***Oczami Justina***
Tępym wzrokiem wpatrywałem się w, oddalającą się, postać Bree. Nie powiedziała dokładnie, co miała na myśli, jednak ja doskonale wiedziałem. Zacisnąłem pięści oraz szczękę, kiedy szatynka zniknęła z mojego pola widzenia.
-Czy ktoś mi może łaskawie wytłumaczyć, co tu się, do cholery jasnej, dzieje? - Jack, kuzyn Bree, wyrzucił ręce w powietrzu. Teraz przypomniałem sobie, że tylko jego nie było u mnie, kiedy przespałem się z Bree. - I dlaczego ona miała na policzku ślad, jakby ktoś ją uderzył?
-Ja ją uderzyłem. - mruknąłem cicho, a poczucie winy odrodziło się we mnie na nowo.
-Słucham!? - krzyknął Jack, wstając z ławki. - Jeśli chcesz znaleźć sobie worek treningowy, kogoś, na kim będziesz mógł się bezkarnie wyżywać, to nie bij mojej kuzynki!
-Byłem na głodzie. - mruknąłem cicho. - Myślisz, że chciałem ją uderzyć? Że dobrze się z tym czuję? - odwróciłem się przodem do niego. - To był odruch. Nie panowałem nad sobą.
-Bieber, co to za koperta? - Zayn wskazał głową na mały przedmiot, leżący na ziemi. Byłem niemal przekonany, że któryś z moich kumpli zrobił mi idiotyczny dowcip i powiedział o wszystkim Bree, albo napisał do niej list, który znajduje się właśnie w tej kopercie.
Z zaciśniętą szczęką schyliłem się powoli i podniosłem biały przedmiot. Otworzyłem go i wsunąłem rękę do środka. Kiedy tylko wyjąłem zdjęcie, moje serce się zatrzymało.
-Ja pierdole... - wymamrotałem, nadal będąc w głębokim szoku. Wpatrywałem się w zdjęcie USG i dopiero teraz wszystko do mnie dotarło.
-Bieber, co się dzieje? - spytał Brady, marszcząc brwi.
Usiadłem na chodniku, opierając się łokciami o kolana. Nie potrafiłem nic z siebie wydusić. To tak, jakbym zapomniał, jak się mówi.
-Zostanę ojcem... - wydusiłem w końcu, pocierając dłońmi twarz.
-Co!? - wszyscy czterej wrzasnęli, wytrzeszczając oczy.
-Bree jest w ciąży. - wymamrotałem, wpatrując się w zdjęcie.
Między nami nastała głucha cisza. Nikt, nic nie mówił, przetwarzając w głowie moje słowa.
-Chcesz powiedzieć, że zrobiłeś dziecko mojej kuzynce? - wysyczał Jack, podnosząc się z ławki. Podszedł do mnie i wyrwał mi z ręki zdjęcie, skanując je wzrokiem.
-Ja pierdolę, człowieku! Ona ma piętnaście lat! Rozumiesz to!? Piętnaście! Sama jest jeszcze dzieckiem! - krzyknął, wyrzucając ręce w powietrze. - Kurwa, ty jesteś nienormalny! Każdą musisz przelecieć! Nawet takiego dzieciaka, jak Bree! Nie potrafiłeś się opanować, co!?
-Stary, oboje byliśmy pijani. - mruknąłem cicho, przebiegając palcami po włosach.
-Wiesz, skoro już musisz być takim gnojem, który pieprzy wszystko, co ma cycki, mógłbyś chociaż pamiętać o gumkach, a nie piętnastolatkom dzieci robić! - wrzasnął, kolejny raz wyrzucając ręce w powietrze. Nie wytrzymałem. Podszedłem do niego i uderzyłem z pięści w brzuch.
-Skończ już. - warknąłem. - Wyobraź sobie, że nie planowałem zostać ojcem. - mruknąłem cicho, pocierając twarz dłońmi.
-Ty nie planowałeś!? Kurwa, idioto! Ty masz dwadzieścia jeden lat, a Bree piętnaście! Nie widzisz żadnej różnicy!?
-Okej, nie popisałem się. Kurwa, wiem. Ale nie musisz mnie jeszcze bardziej dobijać.
-Rozumiem, że Bree w ogóle nie wiedziała, że ją przeleciałeś, tak? - westchnął głośno, z powrotem siadając na ławce.
-To było parę dni po tym, jak się poznaliśmy. Kurwa, chciałem jej powiedzieć. Chciałem i wielokrotnie próbowałem, ale nie potrafiłem. Byłem tchórzem, wiem.
Dopiero teraz zrozumiałem, że wszystko spieprzyłem. Zawiodłem Bree, a ona straciła do mnie zaufanie. Tak bardzo chciałem, żeby była teraz tutaj, przy mnie. Właśnie dlatego nie chciałem jej powiedzieć. Bałem się, że tak to się właśnie skończy. Że mnie zostawi i znienawidzi...
-Jack, musisz mi pomóc ją odzyskać. - powiedziałem szybko.
-Nie mam zamiaru. - mruknął. - Zraniłeś ją, a na dodatek zrobiłeś jej dziecko. Wyobraź sobie, że to nie jest zabawka, którą będzie mogła odłożyć, jak jej się znudzi. Została z tym sama.
-Kurwa, ja chcę ją przeprosić, rozumiesz? Zależy mi na niej i nie chcę jej stracić. Błagam, pomóż mi. - jęknąłem, patrząc na niego.
-Nie wiem, czy powinienem. Bree jest moją kuzynką.
-Stary, proszę cię. Nigdy, o nic cię nie prosiłem, to chociaż ten jeden, pieprzony raz mógłbyś zrobić wyjątek. - wydukałem, ciągnąc za swoje włosy.
-No dobra. - westchnął, podnosząc tyłek z ławki, a na moich ustach momentalnie pojawił się uśmiech.
-Jest w domu? - spytałem, przypatrując mu się uważnie.
-Poszła się naćpać. - mruknął cicho, a ja poczułem, jak moje serce opada na samo dno.
-Co zrobić? - spytali równocześnie Zayn, Brady i Brian.
-Naćpać. Bree była narkomanką, ale skończyła z tym trzy miesiące temu. - wytłumaczył Jack, ponieważ ja w dalszym ciągu nie potrafiłem się odezwać.
-Ja pierdole, wszystko przeze mnie. - mruknąłem, kopiąc kamień, który akurat znajdował się pod moim butem.
-Dobra, Bieber. Przestań się użalać i lepiej chodź jej szukać. - Jack poklepał mnie lekko po plecach, oddając mi zdjęcie USG.
Wpatrywałem się w fotografię, a na moich ustach pojawił się lekki uśmiech. Dopiero teraz zdałem sobie sprawy, że to jest moje dziecko. Mój synek, lub córka...
-Stary, co jest? - któryś z chłopaków, poklepał mnie po ramieniu.
-Słodkie... - zachichotałem, pokazując mu zdjęcie. - Mój dzieciak. Ładnie to brzmi. - wyszczerzyłem się do nich, z powrotem przenosząc wzrok na obrazek.
Kurwa, ja zostanę ojcem. Nadal nie mogę w to uwierzyć i nie uwierzę jeszcze chyba bardzo długo. Jeśli przyszłaby do mnie jakakolwiek inna dziewczyna i oznajmiła, że jest w ciąży, wyśmiałbym ją i kazał spierdalać. Ale z Bree było inaczej. Bree kochałem i nie chciałem jej stracić. Była dla mnie cholernie ważna i byłem zdesperowany, żeby zrobić wszystko, aby ją odzyskać.
Po prostu wszystko.
-Czy mi się zdaje, czy ty się cieszysz? - Zayn zmarszczył brwi, przyglądając mi się uważnie.
-A czemu mam się nie cieszyć? - mruknąłem z uśmiechem na ustach, cały czas wpatrując się w zdjęcie. - No zobacz. Słodki bobas. - zaćwierkałem wesoło.
-A co zrobiłeś? Chłopca czy dziewczynkę? - Brian spojrzał na mnie pytająco, a ja zachichotałem pod nosem.
-Żebym to ja wiedział... - westchnąłem głośno, przeczesując palcami włosy.
Byłem niemal pewien, że kiedy znajdę Bree i ją przeproszę, ona mi wybaczy i wszystko będzie tak, jak dawniej.
Prawdę mówiąc, miałem również nadzieję, że nasze relacje nie pozostaną na etapie przyjaźni. Tak, chciałem być z Bree. Chciałem codziennie budzić się koło niej i czuć jej słodkie usta na swoich. Po prostu chciałem jej całej...
***Oczami Bree***
Szłam opustoszałą uliczką, co jakiś czas pociągając nosem. Nie płakałam już tak, jak jakiś czas temu. Teraz z moich oczu wypływały pojedyncze łzy. Nie mogłam zrozumieć, jak Justin mógł mnie tak potraktować. Ja mu ufałam, zwierzałam mu się ze wszystkiego, wypłakiwałam się w jego ramię. Chciałam mu pomóc, wyciągnąć go z uzależnienia, a on potraktował mnie jak zwykłą dziwkę, zabawkę, którą mógł tak po prostu wykorzystać. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że oszukiwał mnie przez cały miesiąc. Wmawiał mi, że nie wykorzystałby mnie, nie zrobiłby mi tego.
Cholerny skurwiel! Jest taki sam, jak wszyscy faceci. Liczy się dla niego tylko seks. A ja głupia myślałam, że mu na mnie zależy. Że chce się zmienić dla mnie. Myślałam, że udało mi się zdjąć z niego maskę, a tak na prawdę cały czas udawał.
Najgorsze jest to, że będę miała z nim dziecko. Jeśli na prawdę chciał się mną po prostu zabawić, mógł chociaż pamiętać o tych jebanych gumkach. Czy to tak wiele? A teraz przez niego będę miała na głowie dziecko.
Dziecko, którego nie chcę...
Skręciłam w jedną z bocznych uliczek, a do moich uszu niemal natychmiast doszły śmiechy i przekleństwa. Podniosłam głowę, zatrzymując wzrok na grupie chłopaków, stojących pod murem. Rozpoznałam wśród nich Jasona, Austina i jego kumpli. Po raz pierwszy od kilku miesięcy, ucieszyłam się na ich widok.
-Kogo to moje oczy widzą! - zaćwierkał radośnie Jason, przez co wzrok wszystkich wylądował na mnie. Przewróciłam oczami, podchodząc bliżej nich.
-Co cię tu do nas sprowadza, kochanie? - Austin ułożył dłonie na moich biodrach.
-Nie dotykaj mnie, Austin. - mruknęłam, zdejmując jego ręce ze swojego ciała.
-Nie przywitasz się nawet ze mną? - wydął dolną wargę, robiąc minę małego chłopca. W tym momencie wyglądał na prawdę słodko, jednak moje uczucia do niego wygasły już dawno temu. Kiedy nie odpowiedziałam, ujął moją twarz dłońmi i podniósł moją głowę tak, że patrzyłam mu prosto w oczy. - Dlaczego płaczesz? - spytał, ścierając z moich policzków łzy. Nie powiem, zdziwił mnie tym. I to bardzo. Myślałam, że mnie uderzy, będzie się na mnie wyżywał, lub po prostu mnie wyzwie.
A on nic...
-To nie twoja sprawa. - mruknęłam cicho, zaciskając mocno wargi.
-Bree, co się dzieje? - ponowił pytanie, a ja przez moment miałam wrażenie, że w jego oczach zobaczyłam nutkę szczerego współczucia. - Przecież widzę, że coś jest nie tak. Mi możesz powiedzieć.
-Po co? - zdecydowałam się na niego spojrzeć. - Żebyś znów mnie wyśmiewał i poniżał?
-Przepraszam, Bree. Wróć do mnie, proszę...
-Chyba sobie żartujesz. Mam całkowicie dość facetów. Po prostu. - pociągnęłam cicho nosem.
-Ten Bieber coś ci zrobił? - spytał od razu, a ja poczułam lekkie ukłucie w żołądku, na wspomnienie jego nazwiska.
-Daj spokój, Austin. To nie jest twoja sprawa. Nie przyszłam tutaj, żeby ci się wyżalać. - ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej i odepchnęłam go lekko od siebie. - Jason, daj mi dwie działki. - podeszłam do szatyna i wręczyłam mu plik pieniędzy.
-No nie wierzę! Nasze słoneczko w końcu wraca do gry! - zaklaskał w dłonie. - Twoja abstynencja trwała zdecydowanie za długo. - przeczesał moje włosy, odrzucając je do tyłu, tak, że opadły kaskadami na moje ramiona.
-Po prostu mi to daj. - wsunęłam pieniądze do przedniej kieszeni jego spodni.
-Ależ, kochanie. Wiesz, że zawsze możesz zapłacić w naturze. - mruknął mi do ucha, przez co odepchnęłam go lekko od siebie.
-Nie mam zamiaru robić z siebie dziwki. - warknęłam, patrząc na niego niepewnie.
-Ja tylko proponuję. - uniósł ręce do góry, po czym wyciągnął z kieszeni kurtki dwie działki amfetaminy. - Proszę bardzo, maleńka. Cieszę się, że wróciłaś. - puścił do mnie oczko, a kiedy już miałam się odwrócić i odejść, klepnął mnie w tyłek.
-Nie potrafisz trzymać łap przy sobie!? - krzyknęłam, a wściekłość zbierała się we mnie z każdą sekundą.
Zaczęłam biec na drugi koniec uliczki, aż w końcu skręciłam w jedną z bocznych. Usiadłam na krawężniku, przyciągając kolana do klatki piersiowej. Wysypałam zawartość jednego woreczka na dłoń i ułożyłam cienką kreskę z białego proszku. Nachyliłam się nad nią, zatykając jedną z dziurek nosa. Zaczęłam powoli wciągać amfetaminę, delektując się tym wspaniałym uczuciem podrażnienia w nosie. Tak bardzo mi go brakowało. Nie brałam tego od trzech miesięcy, a, przyznajmy sobie szczerze, nie byłam do końca wyleczona.
Po kolejnej wciągniętej działce, moje mięśnie zaczęły się rozluźniać, a mózg powoli przestawał pracować tak, jak powinien. Trzymając kolana zgięte, położyłam się na chodniku, przymykając oczy. Na dworze było już dość ciemno, a w uliczce żadnego żywego ducha, oprócz mnie. Zaczęłam cicho chichotać, sama nie wiedząc dokładnie z czego.
Po prostu poczułam się szczęśliwa...
***Oczami Justina***
Razem z chłopakami doszliśmy do mniej ruchliwej części miasta, mając nadzieję, że właśnie tutaj znajdę Bree. Cały czas myślałem o zdjęciu, spoczywającym w mojej kieszeni. A tak właściwie, to o dziecku. O moim dziecku. Moim i Bree...
Skręciłem w jedną z bocznych uliczek, zauważając w oddali McCanna oraz kogoś, kogo nie miałem najmniejszej ochoty oglądać. Stał razem z Austinem i paroma innymi kolesiami, wypalając skręty. Podszedłem do nich, zaciskając lekko pięści.
-Widziałeś Bree? - spytałem od razu. Niesamowicie zależało mi teraz na czasie. Chciałem jak najszybciej ją przeprosić i przestać odczuwać te cholerne wyrzuty sumienia.
-Może widziałem, może nie widziałem. - zaćwierkał, a ja niemal od razu mogłem zobaczyć, że jest naćpany.
-Odpierdol się od niej. - warknął Austin, podchodząc bliżej mnie.
-Nie będziesz mi mówić, co mam robić. - odparłem, takim samym tonem, jak on. - Sprzedałeś jej to gówno, czy nie? - z powrotem zwróciłem się do Jasona.
-Od kiedy narkotyki, najpiękniejszą rzecz na świecie, nazywasz gównem? - wszyscy spojrzeli na mnie pytająco. Faktycznie, to była nowość...
-Od jakiegoś czasu. - mruknąłem, wsuwając dłonie do kieszeni i zaciskając lekko pięści.
-Czyżby to ta prześliczna piętnastolatka tak zawróciła ci w głowie, że jesteś w stanie dla niej nawet skończyć z ćpaniem. - uniósł jedną brew, a na jego ustach widniał kpiący uśmieszek.
-To akurat nie jest twoją sprawą. - warknąłem. - Sprzedałeś jej to, kurwa, czy nie!? - krzyknąłem, kiedy on ze spokojem włożył skręta do ust.
-Obowiązuje mnie coś takiego, jak ochrona danych osobowych. - zironizował.
-A mnie obowiązuje coś takiego, jak solidarność obywatelska. Mam iść powiedzieć psom, że sprzedajesz nieletniej dragi? - uniosłem brwi, zaciskając szczękę.
-Spokojnie, stary. Nie denerwuj się tak. - uniósł w górę ręce. - Wzięła ode mnie dwie działki amfetaminy i poszła. - wzruszył ramionami.
Wplątałem palce we włosy, ciągnąc z frustracją za ich końcówki.
-Kurwa, gdzie poszła? - ponownie na niego spojrzałem, doszukując się prawdy.
-Skąd mam wiedzieć. Chciała się odstresować to jej na to pozwoliłem.
-Pewnie, rozumiem. Czyli daliście piętnastolatce dragi, a ona bez słowa poszła pochodzić sobie naćpana po Detroit, gdzie na każdym kroku mogą ją zgwałcić. Oczywiście, to normalne. - zironizowałem, przenosząc wzrok, to na Jasona, to na Austina.
Splunąłem jeszcze na ziemię, po czym odszedłem w przeciwnym kierunku. Teraz lekko się bałem. Nie chciałem, żeby Bree stała się jakakolwiek krzywda. Martwiłem się o nią i chciałem ją chronić.
Inną sprawą było, że jeszcze nigdy nie widziałem Bree naćpanej. Nie wiedziałem, jak zachowuje się po dragach, a, z tego, co mi się wydaje, zaraz będę miał okazję się o tym przekonać. Właściwie, to byłem ciekawy, czy po dragach staje się agresywna, czy może raczej nie kontaktuje ze światem zewnętrznym. Źle się czułem z tym, że przeze mnie na nowo zaczęła brać. Nie chciała tego, ale była zbyt zrozpaczona, żeby zacisnąć zęby i rozładować swój smutek oraz złość w inny sposób.
W tym momencie, kiedy wszedłem w ciemną i opuszczoną uliczkę, zobaczyłem dziewczynę, siedzącą na chodniku, a obok niej dwóch kolesi. Nie musiałem się dokładnie przyglądać, żeby zobaczyć, że to Bree. Cóż, jak się kogoś kocha, to po prostu czuje się obecność tej osoby.
Podszedłem do nich szybkim krokiem i odepchnąłem jednego z chłopaków, który, razem ze swoim kolegą, wymieniali porozumiewawcze spojrzenia, mierząc wzrokiem ciało szatynki.
-Spierdalaj stąd. - warknąłem do jednego z naćpanych kolesi. Ten, jak potulna owieczka, uniósł w górę ręce, złapał kumpla za łokieć i pociągnął w drugą stronę.
Ukucnąłem obok Bree, widząc, jak moi kumple, w tym kuzyn dziewczyny, stają parę metrów od nas. Szatynka obejmowała ramionami kolana, a głowę ułożoną miała na nich, zasłaniając twarz. Delikatnie przeczesałem jej miękkie włosy, odrzucając je do tyłu. Ułożyłem dłoń w dole jej pleców, głaszcząc je delikatnie przez cienki materiał bluzki dziewczyny.
-Zostaw mnie. - warknęła, podnosząc głowę. Niemal od razu zauważyłem jej powiększone źrenice i lekko czerwone oczy. Nie wiedziałem jednak, czy były czerwone od amfetaminy, czy od płakania. - Idź stąd, słyszysz!? - uniosła lekko głos, jednym, szybkim ruchem, ścierając z policzków łzy.
-Bree, przepraszam, ja...
-Nie chcę wysłuchiwać twoich żałosnych wymówek, Justin. Po prostu przyznaj szczerze, że chciałeś się mną po prostu zabawić. - przerwała mi. Widziałem, że jest naćpana, jednak wzięła zbyt małą ilość, aby całkowicie zapomnieć o problemach.
W tym przypadku, aby zapomnieć o mnie...
-Nawet tak nie mów, słoneczko. Zależy mi na tobie. Chyba mi nie powiesz, że tego nie widzisz... - pogładziłem ją po główce, jednak ona odsunęła się i wstała, otrzepując ubrania. Nagle zauważyłem, jak łapie się za głowę i opiera o ścianę budynku.
-Bree, wszystko w porządku? - momentalnie znalazłem się przy niej. Złapałem ją pewnie i stanowczo, żeby nie upadła, lecz jednocześnie delikatnie, aby nie zrobić jej krzywdy.
-Nic nie jest w porządku! - krzyknęła, odpychając mnie od siebie. - A wszystko przez ciebie i tego bachora!
-Bree, ja...
-Zamknij się! I tak wiem, że każde twoje słowo jest kłamstwem! Ufałam ci! Mówiłam ci o wszystkim, a ty tak po prostu mnie wykorzystałeś, a później oszukiwałeś przez tyle czasu! Myślałam, że jesteś inny, ale okazałeś się takim samym skurwysynem, jak każdy inny!
-Bree, przepraszam. Kurwa, nawet nie wiesz, jak się teraz czuję. Chciałem ci powiedzieć, ale się bałem, rozumiesz? Bałem się, że mnie zostawisz.
-I dobrze myślałeś! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Nie odzywaj się do mnie więcej!
-Bree, przepraszam. - jęknąłem z desperacją w głosie.
-Za co ty mnie, kurwa przepraszasz!? Wiesz w ogóle!? - wyrzuciła ręce w powietrze. - Za to, że potraktowałeś mnie jak zwykłą dziwkę, za to, że okłamywałeś mnie przez cały miesiąc, czy za to, że zrobiłeś mi dziecko!?
-Maleńka, błagam cię, nie zostawiaj mnie! Potrzebuję cię, rozumiesz!? - złapałem ją za ramiona, patrząc dziewczynie głęboko w oczy.
-Ale ja nie potrzebuję ciebie... - wyszeptała, po czym odwróciła się, idąc w przeciwnym kierunku.
Poczułem, że to jest ten moment. Nie mam już nic do stracenia, bo wszystko, na czym mi zależy już straciłem. I zrobiłem to przez własną głupotę. Przez cholerne hormony i zwykłe tchórzostwo. Szarpnąłem z frustracją za włosy, zbierając w sobie odwagę, na zrobienie czegoś, czego nie zrobiłem jeszcze nigdy w życiu.
-Kurwa, Bree, ja cię kocham! - wrzasnąłem, oddychając ciężko.
Zauważyłem, jak wzrok moich kumpli wylądował na mnie. Ich oczy znacznie się powiększyły, niedowierzając w moje słowa. Jednak cała moja uwaga skupiona była na szatynce. Dziewczyna zatrzymała się na chodniku i powoli odwróciła w moją stronę. Stawiając wolno kroki, podeszła do mnie i zacisnęła swoje maleńkie piąstki na mojej koszulce.
-A wiesz, co jest najgorsze? - spytała cicho, a po jej policzkach spływały gorzkie łzy. - Że ja ciebie też... - wyszeptała, po czym tak po prostu odeszła, zabierając ze sobą wszelkie nadzieje, na lepsze życie dla mnie...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Tak właściwie, jedyne co chciałabym powiedzieć, to to, że wyjeżdżam na tydzień i najprawdopodobniej, rozdział pojawi się w przyszły weekend.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania ;-*
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;-*
Tępym wzrokiem wpatrywałem się w, oddalającą się, postać Bree. Nie powiedziała dokładnie, co miała na myśli, jednak ja doskonale wiedziałem. Zacisnąłem pięści oraz szczękę, kiedy szatynka zniknęła z mojego pola widzenia.
-Czy ktoś mi może łaskawie wytłumaczyć, co tu się, do cholery jasnej, dzieje? - Jack, kuzyn Bree, wyrzucił ręce w powietrzu. Teraz przypomniałem sobie, że tylko jego nie było u mnie, kiedy przespałem się z Bree. - I dlaczego ona miała na policzku ślad, jakby ktoś ją uderzył?
-Ja ją uderzyłem. - mruknąłem cicho, a poczucie winy odrodziło się we mnie na nowo.
-Słucham!? - krzyknął Jack, wstając z ławki. - Jeśli chcesz znaleźć sobie worek treningowy, kogoś, na kim będziesz mógł się bezkarnie wyżywać, to nie bij mojej kuzynki!
-Byłem na głodzie. - mruknąłem cicho. - Myślisz, że chciałem ją uderzyć? Że dobrze się z tym czuję? - odwróciłem się przodem do niego. - To był odruch. Nie panowałem nad sobą.
-Bieber, co to za koperta? - Zayn wskazał głową na mały przedmiot, leżący na ziemi. Byłem niemal przekonany, że któryś z moich kumpli zrobił mi idiotyczny dowcip i powiedział o wszystkim Bree, albo napisał do niej list, który znajduje się właśnie w tej kopercie.
Z zaciśniętą szczęką schyliłem się powoli i podniosłem biały przedmiot. Otworzyłem go i wsunąłem rękę do środka. Kiedy tylko wyjąłem zdjęcie, moje serce się zatrzymało.
-Ja pierdole... - wymamrotałem, nadal będąc w głębokim szoku. Wpatrywałem się w zdjęcie USG i dopiero teraz wszystko do mnie dotarło.
-Bieber, co się dzieje? - spytał Brady, marszcząc brwi.
Usiadłem na chodniku, opierając się łokciami o kolana. Nie potrafiłem nic z siebie wydusić. To tak, jakbym zapomniał, jak się mówi.
-Zostanę ojcem... - wydusiłem w końcu, pocierając dłońmi twarz.
-Co!? - wszyscy czterej wrzasnęli, wytrzeszczając oczy.
-Bree jest w ciąży. - wymamrotałem, wpatrując się w zdjęcie.
Między nami nastała głucha cisza. Nikt, nic nie mówił, przetwarzając w głowie moje słowa.
-Chcesz powiedzieć, że zrobiłeś dziecko mojej kuzynce? - wysyczał Jack, podnosząc się z ławki. Podszedł do mnie i wyrwał mi z ręki zdjęcie, skanując je wzrokiem.
-Ja pierdolę, człowieku! Ona ma piętnaście lat! Rozumiesz to!? Piętnaście! Sama jest jeszcze dzieckiem! - krzyknął, wyrzucając ręce w powietrze. - Kurwa, ty jesteś nienormalny! Każdą musisz przelecieć! Nawet takiego dzieciaka, jak Bree! Nie potrafiłeś się opanować, co!?
-Stary, oboje byliśmy pijani. - mruknąłem cicho, przebiegając palcami po włosach.
-Wiesz, skoro już musisz być takim gnojem, który pieprzy wszystko, co ma cycki, mógłbyś chociaż pamiętać o gumkach, a nie piętnastolatkom dzieci robić! - wrzasnął, kolejny raz wyrzucając ręce w powietrze. Nie wytrzymałem. Podszedłem do niego i uderzyłem z pięści w brzuch.
-Skończ już. - warknąłem. - Wyobraź sobie, że nie planowałem zostać ojcem. - mruknąłem cicho, pocierając twarz dłońmi.
-Ty nie planowałeś!? Kurwa, idioto! Ty masz dwadzieścia jeden lat, a Bree piętnaście! Nie widzisz żadnej różnicy!?
-Okej, nie popisałem się. Kurwa, wiem. Ale nie musisz mnie jeszcze bardziej dobijać.
-Rozumiem, że Bree w ogóle nie wiedziała, że ją przeleciałeś, tak? - westchnął głośno, z powrotem siadając na ławce.
-To było parę dni po tym, jak się poznaliśmy. Kurwa, chciałem jej powiedzieć. Chciałem i wielokrotnie próbowałem, ale nie potrafiłem. Byłem tchórzem, wiem.
Dopiero teraz zrozumiałem, że wszystko spieprzyłem. Zawiodłem Bree, a ona straciła do mnie zaufanie. Tak bardzo chciałem, żeby była teraz tutaj, przy mnie. Właśnie dlatego nie chciałem jej powiedzieć. Bałem się, że tak to się właśnie skończy. Że mnie zostawi i znienawidzi...
-Jack, musisz mi pomóc ją odzyskać. - powiedziałem szybko.
-Nie mam zamiaru. - mruknął. - Zraniłeś ją, a na dodatek zrobiłeś jej dziecko. Wyobraź sobie, że to nie jest zabawka, którą będzie mogła odłożyć, jak jej się znudzi. Została z tym sama.
-Kurwa, ja chcę ją przeprosić, rozumiesz? Zależy mi na niej i nie chcę jej stracić. Błagam, pomóż mi. - jęknąłem, patrząc na niego.
-Nie wiem, czy powinienem. Bree jest moją kuzynką.
-Stary, proszę cię. Nigdy, o nic cię nie prosiłem, to chociaż ten jeden, pieprzony raz mógłbyś zrobić wyjątek. - wydukałem, ciągnąc za swoje włosy.
-No dobra. - westchnął, podnosząc tyłek z ławki, a na moich ustach momentalnie pojawił się uśmiech.
-Jest w domu? - spytałem, przypatrując mu się uważnie.
-Poszła się naćpać. - mruknął cicho, a ja poczułem, jak moje serce opada na samo dno.
-Co zrobić? - spytali równocześnie Zayn, Brady i Brian.
-Naćpać. Bree była narkomanką, ale skończyła z tym trzy miesiące temu. - wytłumaczył Jack, ponieważ ja w dalszym ciągu nie potrafiłem się odezwać.
-Ja pierdole, wszystko przeze mnie. - mruknąłem, kopiąc kamień, który akurat znajdował się pod moim butem.
-Dobra, Bieber. Przestań się użalać i lepiej chodź jej szukać. - Jack poklepał mnie lekko po plecach, oddając mi zdjęcie USG.
Wpatrywałem się w fotografię, a na moich ustach pojawił się lekki uśmiech. Dopiero teraz zdałem sobie sprawy, że to jest moje dziecko. Mój synek, lub córka...
-Stary, co jest? - któryś z chłopaków, poklepał mnie po ramieniu.
-Słodkie... - zachichotałem, pokazując mu zdjęcie. - Mój dzieciak. Ładnie to brzmi. - wyszczerzyłem się do nich, z powrotem przenosząc wzrok na obrazek.
Kurwa, ja zostanę ojcem. Nadal nie mogę w to uwierzyć i nie uwierzę jeszcze chyba bardzo długo. Jeśli przyszłaby do mnie jakakolwiek inna dziewczyna i oznajmiła, że jest w ciąży, wyśmiałbym ją i kazał spierdalać. Ale z Bree było inaczej. Bree kochałem i nie chciałem jej stracić. Była dla mnie cholernie ważna i byłem zdesperowany, żeby zrobić wszystko, aby ją odzyskać.
Po prostu wszystko.
-Czy mi się zdaje, czy ty się cieszysz? - Zayn zmarszczył brwi, przyglądając mi się uważnie.
-A czemu mam się nie cieszyć? - mruknąłem z uśmiechem na ustach, cały czas wpatrując się w zdjęcie. - No zobacz. Słodki bobas. - zaćwierkałem wesoło.
-A co zrobiłeś? Chłopca czy dziewczynkę? - Brian spojrzał na mnie pytająco, a ja zachichotałem pod nosem.
-Żebym to ja wiedział... - westchnąłem głośno, przeczesując palcami włosy.
Byłem niemal pewien, że kiedy znajdę Bree i ją przeproszę, ona mi wybaczy i wszystko będzie tak, jak dawniej.
Prawdę mówiąc, miałem również nadzieję, że nasze relacje nie pozostaną na etapie przyjaźni. Tak, chciałem być z Bree. Chciałem codziennie budzić się koło niej i czuć jej słodkie usta na swoich. Po prostu chciałem jej całej...
***Oczami Bree***
Szłam opustoszałą uliczką, co jakiś czas pociągając nosem. Nie płakałam już tak, jak jakiś czas temu. Teraz z moich oczu wypływały pojedyncze łzy. Nie mogłam zrozumieć, jak Justin mógł mnie tak potraktować. Ja mu ufałam, zwierzałam mu się ze wszystkiego, wypłakiwałam się w jego ramię. Chciałam mu pomóc, wyciągnąć go z uzależnienia, a on potraktował mnie jak zwykłą dziwkę, zabawkę, którą mógł tak po prostu wykorzystać. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że oszukiwał mnie przez cały miesiąc. Wmawiał mi, że nie wykorzystałby mnie, nie zrobiłby mi tego.
Cholerny skurwiel! Jest taki sam, jak wszyscy faceci. Liczy się dla niego tylko seks. A ja głupia myślałam, że mu na mnie zależy. Że chce się zmienić dla mnie. Myślałam, że udało mi się zdjąć z niego maskę, a tak na prawdę cały czas udawał.
Najgorsze jest to, że będę miała z nim dziecko. Jeśli na prawdę chciał się mną po prostu zabawić, mógł chociaż pamiętać o tych jebanych gumkach. Czy to tak wiele? A teraz przez niego będę miała na głowie dziecko.
Dziecko, którego nie chcę...
Skręciłam w jedną z bocznych uliczek, a do moich uszu niemal natychmiast doszły śmiechy i przekleństwa. Podniosłam głowę, zatrzymując wzrok na grupie chłopaków, stojących pod murem. Rozpoznałam wśród nich Jasona, Austina i jego kumpli. Po raz pierwszy od kilku miesięcy, ucieszyłam się na ich widok.
-Kogo to moje oczy widzą! - zaćwierkał radośnie Jason, przez co wzrok wszystkich wylądował na mnie. Przewróciłam oczami, podchodząc bliżej nich.
-Co cię tu do nas sprowadza, kochanie? - Austin ułożył dłonie na moich biodrach.
-Nie dotykaj mnie, Austin. - mruknęłam, zdejmując jego ręce ze swojego ciała.
-Nie przywitasz się nawet ze mną? - wydął dolną wargę, robiąc minę małego chłopca. W tym momencie wyglądał na prawdę słodko, jednak moje uczucia do niego wygasły już dawno temu. Kiedy nie odpowiedziałam, ujął moją twarz dłońmi i podniósł moją głowę tak, że patrzyłam mu prosto w oczy. - Dlaczego płaczesz? - spytał, ścierając z moich policzków łzy. Nie powiem, zdziwił mnie tym. I to bardzo. Myślałam, że mnie uderzy, będzie się na mnie wyżywał, lub po prostu mnie wyzwie.
A on nic...
-To nie twoja sprawa. - mruknęłam cicho, zaciskając mocno wargi.
-Bree, co się dzieje? - ponowił pytanie, a ja przez moment miałam wrażenie, że w jego oczach zobaczyłam nutkę szczerego współczucia. - Przecież widzę, że coś jest nie tak. Mi możesz powiedzieć.
-Po co? - zdecydowałam się na niego spojrzeć. - Żebyś znów mnie wyśmiewał i poniżał?
-Przepraszam, Bree. Wróć do mnie, proszę...
-Chyba sobie żartujesz. Mam całkowicie dość facetów. Po prostu. - pociągnęłam cicho nosem.
-Ten Bieber coś ci zrobił? - spytał od razu, a ja poczułam lekkie ukłucie w żołądku, na wspomnienie jego nazwiska.
-Daj spokój, Austin. To nie jest twoja sprawa. Nie przyszłam tutaj, żeby ci się wyżalać. - ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej i odepchnęłam go lekko od siebie. - Jason, daj mi dwie działki. - podeszłam do szatyna i wręczyłam mu plik pieniędzy.
-No nie wierzę! Nasze słoneczko w końcu wraca do gry! - zaklaskał w dłonie. - Twoja abstynencja trwała zdecydowanie za długo. - przeczesał moje włosy, odrzucając je do tyłu, tak, że opadły kaskadami na moje ramiona.
-Po prostu mi to daj. - wsunęłam pieniądze do przedniej kieszeni jego spodni.
-Ależ, kochanie. Wiesz, że zawsze możesz zapłacić w naturze. - mruknął mi do ucha, przez co odepchnęłam go lekko od siebie.
-Nie mam zamiaru robić z siebie dziwki. - warknęłam, patrząc na niego niepewnie.
-Ja tylko proponuję. - uniósł ręce do góry, po czym wyciągnął z kieszeni kurtki dwie działki amfetaminy. - Proszę bardzo, maleńka. Cieszę się, że wróciłaś. - puścił do mnie oczko, a kiedy już miałam się odwrócić i odejść, klepnął mnie w tyłek.
-Nie potrafisz trzymać łap przy sobie!? - krzyknęłam, a wściekłość zbierała się we mnie z każdą sekundą.
Zaczęłam biec na drugi koniec uliczki, aż w końcu skręciłam w jedną z bocznych. Usiadłam na krawężniku, przyciągając kolana do klatki piersiowej. Wysypałam zawartość jednego woreczka na dłoń i ułożyłam cienką kreskę z białego proszku. Nachyliłam się nad nią, zatykając jedną z dziurek nosa. Zaczęłam powoli wciągać amfetaminę, delektując się tym wspaniałym uczuciem podrażnienia w nosie. Tak bardzo mi go brakowało. Nie brałam tego od trzech miesięcy, a, przyznajmy sobie szczerze, nie byłam do końca wyleczona.
Po kolejnej wciągniętej działce, moje mięśnie zaczęły się rozluźniać, a mózg powoli przestawał pracować tak, jak powinien. Trzymając kolana zgięte, położyłam się na chodniku, przymykając oczy. Na dworze było już dość ciemno, a w uliczce żadnego żywego ducha, oprócz mnie. Zaczęłam cicho chichotać, sama nie wiedząc dokładnie z czego.
Po prostu poczułam się szczęśliwa...
***Oczami Justina***
Razem z chłopakami doszliśmy do mniej ruchliwej części miasta, mając nadzieję, że właśnie tutaj znajdę Bree. Cały czas myślałem o zdjęciu, spoczywającym w mojej kieszeni. A tak właściwie, to o dziecku. O moim dziecku. Moim i Bree...
Skręciłem w jedną z bocznych uliczek, zauważając w oddali McCanna oraz kogoś, kogo nie miałem najmniejszej ochoty oglądać. Stał razem z Austinem i paroma innymi kolesiami, wypalając skręty. Podszedłem do nich, zaciskając lekko pięści.
-Widziałeś Bree? - spytałem od razu. Niesamowicie zależało mi teraz na czasie. Chciałem jak najszybciej ją przeprosić i przestać odczuwać te cholerne wyrzuty sumienia.
-Może widziałem, może nie widziałem. - zaćwierkał, a ja niemal od razu mogłem zobaczyć, że jest naćpany.
-Odpierdol się od niej. - warknął Austin, podchodząc bliżej mnie.
-Nie będziesz mi mówić, co mam robić. - odparłem, takim samym tonem, jak on. - Sprzedałeś jej to gówno, czy nie? - z powrotem zwróciłem się do Jasona.
-Od kiedy narkotyki, najpiękniejszą rzecz na świecie, nazywasz gównem? - wszyscy spojrzeli na mnie pytająco. Faktycznie, to była nowość...
-Od jakiegoś czasu. - mruknąłem, wsuwając dłonie do kieszeni i zaciskając lekko pięści.
-Czyżby to ta prześliczna piętnastolatka tak zawróciła ci w głowie, że jesteś w stanie dla niej nawet skończyć z ćpaniem. - uniósł jedną brew, a na jego ustach widniał kpiący uśmieszek.
-To akurat nie jest twoją sprawą. - warknąłem. - Sprzedałeś jej to, kurwa, czy nie!? - krzyknąłem, kiedy on ze spokojem włożył skręta do ust.
-Obowiązuje mnie coś takiego, jak ochrona danych osobowych. - zironizował.
-A mnie obowiązuje coś takiego, jak solidarność obywatelska. Mam iść powiedzieć psom, że sprzedajesz nieletniej dragi? - uniosłem brwi, zaciskając szczękę.
-Spokojnie, stary. Nie denerwuj się tak. - uniósł w górę ręce. - Wzięła ode mnie dwie działki amfetaminy i poszła. - wzruszył ramionami.
Wplątałem palce we włosy, ciągnąc z frustracją za ich końcówki.
-Kurwa, gdzie poszła? - ponownie na niego spojrzałem, doszukując się prawdy.
-Skąd mam wiedzieć. Chciała się odstresować to jej na to pozwoliłem.
-Pewnie, rozumiem. Czyli daliście piętnastolatce dragi, a ona bez słowa poszła pochodzić sobie naćpana po Detroit, gdzie na każdym kroku mogą ją zgwałcić. Oczywiście, to normalne. - zironizowałem, przenosząc wzrok, to na Jasona, to na Austina.
Splunąłem jeszcze na ziemię, po czym odszedłem w przeciwnym kierunku. Teraz lekko się bałem. Nie chciałem, żeby Bree stała się jakakolwiek krzywda. Martwiłem się o nią i chciałem ją chronić.
Inną sprawą było, że jeszcze nigdy nie widziałem Bree naćpanej. Nie wiedziałem, jak zachowuje się po dragach, a, z tego, co mi się wydaje, zaraz będę miał okazję się o tym przekonać. Właściwie, to byłem ciekawy, czy po dragach staje się agresywna, czy może raczej nie kontaktuje ze światem zewnętrznym. Źle się czułem z tym, że przeze mnie na nowo zaczęła brać. Nie chciała tego, ale była zbyt zrozpaczona, żeby zacisnąć zęby i rozładować swój smutek oraz złość w inny sposób.
W tym momencie, kiedy wszedłem w ciemną i opuszczoną uliczkę, zobaczyłem dziewczynę, siedzącą na chodniku, a obok niej dwóch kolesi. Nie musiałem się dokładnie przyglądać, żeby zobaczyć, że to Bree. Cóż, jak się kogoś kocha, to po prostu czuje się obecność tej osoby.
Podszedłem do nich szybkim krokiem i odepchnąłem jednego z chłopaków, który, razem ze swoim kolegą, wymieniali porozumiewawcze spojrzenia, mierząc wzrokiem ciało szatynki.
-Spierdalaj stąd. - warknąłem do jednego z naćpanych kolesi. Ten, jak potulna owieczka, uniósł w górę ręce, złapał kumpla za łokieć i pociągnął w drugą stronę.
Ukucnąłem obok Bree, widząc, jak moi kumple, w tym kuzyn dziewczyny, stają parę metrów od nas. Szatynka obejmowała ramionami kolana, a głowę ułożoną miała na nich, zasłaniając twarz. Delikatnie przeczesałem jej miękkie włosy, odrzucając je do tyłu. Ułożyłem dłoń w dole jej pleców, głaszcząc je delikatnie przez cienki materiał bluzki dziewczyny.
-Zostaw mnie. - warknęła, podnosząc głowę. Niemal od razu zauważyłem jej powiększone źrenice i lekko czerwone oczy. Nie wiedziałem jednak, czy były czerwone od amfetaminy, czy od płakania. - Idź stąd, słyszysz!? - uniosła lekko głos, jednym, szybkim ruchem, ścierając z policzków łzy.
-Bree, przepraszam, ja...
-Nie chcę wysłuchiwać twoich żałosnych wymówek, Justin. Po prostu przyznaj szczerze, że chciałeś się mną po prostu zabawić. - przerwała mi. Widziałem, że jest naćpana, jednak wzięła zbyt małą ilość, aby całkowicie zapomnieć o problemach.
W tym przypadku, aby zapomnieć o mnie...
-Nawet tak nie mów, słoneczko. Zależy mi na tobie. Chyba mi nie powiesz, że tego nie widzisz... - pogładziłem ją po główce, jednak ona odsunęła się i wstała, otrzepując ubrania. Nagle zauważyłem, jak łapie się za głowę i opiera o ścianę budynku.
-Bree, wszystko w porządku? - momentalnie znalazłem się przy niej. Złapałem ją pewnie i stanowczo, żeby nie upadła, lecz jednocześnie delikatnie, aby nie zrobić jej krzywdy.
-Nic nie jest w porządku! - krzyknęła, odpychając mnie od siebie. - A wszystko przez ciebie i tego bachora!
-Bree, ja...
-Zamknij się! I tak wiem, że każde twoje słowo jest kłamstwem! Ufałam ci! Mówiłam ci o wszystkim, a ty tak po prostu mnie wykorzystałeś, a później oszukiwałeś przez tyle czasu! Myślałam, że jesteś inny, ale okazałeś się takim samym skurwysynem, jak każdy inny!
-Bree, przepraszam. Kurwa, nawet nie wiesz, jak się teraz czuję. Chciałem ci powiedzieć, ale się bałem, rozumiesz? Bałem się, że mnie zostawisz.
-I dobrze myślałeś! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Nie odzywaj się do mnie więcej!
-Bree, przepraszam. - jęknąłem z desperacją w głosie.
-Za co ty mnie, kurwa przepraszasz!? Wiesz w ogóle!? - wyrzuciła ręce w powietrze. - Za to, że potraktowałeś mnie jak zwykłą dziwkę, za to, że okłamywałeś mnie przez cały miesiąc, czy za to, że zrobiłeś mi dziecko!?
-Maleńka, błagam cię, nie zostawiaj mnie! Potrzebuję cię, rozumiesz!? - złapałem ją za ramiona, patrząc dziewczynie głęboko w oczy.
-Ale ja nie potrzebuję ciebie... - wyszeptała, po czym odwróciła się, idąc w przeciwnym kierunku.
Poczułem, że to jest ten moment. Nie mam już nic do stracenia, bo wszystko, na czym mi zależy już straciłem. I zrobiłem to przez własną głupotę. Przez cholerne hormony i zwykłe tchórzostwo. Szarpnąłem z frustracją za włosy, zbierając w sobie odwagę, na zrobienie czegoś, czego nie zrobiłem jeszcze nigdy w życiu.
-Kurwa, Bree, ja cię kocham! - wrzasnąłem, oddychając ciężko.
Zauważyłem, jak wzrok moich kumpli wylądował na mnie. Ich oczy znacznie się powiększyły, niedowierzając w moje słowa. Jednak cała moja uwaga skupiona była na szatynce. Dziewczyna zatrzymała się na chodniku i powoli odwróciła w moją stronę. Stawiając wolno kroki, podeszła do mnie i zacisnęła swoje maleńkie piąstki na mojej koszulce.
-A wiesz, co jest najgorsze? - spytała cicho, a po jej policzkach spływały gorzkie łzy. - Że ja ciebie też... - wyszeptała, po czym tak po prostu odeszła, zabierając ze sobą wszelkie nadzieje, na lepsze życie dla mnie...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Tak właściwie, jedyne co chciałabym powiedzieć, to to, że wyjeżdżam na tydzień i najprawdopodobniej, rozdział pojawi się w przyszły weekend.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania ;-*
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;-*
Cudowny kochanie xx
OdpowiedzUsuńPłacze..... oni muszą być razem
OdpowiedzUsuńNie no Justin spieprzyłeś! Błagam nie rób mu tego oni muszą być razem. <3
OdpowiedzUsuń;((
OdpowiedzUsuńohhh. on jej to powiedzial. cholera jak genialnie. Justin sie cieszy hahha. on jest wspaniały. kocham go kurde. Austin sie przejmuje Bree ?od kiedy ?! nie lubie go -,- głupi debil. rozdział genialny. boże idealny. haha . nie moge się otrząsnąć. <3
OdpowiedzUsuńkocham cie .
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
Cudowny rozdział <3.Biedna Bree.ale mam nadzieje,że jeszcze będą razem :D
OdpowiedzUsuńNiech on za nią pobiegnie i coś ten no,bo oni muszą być razem ;c
OdpowiedzUsuńCzekam na nn <3
@scute4
Jak ja ich kocham <3
OdpowiedzUsuńNIESAMOWITY ROZDZIAŁ! POMIMO TEGO CO ZROBIŁ JUSTIN MAM NADZIEJĘ ŻE MU WYBACZY
OdpowiedzUsuńYeayyyy :) Justin powiedział Bree ;) kocham :)
OdpowiedzUsuńCUDOOO!!! Nom w końcu Justin odważył się na słowo"KOCHAM CIĘ" Ale jestem ciekawa co będzie dalej....czekam z niecierpliwością <3
OdpowiedzUsuńSłucham?!?!
OdpowiedzUsuńCzy ty se ze mnie żarty robisz?
Czy ty wiesz co zrobiłaś?
Przecież ty nie możesz skończyć w takim momencie!!!
Przez ciebie nie będę mogła zasnąć.
Ja chce wiedzieć co ona zrobi.
Jak Justin będzie próbował ją odzyskać.
Wiesz jak teraz mi to siedzi w głowie?
Justin w końcu przyznał , że ją kocha, a Bree to odwzajemniła tylko dlaczego w tak złym momencie.
Mam nadzieje , że szybko dodasz kolejny.
Rozdział wspaniały!!!! Czekam nn <3
heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
Jezu znowu sie poplakalam, piszesz najcudowniejsze opowiadania jakie tylko czytalam ! xoxo
OdpowiedzUsuńNajlepszy rozdział ever !!!
OdpowiedzUsuńPO PROSTU GENIALNE
Czegoś takiego się nie spodziewałam
Jestem ciekawa co będzie dalej <3333
Płaczę :') to jest cudowne <3 czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńpogodzą sie wiem to !
OdpowiedzUsuńdługo bez siebie nie wytrzymają :)
końcówka najlepsza:D
Kurwa Bree ja cie kocham ! :*
Wow cudowne ;)
OdpowiedzUsuńZ jednej strony jestem smutna, bo Bree znowu wzięła i wszystko się zjebało, no ale z drugiej...Justin powiedział, że ją kocha, ale to i tak poszło na marne, bo ona odchodzi :( Nie przychodzi mi nic do głowy, nie wiem co będzie dalej, ale jestem pewna, że znowu nas mega zaskoczysz :D Po raz drugi udanego wyjazdu <3
OdpowiedzUsuńJak zwykle ucinasz w takim momencie :( Jestem taka ciekawa co dalej, noo :D
OdpowiedzUsuńAle na tym to polega :D
Boże, biedna Bree.. No i Justin w sumie również, mimo, że to jego wina.. Mam nadzieję, że ona mu wybaczy, bo tak cholernie słodko wyznali sobie miłość, chodź szkoda, że w takiej sytuacji..
Jeju, Bree musi dojść do siebie.. A Justin musi o nich zawalczyć no, bo to się tak skończyć nie może.. :( Po prostu nie może.
My heaven jest moim ulubionym opowiadaniem z Twoich wszystkich i muszą tu być razem, bo nie wytrzymam no :(
Czekam na nn <3
~ Drew.
http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/
Jejjkuuuu KOCHAAM ! <3
OdpowiedzUsuńPlacze najlepszy rozdzial niemoge doczekac sie nastepnego
OdpowiedzUsuńJprdl rozdzial genialny *,* mam nadzieje że mu wybaczy ;** kocham ;***
OdpowiedzUsuńPo prostu genialne.
OdpowiedzUsuńJak w jakimś thrillerze. Wrażenia i wgl. Nie no ja do następnego nie wytrzymam.
Pierwszy raz Bree naćpana, z powodu Justin'a, a ten w końcu jej powiedział co czuje. Nie no teraz to nerwicy dostaje. Potrzebne mi są psychotropy czy coś bo zaraz dom pójdzie z dymem.
Siedem dni czekania. W tym tygodniu przewiduje załamanie nerwowe i psychicznie. Podejrzewam także ze zaraz zabije brata, przy okazji ucierpiał biedny kwiatek.
Czekam na kolejny i nie wiem czy wytrzymam oraz zapraszam do siebie http://shwatyissexy.blogspot.com/
Popłakałam sie, tak bardzo, czekam na nn nie mogę się go doczekać. @ilybizzle94
OdpowiedzUsuńŚwietny<3<3<3
OdpowiedzUsuńJezu, ŚWIETNY!!!!! Co oni teraz zrobią??? Co z dzieckiem?? Jak mogłaś przerwać w takim momencie?!?! Czekam nn :D @TheKlaudiaK
OdpowiedzUsuńJezu jesteś genialna. Wiedziałam że sie kochaja i przez to i tak będą razem już Justin coś wymyśli nie odpuści tego...mam taka nadzieję. A Bree jak sobie wszystko przemyśli to może zrozumie że parę razy próbował jej coś powiedzieć, że bardzo żałował tego co zrobił i bał se, że od nieo odejdzie i w sumie miała rację. Jeszcze raz rozdziała genialny
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Mam nadzieję, że będą razem : > I oby to opowiadanie się skończyło szczęśliwie
OdpowiedzUsuńTo jest boskie ale proszę cię niech ona wybaczy justinowi <3<3 a tak wogóle to kiedy nowa część ?
OdpowiedzUsuńkocham to
OdpowiedzUsuńO JEZU, JEZU, JEZU CO ZA KONCÓWKA.. Nie oddycham, serio.
OdpowiedzUsuńKurde musze pisać na tel i się boje, ze mi się zaraz wyłączy eh :((
Justin jest chyba głupi myśląc ze jak powie "Przepraszam. Bałem się ze odejdziesz" to Bree zmieknie i będą szczęśliwa rodzinką.
Przecież ona jest dzieckiem, a on ja wykorzystał i jeszcze na dodatek zaszła w ciąże.
Szkoda, ze nie ma nikogo z kim mogłaby o tym pogadać, wypłakać się.. Jeju biedna :((
Jestem ciekawa co Justin wymyśli ;)
Kocham max! :((
.
love-is-hard-baby.blogspot.com
.
Dodawaj szybko nowa część bo mnie tu chce szlak trafić błagam !! <3
OdpowiedzUsuńDodawaj szybko nowa część bo mnie tu chce szlak trafić błagam !! <3
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział!!! <3
OdpowiedzUsuń@TheKlaudiaK