<Przepraszam za błędy...>
Stałem tam, jak osłupiały. Niepotrafiłem się poruszyć. Nie potrafiłem nawet nic powiedzieć. Cały czas wpatrywałem się w miejsce, w którym zniknęła Bree, chociaż jej już dawno tam nie było. Tę ciszę przerwało ciche kaszlnięcie Jacka. Mrugając kilka razy oczami, odwróciłem się w stronę kumpli, patrząc na ich zdziwione miny.
-Justin... - zaczął Jack, a ja od razu wiedziałem, że chce spytać o coś osobistego. Chłopaki prawie nigdy nie żywali mojego imienia. Zawsze zwracali się do mnie po nazwisku, lub wymyślonym przezwisku. - Zakochałeś się w Bree? - dokończył w końcu, a ja zacisnąłem lekko pięści oraz szczękę. Wlepiłem wzrok w swoje buty, kopiąc nogą mały kamień. - Stary, kochasz ją?
-Tak. - odparłem wreszcie, po paru chwilach milczenia. - Tak, kurwa. Kocham ją. Niewyobrażalnie mocno.
Chłoapki wpatrywali się we mnie z lekkim szokiem na twarzach.
-Tak, dokładnie, Justin Bieber zakochał się w piętnastolatce. - mruknąłem, siadając na krawężniku. Oparłem łokcie o kolana, przecierając dłońmi twarz. - Ale wszystko spieprzyłem i pozwoliłem jedynej dziewczynie, którą kocham, odejść.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie, Bieber. - Jack poklepał mnie po ramieniu. - Słyszałeś, co ona powiedziała. Też cię kocha. A Bree nie jest dziewczyną, która co tydzień zakochuje się w innym i zmienia chłopaków jak rękawiczki. Wcześniej kochała tylko Austina i była z nim ponad dwa lata, więc skoro powiedziała ci, że jest w tobie zakochana, to to na prawdę dużo znaczy. Mała jest wspaniałą dziewczyną, tylko jest cholernie zamknięta w sobie. Zresztą, pewnie zdążyłeś to już zauważyć. - pokiwałem twierdząco głową. - Ale zobaczysz, kiedy się uspokoi i wszystko przemyśli, wybaczy ci.
-Mam nadzieję. Potrzebuję jej, rozumiesz? Chcę, żeby była przy mnie przez cały czas. - starałem się im w jakiś sposób wytłumaczyć to, co czuję, chociaż było to niesamowicie trudne. Nie potrafiłem mówić o swoich uczuciach, a oni tego nie rozumieli. - Czy któryś z was był kiedykolwiek zakochany? - sapnąłem po jakimś czasie, widząc, że i tak nie dam rady im wytłumaczyć. Chłopaki pokręcili przecząco głowami, dalej wpatrując się we mnie. - Kurwa, poetą nie jestem, więc nie wiem, jak mi to wyjdzie. - mruknąłem, zamykając oczy. - Nie możesz spać, nie możesz jeść, nie możesz myśleć... nie potrafisz wykonać dobrze żadnej czynności, ponieważ cała twoja uwaga skupiona jest na tej jednej, jedynej osobie. Nawet jeśli nie ma jej przy tobie, ty myślisz tylko o niej. Myślisz tylko o tym, kiedy znowu ją zobaczysz, kiedy będziesz mógł ją przytulić, kiedy będziesz mógł usłyszeć jej głos, jej śmiech, spojrzeć w jej oczy. Kurwa... - oparłem się na łokciach, chowając głowę w kolanach. - To chore. Jakaś obsesja.
-Bieber, ja się ciebie boję. - mruknął Brian, robiąc krok do tyłu, przez co z moich ust uciekł cichy chichot.
-Ja sam się siebie boję. Przecież to nienormalne. Jak można do tego stopnia zwariować na czyimś punkcie? - wyrzuciłem ręce w powietrze. Nagle do głowy wpadły mi słowa, które kiedyś wypowiedziała do mnie Bree. - A wy nie chcielibyście skończyć z ćpaniem? - uniosłem brwi, wpatrując się w każdego z nich po kolei.
-Zapomnij. - mruknęli jednocześnie, na co zaśmiałem się cicho.
-Wiesz, jeśli twoja Bree miałaby mnie pocieszać... - Zayn przygryzł dolną wargę, podnosząc mi tym ciśnienie.
-Spierdalaj od niej. - warknąłem, przez co brunet uniósł w górę obie dłonie.
-Spokojnie. Tak tylko sobie wyobraziłem. - zachichotał, na co przewrócłem teatralnie oczami.
-Zrobię wszystko, żeby ją odzyskać. No, kurwa, wszystko. - zacisnąłem pięści, podnosząc się i otrzepując ubrania.
Zauważyłem, że na ustach Jacka pojawił się cień nikłego uśmiechu. Zmarszczyłem brwi, dając mu tym do zrozumienia, żeby kontynuował.
-Jestem ciekawy, co by powiedział Ryan, gdyby się dowiedział, że zakochałeś się w jego siostrzyczce, a na dodatek będziecie mieli dzieciaka. - pokiwał z rozbawieniem głową.
-Ja pierdole, zabiłby mnie bez mrugnięcia okiem. - wzdrygnąłem się lekko. Reakcja Ryana jest zdecydowanie ostatnią rzeczą, jaką chciałbym zobaczyć.
-Tylko pamiętaj, Bieber. Daj jej trochę czasu. Ona musi sobie wszystko poukładać.
Skinąłem głową, jednak nie miałem zamiaru zastosować się do jego słów.
Zbyt mocno kochałem Bree...
***Oczami Bree***
Nie potrafiłam przestać płakać. I nie rozumiałam, dlaczego. Zawsze zaciskałam zęby i szłam dalej, nie oglądając się za siebie, lecz teraz nie mogłam. To bolało. Zranił mnie. Złamał mi serce. Nie chciałam już nawet o tym wszystkim myśleć. Chciałam o nim zapomnieć, a nie ciągle do tego wracać.
Jednak z drugiej strony, chciałam najnormalniej w świecie pobiec i wtulić się w niego. Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego cały czas o nim myślałam, dlaczego chciałam spędzać z nim tyle czasu, dlaczego chciałam, aby przy mnie był. Po prostu go pokochałam. Zakochałam się w Justinie, mając nadzieje, że okaże się inny, że mnie nie zrani.
Myliłam się...
Parę minut później doszłam do domu. W drodze dostałam sms'a od mamy, że bardzo mnie przepraszają, ale musieli wyjechać razem z tatą i że jutro wrócą. Może to i lepiej. Przynajmniej nie zobaczą mnie w takim stanie i będę mogła w spokoju wypłakać się w poduszkę.
Amfetamina prawie całkiem wyparowała z mojego organizmu, przez co poczułam się jeszcze gorzej. Jednak wiem, że muszę wziąć się w garść, ponieważ życie toczy się dalej, na tym się nie kończy.
Zdjęłam z siebie kurtkę oraz buty, a torbę położyłam na szafce. W domu panowały całkowite ciemności, a ja nie miałam zamiaru tego zmieniać, dlatego nie zapaliłam światła w żadnym pomieszczeniu. Powlekłam się do salonu i opadłam na kanapę, wpatrując się w sufit. Moje uczucia i emocje w tym momencie były bardzo mieszane. No bo jak można kogoś w jednym momencie kochać i nienawidzić? Przecież to są dwa, przeciwstawne słowa. To niemożliwe, a jednak...
Zsunęłam się z kanapy i wolnym krokiem podeszłam do barku mojego ojca. Otworzyłam go, skanując wzrokiem butelki z alkoholem. Wzięłam do ręki whisky, otwierając ją. Od razu pociągnęłam z butelki sporego łyka, opierając się o ścianę i zsuwając się po niej na ziemię. Zgięłam kolana i przyciągnęłam je do siebie, upijając kolejne parę łyków.
Po paru minutach byłam już wstawiona i nadal zalana łzami.
-Za twoją mamusię. - prychnęłam, układając rękę na brzuchu. Wzięłam duży łyk, odsuwając butelkę od ust. - Za ciebie, gówniażu. - mruknęłam, powtarzając czynność. - I za twojego pieprzonego tatusia. - parsknęłam, biorąc dwa łyki.
W tym momencie, nie zależało mi na niczym...
***Oczami Justina***
Kiedy pożegnałem się z kumplami, skierowałem się prosto do domu szatynki. W głowie odbijały mi się echem jej ostatnie słowa, wypowiedziane do mnie. Pomimo że znajdowałem się w tragicznej sytuacji, ponieważ Bree nie chce mnie znać, cieszyłem się. Cieszyłem się dlatego, że to, co do niej czuję jest odwzajemnione. Powiedziała, że mnie kocha. Powiedziała to, a ja na pewno o tym nie zapomnę.
Przypomniały mi się również jej słowa, kiedy wypowiedziała kiedyś, po pijaku.
"Jeśli ten cukierek ma dobre serduszko, to ci wybaczy..."
Byłem pewien i wielokrotnie miałem okazję się przekonać, że Bree ma dobre serduszko. Jest zdecydowanie najwspanialszą osobą, jaka chodzi po tym świecie.
Kiedy byłem już bardzo blisko jej domu, zobaczyłem, że w środku nie pali się ani jedno światło. Zmarszczyłem lekko brwi, skanując wzrokiem każde okno. Miałem nadzieję, że wróciła do domu. Byłbym wściekły, gdyby o tej porze kręciła się po ulicach Detroit, bo mogłoby się to dla niej na prawdę źle skończyć.
Przeszedłem przez bramkę, udając się w stronę drzwi. W tym momencie nie obchodziło mnie nawet, czy jej rodzice będą chcieli mnie wyrzucić. Ja muszę z nią porozmawiać i nie interesuje mnie zdanie innych.
Bez pukania złapałem za klamkę i wszedłem do środka. Drzwi były otwarte, co oznaczało, że ktoś musiał być w domu. Jednak panowała tam głucha, lekko przerażająca, cisza. Udałem się do salonu, a mój wzrok niemal natychmiast wylądował na drobniutkiej osóbce, siedzącej na podłodze, przy ścianie. Zobaczyłem również, że obok stoi pusta butelka po whisky.
-Bree... - zacząłem cicho, podchodząc do niej. Wiedziałem już, że dzisiaj z nią nie porozmawiam, ponieważ jest zdecydowanie mocno pijana. - Bree... - ponowiłem, kiedy nie otrzymałem żadnej reakcji z jej strony. Dziewczyna powoli uniosła głowę, a ja ukucnąłem obok niej i ułożyłem dłoń na jej pleckach. Jej włosy roztrzepane były na wszystkie strony, a oczki napuchnięte od płaczu, a mimo to wyglądała prześlicznie. Jeszcze przez chwilę podziwiałem jej delikatne rysy twarzy, lekko zaróżowione poiczki, gęste brwi oraz rzęsy, a także pełne usta, które, razem z moimi, tworzyły idealną całość.
Objąłem jej maleńką twarzyczkę dłońmi, ocierając z policzków łzy. Wiedziałem, że pozwala mi się dotknąć tylko dlatego, że jest kompletnie pijana. Inaczej już dawno wyrzuciłaby mnie za drzwi. Pocałowałem ją delikatnie czółko, przymykając na moment powieki.
-Bree, przepraszam. - mruknąłem cicho, gładząc dłonią jej plecki. - Chciałem ci powiedzieć. Na prawdę. Ale bałem się, jak zareagujesz. - ponownie pocałowałem ją w główkę, delektując się miękkością jej włosów.
-Przestań cokolwiek mówić. Głowa mnie boli. - wybełkotała, pocierając skronie.
-Przepraszam, kochanie. Już będę cicho. Tylko chodź spać. - wyszeptałem, po czym ułożyłem dłonie na jej bioderkach i pomogłem szatynce wstać. Zahwiała się lekko, jednak, przytrzymując się mnie, odzyskała równowagę. Objąłem ją od tyłu w pasie, opierając głowę o jej ramię. Chociaż wiedziałem, że jej zachowanie jest jedynie wynikiem dużej ilości alkoholu, cieszyłem się, że chociaż przez chwilę mogę się do niej przytulić. Zauważyłem również, że Bree miała mocną głowę. Wypiła całą butelkę whisky, a mimo wszystko potrafiła utrzymać się na nogach.
Skierowałem się razem z nią w stronę schodów. Weszliśmy na górę, udając się do sypialni dziewczyny. Otworzyłem drzwi i wprowadziłem ją do środka. Piętnastolatka niemal natychmiast rozłożyła się na łóżku, przymykając powieki. Była tak cholernie słodka, zwłaszcza wtedy, kiedy była pijana. Podszedłem do niej, siadając obok na materacu. Delikatnie ułożyłem dłonie na zapięciu jej jeansów, a następnie odpiąłem guzik oraz rozporek. Zsunąłem z dziewczyny spodnie, nie napotykając się na jakikolwiek opór z jej strony. Następnie zacząłem podwijać jej koszulkę. Kiedy odsłoniłem jej brzuch, ułożyłem na nim dłonie, głaszcząc go delikatnie. Na moje usta wkradł się uśmiech, kiedy zdałem sobie sprawę, że właśnie w tym maluteńkim brzuszku znajduje się... nasze dziecko...
Podniosłem niekontaktującą dziewczynę i ściągnąłem z niej bluzkę. Następnie podszedłem do jednej z jej szafek i wyjąłem ze środka luźną bokserkę. Wróciłem do Bree i założyłem na jej półnagie ciało, koszulkę. Oczywiście, nie potrafiłem się powstrzymać i nie spojrzeć na jej piersi i tyłeczek, okryte jedynie skąpą bielizną.
Sam zdjąłem z siebie spodnie oraz koszulkę, pozostając w samych bokserkach. Odkryłem lekko kołdrę i ułożyłem się na materacu, obok pijanej piętnastolatki. Widziałem, że praktycznie dziewczyna już zasnęła. Była na etapie między snem, a jawą.
-Kocham cię, kicia. - mruknąłem jej do ucha, a następnie przykryłem nas kołdrą. Przyciągnąłem szatynkę do siebie, a ona ułożyła główkę na mojej nagiej klatce piersiowej. Ostatni raz pocałowałem ją w główkę, po czym zamknąłem powieki.
***Oczami Bree***
Otworzyłam powoli jedno oko, dołączając po chwili drugie. Niemal natychmiast je przymrużyłam, przez promienie słoneczne, wpadające przez okno. Ziewnęłam cicho i chciałam się przeciągnąć, kiedy poczułam silne ramiona, owinięte wokół mojej talii. Momentalnie znieruchomiałam, odwracając się powoli w stronę człowieka, leżącego obok mnie. Moje pięści oraz szczęka zacisnęły się, kiedy tylko zobaczyłam Justina.
Jakim prawem on tu jeszcze przychodzi? Po tym wszystkim, co mi zrobił, śmie spać ze mną w jednym łóżku? Ten człowiek na prawdę ma ze sobą problem.
-Justin! - krzyknęłam, uderzając go w klatkę piersiową.
Chłopak mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, przewracając się na drugi bok.
-Justin, do cholery! - powtórzyłam, tym razem głośniej.
Szatyn powoli otworzył oczy, przecierając dłońmi twarz. Kiedy spojrzał na mnie, na jego ustach pojawił się szczery uśmiech. Muszę przyznać, że przez chwilkę poczułam ciepło na sercu, jednak szybko potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć sie tego uczucia.
-Co ty robisz u mnie w łóżku? - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. - Nie dałam ci jasno do zrozumienia, że masz się do mnie więcej nie zbiżać?
-Nie dam ci spokoju, dopóki mi nie wybaczysz. - powiedział pewnie, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Ale ja nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - wyrzuciłam ręce w powietrze, decydując się spojrzeć mu w oczy. Od razu jednak tego pożałowałam. Zobaczyłam w nich bowiem miłość. Coś, o czym chciałam zapomnieć. Chciałam wymazać z pamięci fakt, że Justin jest we mnie zakochany, pomimo że ja również go kochałam.
-Ja się nie poddam, słoneczko. - ułożył dłoń na moim policzku i obrócił moją głowę w swoją stronę. - Kocham cię, rozumiesz? Zakochałem się w tobie i o niczym tak nie marzę, jak o tym, żeby być przy tobie cały czas, żeby być z tobą. - powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy. Walczyłam ze łzami, gromadzącymi się pod moimi powiekami.
-Idź stąd. - warknęłam, odkrywając kołdrę. Chciałam wstać, kiedy szatyn złapał mnie za biodra i przyciągnął z powrotem na łóżko. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wpił się w moje wargi z tak cholerną namiętnością, jakiej nie czułam jeszcze nigdy.
-Bree, wierzę, że nam się uda. Będziemy szczęśliwi. Ty, ja i ten maluch. - ułożył dłoń na moim brzuchu.
Odepchnęłam go od siebie i, odrzucając kołdrę, pospiesznie wstałam z łóżka.
-Ty nic nie rozumiesz? Ja nie chcę tego dziecka. Nie potrzebuję go. - wysyczałam, podchodząc do fotela i biorąc do rąk ubrania szatyna.
-Co masz zamiar zrobić? - spytał niepewnie, marszcząc brwi.
-Na pewno nie usunę ciąży. - odparłam od razu. - Urodzę to dziecko, a potem oddam je tobie. To ty jesteś ojcem i ty będziesz się nim zajmować.
-Bree, nie wiesz, co mówisz. Jak urodzisz to dziecko, pokochasz je i będziesz chciała się nim zajmować, zobaczysz.
-Nie prawda. - warknęłam, rzucając w niego jego ubraniami. - A teraz spierdalaj stąd. Nie chcę cię więcej widzieć. - wypowiedzenie tych słów na prawdę wiele mnie kosztowało.
Chłopak bez słowa wstał z łóżka i, poprawiając swoje bokserki, założył spodnie oraz koszulkę. Podszedł do mnie, wsuwając ręce do kieszeni.
-Bree, oboje byliśmy pijani. - powiedział cicho.
-Tylko, jakimś cudem, ty wszystko pamiętasz, a ja nie pamiętam nic. I to ty okłamywałeś mnie przez tyle czasu. Wmawiałeś, że nie wykorzystałbyś mnie, nie zrobiłyś tego. Kurwa, Justin, każde twoje słowo było kłamstwem.
-Ale to, że cię kocham, jest w stu procentach szczere. - objął moje obie dłonie, swoimi dużymi. - Jesteś dla mnie wszystkim, nie widzisz tego?
-Gdyby na prawdę ci na mnie zależało, nie kłamałbyś mi w żywe oczy. - wyszeptałam, wyrywając ręce z jego uścisku.
W tym momencie usłyszałam odgłos otwieranych drzwi wejściowych, co oznaczało, że moi rodzice właśnie wrócili.
-Idź stąd. Zapomnij o mnie. Ułóż sobie życie i bądź szczęśliwy. Spotkamy się za osiem miesięcy, kiedy urodzę. Żegnaj, Justin. To koniec. - mruknęłam cicho, a następnie stanęłam na palcach i musnęłam jego usta, po czym odwróciłam się i wyszłam z pokoju, schodząc schodami na dół.
-Hej. - przywitałam się z rodzicami, podchodząc do nich.
-Cześć, kochanie. - uśmiechnęli się do mnie. - Ty jeszcze w piżamie? - zachichotała moja mama, a ja dopiero teraz zorientowałam się, w co jestem ubrana.
Nie miałam pojęcia, jak z normalnych ubrań przebrałam się w to. I teraz mnie oświeciło. To Justin mnie najpierw rozebrał, a później ubrał. Oczywiście, nie mógł się opanować.
W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Przewracając teatralnie oczami, udałam się w stronę wyjścia z domu. Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi, widząc, stojącego w progu, Jacka.
-Hej. - przywitałam się z nim całusem w policzek.
-Siema, młoda. - mruknął, wchodząc do środka. - Nie obudziłem cię, prawda?
-Nie, zrobił to twój pieprzony kolega. - odparłam, zaciskaj lekko pięści.
-Mówisz o tym szalenie zakochanym człowieku, któremu rodzice dali na imię Justin? - spojrzał na mnie znacząco, przez co kolejny przewróciłam oczami, spuszczając głowę.
-Chodź na górę. - mruknęłam, łapiąc kraniec jego koszulki i ciągnąc go w stronę schodów. - Nie chcę, żeby moi rodzice słyszeli. - dodałam, kiedy znaleźliśmy się w mojej sypialni.
Z ulgą przyjęłam to, że Justina nie było w moim pokoju. Miałam nadzieję, że mnie posłuchał i nie będzie mnie więcej nawiedzać.
-Bluza Justina? - Jake uniósł ubranie, które zostawił u mnie szatyn.
-Tak. - westchnęłam cicho, podchodząc do niego i biorąc do ręki bluzę. Mocno zaciągnęłam się jej zapachem, wtulając ją w siebie. Usiadłam na łóżku, wlepiając wzrok w podłogę. Tak, brakowało mi Justina. Tęskniłam za nim, chociaż widziałam go parę minut temu. Przyzwyczaiłam się do jego obecności i, jakkolwiek to zabrzmi, przyzwyczaiłam się również do jego dotyku, tego, jak mnie przytulał, kiedy tylko tego potrzebowałam.
-Bree, przecież go kochasz. - ciszę przerwał cichy głos Jake.
-To nie zmienia faktu, że mnie wykorzystał i okłamywał przez tyle czasu. Przed chwilą jasno dałam mu do zrozumienia, że ma mnie zostawić w spokoju, ułożyć sobie życie, a następnym razem zobaczymy się za osiem miesięcy, kiedy urodzę. On będzie się zajmował tym dzieckiem, ja nie mam zamiaru.
-Kurwa, Bree. On cię kocha, a ty kochasz jego. Nic nie stoi wam na przeszkodzie, żeby być razem.
-Zrozum, on potraktował mnie jak dziwkę. Kogoś, kogo może tak po prostu przelecieć.
-Ja pierdole, Bree. Gdyby chciał cię tylko zaliczyć, zerwałby z tobą kontak już miesiąc temu. Jak myślisz, dlaczego tego nie zrobił? - uniósł brwi, a ja kolejny raz spuściłam wzrok. - Bo mu na tobie zajebiście mocno zależy, dzieciaku! Otwórz oczy i w końcu to zobacz! - krzyknął, wyrzucając ręce w powietrze.
-Mógł pomyśleć wcześniej, co robił, a przede wsystkim, mógł mi powiedzieć! Ja już nawet nie jestem na niego tak wściekła za to, że mnie przeleciał, bo wiem, co sama potrafię robić po pijaku, ale za to, że oszukiwał mnie przez cały miesiąc!
-Kurwa, przecież ty też go potrzebujesz! Zrozum to w końcu! - potrząsnął mną lekko.
-Puść mnie. Kobiety w ciąży są nietykalne. - mruknęłam, robiąc krok do tyłu.
-No właśnie! Będziecie mieli dziecko. Na prawdę chcesz, żeby wychowywało się w rozbitej rodzinie?
-Jack, powinieneś już iść. - mruknęłam, krzyżując ręce na piersi. - Nie chcę już dłużej o nim rozmawiać.
-Ale przemyślisz to? Możesz mi obiecać, że to przemyślisz? - objął moją twarz dłońmi, patrząc mi prosto w oczy.
-Może... - odparłam, wzdychając cicho.
Jack uśmiechnął się szeroko, po czym pocałował mnie w policzek i skierował się w stronę wyjścia z pokoju.
-Aha, i jeszcze jedno. - powiedział, a na jego usta wkradł się łbuzerski uśmiech. - Masz śliczny tyłeczek. - spojrzał znacząco na moją dolną połowę, okrytą jedynie skąpą bielizną.
-Spierdalaj. - parsknęłam śmiechem, rzucając w niego poduszką.
Kiedy Jack wyszedł, podeszłam do szafy i wyjęłam z niej krótkie spodenki, za luźną koszulkę na krutki rękaw oraz czystą bieliznę, a następnie udałam się do łazienki. Rozebrałam się do naga, spoglądając na swoje odbicie w lustrze.
Dopiero teraz tak na prawdę dotarło do mnie, że uprawiałam z Justinem seks. Kurwa, przez cały czas starałam się, żeby do niczego między nami nie doszło. Chociażby ostatnio, na kanapie u niego w salonie. Było na prawdę blisko, a ja, nie ukrywajmy, chciałam to z nim zrobić. Boże, chciałam poczuć go w sobie. Na prawdę chciałam. Jednak wtedy nie wiedziałam jeszcze, czy go kocham, a ja, wbrew pozorom, uznaję seks jedynie z miłości.
Weszłam pod prysznic, odkręcając ciepłą wodę. Nalałam na dłonie żelu pod prysznic o orzeźwiającym zapachu, a następnie wtarłam go w swoje ciało. Dokładnie umyłam każdą jego część, a następnie opłukałam się i wyszłam na kafelkową podłogę. Wytarłam się ręcznikiem, po czym ubrałam w przygotowane rzeczy. Wyszłam z łazienki, gasząc po sobie światło. Udałam się schodami na dół, prosto do salonu, w którym siedzieli moi rodzice.
-Bree, pokłóciłaś się z Jackiem? - spytała moja mama, odrywając wzrok od papierów służbowych.
-Nie, po prostu... - zacięłam się, szukając w głowie odpowiednich słów. - To była ostra wymiana zdań. Nie ważne. - mruknęłam cicho, nalewając sobie szklankę soku pomarańczowego.
-Bree, pojedziesz ze mną na zakupy? - mama zamknęła laptopa, wstając z kanapy.
-Eh, wiesz, jak ja tego nie znoszę. - wzdrygnęłam się lekko, na myśl o kilku godzinach, spędzonych w galerii handlowej.
-Zrób to dla mnie. - uśmiechnęła się ciepło, czego nie potrafiłam nie odwzajemnić.
-Dobrze. - westchnęłam w końcu. - Pójdę tylko na górę po bluzę.
Z powrotem weszłam schodami na piętro, udając się do swojego pokoju. Spojrzałam na swoją skórzaną kurtkę, a następnie przeniosłam wzrok na bluzę, którą zostawił u mnie Justin. Przygryzłam dolną wargę, podchodząc do fotela. Powoli podniosłam z niego bluzę, wzruszając lekko ramionami. Założyłam ją na siebie, podciągając rękawy do łokci. Oczywiście, była na mnie za duża, jednak w niej czułam się jakoś... lepiej. Spryskałam się jeszcze perfumami i wyszłam z pokoju. Teraz czułam mieszankę swoich perfum i perfum Justina.
Po paru chwilach byłam na dole, gdzie moja mama wsuwała stopy w szpilki. Usiadłam na podłodze w przedpokoju i założyłam krótkie, różowe trampki, po czym wstałam, poprawiają, sięgającą mi za tyłek, szarą bluzę. Wyszłam za mamą z domu, kierując się w stronę jej białego audi, zaparkowanego na podjeździe. Wsiadłam na miejsce pasażera, czekając, aż mama usiądzie na fotelu kierowcy. Po chwili odpaliła silnik i wjechała na drogę.
-Czy ja tu czuję męskie perfumy? - moja mama zmarszczyła lekko brwi, pociągając nosem. - Cudowne męskie perfumy. - poprawiła, uśmiechając się delikatnie, przez co z moich ust uciekł cichy chichot.
-To perfumy Justina. - mruknęłam.
-Trzeba przyznać, że chłopak wie, co pociąga kobiety. - mruknęła, a ja poczułam, jak moja szczęka lekko opada.
-Mamo! - pisnęłam cicho.
-Ja tylko stwierdzam fakty. Ma gust. - wzruszyła lekko ramionami.
-Zauważyłam, że przestałaś go traktować jak zwykłego ćpuna i chyba zaczęłaś się do niego przekonywać. - mruknęłam, zakładając ręce na piersi.
-Wiesz, zmieniłam zdanie na jego temat, kiedy pomógł mi przeprosić cię. - spojrzała na mnie znacząco. - Chociaż rozmowa, którą odbyliśmy dzień prędzej przez telefon była straszna. - pokręciła głową, a wyraz jej twarzy lekko spoważniał.
-To znaczy? - uniosłam brwi, nagle zaciekawiona słowami mamy.
-Jakby to powiedzieć, ten człowiek proponował mi seks. - mruknęła, zaciskając ręce na kierownicy.
Nie mogłam, po prostu nie potrafiłam się powstrzymać i wybuchnęłam głośnym śmiechem. Pomimo tego, co zrobił mi Justin, jego poczucie humoru jest niezastąpione.
-Po nim można się spodziewać wszystkiego. - westchnęłam cicho.
No prawie wszystkiego. Nigdy nie spodziewałabym się, że Justin się we mnie zakocha. I wiem, że to, co mówił był szczere. Widziałam to w jego oczach.
-Tak swoją drogę, to skąd tu się wziął zapach perfum Justina? - ponownie zmarszczyła brwi, nie odrywając wzroku od drogi.
-Stąd. - mruknęłam, wskazując na bluzę szatyna, którą miałam na sobie.
Mama spojrzała na mnie ukradkiem, kiwając lekko głową.
-Nie wnikam, skąd masz jego rzeczy. Wierzę, że wiesz, co robisz.
-Mamo, po prostu zostawił u mnie tę bluzę. I tyle. - westchnęłam głośno, przeczesując palcami włosy.
-Bree, co on robił u ciebie? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Przyszedł na herbatkę. - przeróciłam oczami, wkładając ręce do kieszeni bluzy. Nagle poczułam w niej niewielki przedmiot. Wyciągnęłam go powoli, kiedy mama odwróciła się w moją stronę, zatrzymując się przed galerią handlową. Zrobiła zdziwioną minę, patrząc na opakowanie z prezerwatywą, które akurat trzymałam w ręce.
-Żeby nie było, to nie moje. - uniosłam ręce w górę, kręcąc lekko głową. - To bluza Justina i na prawdę nie wnikam w to, co on trzyma w kieszeniach.
-Dobrze... - powiedziała powoli, gasząc silnik - Może włóż mu to z powrotem, bo biedak będzie kiedyś w potrzebie, a tu okaże się, że koleżanka ukradła mu prezerwatywy.
Cholera, na prawdę zadziwiał mnie sposób, w jaki rozmawiałam ze swoją mamą. Czułam się na prawdę swobodnie, nawet pomimo tego, że rozmawiałyśmy o seksie. Właściwie, ten temat nie był dla mnie krępujący.
Schowałam gumkę z powrotem do kieszeni, a zamiast tego wyciągnęłam z niej zdjęcie. Kiedy odwróciłam je w moją stronę, mocno się zdziwiłam. Justin trzymał w kieszeni moje zdjęcie, kiedy miałam cztery latka i owinięta byłam w biały, puchowy ręczniczek.
-Nie dość, że zboczeniec, to jeszcze pedofil. - mruknęłam pod nosem, zwracając przy tym uwagę mojej mamy.
-A o kim mówisz? -spytała, będąc totalnie zdezorientowaną.
-O Justinie. - odparłam od razu. - Zobacz, co jeszcze znalazłam w jego kieszeni. - odwróciłam w stronę mamy zdjęcie.
-To słodkie. - uśmiechnęła się do obrazka.
-No ładnie wyszłam. - wzruszyłam lekko ramionami.
-To też, ale ja mówię o tym, że słodkie jest to, że Justin trzyma twoje zdjęcie w kieszeni. Wiesz, mógłby tam schować wizytówkę prostytutki z klubu nocnego, a zamiast tego nosi twoje zdjęcie. Czy to nie urocze?
-Mamo, od kiedy zaczęłaś tak lubić Justina, bo jeszcze niedawno zabraniałaś mi z nim nawet rozmwiać.
-Nie wiem. Chyba po prostu zobaczyłam, że mu na tobie zależy, a ty czułaś się przy nim szczęśliwa.
Kurwa, kolejna osoba, która mi to mówi, a ja nie potrafię temu zaprzeczyć.
-Mamo, możemy już iść? - mruknęłam cicho, łapiąc za klamkę od drzwi.
-Jasne, chodźmy. - zaśmiała się cicho na moją sprytną zmianę tematu, po czym otworzyła swoje drzwi i wyszła z samochodu.
Udałam się za nią w stronę wejścia do galerii. Kiedy tylko weszłyśmy do środka, poczułam to nieprzyjemne uczucie. Nie zrozumcie mnie źle, ja po prostu nienawidzę tego hałasu, tych świateł. Po prostu nie znoszę zakupów.
-To gdzie najpierw idziemy? - spytałam moja mama, odwracając się w moją stronę.
-Obojętnie. - westchnęłam, idąc krok w krok za nią.
Kobieta skręciła do pierwszego ze sklepów, od razu wpadając w szał zakupów. Powlekłam się do pierwszego z wieszaków, od niechcenia przeglądając ubrania.
-Mała! - usłyszałam za sobą krzyk, więc odwróciłam się w stronę dźwięku. W moją stronę kierował się Zayn oraz Brady, z rękoma schowanymi w kieszeniach.
-Hej. - przywitałam się, opierając się o wieszak z ubraniami. Nie zobaczyłam jednak, że jest on na kółkach i zaczął odjeżdżać. Już zamknęłam oczy, przygotowana na zderzenie z podłogą, kiedy poczułam duże dłonie na swojej talii, ratujące mnie przed upadkiem.
-Radzę ci uważać, po uderzysz się w ten swój piękny tyłeczek. - zaśmiał się cicho Zayn, stawiając mnie na ziemi.
-Dziękuję. - mruknęłam, zakładając ręce na piersi. - Od razu mówię, że jeśli chcecie rozmawiać o Justinie, dajcie sobie spokój.
-Bree, kurwa, on cię kocha. - Zayn wyrzucił ręce w powietrze.
-Zrozum, jeszcze nigdy nie widzieliśmy go w takim stanie. Przecież to dla ciebie chce skończyć z ćpaniem i wyjść na prostą. Dla ciebie chce się zmienić. - dodał Brady, patrząc mi prosto w oczy.
-Boże, rano Justin, później Jack mnie nachodzi, a teraz wy. - westchnęłam, przeczesując palcami włosy. - Rozumiem, że chcecie pomóc kumplowi, ale zrozumcie też, że ja potrzebuję czasu. Nagle dowiaduję się, że chłopak, któremu ufałam, którego kocham, okłamywał mnie przez cały ten czas. Zresztą, wy pewnie też o tym wiedzieliście i dobrze się bawiliście, patrząc, jak każdego dnia zakochuję się w nim coraz bardziej. Kurwa, znowu trafiłam na feceta, dla którego liczy się tylko seks.
-Bree, nie chcę cię urazić, ale wtedy nie wyglądałaś, jakbyś tego nie chciała. - mruknął cicho Zayn.
-Wiem o tym bardz dobrze. Wiem, co robię, jak jestem pijana. I mi już nawet nie o to chodzi. Oboje byliśmy pijani, dobrze. Tylko Justin o wszystkim wiedział. Zapewniał, że nie wykorzystałby mnie. Wszystko, co mówił, okazało się kłamstwem.
-Mała, on się zmienił, rozumiesz? On chce z tobą być, bo cię kocha. Jak głupi. Kiedy starał sie nam wytłumaczyć, co do ciebie czuje, to było cholernie szczere. I wiem dobrze, że... - przerwał mu odgłos szpilek.
-Bree, idziemy do... - przerwała, patrząc na chłopaków.
-Dzień dobry. - Zayn uśmiechnął się szeroko do mojej mamy.
-Witaj, chłopczyku. - mruknęłam, zakładając ręce na piersi.
-Miło znów panią widzieć. - wyszczerzył się chłopak.
Kobieta pokręciła z rozbawieniem głową, przekładając torby z zakupami do drugiej ręki.
-Bree, wybrałaś coś? - zwróciła się do mnie. - Czy wolisz chodzić w ubraniach Justina?
Chłopaki, jak na zawołanie spojrzeli na bluzę, którą miałam na sobie, a na ich ustach zakwitły szczere uśmiechy.
-Wolę chodzić w jego ciuchach. - mruknęłam cicho. - Możemy już iść? - jęknęłam, orientując się, że już miałam serdecznie dość tych zakupów, a byłyśmy dopiero w pierwszym sklepie.
-Niech ci będzie. - westchnęła, udając się w stronę wyjścia.
-Hej. - mruknęłam do chłopaków, idąc za mamą.
-Znasz tych chłopaków? - spytała od razu, kiedy tylko wyszłyśmy ze sklepu.
-Tak, to przyjaciele Justina. - odparłam, wkładając ręce do kieszeni jego bluzy.
Cholera, ta prezerwatywa na prawdę mnie rozprasza...
-Bree, czy ty musisz zadawać się ze wszystkimi narkomanami z tego miasta? - westchnęła, przeczesując włosy.
-Mamo, to, że ktoś jest narkomanem, nie znaczy, że jest "zły". - spojrzałam na nią sceptycznie. - A ty skąd znasz Zayna? Chyba nie zdradzasz tatusia. - zachichotałam cicho.
-Proszę cię. Przecież to zwykły gówniaż, chociaż muszę przyznać, że nie jest tak wulgarny, jak Justin. - pokręciła lekko głową. - Zayn miał sprawę w sądzie za pobicie, a ja byłam jego adwokatem. - wzruszyła lekko ramionami.
Kierowałyśmy się w stronę następnego sklepu, kiedy nagle ujrzałam, parę metrów przed sobą, postać.
-O nie... - mruknęłam cicho, kiedy moje tęczówki spotkały tęczówki Justina.
-Czy to nie twój przyjaciel, któremu kradniesz ubrania? - moja mama posłała mi znaczące spojrzenie.
-Możemy stąd iść? - spytałam cicho, ciągnąc ją za łokieć w przeciwnym kierunku, jednak zanim zdążyłam zrobić parę kroków, przede mną stanął Justin.
-Stęskniłem się za tobą. - mruknął, układając dłonie na mojej wąskiej talii i patrząc mi prosto w oczy.
-Zostaw mnie. - warknęłam cicho, starając się go wyminąć.
-Bree, kurwa, porozmawiaj ze mną. - jęknął, trzymając moje ciało, abym nie mogła odejść.
-Nie mamy o czym. Powiedziałam ci już wszystko. - kolejny raz chciałam zsunąć z siebie jego ręce. - Nie dotykaj mnie.
Szatyn, całkowicie ignorując moje słowa, wplątał palce w moje włosy i wręcz brutalnie wpił się w moje usta.
W tym momencie czułam się całkowicie rozbita. Z jednej strony chciałam odepchnąć go od siebie, jednak z drugiej, chciałam odwzajemnić pocałunek i najnormalniej w świecie się w niego wtulić.
Resztką sił odepchnęłam go od siebie, patrząc w szczęśliwe oczy Justina.
-Nie odepchnęłaś mnie od razu, co oznaczało, że ci zależy, tylko nie chcesz tego do siebie dopuścić. - oblizał powoli wargi, a na jego ustach gościł łobuzerski uśmiech.
Niewiele myśląc, uniosłam prawą rękę i uderzyłam szatyna w twarz.
-Może to da ci jasno do zrozumienia, że masz się ode mnie odpieprzyć. - warknęłam, a następnie wyminęłam go i ruszyłam dalej, nie oglądając się za siebie.
-Ja się nie poddam, słoneczko! - krzyknął, zwracając przy tym uwagę ludzi, przechodzących obok. Nie odwracając się, pozdrowiłam go środkowym palcem, oddalając się od chłopaka.
-Bree! - do moich uszu doszedł krzyk mamy. Zatrzymałam się na moment, czekając, aż do mnie dołączy. - Co to było? - spytała, kiedy tylko znalazła się obok mnie. - Myślałam, że jesteście przyjaciółmi.
-Ja też tak myślałam. - odwróciłam się twarzą do niej, a spod mojej powieki wypłynęła jedna, pojedyncza łza.
-Kochanie, ty płaczesz? - spytała z troską, głaszcząc mnie po policzku.
-Nie przejmuj się tym. - mruknęłam, ocierając wierzchem dłoni łzę.
Wtedy poczułam w kieszeni wibracje. Wyciągnęłam telefon, odblokowując go. Na ekranie pojawiła się jedna, nieprzeczytana wiadomość.
"Nie płacz, kochanie. Zawsze mogę cię pocieszyć... ;*"
Zacisnęłam mocniej komórkę w dłoni, widząc, że sms jest od Justina.
-Co się stało, skarbie? Wiesz, że mi możesz powiedzieć. - spojrzała na mnie łagodnie.
-Po prostu pokłóciłam się z Justinem i chcę, żeby się ode mnie odczepił, ale on jest zbyt uparty, żeby to zrozumieć.
-Bree, wy się całowaliście. - powiedziała niepewnie, obserwując moją reakcję.
-To on mnie pocałował. - burknęłam cicho. - Możemy iść dalej? Chcę jak najszybciej wrócić do domu. - dodałam, na co moja mama skinęła głową.
***
Wzięłam część toreb z bagażnika i udałam się z nimi w stronę domu. Weszłam do środka, stawiając rzeczy na podłodze w przedpokoju. Zdjęłam buty, kierując się do salonu, w którym siedział mój tata.
-Hej. - mruknęłam cicho, podchodząc do niego i całując go w policzek.
-No cześć, córeczko. Jak się udały zakupy? - spytał, odkładając laptopa na szklany stolik.
-Nic mi nie mów. Musiałam latać za mamą do każdego sklepu. - jęknęłam cicho.
-Bree! - usłyszałam krzyk mamy. - Idziemy do ciebie. Muszę zobaczyć, jakie ty masz ubrania. - założyła ręce na piersi. - Niech twój tatuś zobaczy, w czym ty chodzisz.
Ojciec spojrzał na bluzę, marszcząc brwi.
-Twoja córka chodzi w ubraniach dla chłopaka. - zaśmiała się cicho. - No już, skarbie. Idziemy do twojego pokoju.
Z głośnym westchnieniem skierowałam się w stronę schodów, wchodząc na górę. Kiedy mama znalazła się obok mnie, otworzyłam drzwi i... w tym momencie doznałam szoku.
Na moim oknie widniał ogromny napis, narysowany czerwoną farbą, który przedstawiał dwa słowa. Kocham cię...
Na całej podłodze porozsypywane były czerwone i różowe płatki kwiatów, a po pokoju porozwieszane balony w kształcie serc. Na mojej pościeli, tak samo, jak na oknie, napisane były te dwa, cholernie ważne słowa, a na poduszkach leżał wielki bukiet czerwonych róż, z doczepioną do nich małą karteczką. Podeszłam do łóżka i wzięłam do ręki kartkę, skanując ją wzrokiem.
"Mówiłem, że się nie poddam, niunia.
Ślicznie wyglądałaś w mojej bluzie.
Kocham Cię..."
-O Boże... - mruknęła moja mama, mierząc wzrokiem cały pokój. - No, kochanie. To kto jest tym twoim adoratorem? - spojrzała na mnie pytająco.
Bez słowa podałam jej małą karteczkę, siadając na łóżku. Patrzyłam na mamę, jak jej mina zmieniała się z każdą chwilą.
-Chłopak się zakochał... - mruknęła po chwili z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Zauważyłam... - westchnęłam, biorąc do ręki bukiet kwiatów. Wtuliłam go w siebie, mocno zaciągając się zapachem róż. Spojrzałam na wielki napis na swoim oknie oraz ten na kołdrze. Przeniosłam wzrok na czerwone balony w kształcie serc i dopiero teraz zobaczyłam, że na każdym z nich widnieje napis. Podeszłam do pierwszego, wiszącego najbliżej okna, łapiąc go w obie dłonie.
"Masz najpiękniejsze oczki na świecie..."
Spod mojej powieki wypłynęła pierwsza łza. Nic na to nie poradzę. Po prostu go kocham, a moje myśli toczą ze sobą zawziętą walkę.
"Jesteś moją pierwszą, największą i zdecydowanie jedyną miłością..."
Kurwa, nigdy nie sądziłam, że Justin potrafi być tak słodki, kochany, wrażliwy i... romantyczny. Tego ostatniego na pewno bym się po nim nie spodziewała.
"Wiesz, że każda chwila, spędzona z tobą, jest najpiękniejszą w moim życiu...?"
-Boże, czemu on musi taki być? Czemu musi mi to robić? - mruknęłam sama do siebie, jednak usłyszała to moja mama.
-Bree, co się dzieje między tobą, a Justinem? - podeszła do mnie i ułożyła mi dłoń na ramieniu.
-Kocham go... - wyrzuciłam z siebie, odwracając się w jej stronę. - Kocham go, rozumiesz? - w tym momencie rozpłakałam się, wtulając się w mamę.
-Widzę, że on ciebie też. - szepnęła mi do ucha, pocierając uspokajająco moje plecy. - Bree, przy nim jesteś szczęśliwa.
-Wiem. - wychlipałam, pociągając nosem.
-Kochanie, co się stało? - pogładziła mnie po policzku, siadając na łóżku, zasypanym płatkami róż.
-Zrobił coś, czego nie potrafię mu wybaczyć. - odparłam lekko wymijająco.
-Chcesz o tym porozmawiać? - spytała łagodnie, poklepując miejsce obok siebie.
-Chcę porozmawiać, ale nie chcę mówić dokładnie, o co chodzi, dobrze? - otarłam z policzków łzy.
-Oczywiście, kochanie. Powiesz tyle, ile będziesz chciała.
-Zrobił coś, a potem oszukiwał mnie przez bardzo długi czas. I dalej by to robił, gdybym nie dowiedziała się przez przypadek. I teraz wszyscy po kolei mnie nachodzą. Justin, potem Jack, a na koniec jeszcze Zayn i Brady. I każdy mówi mi to samo. Że mu na mnie zależy, że to dla mnie się zmienił, że mnie kocha i że chce ze mną być. A ja po prostu nie potrafię mu wybaczyć. I nie wiem, co musiałoby się stać, żebym mogła to zmienić.
-I wolisz być nieszczęśliwa? - spojrzała mi prosto w oczy. - Nie wiem, co zrobił Justin, ale moim zdaniem nie wybacza się zdrady. On cię chyba nie zdradził, prawda? - uniosła pytająco brwi, na co ja pokręciłam przecząco głową. - Oczywiście to zależy od ciebie, ale tym razem wezmę stronę chłopaków. Nie chcę, żebyś płakała i cierpiała.
-Nie potrafię tak po prostu o tym zapomnieć. - wychlipałam.
-Powiem ci jedno, skarbie. Cokolwiek mówiłam o Justinie na początku, teraz muszę przyznać, że się zmienił. - pogładziła mnie po ramieniu. - Kocha cię. A to jest chyba najważniejsze, prawda?
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Uf, wracam po mojej długiej przerwie. Tęskniliście? Bo ja bardzo ;*
Chciałam Wam cholernie podziękować za te wszystkie kochane słowa na asku. Jesteście tacy kochani ;*
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*
Ps. Hmm, chyba sobie skręciłam rękę, a może nawet obie. Wypieprzyłam się i od tamtej pory ciężko mi jest poruszać rękoma. Ehh... :/
sobota, 15 marca 2014
Rozdział 29...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Supeeeeeer <3
OdpowiedzUsuńCudowny !!! *.* <3
OdpowiedzUsuńOmg Justin jest taki słodki <3. Bree musi mu wybaczyć!
OdpowiedzUsuńnajlepszy !!!! niemoge sie doczekac nastepnego
OdpowiedzUsuńMEGA <3
OdpowiedzUsuńGenialne jak zawsze kocham cię ;* <3
OdpowiedzUsuńAaaaa!!!! Najlepszy rozdział !!! Czekam nn <3 ;*
OdpowiedzUsuńŚwietny jak zawsze! <3
OdpowiedzUsuńKocham ♥♥♥
OdpowiedzUsuńJezu, rozdział zdecydowanie najsłodszy na świecie, noooo <3 Hahahahha :D:D:D:D
OdpowiedzUsuńTaki romantyczny i taki aww <3 Justin tu jest zdecydowanie najlepszy noo, aajajajaj :333
To, jak od początku o nią walczy, a ona mu się opiera. A gdy uderzyła go w twarz, to byłam trochę zła.. I darłam się do ekranu. Halo! DZIEWCZYNO! Kocha Cię całym tym swoim serduszkiem, a Ty go odrzucasz!
Pomijając dziwne spojrzenie mojej mamy, mówiłam jeszcze inne różne, dziwne rzeczy, także nie wnikam w szczegóły xdd
Jejku, jeszcze ta słodka końcówka i ta piękna scena w pokoju <3
Mam nadzieję, że Bree wybaczy.
Musi, bo inaczej ją zabiję <3
Czekam na nn ;**
~ Drew.
angelsdonotdieyet.blogspot.com
Cuudnyy
OdpowiedzUsuńBLagam dodaj kolejny jak najszybciej. Nie wytrzumje tej presji <3
OdpowiedzUsuńNawet ni wiesz jak długo czekałam na ten. Dzień w dzień na komórce sprawdzam czy jest nowy rozdział i dizisaj patrze i w pisk. <3 Kocham ten blog :-)
uuuuu mam nadzieję że twoje ręce będą zdrowe xD :D
OdpowiedzUsuńuuuuu mam nadzieję że twoje ręce będą zdrowe xD :D
OdpowiedzUsuńSuper *_* Życzę zdrówka !
OdpowiedzUsuńCudny rozdział <3
OdpowiedzUsuńAwwww
OdpowiedzUsuńO mój boże wiesz jak teskniłam? Kocham <3
OdpowiedzUsuńCudowny :)
OdpowiedzUsuńBożżżżżeeeeee......!!!!!!!!!! Kocham Jusa jest taki sweeeeeeet!!!! Dawaj next jak najszybciej! Kochammmm Cięęęęęe ;d
OdpowiedzUsuńKOCHAM KOCHAM KOCHAM <333333333333
OdpowiedzUsuń"-Przepraszam, kochanie. Już bede cicho. Tylko chodź spać."
OdpowiedzUsuńO jezu, jezu... Jak moglas mi to zrobić? Jak mogłas to napisać? JAK SŁODKO.. nawet sobie nie wyobrażasz jaki miałam ogroomny uśmiech przyklejony do twarzy, czytając te słowa.
Szczerze?
Nie mam pojęcia co bym zrobiła na miejscu Bree.. Przecież tak pięknie wychodziło mu klamanie jej prosto e oczy, że nie chodzi mu tylko o seks i, że nie skrzywdził by jej, choć już to zrobił... Ale z drugiej strony.. Ten pokój. Nie przeszło mi nawet przez myśl, że Justin jest aż taki romantyczny hoho :)))
Hm, czy tylko mnie wkurzył tym sms w centrum handlowym? Pewnie miało to wyjść kompletnie inaczej, a ja to odebrałam po swojemu.
Hm, mama jaka zaskakująca zmiana nono. Ciekawe co powie gdy się dowie że Bree jest w ciąży. Myślę, że już nie będzie po stronie Justina, a co lepsze będzie chciała urwać mu siuśka i posiekać go na milion kawałeczków.
Pewnie zrobiłam uchylenie dużo błędów i mój komentarz jest bez składu i ładu, ale się nie gniewaj, bo musze pisać na tel :((
Hahahahahaha czemu jak przeczytałam, że skręciłaś chyba dwa nadgarstki to od razy wyobraziłam sobie ciebie spadającą z ogromnej góry z nartami jako wielka kula śniegu? Wiesz nogi poplatane z rękoma itd. Czemu ja tak mam? Haahaha.
Nie no, a teraz na poważnie.. Mam nadzieje, że ból szybko minie i twoje rączki będą jak nowonarodzone :)
.
love-is-hard-baby.blogspot.com
Rozdzial jak zwykle cudowny<3 uwielbiam twoje opowiadania, codziennie wchodzilam i patrzalam czy cos dodajesz mimo ze wiedzialam ze wracasz w weekend :D Jejku biedna, mam nadzieje ze przestanie Cie bolec raczka :) czekam na nastepny :*
OdpowiedzUsuńCudo
OdpowiedzUsuńSuper mama w akcji. Boże kiedyś jej nie lubiłam a teraz ją po prostu lovciam xD Rozdział boski :) Czekam nn <3 heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJapierdole!!! O kurwa mać!!!dziewczyno to jest najlepszy blog jakiego czytam, a jest ich jakieś 20! <33 kocham go strasznie;***** jesteś zajebista <33
OdpowiedzUsuńjeeeej taki romantyk z niego no no no ;*
OdpowiedzUsuńBree musi mu wybaczyć nie ma innej opcji
Justin zrobi wszystko *.*
Blog najlepszy nie ma drugiego tak świetnego opowiadania <3
NAJLEPSZE <3
OdpowiedzUsuńMega rozdzial *_________* czekam na nowy ♥
OdpowiedzUsuńO bożę lkbnrvfoirvkplbvn rkplbnrbtlkgbnrjhvekj <3 *,*
OdpowiedzUsuńCuuuuudonwe :* <3333
Jezuu jaki piękny <3 Tak szybko czas mija jak się go czyta :) Jak najszybciej dodawaj następny : >
OdpowiedzUsuńJezu . Ja pierdole. Jaki piękny rozdział . O moj boże ... biedna Bree . Widac ze go kocha i ze ją to boli ze on ja zranil . A justin ? O jezu. On z każdym rozdziałem mnie zadziwia .. taki slodziak haha te balony i wgl pokój . Omfg. Rozplywam sie. <3
OdpowiedzUsuńtrue-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
OMG CUDOWNE ;)
OdpowiedzUsuń