Tak cholernie się boję, że już nigdy mogę nie zobaczyć twojego pięknego uśmiechu, mogę nie usłyszeć twojego głosu, mogę nie spojrzeć w twoje roześmiane oczki. Skarbie, kocham cię. Błagam, nie zostawiaj mnie. Ja bez ciebie nie istnieję. Proszę, bądź silna. Zrób to dla mnie. Pomyśl, jak stąd wyjdziesz, jeśli tylko będziesz chciała, możemy zabrać się za tworzenie drugiej Lily. - zaśmiałem się przez łzy. - Wiem, że nie będzie już taka sama, ale ja będę ją równie mocno kochać. Jednak i tak największą część mojego serca zajmuje miłość do ciebie. Powiem ci szczerze, że moja mama byłaby dumna, gdyby wiedziała, że mam tak wspaniałą dziewczynę. Ona też tak leżała po tym wypadku. Na początku przychodziłem codziennie, jednak z czasem straciłem nadzieję, że się obudzi. Nie obudziła się. Odeszła, zostawiając mnie tutaj samego. Nie mówiłem ci tego, ale to nie był zwykły wypadek. Ktoś przeciął przewody hamulcowe w samochodzie moich rodziców. Ktoś chciał ich zabić. Chciał mi ich odebrać. Teraz było tak samo. Ktoś chciał mi cię zabrać. Ktoś chciał, żebym cierpiał, tak, jak teraz. - ułożyłem głowę na pościeli, którą była przykryta szatynka. - Kocham cię, maleńka. Jesteś moim własnym słoneczkiem, wiesz? - przysunąłem się bliżej jej łóżka, nachyliłem się nad piętnastolatką i powoli i delikatnie musnąłem jej usta. - Bree, ja zwariuję, jeśli się nie obudzisz, ale obiecuję, że nie stracę nadziei. Będą przychodził do ciebie codziennie i codziennie będę się modlił. Kocham cię, dzidzia. I zawsze będę. - pogładziłem ją po policzkach, po czym pocałowałem w czółko.
W tym momencie do sali wszedł Ryan. Podszedł do mnie i poklepał po plecach, witając się ze mną.
-Masz mi teraz wszystko dokładnie opowiedzieć. - zaczął, siadając na krześle, obok mnie.
-Jechaliśmy obrzeżami miasta, kiedy nagle jakiś wariat tak po prostu w nas wjechał. Nie miałem szans nic zrobić, a policja mówi, że to próba zabójstwa.
-Ja pierdole, kto może chcieć zabić tego dzieciaka? - wskazał na Bree, zatrzymując przez chwilę na niej wzrok.
-Nie wiem, ale jeśli tylko dowiedziałbym się, kto, już dawno leżałby w grobie. - zacisnąłem pięści oraz szczękę.
-Bardzo chętnie ci pomogę. - warknął pod nosem. - A tobie nic nie jest? Podobno też byłeś nieprzytomny.
-Ze mną wszystko w porządku. Zresztą, to jest mało ważne. Ja chcę po prostu, żeby Bree się obudziła. Nic więcej. - spojrzałem z żalem w oczach na szatynkę, głaszcząc ją po dłoni. Ryan złapał jedną ręką moją twarz i obrócił w swoją stronę, patrząc mi głęboko w oczy.
-Ty płaczesz? - spytał zszokowany, kiedy ja otarłem z policzków łzy.
-Tak, kurwa, płaczę, bo mi na niej cholernie zależy. Jest dla mnie wszystkim, rozumiesz? Wszystkim.
-Spokojnie, Bieber. Nikt nie umarł, a mała niedługo się obudzi. - te słowa zabolały. Cholernie zabolały. Ponownie się rozpłakałem, chowając twarz w kołdrze dziewczyny. Objąłem ją ramionami i wtulił się w nią, mimo że była nieprzytomna.
-Mylisz się, Ryan. - wydukałem przez łzy. - Lily nie żyje. - z moich oczu wypłynęło jeszcze więcej łez.
-Kto to... - zaciął się nagle, biorąc głęboki oddech. - Kurwa, stary, nie wiem, co mam ci powiedzieć.
-Pokochałem to dziecko, rozumiesz? Chciałem być ojcem. - pociągnąłem nosem, bawiąc się kosmykami włosów Bree.
-Przykro mi, Justin. Nie miałem pojęcia, że tak zależy ci na Bree i na...Lily? - uniósł brwi, upewniając się, że dobrze zapamiętał imię.
-Tak, Lily. Moja córeczka, którą straciłem. - wychlipałem. Po chwili poczułem, jak Ryan siada bliżej mnie i klepie mnie przyjacielsko po plecach.
-Siedziałeś tutaj sam? Potrzebujesz teraz kogoś.
-Długo rozmawiałem z twoją mamą. Bardzo mi pomogła. - spojrzałem na niego znacząco, na co on skinął głową.
-Zostawisz mnie z nią samego? - spytał, wstając z dalszego krzesła. - W razie czego, przywiozłem ci torbę.
-Jesne. Dzięki. - mruknąłem, podnosząc się i wsuwając ręce w dresy. - Wrócę niedługo.
Przed wyjściem, założyłem jeszcze na siebie koszulkę oraz skórzaną kurtkę, a następnie opuściłem pomieszczenie.
Po cichu zszedłem na parter, kierując się w stronę wyjścia ze spitala. Kiedy znalazłem się na dworze, wziąłem głęboki oddech, rozglądając się po okolicy. Byłem w drugiej części miasta, jednak doskonale wiedziałem, dokąd chcę się udać. Ruszyłem w stronę kościoła, z rękoma schowanymi w kieszeniach, a przed oczami cały czas miałem obraz nieprzytomnej Bree. Mojej księżniczki, dla której zrobiłbym wszystko.
Po piętnastu minutach znalazłem się przed kościołem. Niepewnie chwyciłem za dużą, metalową klamkę i pchnąłem ciężkie drzwi. Odetchnąłem głęboko w duchu, kiedy nie było żadnych oporów, aby je otworzyć. We wnętrzu kościoła panowały całkowite ciemności. Jedynie z przodu, przy ołtarzu, paliły się dwie świeczki. Skierowałem się na przód kościoła i usiadłem w pierwszej ławce, opierając się o kolana.
-Prosiłem, żebyś ją chronił. - zacząłem, ze łzami w oczach. - Prosiłem, abyś chronił je obie. I moją dużą i moją małą księżniczkę. Czy to na prawdę dla ciebie za dużo!? - krzyknąłem, szarpiąc za końcówki swoich włosów. - Przecież ja nie chciałem od ciebie niczego więcej. Dlaczego im to zrobiłeś? No pytam się, kurwa, dlaczego!? Przecież Bree jest najcudowniejszą osobą na świecie. Ona na to nie zasłużyła. Już dość się w swoim życiu nacierpiała. Już wystarczająco dużo przeżyła. - pociągnąłem nosem, aby móc kontynuować. - I dlaczego zrobiłeś to Lily? Przecież ona była taka maleńka. Nikogo nie skrzywdziła, a ty tak po prostu odebrałeś jej życie. Życie, które praktycznie jeszcze się nie zaczęło. Ja ją kochałem, a ty tak po prostu mi ją odebrałeś. Jeśli chciałeś mnie ukarać, mogłeś to zrobić w inny sposób. A ty przy okazji ukarałeś moją Bree i maleńką Lily. Co one ci zrobiły!? No co!? Oddałbym wszystko, aby tylko Bree się obudziła i poświęciłbym własne życie, żeby móc oddać je Lily. Ja ją kochałem, a ty tak po prostu ją ode mnie zabrałeś! Dlaczego!? Bo ja jestem zły!? Bo jestem zwykłym ćpunem, nie radzącym sobie z własnym życiem!? Dlatego nie mogę żyć normalnie!? Dlaczego nie mogę być szczęśliwy z dziewczyną, którą kocham!? Dlaczego nie mogę wychowywać z nią maleńkiej Lily!? Dlaczego nie mogę być normalny!? Czy ja na prawdę na nic nie zasługuję!? Chciałem jedynie być z Bree. Ona jest dla mnie doskonała. Jest moim ideałem. Jest wszystkim, o czym marzę i czego potrzebuję. Jest moją księżniczką, którą kocham ponad wszystko. Jest moją najlepszą przyjaciółką, której mogę powiedzieć o wszystkim. I jest moją opiekunką, która troszczy się o mnie i chce mi pomóc. Kurwa, ja świata poza nią nie widzę. - ponownie otarłem z oczu łzy. - Czy ja cię prosiłem o tak dużo!? Chciałem jedynie, żebyś opiekował się najważniejszymi osobami w moim życiu!  Kurwa, nawet na to cię nie stać!? Dlaczego ty mi to robisz!? Najpierw odebrałeś mi rodziców, później przyjaciela, który jakimś cudem wrócił po dwóch latach, zabiłeś moją córeczkę, którą chciałem się opiekować, a teraz Bree, osoba, która jest najważniejsza ze wszystkich, walczy w szpitalu o życie i nie wiadomo, czy się obudzi. Dlaczego ty mnie tak nienawidzisz... - ostatnie zdanie wyszeptałem, podnosząc się z ławki. Skierowałem się w stronę wyjścia z kościoła, jednak zanim zdążyłem go opuścić, odwróciłem się w stronę ołtarza. - Możesz krzywdzić mnie dalej. Odbierz mi wszystko, ale pozwól jej przeżyć. Chcesz mnie ukarać, to zrób to, ale nie kosztem innych.
Wyszedłem z kościoła, kierując się w przeciwną stronę. Podszedłem do metalowej bramy, prowadzącej na cmentarz. Była zamknięta, dlatego byłem zmuszony przeskoczyć przez nią. Jedną z alejek udałem się do grobu moich rodziców. Prędzej, bez Bree, nie odważyłem się tutaj przyjść, jednak teraz poczułem, że to najlepszy moment. Usiadłem na ławeczce przed grobem, opierając łokcie o kolana. Z kieszeni wyciągnąłem paczkę papierosów i wysunąłem z pudełka jednego szluga, podpalając jego koniec zapalniczką. Wsunąłem papierosa do ust, zaciągając się mocno dymem. Wypuściłem go po chwili, strzepując popiół.
-Chcielibyście poznać swoją wnuczkę? - prychnąłem, przecierając dłońmi twarz. - Tak, ja też chciałabym poznać własną córeczkę, którą kochałem i nadal kocham, chociaż wiem, że jej już tu nie ma. - zacisnąłem mocno powieki, aby chociaż teraz powstrzymać łzy, jednak nic to nie dało, a po moich policzkach zaczęły spływać strużki słonej cieczy. - Wiecie, co wam powiem? Kochałem was, chociaż nigdy tego nie okazywałem. Potrzebowałem was, tylko starałem się to ukryć. Chciałem mieć w was wsparcie, ale wy zdawaliście się tego nie zauważać. Przepraszam was. Wiem, że byłem problemem. A teraz, kiedy na prawdę chcę się zmienić i założyć normalną, szczęśliwą rodzinę, wszystko się pieprzy. - kopnąłem butem mały kamień, a następnie uniosłem wzrok ku niebu. - Tatuś bardzo cię kocha, aniołku. Chciałby spojrzeć w twoje maleńkie oczki, które prawdopodobnie byłyby takie same, jak twojej mamusi. Nie pozwoliłby cię skrzywdzić i opiekowałby się tobą najlepiej, jak potrafi. Widać, tak miało być. Musiałaś zapłacić za moje błędy. Przepraszam cię, słoneczko. Na prawdę, oddałbym wszystko, żeby móc cię przytulić i chociaż chwilę potrzymać na rękach. Ale ty odeszłaś. Mam nadzieję, że na tamtym świecie będzie ci lepiej. Kocham cię, Lily. Kocham cię, córeczko...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Mimo że rozdział jest krótki, i osobiście bardo się podoba. Nie wiem, jak Wy, ale ja po prostu ryczałam, jak go pisałam. Najgorsza była ostatnia wypowiedź Justina, kiedy zwracał się do swojej córeczki. To mnie po prostu rozbiło. Kilka zdań, a nie potrafiłam ich napisać. Czułam się dokładnie tak, jak podczas przedostatniego rozdziału na the other side, jeśli ktoś wie, o co mi chodzi. Ale powiem Wam szczerze, że uwielbiam pisać właśnie takie rozdziały. Wiem, że dla niektórych może się wydawać nudny, ale mi się dokładnie takie podobają...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania ;*
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*
Ps. Ten. Katar. Mnie. Zabije...
Ps.2. Chciałam również polecic jedno opowiadanie ;)
meganbensontoday.blogspot.com

36 komentarzy:

  1. Ja..Ja nie wiem co napisać ;-;
    Płakałam przez cały rozdział... Kocham go! I Ciebie.. I czekam na następny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko popłakałam się ;(. Boże chciałabym go teraz przytulić i powiedzieć że Bree przeżyje.. Wspaniale to napisałaś mimo, że rozdział doprowadził mnie do łez <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdzial zajebisty poryczalam sir jak cholera a najbardziej właśnie w tej ostatniej wypowiedzi co mówił do Lily... dokładnie tak samo jak dzis plakalam właśnie w przedostatnim rozdziale na the other side ; (

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Płacze ;c Świetny rozdział nie wiem jak ty to robisz że piszesz tak świetne opowiadania masz wieli talent ;* Co do rozdziału od samego początku do końca płakałam,KOCHAM ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju boski<3 jak ja się poryczalam masakra najbardziej to chyba jak mówił do Lily wogóle to prawie cały czas . Jak ty zajebiscie piszesz w życiu nie czytałam lepszego opowiadania i nie mogę się doczekać nowej części

    Buziaki :*****

    OdpowiedzUsuń
  7. Wyczuwam powódź na terenie Polski

    OdpowiedzUsuń
  8. Wzruszajace.. Cały czas płakałam <3 Kocham To i czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Płacze. Najbardziej wzruszyla mnie ostatnia wypowiedz i zdanie "Kocham cię Lily... Kocham cie moja córeczko"

    OdpowiedzUsuń
  10. Niech sie Bree obudzi prosze... I niech sobie zrobią druga Lily albo małego Justina. Chce zeby byli szczęśliwi. Płakałam cały rozdział ale był świetny. Jejku no chciałabym mieć takiego Justina ;) Czekam na następny z niecierpliwością. Kocham cie za to ze piszesz tego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Ryczę :'( Szkoda mi Justina i tego , że Lily nie żyje. Rozdział boski *-* Czekam nn <3
    heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. cuuuuudowny *.* tak bardzo wzruszający :( ale o to chodziło, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja... ja... ja nie wiem co mam napisać :o rozdział jest cudowny <333 przez prawie cały rozdział starałam się nie płakać chociaż mi to nie wyszło bo rozkleiłam sie wtedy jak Justin poszedł do kościoła i o tym wszystkim mówił.. a na samej końcu, gdy był na tym cmentarzu to ryczałam jak jakaś pojebana, a moja mama nie wiedział o co chodzi :') jesteś niesamowita <33 mam nadzieję że Bree się szybko obudzi :) z niecierpliwością czekam na następny rozdział :** KC <3

    OdpowiedzUsuń
  14. :'( Kochma takie opowiadania o twoje ubustawam wchdze pare razy dziennie i patrzy czy nowy rozdzial.jest /wikusik :'(

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja... ja po prostu nie umiem sie wyslowic..
    Wzruszylam sie i to badzo
    Rozdzial niesamowity :)
    Weny zycze i do next !♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Jejciu cudowny *__*
    Rycze sb a ta końcówka ... :'(
    czekam na nn <33

    OdpowiedzUsuń
  17. Piękne... nic dodac nic ujac . Czekam na nowy ♥

    OdpowiedzUsuń
  18. przepraszam, za ten beznadziejny komentarz, ale.. Ale nie potrafię się uspokoić.
    Płacze jak głupia, jeju.

    OdpowiedzUsuń
  19. Czuję zapach talentu i doskonałej fantazjii od mojej koleżanki <3 Cudne :*

    OdpowiedzUsuń
  20. Cudowny rozdział.Poprostu brak słów <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Płakałam przez cały rozdział i nadal nie mogę się ogarnąć. Ten rozdział jest niesamowity!! Czekam nn i zycze weny, chociaż tobie to chyba jej nie brakuje :) <3 @TheKlaudiaK

    OdpowiedzUsuń
  22. To jest piękne ;) czuje sie wzruszona dziękuje za to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Jeny czemu ty tak pięknie piszesz? :* Płakałam strasznie.. jesteś wspaniała <333

    OdpowiedzUsuń
  24. Kurcze pobiłaś samą siebie :((((((((((
    Nie potrafię się rozpisać na temat tego rozdziału, bo po prostu łzy wciaż mi spływają ciurkiem po policzkach..
    Nawet nie potrafie tego obrać w słowa.. Ten rozdział był po prostu.. AGHW... Piękny!
    Najpiękniejszy, najbardziej wzruszający, jaki kiedykolwiek czytałam..
    Boże, kobieto..
    czekam na kolejny, Jezu.. co Ty ze mną robisz.. :(
    ~ Drew.

    OdpowiedzUsuń
  25. Kiedy następny ? Czytam ten już chuba z 10 raz. I ciągle płacze. Daj kolejny :*
    MOJA MYSZUNIA MA WIELKI TALENT. PISZ TAK DALEJ PAULA <3

    OdpowiedzUsuń
  26. ja pierdole *,* jestes Bogiem!!

    OdpowiedzUsuń
  27. Czytałam ten rozdział i cały czas płakałam i pisząc też płacze niech Bree się obudzi proszę... Kocham Cię i to opowiadanie <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  28. Kocham cie coreczko...... lzy same chca sie wydostac <3. Jejciu. Tata pierwsza milosc kazdej kobiety....

    OdpowiedzUsuń
  29. kocham to opowiadanie i ogólnie ale nie ma takiego wyrazu jak OCZKI, oczka jak już:) ten sam błąd prawie w każdym rozdziale omg

    OdpowiedzUsuń
  30. Poryczałam się. Kocham tego bloga. Dziękuje, że go piszesz <3 <3

    OdpowiedzUsuń