niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 41...

***Oczami Justina***
Przez dość długi czas siedzieliśmy w niewielkim pokoju i bawiliśmy się z tym maluszkiem. Gdy tylko tu wszedłem i zobaczyłem, jak Bree trzymała tego aniołka na rękach, myślałem, że po prostu się rozpłaczę. Obie wyglądały przepięknie. Właśnie taki obrazek widziałem kiedyś, kiedy wyobrażałem sobie Bree z maleńką Lily. Muszę przyznać, że dorosłem do roli ojca. Wiedziałem, że byłbym w stanie dobrze zająć się swoją córeczką i zrobiłbym wszystko, aby zapewnić jej to, czego potrzebuje. Nie miałbym nawet rzadnych oporów, aby w tej właśnie chwili wziąć tę kruszynkę na ręce i zabrać ją do domu, razem z moją większą księżniczką.
Patrzyłem, jak Bree delikatnie głaszcze to maleństwo po główce, a na jej ustach cały czas widniał uśmiech. Ponownie wziąłem dziewczynkę na ręce i posadziłem ją na swoich kolanach.
-Wiesz, co wymyślili ci idioci, zwani moimi kumplami? A przede wszystkim twój brat? - zwróciłem się do szatynki, przytulając aniołka do swojej klatki piersiowej. Piętnastolatka pokręciła przecząco głową, siadając po turecku na łóżku i przypatrując mi się z zaciekawieniem. - Kiedy wróciłem wcoraj w nocy do domu, chcieli mi wepchnąć jakąś dziwkę do łóżka. Na dodatek, ona miała na imię Lily. Byłem tak wkurwiony, że myślałem, że ich rozerwę. - zacisnąłem szczękę, gładząc dziewczynkę po plecach.
-Spokojnie, Justin. - szepnęła Bree, przytulając się do mnie od tyłu. - Mogę cię o coś spytać? - przygryzła dolną wargę, na co skinąłem głową. - Wiedz, że ja nie będę na ciebie ani trochę zła. Chcę po prostu znać prawdę. - zmarszczyłem brwi, obejmując jej drobniutką talię jednym ramieniem.
-Odpowiem szczerze, tylko najpierw musisz mi powiedzieć, o co chodzi, kochanie. - ułożyłem dłoń w dole jej plecków, głaszczęc je delikatnie.
-Czy jak byłam w śpiączce, zdradziłeś mnie? Przespałeś się z inną? - jej głosik był cichy i nieśmiały.
-Nawet mi to przez myśl nie przeszło, skarbie. - pogładziłem kciukiem jej gładki policzek. - Kocham tylko ciebie i nie przespałbym się z inną laską. Nie ja. - pocałowałem ją w czubek nosa, przez co zachichotała cicho.
-Jesteś kochany, Justin. - szepnęłam, owijając ramionka wokół mojej szyi. Przytuliła się do mnie, całując delikatnie w policzek.
-A tak swoją drogą, na prawdę byś mi to wybaczyła? - zmarszczyłem brwi, wpatrując się w nią z zaciekawieniem.
-Nawet nie byłabym na ciebie zła. W końcu ja przez dwa miesiące nawet się nie odezwałam, a ty masz swoje potrzeby. - wzruszyła lekko ramionami, bawiąc się skrawkiem mojej koszulki.
-Brakowało mi cię. - szepnąłem w jej usta, po chwili muskając je delikatnie. - Cholernie mi ciebie brakowało. - tym razem na dłużej złączyłem nasze spragnione wargi. W międzyczasie położyłem maleńką dziewczynkę na łóżku, obok mnie, i skupiłem całą swoją uwagę na Bree. Ułożyłem dłonie na jej bioderkach , kiedy ona zsunęła się ze mnie i, obejmując moję twarz dłońmi, przyciągnęła mnie do siebie. Delikatnie naparłem na jej ciałko, kiedy szatynka oparła się o ramę łóżka. Moja ręka powędrowała pod jej kolano i w momencie, kiedy miałem jeszcze bardziej zmniejszyć odległość między nami, drzwi od sali otworzyły się, ukazując postać lekarza. Jak oparzeni oderwaliśmy się od siebie, unormowując nierówne oddechy.
-A co wy tu robicie? - jego brwi powędrowały ku górze, a ręce zaplotły się na piersi.
-Kiedy szłam korytarzem, zobaczyłam to maleństwo. - Bree wskazała głową na dziewczynkę. - Przyszłam się z nią po prostu przywitać, a Justin przyszedł tu za mną, kiedy nie znalazł mnie w sali, w której miałam leżeć. - wytłumaczyła, posyłając lekarzowi delikatny uśmiech.
-Dobrze. - westchnął, podchodząc do łóżka, na którym leżał maluszek.
-Gdzie jest matka tego dziecka? - spytałem odruchowo. Nie podobało mi się to, że tak mały szkrab leży tutaj sam. Każdy mógł wejść i po prostu go zabrać. Nie wspomnę o tym, że to był dokładnie mój pomysł.
-Kobieta zmarła przy porodzie, a ojciec wyparł się tego dziecka. Dziewczynka ma lekkie problemy zdrowotne, dlatego nie oddaliśmy jej do domu dziecka, tylko zatrzymaliśmy w szpitalu. - wyjaśnił, patrząc smutno na kruszynkę.
-To znaczy, że nie będzie żadnych przeciwskazań, żebyśmy mogli ją ze sobą zabrać? - wyszczerzyłem się do lekarza, głaszcząc dzieciaczka po główce.
-Doceniam wasze chęci, ale adopcja wcale nie jestem taka prosta. - zaśmiał się cicho. - Przede wszystkim, twoja partnerka musi mieć skończone osiemnaście lat, a z tego, co wiem, a także z tego, co widzę, nie ma. - sporzał znacząco na Bree. - A po drugie, rodzice adopcyjni nie mogą być karani. Mieliście może jakiś konflikt z prawem? - lekarz posłał nam znaczące spojrzenia.
-Coś się pewnie znajdzie. - westchnąłem, drapiąc się z zakłopotaniem po karku.
-A jak się czujesz? - mężczyzna zwrócił się do Bree, która usiadła obok mnie, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Dobrze. Już nic mi nie dolega. - zapewniła, opierając główkę na moim ramieniu.
-W takim razie będę mógł cię dzisiaj wypisać. Przyjdę niedługo do twojej sali. Czekaj tam na mnie. A teraz prosiłbym was, abyście zostawili już Amy w spokoju. Musi się przespać. - wskazał znacząco na aniołka, leżącego obok mnie.
Wziąłem dziewczynkę na ręce i przytuliłem do swojej klatki piersiowej, całując ją w główkę. Nie chciałem jej puścić, tylko cały czas trzymać w ramionach. Była tak maleńka i delikatna, że miałem wrażenie, że każdy, nawet najmniejszy ruch, może zrobić jej krzywdę.
Po paru chwilach patrzenia w maleńkie oczki Amy, oddałem ją pielęgniarce i chwyciłem Bree za rękę, udając się do wyjścia z sali.
-Nie wiedziałam, że tak kochasz dzieci. - uśmiechnęła się do mnie, kiedy opuściliśmy pomieszczenie.
-Sam o tym nie wiedziałem. - z moich ust wyleciał cichy chichot. - Po prostu tak się zmieniłem. Dzięki tobie. - pocałowałem ją w czoło, obejmując ramieniem.
Weszliśmy razem do sali szatynki, a ja zamknąłem za nami drzwi. Kiedy odwróciłem się w jej stronę, siedziała już na łóżku, w rękach trzymając kwiaty, które zostawiłem na pościeli, jak przyszedłem rano do Bree.
-Są przepiękne. Dziękuję. - szepnęła, wstając z łóżka i podchodząc do mnie. Wtuliła się w moje ciało, oplatając mnie ramionami w pasie.
-Wszystko dla mojej księżniczki. - odparłem, a uśmiech sam wkradł się na moje usta. Kiedy ona była szczęśliwa, automatycznie ja również robiłem się szczęśliwy. Coż, to po prostu miłość...
-Idę skorzystać z toalety i się ubrać. - szepnęła mi do ucha, po paru minutach przytulania. - Czekaj tu na mnie.
-Nigdzie się nie wybieram, kochanie. - usiadłem na łóżku, opierając się o swoje kolana.
Kiedy Bree zniknęła za drzwiami od łazienki, wziąłem do ręki jej telefon, wchodząc w galerię. Nie miałem oczywiście w planach jej szpiegować. Po prostu byłem ciekawy, jakie zdjęcia trzyma w swojej komórce. Mogłem zobaczyć, że było tam wiele fotografii, również z jej dzieciństwa. Wszedłem w pierwszy, lepszy film, ukazujący ją, siedzącą w piaskownicy. Miała na sobie różową sukieneczkę i kapelusik na główce, chroniący ją przed słońcem. Film został zrobiony przez Ryana, który siedział razem z Jackiem na ławce. Mieli wtedy po kilkanaście lat, a moje kochanie mogło mieć najwyżej pięć.
-Mała, idziemy już do domu!? - krzyknął Ryan, paląc papierosa.
Tak, już jako dzieciak imponowało mu wszystko, co zabronione.
-Nie. - odparła z przekorem malutka Bree.
-Kurwa, chodź już! Nudzi nam się. - chłopaki podnieśli się z ławki, kierując w stronę piaskownicy. Ryan podniósł Bree i wystawił ją poza piasek.
-Puść mnie! - pisnęłam szatynka, na co z moich ust wyleciał cichy chichot. Kiedy jednak brat nie spełnił jej polecenia i nadal niósł ją na rękach, wyrwała mu z ust papierosa, odchyliła jego koszulkę i wrzuciła za nią gorący przedmiot.
-Ja pierdole! - ryknął Ry, momentalnie stawiając małą Bree na ziemi i pozbywając się zza koszulki papierosa. Wykorzystując nieuwagę blondyna, słodki dzieciaczek pobiegł do piaskownicy, z powrotem sadzając swój tyłeczek na piasku.
W tym momencie drzwi od łazienki otworzyły się, ukazując, ubraną już, Bree. Kiedy spojrzała na moją rozbawioną minę, podeszła do łóżka i usiadł obok mnie, wpatrując się w ekran.
-Byłaś niebezpieczna już od małego. - zachichotałem, oddając jej telefon.
-Po prostu zawsze dostaję to, czego chcę. Powiedziałam Ryanowi, żeby mnie postawił. Nie posłuchał, więc musiałam poradzić sobie w inny sposób. - wyszczerzyła się do mnie, chowając komórkę do kieszeni jeansowych spodenek.
Nagle drzwi od sali otworzyły się, a do środka wszedł lekarz, z małą kartką w dłoniach. Obrócił ją parę razy i spojrzał na nas.
-Na pewno dobrze się czujesz? Nie jestem przekonany, czy powinienem wypuszczać cię już dzisiaj. Jesteś jeszcze słabiutka. - Bree, niemal niewidzialnie, przewróciła oczami, na dźwięk jego słów.
-Jestem przekonana, że właśnie to powienien pan zrobić. Nic mi nie jest. Na prawdę. - zapewniła go po raz kolejny, wstając z łóżka.
-Twoje wyniki badań są na prawdę dobre, więc pozwolę ci wyjść. - zarówno moja twarz, jak i Bree, rozświetliła się w promiennym uśmiechu. - Ale musisz jeszcze dużo odpoczywać i nie przemęczać się, dobrze?
-Oczywiście. - szatynka szybko skinęła głową.
-Tu jest twój wypis. Wierzę, że przekażesz go rodzicom. A teraz możecie już iść. - teraz i on się uśmiechnął.
-Dziękujemy za wszystko. - powiedziałem cicho, podnosząc z podłogi torbę Bree. - Do widzenia.
Po wyjściu z sali, udaliśmy się do windy, którą przedostaliśmy się na parter. Bez oglądania się za siebie wyszliśmy ze szpitala. Bałem się, że lekarz może jednak zmienić zdanie i postanowi zatrzymać Bree na obserwacji. A ja tak cholernie potrzebowałem mieć ją przy sobie...
Po paru chwilach znaleźliśmy się na parkingu. Otworzyłem dziewczynie drzwi od strony pasażera, za co podziękowała mi delikatnym uśmiechem. Sam zająłem miejsce kierowcy, odpalając silnik.
-Kurwa, teraz będę jechał chyba pięć na godzinę. Mam jakieś uprzedzenia do samochodów. - mruknąłem pod nosem, wyjeżdżając z parkingu.
-Spokojnie, Justin. - dziewczyna wychyliła się lekko i pocałowała mnie w policzek. - A teraz jedź do mnie do domu, bo moi rodzice nie wiedzą w ogóle, że się obudziłam.
Wykonałem jej polecenie bez słowa i ruszyłem w kierunku domu mojej księżniczki. Właściwie, chciałem mieć ją wyłącznie dla siebie. Oczywiście nie mam zamiaru dobierać się do niej, ponieważ wiem, że Bree jest jeszcze bardzo słabiutka, a nasz seks, przyznajmy sobie szczerze, nie należy do spokojnych i delikatnych. Po prostu chcę przez cały czas trzymać ją w ramionach. Nic więcej.
Po kilku minutach podjechaliśmy pod jej dom. Wysiadłem z samochodu i otworzyłem drzwi przed Bree, pomagając jej wysiąść.
-A co, jeśli twoja mama dostanie ataku serca? - spytałem niepewnie, zatrzymując się przed drzwiami.
-To powiedz jej to, a dopiero wtedy ja się jej pokażę. - popchnęła mnie lekko i zapukała do drzwi, chowając się za moimi plecami. Zachichotałem pod nosem, wsuwając ręce do kieszeni.
Drzwi zaczęły się powoli otwierać, ukazując w progu postać mamy szatynki. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie, wskazując, abym wszedł do środka. Ja jednak nie zrobiłem ani kroku, ponieważ zaraz za mną stała moja dzidzia.
-Dzień dobry. - zacząłem z głośnym westchnięciem. - Muszę panią przygotować. Za chwilę zobaczy pani swoją córeczkę.
-Justin, o czym ty mówisz? - zmarszczyła brwi, zakładając ręce na piersi.
W tym momencie zza moich pleców wyłoniła się drobniutka postać Bree.
-Cześć, mamo. - mruknęła nieśmiało, jednak po chwili wpadła kobiecie w objęcia.
-O Boże, Bree... - słyszałem, że głos jej mamy się załamał, kiedy wtuliła w swoje ciało szatynkę. - O Boże, ty żyjesz... - wyszeptała, głaszcząc ją po włosach.
Po chwili, razem weszliśmy do wnętrza domu. Mama Bree niemal natychmiast zaciągnęła ją do salonu i posadziła na kanapie.
-Jezu, dziecko, kiedy ty się obudziłaś? - wyszeptała przez łzy.
-Wczoraj wieczorem. - odparła z uśmiechem na ustach, kiedy ja stanąłem za nią i zacząłem się bawić jej włoskami.
-Dlaczego do mnie nie zadzwoniliście? - spojrzała z wyrzutem zarówno na swoją córkę, jak i na mnie.
-Chciałam ci zrobić niespodziankę. - moja dziewczynka wzruszyła lekko ramionami, opierając się o oparcie.
-A jak się czujesz, kochanie? - spytała z wyczuwalną troską, zakładając kosmyk jej włosków za ucho.
-Bardzo dobrze. - Bree przez cały czas była uśmiechnięta. Starałem się wyczytać z jej oczu, czy te emocje były udawane i czy ukrywała coś za nimi. Ciężko było mi tego jednak dokonać. Lecz kiedy kobieta spytała szatynkę, czy coś ją boli, a Bree niemal natychmiast odpowiedziała, że nie, zrozumiałem, że kłamie. Coś było jeszcze nie tak, jednak moje słoneczko nie chciało nas dodatkowo martwić. Widziałem to.
Po kilkunastu minutach ciągłych pytań, mama dziewczyny musiała zbierać się do pracy, dlatego pożegnała się z nami i opuściła dom. Ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszeliśmy, był dźwięk silnika, kiedy kobieta zjechała z podjazdu.
-W końcu sami. - westchnęła szatynka, podczac gdy ja opadłem obok niej na kanapę.
Wykorzystując tę piękną chwilę ciszy, przysunąłem się do piętnastolatki i jedną ręką obróciłem jej główkę w swoją stronę. Delikatnie i powoli wpiłem się w jej wargi, napierając swoim ciałem na jej. Dziewczyna opadła na kanapę, a ja zawisłem nad nią, nie przerywając pocałunku. Mój język ocierał się o jej, powodując przyjemne dreczcze, przechodzące przez nasze ciała. Oparłem się na łokciach, po obu stronach jej główki, kiedy Bree delikatnie gładziła moje policzki, z pasją oddając pocałunek. Na prawdę nie chciałem tego przerywać, ale wiedziałem, że muszę. Moja księżniczka jest jeszcze bardzo słabiutka, a ja nie chcę, a wręcz nie mogę dopuścić do tego, aby się przemęczała. Rozłączyłem nasze wargi, składając jeszcze delikatny pocałunek na jej czółku.
-Kocham cię. - szepnęłem, patrząc w jej hipnotyzujące tęczówki.
-Ja ciebie mocniej. - odparła, bawiąc się końcówkami moich włosów.
-Jestem starszy, więc się ze mną nie kłóć. - mruknąłem, po chwili, tak jak piętnastolatka, parskając śmiechem. - Ryan strasznie chce się z tobą zobaczyć. Jedziemy do mnie?
-Dobrze. - dziewczyna zepchnęła mnie ze swojego ciała i podniosła się, poprawiając bluzkę.
Udaliśmy się do przedpokoju, gdzie założyliśmy buty. Bree wzięła z szafki klucze, po czym razem wyszliśmy z domu. Poczekałem, aż szatynka zamknie drzwi, a następnie złapałem ją za rękę i poprowadziłem w stronę samochodu. Otworzyłem jej drzwi od strony pasażera, a sam usiadłem na fotelu kierowcy. Włączyłem silnik i wjechałem na drogę, prowadzącą do mojego domu.
Siedzieliśmy w ciszy, jednak nie takiej krępującej. Ta była przyjemna, dlatego, że ja i Bree potrafiliśmy zrozumieć się bez słów. Nie musieliśmy dużo mówić, aby cudownie czuć się w swoim towarzystwie.
Kilkanaście minut później zaparkowałem na podjeździe przed moim domem i zgasiłem silnik. Wysiadłem z samochodu, po czym otworzyłem drzwi od strony pasażera, pomagając Bree wstać. Ruszyliśmy w kierunku drzwi wejściowych i już po chwili znaleźliśmy się w środku budynku, skąd dochodziły śmiechy moich kumpli. Bree zdjęła buty i rzuciła swoją kurtkę na podłogę, a następnie, pewnym krokiem, udała się do salonu.
-Jakim, kurwa, prawem wpychasz Justinowi do łóżka jakąś dziwkę!? - krzyknęła, podchodząc do Ryana. Momentalnie parsknąłem śmiechem, tak samo, jak moi kumple. Ryan natomiast starał się powstrzymać wybuch śmiechu, jednak widziałem również, że był niesamowicie szczęśliwy, kiedy tylko zobaczył swoją siostrę. Momentalnie objął ją ramionami i uniósł na wysokość swojego pasa. Bree pokręciła z rozbawieniem głową, wtulając się w Ryana. Cóż, nie podobało mi się to, że blondyn trzymał swoje dłonie ułożone niebezpiecznie blisko jej tyłka, ale postanowiłem to zignorować. W końcu to jej brat.
-Kocham cię mała, ale myślałem, że już się nie obudzisz. - wyszeptał w jej włosy.
-Dlatego postanowiłeś znaleźć Justinowi koleżankę. - uderzyła go w tył głowy, powodując kolejny wybuch śmiechu wśród chłopaków.
***Oczami Bree***
Kiedy Ryan postawił mnie na ziemi, podeszłam do Jacka i przytuliłam się do niego. Praktycznie, przez ostatnie dwa lata on i Jake byli najbliżej mnie i zawsze mogłam na nich polegać. Nigdy mnie nie zawiedli.
-Miło, że w końcu postanowiłaś do nas wrócić. Nudno tu było bez ciebie. - pocałował mnie w głowę i po chwili puścił, uśmiechając się lekko.
-No wiem. - wyszczerzyłam się do niego, witając się również z resztą kumpli Justina. - Czekam na górze. - zwróciłam się do szatyna, który skinął głową.
Udałam się schodami, prosto do sypialni szatyna. Przed wszystkimi starałam się to ukrywać, jednak nie czuję się jeszcze najlepiej. Wydaje mi się, że Justin to widzi, jednak nie chciał martwić mojej mamy oraz brata. I dobrze. Położę się na chwilę i to wszystko minie.
Kiedy znalazłam się w jego pokoju i odwróciłam w stronę łóżka, mój wzrok przykuły woreczki z kokainą, leżące na łóżku. Moje samopoczucie znacznie się pogorszyło, a uśmiech, który jeszcze przed chwilą utrzymywał się na moich ustach, teraz zniknął.
-Miałeś chociaż spróbować. Obiecałeś mi to. - szepnęłam, podchodząc do łóżka. Wzięłam narkotyki do ręki i już miałam schować je do swojej kieszeni, kiedy drzwi od pokoju otworzyły się, a do środka wszedł Justin. Kiedy tylko zobaczył, co robię, jego tęczówki pociemniały, a szczęka, jak i pięści, zacisnęły się.
-Oddaj mi to. - warknął, zbliżając się do mnie.
Nie wiem nawet kiedy, po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. To straszne, jak z troskliwego i opiekuńczego chłopaka, w ciągu jednej, krótkiej chwili, potrafi zmienić się w faceta bez uczuć. To narkotyki tak na niego działają. Sprawiają, że staje się kimś innym. Kimś, kogo czasami potrafię się bać.
-Nie. Obiecałeś mi, że spróbujesz. Justin, nie możesz tego brać, rozumiesz? Po prostu nie możesz. - powiedziałam cicho, a w moim głosie nie było już tyle przekonania, co kiedyś.
-Powiedziałem, kurwa, oddaj mi to. - warknął głośniej, podchodząc do mnie. Przyparł moje ciało do ściany, boleśnie zaciskając dłonie na moich nadgarstkach.
-Justin, proszę cię, uspokój się. - jęknęłam, a spod mojej powieki uciekła kolejna łza.
-Uspokoję się, jak mi to oddasz, szmato. - syknął prosto w moją twarz, jeszcze bardziej dociskając mnie do ściany.
-Puść mnie, to boli. - załkałam, czując, jak coraz bardziej kręci mi się w głowie. Nie mogłam pojąć, jak z mojego kochanego Justina, mógł zmienić się w brutala, który tak mnie krzywdzi. Bałam się go. Po prostu się go bałam.
-Powiedziałem, kurwa, oddaj mi to! - wrzasnął, przez co zadrżałam, a obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać.
-Nie. - szepnęłam i już po chwili poczułam pieczenie na lewym policzku. Znowu mnie uderzył. Kolejny raz to zrobił, chociaż wiem, że tak na prawdę tego nie chciał.
~*~
Eh, nudny rozdział. Wiem. Jakoś ciężko było mi go napisać, kiedy moja głowa przepełniona była całkiem innymi pomysłami ;)
I mam taką sprawę. Byłoby mi miło, gdybyście komentowali rozdziały. Ja doceniam oczywiście każdy komentarz, tylko przy jednym pojawia się 40, a nawet 50 komentarzy, a przy drugim o połowę mniej. Ja rozumiem, że może Wam się nie podobać rozdział, ale wtedy napiszcie, co powinnam poprawić, a postaram się to zrobić ;)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was serdecznie na mojego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania:
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*

44 komentarze:

  1. Jeju Paula ... Musiałaś musiałas ... Zła Paula ! Justin ma byc Grzeczny !
    http://love-talent-hight-school-story-jb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ten Justin robi:((( Biedna Bree..,. A ty jak zwykle konczysz na najciekawszym momecie... Dzieki wiesz <333

    OdpowiedzUsuń
  3. PIERWSZA !
    łaaaa fajny tylko szkoda że krótki :((
    czekam na wielką dramę pomiędzy Bree i Justinem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG. Kurwa kocham to opowiadanie.
    Justin debilu nie masz prawa na nią podnosić rąk. ;/
    To takie słodkie jak zajmowali sie Amy ♥
    Z każdym rozdziałem bardziej kocham twojego bloga. Uwielbiam jak piszesz i nie przestawaj. Już 41 rozdział szybko minęło ;))
    Już mnie ciekawi co bd w następnym rozdziale. Justin pewnie jak się ogarnie to zacznie ja przepraszać. Ughrr jestem tak na niego zła. ;//
    Mam nadzieje że pojawi się szybko kolejny i weny życzę kochana ♥
    Pozdrawiam Karolina ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju co ten Justin robi?? Ogłupiał całkiem, rozdział świetny oczywiście przyznam ostatni bardziej mi sie podobał ale to chyba ze względu na to ze Bree sie obudziła i Justin tak sie wzruszał i wgl. Lubię kiedy jest taki czuły i lubię jak spędza tutaj czas z Amy to takie słodkie <3 Podoba mi sie bardzo to opowiadanie polecam moim znajomym juz :)) Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisty jak każdy ♡
    Justin noo ;C nie rób tak więcej. !!
    Bree biedne słoneczko ;(
    Kocham i czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. O Jezus Maria!!! Znowu ją uderzył!!! Jak on mógł?!?!
    już było tak dobrze!!
    No, ale przeciez byl na glodzie...
    BOSKI ROZDZIAŁ!!!
    To zdecydowanie najlepszy blog EVER!!
    Nie mogę się doczekać następnego!!
    Czekam i zycze weny :))
    @TheKlaudiaK ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak jak zwykle jestem zachwycona i uważam, że rozdział jest świetny. Czekam na nn z niecierpliwieniem :**

    OdpowiedzUsuń
  9. O nie Justin kretynie zostaw ją :(. Świetnie ci wyszedł rozdział kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  10. O buziuu !! Genialny jak zwykle ! ;))
    Zgadzam się z komentarzem wyżej najlepszy blog EVER <3
    Czekam nn ;d

    OdpowiedzUsuń
  11. Justinn Kurwa noo !!! ;/
    Co ty chuju robisz ?!! Gowno że na glodzie ! Nie możesz jej bić ;/
    Kocham twojego bloga i Cb też . Czekam na nasteny z niecierpliwością ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Jdhbdidnnxowlmwk !!!
    Booskie !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajnie by było jakby teraz wpadł do pokoju Ryan i najebał Justin'owi za to ze podniósł rękę na jego siostrzyczkę.
    Przepraszam za to ze długo nie komentowałam, ale za każdym razem gdy chce to zrobić nie mogę wyrazić w słowach jaki rozdział był cudowny.
    Justin powoli wyprowadza mnie z równowagi. Staje się dupkiem z chwili na chwile.
    Szkoda mi Bree, ale także się ciesze ze się obudziła i zaczyna żyć normalnie.
    Mam pytanie: Czy będzie druga cześć tego genialnego opowiadania?
    Kocham cie i życzę weny oraz zapraszam do siebie. http://shwatyissexy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. bywały lepsze, :)
    troche znudzona się czuje po przeczytaniu tego rozdziału :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Jakim cudem udało mu się zmienić tak szybko humor ?! Oczywiście w takim momencie musisz przerwać :))

    OdpowiedzUsuń
  16. ♥♥♥♥♥♥♥♥♥ ! ! !

    OdpowiedzUsuń
  17. O matko nie wiem co napisać. Rozdzial był taaaaaaki cudowny <3

    OdpowiedzUsuń
  18. I Ty mówisz, że to był nudny rozdział?!
    Skarbie! Ty nie potrafisz napisać niczego nudnego. Wszystkie Twoje rozdziały są pełne emocji i akcji!
    Podobały mi się słowa Bree, gdy powiedziała Justinowi, że by mu wybaczyła tą zdradę. Pokazała, jak bardzo współczuła chłopakowi, gdy ona była w śpiączce <3
    Szkoda, że nie mogą zaadoptować Amy :(( To byłoby kochane, jakby ją mieli :( Takiego szkraba, dosłownie, jak biedna Lily :(
    Na samo wspomnienie tego imienia, mam jakieś dziwne uczucie w żołądku i tak szczerze, chyba już zawsze będę mieć sentyment :(
    Rozdział był słodki i kochany, dopóki nie nadeszła końcówka :( Okropnie się czuję, gdy czytam, jak Justin nagle się zmienia :(
    Mam nadzieję, że on się wreszcie opamięta i zrozumie, co tak naprawdę robi piętnastolatce..
    Kurwa, są zbyt idealni, aby się kłócić, po prostu nie mogą, noo :(
    Uwielbiam Cię, oraz to, jak dbasz o czytelników. Mówiłam Ci to już wiele razy, ale podziwiam fakt, że starasz się dodawać jak najczęściej, a to naprawdę, uwierz mi - jest doceniane.
    Kocham Cię i czekam na kolejny!
    ~ Drew.
    glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com
    angelsdonotdieyet.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. superowy i wcale nie nudny

    OdpowiedzUsuń
  20. Rozdzial jest taki... taki cudowny ze mi slów brakuje :) chyba jak zwykle przy twoich opowiadaniach :)
    Pozdrawiam i weny zycze :*
    Czekam na nn ♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  21. Dziewczyno co ty robisz z moimi emocjami? Raz jak czytam jestem szczęśliwa bo Justin i Bree są szczęśliwi a za chwile drama a ja wkurzona na Bieber. Rozdział świetny *-* Czekam nn <3
    heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  22. Faajny rozdzial :) czekam na kolejny *.* kocham twoje opowiadania ♥

    OdpowiedzUsuń
  23. Ejno serio ? Ona się dopiero obudziła a ten ją walnal robisz z niego potfora . Zajebisty rozdział tylko szkoda mi Bree . Kocham twojego bloga i uważam że piszesz najlspsże opowiadanie . Mam nadzieję że justinowi uda się wyjść z nałogu buziak:** zapraszam do mnie na spodziewajsieniespodziewanego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  24. jest cudowny. dodaj szybko kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ty szmato! Uważasz że twoje rozdziały są do bani?! To ja kurde jestem zakonnicą! Nie możesz tak mówić. Rozdziały i ogólnie całe opowiadanie jest najlepsze z wszystkich które czytałam i przyznam sie że to pierwsze opowiadanie które komentuje. Jesteś the best :*

    OdpowiedzUsuń
  26. No i dupek Justin powraca :/ ogar Bieber -,-
    Rozdział super, kocham to <33
    KC i czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  27. jezu!!! jakbym mogla to chyba nym uderzyla Biebera za to. no kirwa. jak mógl znow ją uderzyc? jak?
    dobra rozumiem, ze jest na glodzie i wgl ale jejku. ona jest taka niewinna.
    on raz jest slodki i kochany a raz ją bije i wyzywa. i on chcialby miec dziecko?
    coz boje sie ze moglby mu cos zrobic .
    biedna bree
    a tak wgl jak mozesz mowic ze rozdzial nudny? nigdy, nigdy nie dodoalas nudnego rozdzialu. za kazdym razem zżerają mnie emocje. w kazdym rozdziale się coś dzieje. nigdy nie widzialam lepszej bloggerki od ciebie. to jak ty wszystko opisujesz jest niesamowite. masz taki ogromny talent !
    kocham cie i weny zycze.
    true-big-love-jb.blogspot.com
    red-sky-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  28. Cudowny czekam na następny!:*

    OdpowiedzUsuń
  29. strasznie mi się podobał jak zawsze kocham to opowiadanie <3
    tylko nienawidzę jak Justin staje się takim chujem i bije Bree on musi skończyć z ćpaniem strasznie są kochani a najbardziej Justin w szpitalu z małą Amy o jezu nie wiem jak mam opisać tego bloga no jest cudowny tak jak i z Cindy <3 masz straszny talent KC :*

    OdpowiedzUsuń
  30. Na początku popłakałam sie ze szczęścia,na końcu z nerwów...
    Było tak pięknie,a on znowu to zrobił ;c
    Czekam na nn <3
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  31. Ciekawy :) O matko i co teraz? Jezu już się nie mogę doczekać następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  32. Zajebiasty ♥

    OdpowiedzUsuń
  33. Zły Justinek oj zły ;(

    OdpowiedzUsuń
  34. niech wróci kochany JUstinek !! ;)

    OdpowiedzUsuń
  35. Kocham i czekam na nn. I niech Justin przestanie brać i niech zacznie myśleć nad tym co robi Bree gdy chodzi o narkotyki... KOCHAM :*

    OdpowiedzUsuń
  36. Zapraszam do mnie na bloga spodziewajsieniespodziewanego.blogspot.com tylko uprzedzam że to nie jesto justinie ale mam nadzieję że przeczytasz bo na razie jest 1rozdział który uważam że mi nie wyszedł i czekam na jakieś być moze wskazówki od ciebie bo zajebiscie piszesz a ja pisze pierwsze opowiadanie i Dodawaj szybko rozdział

    OdpowiedzUsuń
  37. Hzgshwgzyvwhsgshsbshsswnsjsisjsb awww szkoda tylko że on ją uderzył :( Życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  38. jhsdjkhasd,początek taki genialny,ale dlaczego on musiał na koniec ją uderzyć ? :(((
    z niecierpliwością czekam na nowy rozdział!

    http://decision-changing-everything.blogspot.com/ - zapraszam do mnie ♡

    OdpowiedzUsuń
  39. Uwielbiam to opowiadanie,jest cudowne <3

    OdpowiedzUsuń