czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 48...

***Oczami Austina***
Siedziałem w klubie, przy jednym ze stolików, razem z Jake'iem. Tak, jesteśmy przyjaciółmi. Właściwie od początku szkoły trzymaliśmy się zawsze razem. Kiedy mnie wyrzucili, nasze relacje uległy pogorszeniu, ale teraz, zdaje się, wszystko powoli wraca do normy.
-Austin... - z rozmyśleń wyrwał mnie, lekko spanikowany, głos Jake'a. - Spójrz za siebie...
Odwróciłem się twarzą do wnętrza klubu. Mój wzrok niemal natychmiast padł na Biebera, trzymającego za rękę Jenifer. Moje oczy lekko się rozszerzyły, kiedy zobaczyłem, że blondynka pchnęła go lekko na ścianę i wpiła się w jego wargi, sunąc dłońmi po klatce piersiowej chłopaka.
-To oni już nie są razem? - spytałem, wpatrując się w jeden punkt. - Justin i Bree, nie są już razem? - ponowiłem, lekko zirytowany, kiedy nie otrzymałem żdnej odpowiedzi. Wtedy spojrzałem w miejsce, w które wpatrzony był Jake. Drobna postać Bree stała niedaleko wyjścia. Tak, ona dobrze widziała, co w tej chwili robi jej chłopak. Chwilę później dziewczyna po prostu odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia, nie zwracając uwagi już na nic.
-Pójdę za nią. - Jake wstał z kanapy, udając się za szatynką.
A ja zostałem i patrzyłem, jak Bieber i Jenifer kierują się w stronę ostatniego pokoju, tym samym niszcząc życie mojej księżniczce. Po tym, co Bieber zrobił jej dwa tygodnie temu, chciałem go zabić. Na prawdę chciałem go zabić, jednak wiedziałem, że Bree nadal go kocha. Wspierałem ją i troszczyłem się o nią, lecz ona postanowiła mu wybaczyć i wrócić do niego. Po tym wszystkim, co jej zrobił, myślałem, że będzie teraz cały czas przy niej. On jednak, jak widać, woli pieprzyć na imprezie przypadkowe laski. Pomińmy fakt, że Jenifer jest moją byłą.
I w tym właśnie momencie przyszedł czas na prawdziwe, dorosłe decyzje. Mogę pozwolić na to, aby Justin zdradził Bree. Mogłem na to pozwolić, a później pocieszać Bree. Ponownie się do niej zbliżyć i starać się o nią. Mogłem sprawić, że wrócilibyśmy do siebie. Mogła znowu być moja...
Ja jednak byłem cholernie głupi, czyli inaczej dojrzały, i nie miałem zamiaru pozwolić mu skrzywdzić Bree. Moje słoneczko już wystarczająco dużo się nacierpiało.
Wstałem z krzesła i ruszyłem w stronę pokoju, za którgo drzwiami zniknęli Justin i Jenifer. Wszedłem do pomieszczenia, widząc ją, bez bluzki, i jego, trzymającego ręce na jej talii. Podszedłem do Biebera i wymierzyłem mu jedno, zdecydowanie słabe, uderzenie w szczękę. Nie chciałem zrobić mu teraz krzywdy. Chciałem, aby się obudził, oprzytomniał i przejrzał w końcu na oczy, zanim wszystko spieprzy. Odwróciłem jego twarz w swoją stronę. Nie było od niego czuć alkoholu. Mógłbym nawet przysiadz, że wypił mniej ode mnie. Jego źrenice również były naturalnej wielkości, co oznaczało, że nie był naćpany. Nie zachowywał się jednak normalnie. Powieki same mu się zamykały i jestem pewien, że nawet gdyby na prawdę chciał przelecieć Jenifer, nie zrobiłby tego, bo zasnąłby podczas zdejmowania spodni. On praktycznie zasypiał na stojąco, więc nie ma mowy o seksie w takim stanie.
-Ciesz się, że ratuję ci dupę, idioto. - mruknąłem pod nosem, kręcąc przy tym głową.
***Oczami Bree***
Wyszłam z klubu i niemal natychmiast wyjęłam z kieszeni paczkę papierosów. Wsunęłam jednego do ust, podpalając jego koniec zapalniczką. Zaciągnęłam się porządnie kilka razy i wypuściłam z płuc dym, który powodował lekkie podrażnienie mojego gardła. Nie paliłam od bardzo dawna, jednak bywały sytuacje, taka jak ta, że nie potrafiłam się bez tego obejść.
-I ty człowieku miałeś zostać ojcem? - prychnęłam sama do siebie.
W tym momencie przypomniały mi się słowa Justina, które wypowiedział do mnie podczas naszej pierwszej, wspólnie spędzonej, nocy, jako para. Przyrzekał mi, że nigdy mnie nie zdradzi i pomimo swojego charakeru, nie byłby do tego zdolny.
-Pierdol się, idioto. - mruknęłam pod nosem, przydeptując niedopałek papierosa butem.
Nie, nie miałam zamiaru płakać. Przynajmniej na razie. Cóż, mogłam się tego po nim spodziewać. W końcu, przeleciał połowę szkoły. I to niby dla mnie miałby się zmienić? Przecież to bez sensu.
Zaczęłam iść powoli chodnikiem, trzymając ręce zaplątane na piersi. W głowie cały czas miałam obraz Justina, obściskiwującego się z Jenifer. I chociaż starałam się go pozbyć, on ciągle powracał. Jestem niesamowicie ciekawa, co będzie mi tłumaczył jutro. Że tego nie chciał? Że była to chwila słabości? A może ponownie na mnie zrzuci winę, dlatego, że nie sypiałam z nim przez ponad dwa tygodnie, od czasu, kiedy mnie zgwałcił? Nie wiedziałam już, co mam o tym wszystkim myśleć. Prawdę mówiąc, chyba wolałabym, aby nasze relacje pozostały na etapie przyjaźni. Wtedy nie mogliśmy mieć do siebie o nic pretensji i lepiej się rozumieliśmy. Coraz częściej zaczynałam się zastanawiać, czy ja i Justin w ogóle powinniśmy być razem. Owszem, kochałam go, a on kochał mnie, jednak to nie wystarcza, aby stworzyć prawdziwy związek.
W pewnym momencie, kiedy szłam przed siebie, nie zwracając uwagi kompletnie na nic, co działo się dookoła, obok mnie zaczął zatrzymywać się jakiś samochód. Przez parę sekund jechał równo ze mną, kiedy w końcu postanowiłam zatrzymać się i wyjaścić wszystko z kierowcą.
-Może gdzieś cię podwieźć, słoneczko? - szyba od strony pasażera obniżyła się, a moim oczom ukazał się mężczyzna, koło dwudziestu czterech lat, czarnoskóry, siedzący na miejscu kierowcy.
-Dzięki, poradzę sobie. - mruknęłam, zakładając ręce na piersi i idąc dalej. On jednak nie odpuścił i trzymał się zaraz obok mnie.
-Tak piękna dziewczyna, jak ty, nie powinna chodzić o tej porze sama. - przewróciłam oczami, jednak nie zatrzymałam się. - To dla ciebie niebezpieczne. - zatrzymałam się, ponownie obracając swoje ciało w jego stronę.
-I uważasz, że bezpieczniej dla mnie byłoby pojechać z tobą? - uniosłam brwi, stukając rytmicznie stopą o chodnik.
-Zdecydowanie, skarbie. - uśmiechnął się do mnie łobuzersko, na co ja, po raz kolejny już dzisiaj, przewróciłam oczami.
-Właściwie i tak mam wszystko w dupie. - mruknęłam, po czym otworzyłam drzwi od strony pasażera i wsiadłam do samochodu. Nie myślałam wtedy, na jak wielkie niebezpieczeństwo się narażam. Byłam tak wkurzona, że praktycznie nie myślałam w ogóle. Chciałam tylko jak najszybciej znaleźć się w domu. Nic więcej.
-To gdzie cię zawieść, mała? - ruszył z chodnika, przenosząc na mnie wzrok.
-Byleby jak najdalej stąd. - warknęłam cicho, niemal niesłyszalnie, pod nosem. - Do zachodniej dzielnicy. - powiedziałam głośniej.
Ogólnie moje miasto funkcjonowało trochę inaczej, niż reszta miast. U nas, normalni ludzie mieszkali jedynie na obrzeżach, osiem mili od centrum miasta. Wiele osób w ogóle nie zapuszcza się do centrum.
Wtedy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni, widząc na wyświetlaczu, że dzwonił do mnie Ryan.
-Chłopak się martwi? - czarnoskóry uniósł pytająco brwi, spoglądając na mnie kątem oka.
-Nie ma na to czasu, bo właśnie pieprzy inną. - tępo wbiłam wzrok w przednią szybę. - To brat. - wzruszyłam ramionami i, ignorując dźwięk telefonu, schowałam go do kieszeni.
-Czyli rozumiem, że jesteś wolna... - zaczął, oblizując powoli wargi, a jedna z jego dłoni wylądowała na moim udzie.
-Nie, nie jestem i zabieraj te łapy. - mruknęłam, odkładając jego rękę na jego kolano.
-Zamierzasz wybaczyć chłopakowi zdradę? - tym razem oparł jedno ramię o moje oparcie.
-Wybaczałam mu już zdecydowanie za dużo, a zdrady nie mam zamiaru wybaczać. - fuknęłam, zagłębiając się w oparciu fotela.
-To może moglibyśmy pojechać w jakieś ustronniejsze miejsce, na przykład do lasu. Jestem pewien, że byłoby nam bardzo dobrze. - oblizał powoli wargi, wyjmując z kieszeni skręta. - Chcesz? - spojrzał na mnie znacząco.
-Dzięki, skończyłam z tym. - potrząsnęłam szybko głową, krzywiąc się lekko. - I masz mnie zawieźć tam, gdzie cię prosiłam, a nie do jakiegoś lasu. W ogóle wiesz, ile mam lat?
-Dziewiętnaście? - zachichotał, a ja momentalnie parsknęłam śmiechem.
-Nie chcesz wiedzieć. - poklepałam go lekko po ramieniu.
-Teraz to musisz powiedzieć, bo jestem cholernie ciekawy.
-Mam piętnaście lat, więc oszczedź sobie tych głupich tekstów, dobrze? - przeczesałam palcami włosy i odrzuciłam je do tyłu. Mina tego chłopaka była w tym momencie niesamowicie zabawna, oczy powiększyły mu się kilkukrotnie, a on wpatrywał się we mnię tępo.
-Piętnaście...? Zdecydowanie wyglądasz na starszą. - pokręcił szybko głową, skupiając się na drodze.
-A słyszałam, że na młodszą... - westchnęłam, przymykając powieki. Byłam zmęczona i jednocześnie wkurzona, więc nawet zauważyłam, że czarnoskóry przejechał miejsce, w którym miał mnie wysadzić i pojechał dalej. Zorientowałam się dopiero wtedy, kiedy zaczął zatrzymywać się na jednym z leśnych parkingów.
-Co ty robisz? - spytałam natychmiast, czując, że wzrasta we mnie panika.
-Chyba nie myślałaś, że jak grzeczny chłopiec odwiozę cię do domku. - na jego ustach pojawił się obrzydliwy uśmieszek. - Czas się troszeczkę zabawić. - mruknął, odpinając pasek od swoich spodni.
-Nie jestem dziwką, skurwielu. - warknęłam, pospiesznie otwierając drzwi. Wysiadłam z samochodu, biegnąc przed siebie, jednak już po chwili usłyszałam krzyki kolesia, który mnie tu przywiózł.
-I tak nie uciekniesz, ślicznotko! - razem z tymi słowami zobaczyłam przed sobą grupę chłopaków, opierających się o samochody. Dookoła był praktycznie jedynie las, a wokoło panowała całkowita ciemność.
-Nie... - szepnęłam sama do siebie. Jak mogłam być tak głupia, żeby o tej porze wsiadać z jakimś obcym facetem do samochodu? Przecież ja mu się wystawiłam. Jak mam teraz stąd uciec? Jestem sama jedyna, przeciwko kilku chłopakom. Moją jedyną szansą jest przypomnienie sobie tego, czego nauczyłam się na ustawkach.
-Chodź tu do nas, kochanie. - z jednej strony, od przodu, zaczęło się do mnie zbliżać trzech kolesi, a zanim zdążyłam się zorientować, czarnoskóry, który przywiózł mnie tutaj, ułożył dłonie na moich biodrach, od tyłu.
Zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Kiedyś nie zareagowałabym w ten sposób, jednak teraz bałam się. Po tym, co zrobił mi Justin, ciągle miałam wrażenie, że ktoś chce mnie skrzywdzić.
-Zostawcie mnie. - warknęłam, wyrywając się z objęć czarnoskórego chłopaka. On jednak oplątał ramiona wokół mojej talii i przyciągnął mnie do siebie.
Postanowiłam, że przyszedł czas użyć swoich zdolności w praktyce. Uniosłam kolano i z całej siły uderzyłam mężczyznę w krocze. Kiedy zgiął się w pół, wymierzyłam uderzenie w jego szczękę, w nos, a na koniec, ponownie z kolana, w brzuch. Kiedy odepchnęłam go od siebie, stracił równowagę i upadł na beton. Wtedy odwróciłam się do innego chłopka, który był najbliżej mnie, i jemu zrobiłam to samo, co temu pierwszemu.
-Ostra jest. - trzech kolejnych facetów podeszło do mnie. Z nimi nie miałam już szans. Trzech dorosłych mężczyzn na jedną, drobną piętnastolatkę? Nie, to zdecydowanie za dużo.
Jeden z nich szarpnął mnie za kurtkę i jednym szybkim ruchem ściągnął ją ze mnie, odrzucając ją na ziemię. Mnie jednak nadal przepełniała złość, a nie strach. Byłam wściekła na wszystkich. Na Justina, na Ryana, na Jacka i na tych facetów. Na siebie też byłam wkurzona, właściwie najbardziej.
Jeden z  chłopaków popchnął mnie lekko na maskę swojego samochodu i stanął między moimi nogami, w międzyczasie odpinając pasek od swoich spodni. Zacisnęłam palce w pięści i wymierzyłam mu uderzenie w nos, słysząc charakterystyczny dźwięk łamanych kości.
-Głupia dziwka. - warknął pod nosem, ocierając rękawem krew z nosa. Następnie, zanim zdążyłam sie zorientować, uderzył mnie z pięści w brzuch. Jęknęłam cicho, kładąc rękę na obolałym miejscu. Kiedy chciałam się wyrwać, uderzył mnie w twarz i mocniej docisnął do samochodu.
-Kurwa, puść mnie! - wrzasnęłam, szarpiąc się w jego uścisku. - Piętnastolatkę chcesz zgwałcić!? Pojebało cię!?
-Nie ważne, ile masz lat. - szepnął, kładąc dłonie na moich piersiach. Właśnie wtedy spod mojej powieki wypłynęła pierwsza łza i chociaż reszta też chciała wypłynąć, nie pozwoliłam im.
I nagle, jakby znikąd, na parkingu pojawiła się czarna, zakapturzona postać. Mężczyzna, poznałam po posturze i po ruchach, odepchnął ode mnie tych kolesi, uderzając ich parę razy w twarz oraz w brzuch. Trzymając się za obolałem miejsca, obserwowałam poczynania nieznajomego. Sam przegonił pięciu facetów, którzy wsiedli do swoich samochodów i odjechali z parkingu. Mężczyzna podszedł do mnie, a ja mogłam wtedy zobaczyć, że miał koło dwudziestu siedmiu lat.
-Nic ci nie zrobili? - spytał, zdejmując z głowy kaptur.
-Nic, dziękuję. - mruknęłam, gładząc się lekko po brzuchu. Wtedy właśnie spojrzałam na jego twarz. Te rysy, te usta i te oczy... Kogoś mi przypominał, jednak nie wiedziałam, kogo.
-Chodź, odprowadzę cię do domu. Nie powinnaś wracać sama. - objął mnie w talii i zaczął kierować się w stronę osiedla.
-Skąd wiesz, że tam mieszkam? - spytałam cicho, marszcząc przy tym brwi. Mężczyzna podrapał się lekko po karku, wsuwając dłonie do kieszeni.
-To jest pierwsza droga, jaką mogłem wybrać. - wzruszył lekko ramionami, idąc prosto przed siebie. - Za to ty nie powinnaś w ogóle przychodzić w takie miejsca. Prosisz się o to, żeby ktoś cię przeleciał.
-Trafiłam tu... przez przypadek. - wymamrotałam, wiedząc, że ma rację.
-Przez przypadek wsiadłaś do samochodu obcego faceta, tak? - spojrzał na mnie sceptycznie, a moje oczy rozszerzyły się znacznie.
-Skąd wiedziałeś, że... - gestykulując w powietrzu rękoma starałam się przekazać mu to, co chciałam powiedzieć.
-Widziałem. Dużo rzeczy widzę. - pokiwał lekko głową, odwracając ją w drugą stronę. - Wiem więcej, niż możesz sobie wyobrazić. - wyszeptał tak, abym nie mogła tego usłyszeć, jednak ja doskonale zrozumiałam to zdanie i wystraszyłam się jeszcze bardziej.
Przyspieszyłam kroku, chcąc w końcu znaleźć się w swoim domu. Ten facet był co najmniej dziwny. Nie znam go, za to, odniosłam takie wrażenie, że on mnie bardzo dobrze. Za dobrze...
-Poczekaj, księżniczko. Chyba nie chcesz iść dalej sama. Różni ludzie kręcą się po Detroit.
Po raz kolejny miał rację. Chyba jednak wolałam iść z nim, niż sama, narażając się na poważne niebezpieczeństwo. W końcu, gdyby chciał mnie skrzywdzić, już by to zrobił, a nie ratował mi życie, prawda?
W ciszy doszliśmy pod mój dom, w którym nadal paliły się światła. Odwróciłam się w stronę chłopaka. Znowu miał na głowie kaptur, przez co nie mogłam przyjrzeć się jego twarzy.
-Dziękuję, za wszystko. - powiedziam cicho, uśmiechając się do niego delikatnie.
-Cała przyjemność po mojej stronie. - odparł, ponownie wsuwając dłonie do kieszeni. Odwróciłam się w kierunku bramki, jednak zanim zdążyłam przez nią przejść, do moich uszu doszedł głos mężczyzny. - Pozdrów chłopaka. Pozdrów Justina...
Moje oczy rozszerzyły się znacznie, kiedy obróciłam się w jego stronę, jednak chłopaka już tam nie było. Jakby zniknął. Jakby wyparował w powietrzu, lub prysł, niczym bańka mydlana. Poczułam ucisk w żołądku. Nie wiedziałam, skąd ten człowiek mnie zna. Nie byłam nawet pewna, czy chcę wiedzieć.
Po chwili weszłam do domu, zastając moich rodziców, Ryana oraz Jack, chodzących po salonie. Kiedy tylko wzrok mamy wylądował na mnie, podeszła do mnie, objęła ramionami i wtuliła w siebie.
-Dziecko, tak się o ciebie martwiłam. Gdzie byłaś? Tak się bałam, że coś ci się stało. - wychlipała w moje ramię.
-Wszystko w porządku. Mogłam tylko zostać zgwałcona przez grupę jakiś facetów, ale zamiast tego uratował mnie psychol, który podobno bardzo dobrze mnie zna, chociaż ja widziałam go pierwszy raz w życiu. Dodatkowo, mój ukochany chłopak zdradził mnie dzisiaj, a możliwe, że po raz kolejny jestem z nim w ciąży, bo nie mam okresu od kilku pieprzonych dni! - krzyknęłam, wypowiadając wszystkie słowa bardzo szybko. Chwilę później wyrwałam się z uścisku mamy i pobiegłam schodami na górę, wpadając do swojego pokoju. To prawda, właśnie przed chwilą odkryłam, że powinnam dostać okres parę dni temu. Nie chciałam nawet dopuścić do siebie myśli, że po raz kolejny mogłabym zajść w ciążę. Nie w momencie, w którym dowiedziałam się, że mój chłopak mnie zdradza. Miałam nadzieję, że to po prostu pomyłka. Nie przypominam sobie, żebym przed gwałtem kochała się z Justinem bez zabezpieczeń.
Weszłam do łazienki i zapaliłam światło, a następnie podeszłam do szafki, wyjmując z niej kosmetyczkę. Rozsunęłam zamek i wyjęłam małe opakowanie z żyletkami, które w tym momencie jako jedyne mogły przynieść mi upragnione ukojenie. Nie, nie chciałam się zabić. Nie jestem taka słaba. Chciałam po prostu na chwilę zająć swój umysł czymś innym.
Przyłożyłam ostry, metalowy przedmiot do nadgarstka, z którego chwilę wcześniej odwiązałam chustkę, i wbiłam go w skórę, tworząc pierwsze przecięcie. Krew powoli wypłynęła z mojej rany, skapując do umywalki i barwiąc na czerwono jej powierzchnię. Wykonałam kolejne kilka cięć, wpatrując się w stróżki krwi, spływające powoli po moim nadgarstku. Na drugim zrobiłam to samo i już po chwili moja skóra pokryta była czerwoną substancją.
W tym momencie do łazienki weszła moja mama. Spojrzała na mnie z przerażeniem i już chciała wyrwać mi żyletkę, jednak jej w tym przeszkodziłam.
-Spokojnie, mamo. Nie chcę się zabić. To mnie po prostu uspokaja, działa, jak tabletki. To nic złego. Mnie to nie boli i nie robię sobie krzywdy. - wytłumaczym, odkręcając chłodną wodę i zmywając z przedramion krew.
-Dziecko, nie chcę, żebyś to robiła. Nie okaleczaj się, kochanie. - podeszła do mnie i pogłaskała po włosach.
Ja w tym czasie opłukałam nadgarstki i założyłam na nie opatrunki, które następnie przykryłam kolorowymi chustkami. Nie zwracając uwagi na mamę, wyszłam z łazienki i podeszłam do swojego łóżka, siadając na nim po turecku. Moja rodzicielka usiadła obok, gładząc delikatnie moje ramię.
-Wiesz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać, prawda? - zaczęła, patrząc mi prosto w oczy. - Co się dzisiaj wydarzyło? Opowiedz mi.
Wzięłam głęboki oddech i zaczesałam włosy do tyłu. Zdecydowałam, że powiem jej o wszystkim. Była moją matką. Widziałam, że starała się, abym traktowała ją również jak przyjaciółkę. Prawdę mówiąc, chciałam mieć do niej tyle zaufania. Chciałam żyć ze świadomością, że zawsze mogę się jej zwierzyć, kiedy tylko będę miała jakiś problem.
-Kiedy Justin przyszedł dzisiaj do nas, po południu, powiedział mi, że zapisał się na odwyk i chce skończyć z ćpaniem, żebyśmy znowu mogli być szczęśliwi, tak, jak dawniej. Cieszyłam się. Na prawdę się ucieszyłam, że chce to dla nas zrobić. Jednak kiedy Jack zabrał mnie do tego klubu... - zacięłam się, zaciskając mocno powieki. Nie chciałam płakać. Nie chciałam, aby moje łzy wypłynęły przez jego głupotę. - Całował się z Jenifer i szedł razem z nią w kierunku jednego z pokoi. Nie muszę chyba objaśniać, co z nią robił...
-Tak mi przykro, skarbie... - mama nachyliła się i pocałowała mnie w czoło.
Kiedy chciałam po raz kolejny coś powiedzieć, do mojego pokoju wszedł Ryan i Jack. Oparli się plecami o ścianę i wpatrywali się we mnie, co niesamowicie mnie denerwowało.
-Czy on zdradził mnie raz, czy to już trwało od dłuższego czasu? - spytałam, tępo wpatrując się w okno.
-Nie chcieliśmy ci tego mówić, Bree, ale on już od dawna pieprzy przypadkowe panienki na imprezach. Bieber nie potrafi być wierny. Przykro mi, że musiałaś dowiedzieć się o tym w ten sposób. - odparł Ryan, smutnym głosem.
-Szkoda, że nie powiedzieliście mi tego wcześniej, na przykład dwa tygodnie temu, zanim mnie pobił i zgwałcił... - mój głos pozbawiony był jakichkolwiek emocji.
W pokoju zapanowała kompletna cisza. Ja nie miałam zamiaru się odzywać, za to mama i chłopaki po prostu nie wiedzieli, co mają powiedzieć.
-Bree, a to, co w salonie powiedziałaś na sam koniec... to o ciąży... - nie potrafiła złożyć pełnego zdania, ponieważ cały czas się zacinała. - Skarbie, współżyłaś z Justinem bez zabezpieczeń? - spytała cicho, gładząc mnie po ramieniu.
-Nie wiem, nie pamiętam, może raz. - mruknęłam, odpinając guzik od swoich spodenek i ściągając je z siebie. Następnie przykryłam się kołdrą i położyłam głowę na poduszce. - To pewnie tylko pomyłka. Uważaliśmy. Nie chcieliśmy teraz dziecka. - obróciłam się plecami do mamy, brata i kuzyna. - Możecie już iść? Chce mi się spać. - dodałam i, ziewając głośno, zamknęłam powieki. Ostatnimi myślami, jakie powróciły do mojej głowy były zdrady Justina. Byłam przekonana, że mimo wszystko, mimo to, jaki był kiedyś, zmienił się dla mnie i jest mi wierny. Ufałam mu w stu procentach, a może nawet bardziej. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że może mnie zdradzać. Jednak nie płakałam. Uważałam, że łzy zostawia się na cierpienie, a to nie zaliczało się do cierpienia. Owszem, bolało. Serce mnie bolało, kiedy pomyślę sobie, że przez tyle czasu mnie oszukiwał. Jednak to było jedynie błachostką. Płakałam wtedy, kiedy mnie zgwałcił. Płakałam wtedy, kiedy dowiedziałam się, że mój maleńki aniołek nie żyje. Tamte wydarzenia były o wiele bardziej poważne, niż zdrada...
***Oczami Justina***
Kiedy obudziłem się rano i rozejrzałem po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem, zorientowałem się, że leżę na kanapie u siebie w salonie. Zmarszczyłem brwi, starając sobie przypomnieć jakiekolwiek wydarzenia ze wczorajszego wieczoru. Na marne. Całkowita pustka w głowie.
Wtedy usłyszałem za sobą kroki więc odchyliłem do tyłu głowę, aby zobaczyć, kim są moi goście. Muszę przyznać, że byłem mocno zdziwiony, kiedy zobaczyłem Austina i Jake'a.
-Jesteś z siebie zadowolony? - mruknął Austin, zkładając ręce na piersi.
-Ale o co ci chodzi? - uniosłem brwi, nie potrafiąc zrozumieć nic z jego słów.
-Może o to, jak wczoraj prawie zdradziłeś Bree? - odparł pytaniem na pytanie, tak, jak ja wcześniej.
Momentalnie zerwałem się z kanapy, wytrzeszczając oczy. W tym momencie błagałem Boga, aby okazało się to jedynie żałosnym żartem z ich strony.
-Kurwa, nie... - wymamrotałem pod nosem, zaciskając pięści. - Jak? Czemu? Kiedy? - z moich ust wylatywały bezsensowne pytania kiedy chodziłem w kółko po salonie.
-Całowałeś się z Jenifer, już byliście w jednym z pokoi na tyłach klubu, ale zdążyłem wam przerwać. - mruknął Austin.
-Z Jenifer!? - krzyknąłem, szarpiąc za końcówki swoich włosów. - Boże, jestem twoim dłużnikiem. Dzięki, stary. - poklepałem go po ramieniu, wchodząc do kuchni i nalewając sobie szklankę wody. - W ogóle jakim pieprzonym cudem miałem przespać się z tą idiotką? Przecież ja, kurwa, kocham Bree i nie miałem najmniejszego zamiaru jej zdradzać.
-My to wiemy, ale ona odniosła inne wrażenie... - wtrącił Jake, posyłając mi znaczące spojrzenie.
-Co... co wy chcecie przez to powiedzieć? - mój głos zadrżał, a oczy rozszerzyły się, kiedy powoli rozumiałem ich przekaz.
-Ona tam była. Widziała, jak wchodzisz razem z Jenifer do pokoju. To jasne, że pomyślała tylko o jednym.
-Ja pierdole. - warknąłem, kopiąc w róg kanapy. - Kurwa, kolejny raz ją krzywdzę. Kolejny raz jestem zwykłym chujem i kolejny raz rozumiem, że na nią nie zasługuję. Nie zasługuję nawet na najmniejszą część jej.
Dopiero teraz zrozumiałem, że odkąd poznałem Bree, ona cały czas cierpi. To ja sprowadzam na nią te wszystkie nieszczęścia. To, kurwa, przeze mnie dzieje się jej krzywda. Nie zasługuję na jej miłość. Moje maleństwo powinno związać się z kimś, kto będzie dla niej dobry. Ja potrafię ją jedynie ranić i doprowadzać do łez. Pieprzyć moje życie. Jestem jednym wielkim błędem, który nie udał się Bogu. Po cholerę w ogóle istnieją tacy ludzie, jak ja? Żeby niszczyć innych? Czy może niszczyć ich świat?
Nie wiem, ale jestem przekonany, że nie powinienem się urodzić. Nie powinienem...
***Oczami Bree***
Obudziłam się rano, czując, jak ktoś głaszcze mnie po głowie. Otworzyłam powoli powieki, napotykając zatroskane spojrzenie Ryana.
-Nie, nie to chciałabym zobaczyć, budząc się rano. - wymamrotałam, słysząc cichy śmiech brata.
-A ja bardzo chętnie oglądałbym cię z samego rana. - poruszył zabawnie brwiami, na co i ja parsknęłam śmiechem.
-Ryan, ty jesteś gejem, to po pierwsze, a po drugie, jestem twoją siostrą. - poklepałam go po ramieniu.
-Pozwól, że teraz ja coś wyjaśnię. Gejem byłem dwa lata temu, zmienił orientację i teraz interesują mnie dziewczynki, takie, jak ty. - rozczochrał moje włosy, przez co zmroziłam go wzrokiem.
-Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej? - sapnęłam z poirytowaniem. - Myślałam, że się przyjaźnimy.
-Przyjaźniliśmy się, kiedy nie byłaś taką suką. - zachichotał, a ja niemal natychmiast złapałam poduszkę i rzuciłam ją w twarz Ryana.
-Spierdalaj. - prychnęłam, udając naburmuszoną, małą dziewczynkę.
Naszą "kłótnię" przerwał dźwięk komórki, informujący o nowej wiadomości. Wzięłam telefon do ręki i odblokowałam go. Kiedy zauważyłam na wyświetlaczu imię mojego, jeszcze, chłopaka, straciłam humor, a do głowy powróciły mi wspomnienia ze wczorajszego wieczoru.
"12:00 w parku."
To jedyne słowa, jakie do mnie napisał. Po zdradzie wysyła mi trzy, pieprzone słowa! Chociaż z drugiej strony może to i dobrze. Nie będę miała przynajmniej żadnych oporów, żeby powiedzieć mu, co o nim myślę.
-To Bieber? - syknął mój brat, zaciskając szczękę i pięści.
-Tsa. - mruknęłam, odkrywając kołdrę i wstając z łóżka. - Chce się spotkać.
-Nie idź, mała. On na ciebie nie zasługuje. - Ryan położył mi rękę na ramieniu, jednak ja delikatnie ją strąciłam.
-Czas, żebyśmy sobie wszystko dokładnie wyjaśnili. Już czas...
***
Weszłam do parku, trzymając dłonie schowane w tylnych kieszeniach spodenek. Rozejrzałam się na boki, szukając jego - człowieka, który cholernie mnie zranił i równocześnie człowieka, który jest całym moim światem i z którym planowałam przyszłość. Kurwa, przecież my nawet myśleliśmy o dziecku. Po stracie Lily, długo rozmawialiśmy na temat ciąży. Chcieliśmy założyć rodzinę, nie czekając na moją pełnoletność. Postanowiliśmy zaczekać z tym do moich szesnastych urodzin. Tak, teraz wszystkie nasze plany poszły się jebać. Zresztą, tak jak całe nasze wspólne życie.
-Cześć... - mruknęłam, podchodząc do szatyna, siedzącego na ławce. Zachowywał się dziwnie. Nawet na mnie nie spojrzał, tylko palił papierosam trzymając jedną rękę schowaną w kieszeni bluzy.
-Siema. - mruknął pod nosem, rzucając niedopałek na chodnik.
-Masz mi coś do powiedzenia? - założyłam ręce na piersi, uderzając stopą o beton.
-Nie zdradziłem cię. - powiedział, nadal tępo wpatrując się w drzewa.
-Odniosłam inne wrażenie, kiedy lizałeś się z Jenifer w klubie, a potem zniknęliście w jednym z pokoi. - na prawdę staram się opanować swoje emocje.
-Nie pamiętam niczego z wczorajszego wieczoru. Całkowita pustka. Nic... - wyjął z kieszeni kolejnego papierosa i już chciał podpalić go zapalniczką, kiedy wyjęłam go z jego warg i wyrzuciłam na trawę.
-Możesz w końcu skawie na mnie spojrzeć? Czuję się, jakbym mówiła do ściany. - ułożyłam dwa palce pod jego brodą i obróciłam twarz chłopaka w swoją stronę.
-Nie potrafię ci, kurwa, spojrzeć w oczy. Czuję się, jak ostatni chuj. Gdyby nie Austin, przeleciałbym wczoraj tę dziwkę, chociaż wcale tego nie chciałem. - warknął, nadal unikając mojgo wzroku. - To twój były zaciągnął mnie do domu. I jestem mu za to cholernie wdzięczny...
-Ryan mówił, że zdradziłeś mnie wiele razy. - mruknęłam cicho, czując, jak niewidzialna gula tworzy się w moim gardle.
-Pojebało go!? - krzyknął, wreszcie na mnie spoglądając. - Nigdy w życiu cię nie zdradziłem!
-Nie wiem już, komu mam wierzyć. - pokręciłam przecząco głową, odrzucając włosy do tyłu.
-Wiesz co? Właściwie możesz wierzyć temu swojemu braciszkowi, który, odkąd się pojwił, chce mi jeszcze bardziej rozpieprzyć życie. - splunął na ziemię, wstając z ławki. - Przyszedłem tu, bo chcę ci coś powiedzieć. - wziął głęboki oddech, obejmując moją twarz dłońmi. - Nawet ślepy by zauważył, że nie układa się między nami. Potrafię cię tylko krzywdzić, nic więcej. To przeze mnie płaczesz i przeze mnie cierpisz. Proszę cię, słonko, znajdź sobie kogoś, kto pokocha cię chociaż w niewielkiej części tak, jak ja. Kochałem cię, kocham i będę kochać, ale, jak widać, ludzie tacy jak ja nie zasługują na miłość i szczęście. - zmarszczyłam brwi, nadal nie wiedząc, do czego zmierza. - Nasz związek nie ma już szans i nie ma nawet sensu. Będziesz się męczyć przy mnie. Zasługujesz na kogoś lepszego. To koniec, Bree. Koniec z nami. Odchodzę...
~*~
Cóż... rozdział miał się skończyć w innym momencie, ale tak jest wściwie lepiej ;)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ♥
Ps. Nie, Bree nie jest w ciąży. Tak tylko sobie napisałam ;)
Ps. 2. Jak Wam się podoba sablon? Wiem, nie jest z Madison, ale i tak jest dla mnie śliczny, a po prostu potrzebowałam zmian ;)

31 komentarzy:

  1. Nie nie nie nie !!!!! Nie nie nie nie !!1!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Justin! Ty kochany idioto!
    Świetny rozdzial <3
    Kocham nowy szablon, bloga i Ciebie bo to piszesz :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Paula błagam! dlaczego?! dlaczego?! niech tej jebany Ryan jej powie prawde a nie kurwa !
    kocham to opowiadanie czekam na następny <3
    zapraszam tutaj http://tough-love-jb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooooo. nieee. co to za końcówka? to noe moze byc tak !! on nie moze sobie odejsc. nie. onk sa zbyt idealni . przeciez nie moze no. oni nie potrafia bez siebie zyc. ;'(
    Austin... omfg kocham go. jezu. widac ze wciaz kocha Bree i ze jest dla niego wazna. jejku tak pieknie sie zachowal, az normalnie nie mg. a ten Ryan o jezuu co za skurwiel. przeciez ona cierpi. on nie moze jej tego robic. i co to za dziwne teksty do niej .? a i wgl co to za typ ja uratowal? o jejku. no nie moge . choler tooo jest perfekcyjne. tyle sie dzieje w tym rozdziale. alee Bieber idioto nie mozesz jej zostawic !!!!
    jezu no. umieram
    kocham cie x
    true-big-love-jb.blogspot.com
    red-sky-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wchodząc na bloga, wiedziałam, że nie będzie kolorowo. Ale kurwa! :( Zerwał z nią.. Najzwyczajniej z nią zerwał, chodź to raczej ona powinna z nim..
    Przeraża mnie ten chłopak, który tak dobrze zna Bree. Jezu, co teraz? Będzie ją śledził? A może będzie "aniołem stróżem", czy coś w tym stylu? :o Mam tylko nadzieję, że jest on dobry, a nie zły i nie będzie się wpierdzielał, tak jak NIEKTÓRZY (czyt. Ryan) w jej.. w sumie, to już nie związek..
    Kurwa, skoro Austin wiedział, że z Justinem było coś nie tak, dlaczego nie powie tego Bree?! Jezu, to przecież nie pierdolona wina Justina, że wsypali mu jakieś proszki.. Jejku, nienawidzę, gdy zło wygrywa, a w tym rozdziale, tak jest :( ( Co nie oznacza, że nie podoba mi się, wręcz przeciwnie, jest drama :D! )
    Mam ogromną nadzieję, że Bree zrozumie iż coś tu jest nie tak.. Że zacznie coś podejrzewać, węszyć, cokolwiek, byleby nie załamywać się..
    Ona jest silna, ona musi wytrzymać.. Dla ich dobra. Wierzę, że to się tak nie zakończy :(
    Bree teraz musi walczyć. :(
    Tak cholernie mnie wzruszyłaś tą ostatnią wypowiedzią Justina.. Miałam ochotę, wejść do ekranu i uderzyć go w twarz za to.. Człowieku, tymi słowami, całkowicie wszystko rozerwałeś :(
    Czekam na kolejny :(
    ~ Drew.
    http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/
    http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdzial jak zawsze wyszedl ci cudownie.
    Nie no jakim Ryan jest pedofilem. Masakra. Biedna Bree, wspolczuje.
    Czy ten Bieber kiedys zmadrzeje?
    Czekam na kolejny rozdzial i sorry za bledy, ale kolega truje mi dupe, abym z nim porozmawiala.
    A wiec do zobaczenia. Swietny szablon, swietny rozdzial i swietna cala ty :D Weny zycze :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Błagam nie rób tego oni muszą być razem :(

    OdpowiedzUsuń
  8. O nie nie nie nie. Czemu? Jezu Justin pokazal że nie myśli o sobie tylko o Bree i że ją strasznie kocha. Chce już następnyyyy. Kocham :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Jprld jak mogłaś ?! Albo dzisiaj albo najpóźniej jutro wstawiasz kolejnyn!!!! Ale już !!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale z Justina debil xd Oni nie mogą się rozstać ;'C Normalnie się popłakałam... Cudny szablon co z tego że nie z Madison i tak jest boski ;* ...Nie mogę się doczekać kolejnego dawaj mi go szybko ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeenieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeenieeeeeeenienienienienieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nie rób mi tego kurwa!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Paula ja cie chyba kiedyś zabije.Zamiast iść spać,bo jutro testy siedze i rycze ;x
    Oni muszą być razem ;c
    Czekam na nn <3
    @scute4

    +Śliczny szablon ;d

    OdpowiedzUsuń
  13. świetny czekam na następny <3 mam nadzieję że pojawi się szybko :*
    marzwalczikochaj.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Niiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiieeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!
    Jak mozna? Ja sie pytam dlaczegoooo!!?!?!?!?

    OdpowiedzUsuń
  15. Drama :( Rozdział boski. Czekam nn <3
    http://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. OMG!!!
    Zajebisty !!!!
    C,ekam na next'a!!!
    Claudia xxx

    OdpowiedzUsuń
  17. No nie rób mi tego..... ; ( Dodaj dzisiaj kolejny proszę ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  18. wszystko super <3
    To jak piszesz jest super
    szablon jest super
    i to że Bree nie jest w ciąży też jest super <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Dlaczego!? Dlaczego!? Dlaczego!?
    Jak mogłaś teraz skońycz??
    Zabiję cię za to!
    I wgl czm znów kłótnia, przecież dopiero co się pogodzili.
    Ale ok to twój blog i napewno masz na to jakąś wizję i ja ci nie przeszkadzam w tym, tylko błagam cię o jedno.
    Niech oni nie zrywają, niech będą ze sobą dalej, niech poprostu będzie dobrze. Błagam!!!
    Ale z drugiej strony to w sumie dobrze, że to się wydarzyło, bo przecież nudne by było, gdyby oni ciągle byli mega szczęśliwi, wszystko byłoby piękne, ale po niedługim czasie zrobiłoby się nudne.
    Kocham, cb i tego bloga, dziękuj€, że wgl postanowiłaś to napisać.
    Czekam na nn :*

    Ciekawa jestem czy wgl chciało ci si€ to czytać xD

    Mam nadzieję, że nn, szybko napiszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Austin na pewno powie Bree że z Justinem coś było nie tak na tej imprezie i wtedy na pewno się zorientuje że to sprawka jej brata. Jezu Justin jest taki kochany... naprawdę musi ja bardzo kochać skoro zostawia ją dla jej "dobra". Błagam Cię niech to się szybko wyjaśni

    OdpowiedzUsuń
  21. Rozdzial swietny a Rayan juz mnie wkurwia czekam nn xD

    OdpowiedzUsuń
  22. Nieeeeeee to nie może być prawda!!! Oni jeszcze do siebie wrócą prawda? Boże rozdział zajebisty <3

    OdpowiedzUsuń
  23. Jezuu NIEEEE !!! ;'( tylko nie to ! Pieprzony braciszek -.- boziiu udusiłabym normalnie !. Niech sie wszystko wyjaśni ONI MUSZĄ BYĆ RAZEM ! <3333 Cudo znowu płacze, jak zawsze świetny *.* czekam na nn i myśle że oni się pogodzą :) KC <33

    OdpowiedzUsuń
  24. http://syrenkaharriel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. on muszą być razem!!

    OdpowiedzUsuń
  26. przeczytałam dzisiaj twojego całego bloga o mai i justinie w trzech ostatnich rozdziałach ryczalam jak bóbr masakra . jeju jakie to zajeviste było i czekam teraz na nowy rozdział tutaj xD :***

    OdpowiedzUsuń
  27. Oni muszą być razem! Oni są tacy idealni <3 Najlepsi Ona nie może mu na to pozwolić!!!

    OdpowiedzUsuń