***Oczami Bree***
Szatyn zaparkował na podjeździe przed swoim domem. Wyszedł z samochodu i otworzył drzwi od mojej strony, podając mi dłoń. Chwyciłam ją i wysiadłam z wnętrza. Chłopak objął mnie ramieniem, prowadząc w stronę wejścia do budynku. Zdjęłam kurtkę oraz buty, odwracając się w stronę Justina. Zachowywał się dość dziwnie. Przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. Zamknął drzwi wejściowe na klucz, przez co moje brwi, jeszcze bardziej się zmarszczyły.
-Justin, co ty ro... - przerwałam nagle, kiedy poczułam duże dłonie na swoich ramionach. - Ryan... - wyszeptałam, zamykając oczy.
-Bree, proszę, porozmawiaj ze mną. - mruknął cicho, jednak ja wyrwałam się z jego uścisku, bez słowa kierując się w stronę wyjścia. Drogę zagrodził mi jednak Justin. Złapał mnie w pasie i uniemożliwił zrobienie kolejnego kroku.
-Justin, kurwa, puść mnie. Nie chcę z nim rozmawiać. - warknęłam, uderzając go w klatkę piersiową.
-Nie mam zamiaru. - odparł pewnie, łapiąc moje nadgarstki jedną ręką.
-Wiesz, że przetrzymujesz mnie tu wbrew mojej woli? - syknęłam do niego, z mordem w oczach.
-Mam prawo, należysz do mnie. - na jego ustach powstał łobuzerski uśmieszek.
-Chciałbyś. - uderzyłam go z łokcia w brzuch, co sprawiło, że puścił mnie gwałtownie.
Podbiegłam do drzwi wyjściowych i złapałam za klamkę, jednak nie mogłam wyjść, bo Justin zamknął je na klucz.
-Chyba potrzebujesz tego. - szatyn obkręcił na palcu mały, metalowy przedmiot.
-Ugh, teraz zachowujesz się, jak Austin. Też masz zamiar mnie przetrzymywać? - spytałam łagodniej, unosząc obie brwi w górę. To jakby chwyciło go za serce, ponieważ jego uśmieszek nagle wyparował, a jego miejsce zajęła troska.
-Bree, daj mi cokolwiek wytłumaczyć. Ja musiałem to zrobić. Po prostu musiałem. - zza szatyna wyszedł Ryan, z rękoma schowanymi do kieszeni.
Z głośnym westchnieniem odwróciłam się w jego stronę, zakładając ręce na piersi.
-Dlaczego? - mimo że starałam się to ukryć, w moim głosie słychać było żal.
-Z dwóch powodów. Po pierwsze, nie chciałem iść siedzieć, a po drugie, nie chciałem, żeby stała ci się krzywda.
-Dlaczego niby miałoby mi się coś stać? - zmarszczyłam brwi, starając się znaleźć w jego słowach jakiekolwiek połączenie.
Justin i Ryan wymienili znaczące spojrzenia. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Byłam zdezorientowana. W ogóle, w dalszym ciągu nie wierzyłam, że mój brat, osoba, która nie żyje od dwóch lat, stoi teraz przede mną.
-Zabiłem człowieka. Znalazł się jakiś skurwiel, który miał na to dowody i groził, że przekaże nagranie policji. Kiedy chciałem wyjechać z miasta, powiedział, że mam upozorować własną śmierć, bo inaczej zrobi coś tobie. - spojrzał na mnie z błaganiem w oczach. - Bree, przecież wiesz, że nie chciałem cię zostawiać. Przez całe dwa lata myślałem co robisz, co się u ciebie zmieniło. I nie mogłem się doczekać, aż w końcu znowu będę mógł cię zobaczyć.
Spod moich powiek zaczęły wypływać łzy. I chociaż w szkole przyżekałam sobie, że się nie rozkleję i nie wybaczę mu od razu, wymiękłam. Zrzuciłam z ramienia torbę, która wylądowała na podłodze i pobiegłam w stronę Ryana. Wskoczyłam na niego, oplątując nogi wokół jego pasa, a ręce dookoła szyi. Wtuliłam się w brata, czując, jak odwzajemnia uścisk.
-Tęskniłam, Ry. Tak cholernie tęskniłam. - wyszeptałam, zamykając oczy.
-Ja też, mała. Uwierz mi... - odparł, jedną rękę trzymając pod moimi udami, natomiast drugą owiniętą wokół mojej talii. - Ale dlaczego ty jesteś taka lekka? - mruknął po chwili, łącząc ze sobą swoje gęste brwi.
-Jezu, jestem 'normalna'. - zaakcentowałam ostatnie słowo. - Odpieprzcie się wreszcie ode mnie. - przewróciłam teatralnie oczami, na co Ryan zachichotał i postawił mnie na ziemi.
-Przepraszam, Bree. Po prostu chciałem, żebyś była bezpieczna. - ponownie wsunął dłonie do kieszeni.
-Dlaczego zabiłeś człowieka? - spytałam, przypatrując mu się uważnie. Nie byłam przerażona, ponieważ sama nie raz widziałam, do jakiego stopnia można zostać pobitym.
-Już nawet nie pamiętam. Zaczęło się zwykłą szarpaniną, a skończyło się..., no, tak, jak się skończyło.
-Kto cię szantażował? - miało to wyjść, jak pytanie, lecz bardziej zabrzmiało, jak rozkaz. Chciałam wiedzieć, kto pozbawił mnie brata na dwa lata.
-Nie mam pojęcia. Nie znam gościa. - Ryan wzruszył ramionami, jakby nie był tym w ogóle przejęty.
-Na prawdę nie interesuje was, kto ma takie dziwne pomysły? - założyłam ręce na piersi, opierając ciężar ciała na jednej nodze. - Przecież gdyby to był znajomy tego zabitego, to normalne, że chciałby zgłosić to na policję. Komuś najwyraźniej bardzo zależało na tym, aby pozbyć się ciebie na jakiś czas. Tylko komu?
-Nie mam pojęcia, ale ważne, że już wróciłem. I ostrzegam, że od dzisiaj będę was pilnował. Nie zostaniecie nawet na moment sami. - posłał mi i szatynowi ostrzegawcze spojrzenia.
-Serio, Ryan? - nasze szczęki jednocześnie opadły.
-Dokładnie. Od teraz obowiązuje was odstęp dwóch metrów. Za każde złamanie zakazu, dokładam dwadzieścia centymetrów.
Moja mina musiała być w tym momencie przezabawna. Wpatrywałam się w niego tępym wzrokiem, z lekko uchylonymi ustami.
-Pierdol się, idioto. - mruknął z rozbawieniem Justin, a następnie podszedł do mnie, wplątał palce w moje włosy i rozbił swoje wargi o moje.
Po chwili jednak został wręcz odciągnięty przez mojego brata.
-Powiedziałem ci, kurwa, że masz się do niej nie zbliżać. - warknął, popychając szatyna na ścianę. Obserwowałam całe to zajście z rozbawieniem na twarzy. No bo jak może odciągać ode mnie mojego chłopaka, kiedy jedynie się całujemy, skoro ze sobą sypiamy?
-Ja pierdole. Wbij sobie do tego pustego łba, że twoja siostra jest moją dziewczyną, którą kocham ponad życie. Całuję się z nią, pieprzę się z nią i Bóg wie, co jeszcze. - mruknął Justin, odpychając od siebie Ryana.
-Ale ona jest, kurwa, moją siostrą, a ty najlepszym przyjaciele. - zacisnął pięści, zbliżając się do Justina. Wymierzył mu uderzenie w szczękę, jednak szatyn zrobił unik, uderzając mojego brata w brzuch.
Zrozumiałam, że atmosfera robi się zbyt napięta, dlatego szybko podbiegłam do chłopaków, stając między nimi. Już chciałam ich od siebie odepchnąć, kiedy zobaczyłam, że pięść Ryana wycelowana jest w nos Justina. Jednak przed Justinem stałam ja. Pospiesznie ukucnęłam, aby nie oberwać od brata. Zachwiałam się do tyłu, więc moje ręce automatycznie złapały za nogawki spodni Ryana i Justina. W tym momencie otrząsnęli się i spojrzeli w dół, prosto na mnie.
-No, w końcu któryś mnie zauważył. - mruknęłam pod nosem, układając swoje dłonie na wyciągniętych dłoniach Justina. Wstałam i umiejscowiłam się pomiędzy nimi.
-Ty... - zwróciłam się do szatyna. - Cokolwiek by się nie działo, nie masz prawa bić mojego brata. A ty... - tym razem odwróciłam się twarzą do Ryana. - Nie masz prawa bić mojego chłopaka i musisz zrozumieć, że nie jestem trzynastoletnią dziewicą, którą pmiętasz sprzed dwóch lat. - do moich uszu doszedł dźwięk chichotu szatyna, przez co kopnęłam go w kostkę.
-Postaram się, ale niczego nie obiecuję. - blondyn uniósł w górę ręcę. - A wieczorem będę potrzebował waszej pomocy. Chciałbym kogoś odwiedzić...
***
Dziewczyna pożegnała się z chłopakami i powoli podeszła pod jeden z domów. Na dworze panowały zupełne ciemności, dzięki czemu nikt nie mógł jej zobaczyć. Ostrożnie złapała za klamkę i weszła do wnętrza budynku. Rozejrzała się po salonie, a następnie skierowała się w stronę komody, na której stał szklany wazon. Wzięła go w obie dłonie i rzuciła nim o podłogę. Wazon rozbił się na tysiące kawałków, przez co dziewczyna skrzywiła się lekko. Pospiesznie podbiegła do kanapy i usiadła na niej, prostując swoje ubrania.
Huk z dołu obudził, śpiącą na górze, Jenifer, byłą dziewczynę Ryana. Odkryła kołdrę i, z lekkim strachem, zeszła na dół. Jej brwi powędrowały ku górze, kiedy zobaczyła na swojej kanapie siedzącą, uśmiechniętą Bree. Od zawsze uważała ją za wroga, a jej nienawiść do szatynki nasiliła się w momencie, kiedy zobaczyła ją razem z Justinem.
-Co ty tu, do cholery jasnej, robisz!? - krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze.
-Przyszłam cię odwiedzić. - piętnastolatka posłała jej promienny uśmiech. - Nie cieszysz się? - z trudem powstrzymywała wybuch śmiechu, kiedy patrzyła na zdeorientowaną minę Jenifer.
-Wypierdalaj z mojego domu. - dziewczyna wskazała jej drzwi, sycząc przez zaciśnięte zęby.
-Cholera, myślałam, że urządzimy sobie taki babski wieczór, ale skoro nie chcesz, to nie będę ci się narzucać. - szatynka, udając zawiedzioną, podeszła bliżej Jenifer. - Pamiętaj jednak, że to nie koniec niespodzianek. Czasami może wydarzyć się coś, czego w życiu byś się nie spodziewała. - zachichotała cicho, po czym, tanecznym krokiem udała się w stronę wyjścia.
Kiedy znalazła się na dworze, ruszyła do samochodu szatyna. Wsunęła się na tylne siedzenia, parskając śmiechem.
-Jej mina była bezcenna. - wydusiła w stronę chłopaków. - To będzie piękne przedstawienie.
-Więc teraz moja kolej. - Justin przeciągnął się na fotelu kierowcy, a na jego twarzy ukształtował się łobuzerski uśmiech. - Tylko się pospieszcie, bo faktycznie wyląduję z nią w łóżku.
-Tylko spróbuj. - Bree zmarszczyła brwi, jednak po chwili wszyscy wybuchnęli śmiechem
Parę minut później Justin wysiadł z samochodu, kierując się w stronę domu Jenifer. Wszedł przez drzwi wejściowe i trzasnął nimi, aby ponownie obudzić Jenifer. Po chwili usłyszał na schodach kroki.
-Przestań mnie nękać, wariatko! Czy ja ci... - przerwała nagle, kiedy zorientowała się, że nie stoi przed nią Bree, tylko Justin.
-Nasze spotkanie w szkole uważam jako zaproszenie. - oblizał powoli wargi, podchodząc do niej.
Dziewczyna patrzyła na szatyna z uwielbieniem w oczach. Kiedy zbliżył się do niej i ułożył dłonie na jej szczupłej talii, całkowicie odpłynęła. Szatyn sunął rękoma po jej bokach, mentalnie przewracając oczami. Jenifer była tak skupiona na Justinie i jego ruchach, że nie zauważyła nawet, jak Ryan i Bree weszli po cichu do jej domu, zamykając się w łazience. Rodzeństwo stanęło przed lustrem, wyciągając z kieszeni opkowania ze sztuczną krwią. Szatynka ściągnęła z siebie bluzę, pozostając w białej, dopasowanej bokserce. Wyjęła z torby szczotkę do włosów i zaczęła je tapirować, nadając sobie tym samym wygląd obłąkanej, lub psychicznie chorej. Otworzyła jedną z szafek i wyjęła z niej puder, należący do Jenifer. Zaczęła nakładać go na odsłonięte części ciała Ryana, prawiając, że wyglądał dużo bladziej, niż normalny człowiek. Wylała na dłonie trochę sztucznej krwi i przejechała ręką po białej koszulce Ryana oraz swojej. Następnie utworzyła czerwone ślady na swojej twarzy, ramionach i szyi. Ryan zrobił to samo, chichocząc pod nosem.
-Ej, a jeśli Justin zdąży zaliczyć Jenifer? - szatynka ułożyła, brudne od krwi, dłonie na biodrach.
-Nie martw się. Zabiję go od razu. - blondyn wzruszył ramionami.
-Okej. - odparła Bree, uśmiechając się promiennie.
Ryan wziął czerwoną szminkę swojej byłej dziewczyny i otworzył ją, przykładając do dużego lustra. Napisał na szkle słowo "morderca", odkładając przedmiot z powrotem na półkę. Po cichu wyszli z łazienki, rozglądając się po salonie, w którym nie było śladu po Justinie i Jenifer.
-Już czas... - szepnęła Bree, dając bratu znak.
W tym samym czasie, Justin i Jenifer weszli razem do sypialni dziewczyny. Szatyn przyparł jej ciało do ściany, przywierając wargami do jej rozgrzanej szyi. Zaczał składać na niej pocałunki, jedną ręką jeżdżąc po jej półnagim ciele.
-Stęskniłam się za tobą, Justin. - mruknęła cicho, wplątując palce w jego włosy. - Ty i ta idiotka jesteście razem?
-Bree nie musi o tym wiedzieć, nie sądzisz? - gdy jego ciepły oddech odbił się od jej szyi, dziewczyna zadrżała. - Przygotuj się na mnie, skarbie. Pójdę tylko do łazienki. - wymruczał jej seksownie do ucha i puścił do niej oczko, zniakając za drzwiami kolejnego pomieszczenia.
Powstrzymując śmiech, wyciągnął z kieszeni opakowanie ze sztuczną krwią i rozlał je na podłodze, torując drogę do okna. Wyskoczył przez nie, biegnąc w stronę wejścia do domu.
-Kotku, jesteś tam? - Jenifer delikatnie zapukała w drzwi od łazienki, jednak kiedy nie otrzymała odpowiedzi, weszła do środka. Serce podeszło jej do gardła, kiedy zobczyła na kafelkach pełno krwi. Przyłożyła dłoń do ust, a w jej oczach zebrały się łzy, chociaż sama nie wiedziała dokładnie, dlaczego.
W tym samym czasie Ryan wszedł przez otwarte drzwi balkonowe do pokoju swojej byłej i pospiesznie złapał jej telefon.
"Czekam w swojej sypialni..."
Takiej treści sms'a wysłał do Austina, po czym, cały w sztucznej krwi, ułożył się na łóżku. Jenifer ze łzami w oczach wyszła z łazienki, a kiedy tylko zobaczyła Ryana, wydała z siebie przeraźliwy pisk, na co blondyn jedynie zachichotał.
-Nie spodziewałaś się, kochanie, że się jeszcze kiedyś spotkamy, prawda? - szepnął z cwaniackim uśmieszkiem na ustach.
-Prze - przecież ty nie - nie żyjesz... - wydusiła przez łzy.
-Wiem. - Ryan dalej grał głupiego. - Wiem, że nie żyję. Nie musiałaś mi o tym tak brutalnie przypominać. - złapał się za serce, robiąc smutną minkę.
-To - to dlaczego tu jesteś? - wyjąkała, cofając się.
-Bo się za tobą stęskniłem. - przyparł jej ciało do ściany, wsuwając dziewiętnastolatce ręce bod koszulkę.
-Nie - nie dotykaj mnie. - wydukała z przerażeniem. - Nie dotykaj mnie! Ty nie żyjesz! - wyrwała się z jego objęć, uciekając w stronę drzwi.
W międzyczasie, kiedy Justin dotarł do drzwi wejściowych, wszedł do salonu. Zastał tam Bree, klęczącą na podłodze. Obok niej widniała duż plama ze sztucznej krwi.
-Witam, kochanie. - mruknąłem do niej, składajac krótki pocałunek na jej wargach.
-Jeśli mi powiesz, że nie myłeś się po całowaniu Jenifer, to cię uduszę. - parsknęła śmiechem, udając obrzydzenie.
Justin położył się na brzuchu w kałuży krwi, a szatynka zaczęła tworzyć na jego twarzy, ramionach oraz koszulce czerwone ślady. Obok niego ułożyła zakrwawiony nóż, a kiedy usłyszała krzyk Jennifer, odsunęła się od swojego chłopaka, puszczając do niego oczko.
Właścicielka domu zbiegła po schodach. Nagle stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła na podłodze ciało Justin, całe we krwi.
-Nie! - z jej ust wydostał się przeraźliwy krzyk. Jej ciało zaczęło drżeć, kiedy upadła na kolana w kałuży krwi.
W tym momencie, od tyłu, podeszła do niej Bree, cała we krwi. Ułożyła jej ręce na ramionach, przez co dziewczyna podskoczyła nagle.
-Ostrzegałam, że spotka cię coś złego... - wyszeptała jej do ucha, brudząc dłońmi jej skórę.
-Zostaw mnie w spokoju! - pisnęła blondynka, z obłąkaniem w oczach odwracając się w stronę Bree.
W tym momencie z góry zszedł Ryan. Kiedy spojrzał na ciało Justina, na jego ustach pojawił się wyćwiczony uśmiech.
-Dobrze, siostrzyczko. - podszedł do Bree i przytulił ją do siebie. - Pozbyłaś się Biebera. Jestem z ciebie dumny.
-Dla ciebie wszystko. - odparła krótko.
-Teraz została nam już tylko jedna osoba... - Ryan wymówił każde z tych słów głośno i wyraźnie. Oczy Jenifer rozszerzyły się kilkukrotnie, kiedy zaczęła się cofać w stronę łazienki. Zamknęła się w pomiszczeniu i ze łzami w oczach spojrzała na lustro, na którym widniał czerwony napis. Wydała z siebie ogłuszający pisk, wybiegając z łazienki. Niemal natychmiast wpadła w ramiona Ryana.
Bree natomiast skierowała się do łazienki. Ułożyła sie bokiem na podłodze, rozlewając koło swojej głowy trochę sztucznej krwi.
-Zostawcie mnie w spokoju! - krzyknęła Jenifer, łapiąc nóż, leżący na podłodze.
-Skarbie, na prawdę chcesz zabić zmarłego? - uniósł brwi, zakładając ręce na piersi.
-Zrobię wszystko, żebyś tylko stąd zniknął! - wrzasnęła, wymierzając w niego nożem.
-Odłóż to, bo się skaleczysz. - prychnął pod nosem, jednak dziewczyna nie posłuchała go, tylko zaczęła szarpać za swoje włosy.
Justin, który całej tej sytuacji przyglądał się z podłogi, musiał się na prawdę starać, żeby nie parsknąć śmiechem. Niesamowicie bawiła go cała ta sytuacja i nic nie mógł na to poradzić.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się, a do środka wszedł Austin. Stanął nagle, kiedy jego wzrok padł na Jenifer, trzymającej w dłoni nóż, a następnie na Justinie, leżącym w kałuży krwi.
-Co to, kurwa, jest!? - wrzasnął, szarpiąc z frustracją za swoje włosy.
W tym momencie zza ściany wyłoniła się postać Ryana.
-Słyszałem, że zrobiłeś z mojej siostrzyczki narkomankę. - zaczął, oblizując powoli wargi.
Strach zawładnął każdą częścią ciała Austina. Wpatrywał się tępo w blondyna, starając się coś powiedzieć.
-Prze - przecież ty, kurwa, nie żyjesz... - wyjąkał, podpierając się ściany.
Ryan wybuchnął melodyjnym śmiechem.
-Oczywiście, że nie żyję. - przewrócił oczami. - Jestem wspomnieniem, zamkniętym w ludzkim ciele, które będzie was dręczyć do końca waszego nędznego życia. - można powiedzieć, że wręcz wypluł te słowa z obrzydzeniem.
-On... on nie żyje? - Austin podszedł do, leżącego na ziemi, szatyna. Spojrzał na niego z góry, a następnie na nóż, w ręce Jenifer.
-Ta pieprzona Bree i...
-Co z Bree? - brunet zareagował niemal natychmiast. - Gdzie ona jest!? - w jego głosie było słychać przerażenie.
-Zapytaj jej. - Ryan przeniósł wzrok na Jenifer.
-Kurwa, masz mi powiedzieć, gdzie jest Bree! - wrzasnął chłopak, potrząsając jej ramionami.
-Ona... w łazience... - zdezorientowana dziewczyna nie potrafiła zbudować pełnego zdania.
Austin niemal natychmiast pobiegł do wskazanego pomieszczenia. W jego oczach zebrały się łzy, kiedy zobaczył małą osóbkę, leżącą na podłodze, w kałuży krwi. Upadł przed nią na kolana, odgarniając kosmyki włosów z jej twarzy. Pogładził ją po policzku, a pojedyncze łzy zaczęły skapywać z jego oczu, na kafelkową podłogę w łazience.
W tym momencie coś chwyciło Bree za serce. W końcu, kiedyś go kochała i nie chciała go widzieć w takim stanie. Dobrze, chciała się na nim zemścić, ale nie miała pojęcia, że brunet zareaguje tak emocjonalnie. Powoli otworzyła oczy, a kiedy Austin chciał wydać z siebie krzyk, zasłoniła mu usta dłonią.
-Po prostu się uspokój. - mruknęła, zła na siebie, że nie potrafiła zignorować jego łez.
-Żyjesz!? - z jego ust wydostał się głuchy krzyk.
-Zamknij się, błagam cię.
Justin, leżąc na podłodze, przyglądał sie Jenifer, która z obłąkaniem w oczach wymierzała ciosy nożem w powietrzu. Po prostu nie wytrzymał i parsknął przerażająco głośnym śmiechem, podnosząc się do pozycji siedzącej. Ryan również wybuchnął śmiechem, podchodząc do Justina i przybijając z nim piątkę.
-Boże, twoja mina była lepsza niż wtedy, kiedy dochodziłaś. - szatyn ponownie wybuchnął śmiechem, a z jego oczu wyleciały łzy. - Dobra, Bree! Koniec przedstawienia!
Razem z Ryanem podeszli do drzwi od łazienki, zastając w środku przedziwny obrazek. Bree siedziała zdezorientowana na podłodze, a przed nią klęczał Austin, wtulony w jej ciało. Drżał lekko, co oznaczało, że płakał. Nikt nie spodziewał się takiej reakcji z jego strony. Dopiero teraz zrozumieli, że z Jenifer była inna historia. Bree, podczas planowania całego tego przedstawienia, nie chciała się zgodzić, aby wplątać w to Austina, jednak chłopaki postawili na swoim. Teraz nawet im zrobiło się szkoda bruneta. Pokazał, że również ma uczucia.
Dziewczyna niepewnie objęła swojego byłego chłopaka w pasie, opierając brodę na jego ramieniu. Pogładziła go po plecach, a spod jej powieki uciekła jedna, jedyna łza. Miała cholerne wyrzuty sumienia, jednak teraz było już za późno. Nie potrafiła go nawet uspokoić, ponieważ brunet nie przestawał płakać.
-Austin, spokojnie. - szepnęła. - Żyję i nic mi nie jest.
-Kurwa, wiesz, że jeśli to okazałoby się prawdą, od razu poszedłbym skoczyć z mostu. - wychlipał w jej szyję, pociągając nosem.
-Austin, przepraszam, to nie miało tak wyjść. - szatynka czuła się jeszcze gorzej. - Proszę cię, nie płacz.
-Jak mam, kurwa, nie płakać. - odsunął się od niej, obejmując twarz piętnastolatki dłońmi. - Przecież ja cię kocham.
W tym momencie coś ukuło szatynkę w serce. Nigdy nie widziała łez Austina, a w tym momencie było ich mnustwo. Widziała po jego oczach, że ten jeden raz powiedział to szczerze. Wyznał swoje uczucia i nie kłamał.
Bree spojrzała na Justina, na którego twarzy widniało lekkie współczucie. Doskonale rozumiał, jak czuł się Austin. I chociaż jeszcze do niedawna go nienawidził, w tym momencie to uczucie jakby odeszło. Wypłynęło razem ze łzami bruneta.
-Austin, przepraszam cię, ale ja już nic nie czuję. Jestem zakochana w kimś innym. - wyszeptała, przygryzając delikatnie dolną wargę. - Możemy zostać przyjaciółmi. - uśmiechnęła się do niego delikatnie, gładząc go po policzku.
-Zawsze coś. - zaśmiał się cicho, ocierając rękawem łzy. Odwrócił się powoli w stronę Ryana, marszcząc brwi. - Ty w końcu żyjesz, czy zdechłeś, bo ja już nic nie rozumiem.
-Na twoje nieszczęście żyję. - zachichotał, opierając się o framugę.
Austin wstał i otrzepał lekko krew ze swoich kolan. Udał się w stronę drzwi, jednak zanim wyszedł, stanął twarzą w twarz z Justinem.
-To ty jesteś tym szczęściarzem, prawda? - wsunął dłonie do kieszeni, kiedy szatyn skinął głową. - Zaopiekuj się nią i nie bądź takim hujem, jakim byłem ja...
~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Wyrobiłam się dzisiaj, więc dzisiaj dodaję ;*
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*
sobota, 22 marca 2014
Rozdział 34...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O bo że !!! <3
OdpowiedzUsuńHAHAHA śmieje jak pojebana. Nie mogę kurwa ! Hahsha ♥
Hahahaha Jenifer !! ;*
OdpowiedzUsuńJdhidbrujfjfjfne tylko tyle umiem napisać !! <3
Awwww
OdpowiedzUsuńujgxjssjahjxxjfshjcnxjs Kooooocham Cie <3
OdpowiedzUsuńOmggg rozdzial zajebisty xD
OdpowiedzUsuńAż żal mi się zrobiło Austina ;/
OdpowiedzUsuńHahahahahaa kocham :) po prostu coie kocham za ten rozdzial :)
OdpowiedzUsuńTakie male przedstwienie a dało mi tyle ubawu(i pewnie inym tez) ze najlepsza komedia mnie tak nie rozbawila :)
Brawa za ten kawał :) a tak wogóle to zrobilo mi sie szkoda Austina :( a naprawde go nie lubilam na poczatku :/
Dobra. Rozdzial jak zwykle cudowny, wspanialy i niesamowity :)
Do nastepnego :* ♥♡♥
Moja myszuniu raz dwa i kolejny pisać <3
OdpowiedzUsuńFhhfsefhuhgewfjoyfv
OdpowiedzUsuńSorry ale więcej nie powiem. Zresztą to znaczy więcej niż tysiąc słów :-P
Kocham <3
OdpowiedzUsuńHAHAHAHAHAHAH PAULA ŚMIAŁAM SIE JAK GŁUPI,A KOŃCÓWKA SŁODKA:*
OdpowiedzUsuńjeju, to się działo w tych dwóch rozdziałach..
OdpowiedzUsuńahhahahaaaha rozśmieszyła mnie max ta sytuacja jak Ryan do justina i bree, że mają się od siebie trzymać 2m, a jak się zbliżą, za każdym razem doda do tego 20 cm.
aaa.. to teraz już się wszystko pięknie wyjaśniło z panem, który niby umarł a po dwóch latach przychodzi sobie jakby nigdy nic :))))
ciekawe co będzie jak zauważą go rodzice, bo pewnie go zauważą.. jeju ja to bym zawału dostała, serio :o
ej, czy tylko mi zrobiło się szkoda Austina? Jeju, jak biedny się rozpłakał!
nigdy, przenigdy nie powiedziałabym, że tak zareaguje, serio.
i jeszcze to ostatnie zdanie:
"Zaopiekuj się nią i nie bądź takim hujem, jakim byłem ja..."
kochany :((
hm, coś myślę, że pomiędzy nim a Bree jeszcze coś będzie i nas ostro zaskoczą :))))
kc max skarbie i czekam na następny! <3
http://love-is-hard-baby.blogspot.com/
Zajebisty poprostu zajebist aż brak mi słów kocham <3
OdpowiedzUsuńŚwietny *-* Czekam nn <3
OdpowiedzUsuńheartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
;) to było piękne i jeszcze ten Austin OMG
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIE najlepszy blog ever !!!!!!!! <3 <3
OdpowiedzUsuńHahahaha o kurwa ;D
OdpowiedzUsuńZajebisty, cudowny <3
Przez cały rozdział smialam jak pojebana ;**
Pozdrawiam i weny życzę ;*)
ja pierdole.. popłakałam się ze śmiechu. jejku. co za debile hahahahha
OdpowiedzUsuńja na miejscu Jenifer zamknęłabym sie w pokoju i nie wychodziła. albo bym zawa'u dostała.. ;o
nie no to było takie idealne. cały czas nie mogłam opanować śmiechu. potrzebny mi byl ten rozdział dzisiaj hahaha.
jejku jak sobie przypomne hajhaha nie moge...
biedny Austin.. ale i tak go nie lubie za to co zrobil Bree.
Boziu to było takie słodkie jak Bree wskoczyła na jej brata, albo Austin powiedział, że by sie zabił jakby to była prawda. aww
kocham cię, świetny rozdział, jesteś genialna skarbie ;*
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
ale jajcarze z nich no no no :*
OdpowiedzUsuńświetne przedstawienie hahaha :D
rozdział też świetny :D
Hhahha zajebisty rozdział !!! xD Czekam nn <3 ;*
OdpowiedzUsuńahahahaha KOCHAM <3
OdpowiedzUsuńsuper <3
OdpowiedzUsuńHahahah zajebisty rozdział :D kocham cię <3 czekam nn ;**
OdpowiedzUsuńjejku czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńKocham Cie i pisz dalej bo masz talent <3
OdpowiedzUsuńAhahaha ale beka! :D Szkoda mi trochę Austina, ale i tak wolę żeby Justin był z Bree.
OdpowiedzUsuńO mój Boże!!!!! NAJLEPSZY BLOG EVER!!!!! Czekam nn i zycze weny :)
OdpowiedzUsuń@TheKlaudiaK
Hahahaha OMG !! ;*
OdpowiedzUsuń<3<3<3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuńPrzez cały rozdział, śmiałam się jak głupia, a dopiero na koniec zauważyłam, że przy scenie z Austinem, popłakałam się. Poważnie. Sama w to nie wierzyłam, bo ja zazwyczaj się nie kruszę, tak szybko i w ogóle, a tu nagle takie coś..
OdpowiedzUsuńOgólnie, bardzo fajnie Ci wyszedł, ten żart Bree, Justina i Ryana i super, że Bree wybaczyła braciszkowi, no bo w końcu zrobił to po części dla niej. To by było nie fair, gdyby chowała urazę.
I potem ta krew wszędzie u Jeniffer i jej panika, hahhaha :D
Good joke :3
No i na końcu biedny Austin.. Myślałam na początku, że to też będą świetne jaja, a on po prostu się rozkleił, gdy zobaczył "martwą" Bree. Myślę, że w tym momencie, gdy się do niej przytulił, w moich oczach stanęły łzy.
To takie okropne, gdy on cierpi, a oni myśleli, że to będzie świetna zabawa, ale z drugiej strony nikt nie mógł przewidzieć takiej reakcji ;/
Ogólnie rzecz mówiąc, wywołałaś u mnie falę różnorodnych uczuć, co oczywiście jest plusem i uwielbiam takie rozdziały :3
Wybacz, że nie skomentowałam wcześniejszego, ale po prostu nie było mnie jeden dzień i tu nagle dwa rozdziały do odrobienia, ahhaha : oo
Czekam na kolejny <3
~ Drew.
glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com
angelsdonotdieyet.blogspot.com
Zarombisty.Super pomysł z tym najściem Jenifer.
OdpowiedzUsuńAsdfghj jak słodko ;3
OdpowiedzUsuńWciąż nie wierze w to,że Ryan żyje XD
Czekam na nn <3
@scute4
Lalala zajebisty kochanie ;**
OdpowiedzUsuńjapierdole zajebisty pomysł i niespodziewałam sie tego po austinie/trolololo
OdpowiedzUsuńKochaaaam to !!! <3333
OdpowiedzUsuńCzekam na nn *-*
O jacie szkoda mi Austina :( a rozdzial jak zwykle cudowny :*
OdpowiedzUsuńhahahahahahhahahaha czytam ten rozdział i śmieje się jak nienormalna hahahaha a moja mama się pyta czy coś się stało :D Jednak szkoda mi trochę Austina ... :(
OdpowiedzUsuń